Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 - Dla ciebie wejdę w otchłań część 2.

Ciche kroki dwóch kobiet niosły się po marmurowym korytarzu cesarskiego pałacu. Agrona przyglądała się swojemu odbiciu w lustrach zawieszonych na ścianach. Widząc się w starej, błękitnej sukni, miała wrażenie, jakby jej życie od czasu ślubu było jedynie snem. Nie musiałaby się bardzo starać, aby uwierzyć, że szła właśnie na zwykłe spotkanie ze swoim ojcem, których odbyła w swoim dzieciństwie setki. Zastanawiała się, czy gdyby mogła, wróciłaby do starego życia. W jej głowie szybko pojawiła się prosta odpowiedź: "nie". Widziała oczami wyobraźni twarze wszystkich swoich przyjaciół, ludzi, którzy pokazali jej, czym jest prawdziwa rodzina, i w tym samym czasie rzeczywistymi oczami obserwowała spokój i sielankową atmosferę, jakie spowijały Marmurowy Pałac, zdając sobie w pełni sprawę, że była to jedynie zwykła, kłamliwa iluzja.

Ochmistrzyni nie musiała prowadzić ognistej czarodziejki do sali tronowej, sama świetnie znała drogę. Jednak Agrona grzecznie kroczyła za podstarzałą już kobietą, którą pamiętała jako ciepłą, ale surową opiekunkę z czasów, gdy była dzieckiem. Po krótkim spacerze, który zabrał Pierwszą Księżniczkę w podróż w przeszłość, znalazły się u celu. Ochmistrzyni skłoniła się i odeszła, zostawiając dziewczynę samą sobie. Straż otwarła przed nią duże, drewniane drzwi, odsłaniając majestatyczną salę.

Obcasy srebrnych pantofelków wypełniały w większości pustą komnatę głośnym stukotem. Królowa Evercore szła spokojnie, nie zdradzając zdenerwowania. Patrzyła prosto w złote oczy ojca, piękne i równocześnie zimne jak metal. Po prawej stronie cesarza stał Mert Kagan, namiestnik Enyo, przypatrywał się księżniczce z podejrzanym uśmieszkiem na ustach. Ciemna skóra kontrastowała z białym marmurem w tle. Obok niego niczym cień tkwił jak zwykle Serkan Savas. Szkarłatne oczy Enyona odbijały światło jak najbardziej zjawiskowe rubiny. Po lewej stronie Lunarstorma dumnie czuwał Aivar Ruarinn. Na poważniej twarzy czaiły się dziwne, skryte emocje, które jedynie pod odpowiednim kątem przybierały postać grymasu bólu. Mimo tego spojrzenie szmaragdowych oczu pozostało tak ostre, jak Agrona je zapamiętała. Ostatni w sali znajdował się Arvo Mainio, namiestnik Orestesa. Czarodziejka prawie wzdrygnęła się na widok straszliwej, zaognionej rany przecinającej jego twarz. Wyglądała, jakby została dopiero co zadana, jednak Orestesin sprawiał wrażenie, jakby zdążył się już do niej świetnie przyzwyczaić.

Pierwsza Księżniczka zatrzymała się jedynie parę kroków przed podwyższeniem tronu. Skłoniła się nisko i powiedziała słodkim głosem:

— Wasza Cesarska Mość, chciałeś mnie widzieć.

Lukyan patrzył na nią bez emocji. Z podpartą na pięści głową sprawiał wrażenie pustej skorupy. Po chwili odetchnął głęboko, a na jego twarzy pojawiła się imitacja uśmiechu.

— Wiesz, że już w dniu twoich narodzin zdałem sobie sprawę, że będziesz potężna? Gdy tylko zobaczyłem ten tlący się płomień w twoich oczach, zapragnąłem, aby zapłonął jak jeszcze żaden przed nim. Dlatego mogę mieć pretensje jedynie do siebie, że muszę go teraz ugasić.

Agrona podniosła wzrok z podłogi na ojca. Wiedział. Myślała, że ta chwila bardziej ją przerazi. Sądziła, że strach ją sparaliżuje, odbierze oddech. Zamiast tego czuła ulgę. Nie musiała dłużej bawić się w te gierki, stąpać ostrożnie po polu minowym. W końcu mogła zrobić to, co robiła najlepiej: spopielać.

Z dzikim wrzaskiem wznieciła płomienie na całym swoim ciele, spowijając je w ognistym płaszczu. Namiestnicy u boku jej ojca dobyli broni i uformowali magię. Strażnicy pod ścianami stanęli gotowi do ataku. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi nie bała się. Czuła siłę Ouranosa wirującą w jej żyłach, a do tego wierzyła Sandarowi. Nie była tam sama.

Rozłożyła ramiona i nabrała głęboko oddechu. Zamierzała zamienić Marmurowy Pałac, swój dom, w prawdziwe piekło, pokazać na ile ją stać i sprawdzić swoje limity. Płomienie nabierały na sile i wielkości. Jednak nikt nie zbliżył się do niej nawet na krok. Wszyscy przygotowali się jedynie do ewentualnej obrony.

— Muszę ci przyznać, że spośród twojego rodzeństwa ty odziedziczyłaś najwięcej po Lunarstormach — mówił w pełni spokojny Lukyan. — Gdybyś tylko rozumiała, o co walczę, byłabyś idealną cesarzową. Jednak twoja matka splamiła cię jedną słabością... miłością. Wprowadzić go!

Boczne drzwi komnaty otworzyły się ze skrzypnięciem. Agrona odwróciła wzrok w ich stronę gotowa na atak, ale gdy z cienia wyłoniły się trzy postacie, jej wzniesione ręce opadły, a płomienie przygasły.

— Evan... — szepnęła tonem rozdartego serca.

Dwóch strażników wlokło po posadzce młodego Ruarinna. Chłopak próbował utrzymać się na nogach, lecz co chwila upadał ciężko na kolana. Jego ciało pokrywały niezliczone siniaki, opuchlizny i obtarcia, z których powoli sączyła się krew. Złote loki nabrały szarordzawego koloru i posklejały się w strąki. Ręce zakute w ciężkie kajdany mimo muskulatury wydawały się okropnie słabe, a szmaragdowe oczy straciły swój blask i zaszły czerwienią.

Żołnierze rzucili chłopaka pod podwyższenie tronu. Evander klęczał tuż przy nogach imperatora, starając się utrzymać w pionie chociaż górną część ciała. Przychodziło mu to z trudem.

Rozejrzał się w otumanieniu po sali. Gdy jego mętny wzrok trafił na Agronę, w umęczonym spojrzeniu zajaśniała iskierka życia. Wyciągnął dłonie w stronę dziewczyny, ledwo dźwigając ciężkie łańcuchy. Chciał się do niej zbliżyć, lecz stracił równowagę. Opadł ciężko na dygoczące dłonie.

— Nic im nie powiedziałem — wychrypiał cicho. — Niczego się ode mnie nie dowiedzieli.

Oczy księżniczki zaczęły piec od napierających łez. Usta zadrżały i wykrzywiły się w grymasie bólu. Zwróciła twarz ku ojcu. Jej wściekłość była ogniem, żarem i wulkanem. Płomienie ponownie zyskały na sile. Domagały się zemsty. Szeptały cichutko prosto w ucho dziewczyny: "Spal ich wszystkich".

— Zapłacisz za całe swoje okrucieństwo — wycedziła przez zęby. — Choćbym miała przebić się przez wszystkich strażników i namiestników Cesarstwa, dosięgnę cię i zniszczę.

Zrobiła krok w stronę tronu. W tym samym momencie Mert Kagan chwycił Evandera za włosy, uniósł brutalnie jego głowę i przyłożył sztylet do szyi.

— To enyowska stal. Wiesz, jakie ma właściwości? — mówił z szyderczym uśmiechem Lukyan. — Jeśli nie, możesz zawsze zapytać Arvo. Coś niecoś o niej wie.

Agrona szybko zerknęła na namiestnika Orestesa. Przerażająca szrama na jego twarzy wywołała dreszcze na plecach dziewczyny. Rany po enyowskiej stali nigdy się nie zagoją, nie pomogą nawet najpotężniejsi uzdrowiciele w galaktyce.

— Nie, żeby robiło to dużą różnicę w tym przypadku — powiedział beztroskim tonem Namiestnik Enyo. — Poderżnięte gardło zazwyczaj kończy się tak samo niezależnie od oręża.

— To twój syn! — warknęła wściekle w stronę starego Ruarinna Agrona. — Zamierzasz się jedynie przyglądać, jak go zarzynają?!

Szmaragdowe oczy pozostały zimne, nawet gdy przelotnie przemknęły po umęczonym ciele dziedzica Notus.

— Przestał być moim synem, gdy postawił cię wyżej od własnego rodu — odparł bez emocji Aivar. — Jeśli będzie trzeba, osobiście wykonam egzekucję.

Księżniczka ściągnęła brwi. Usłyszane słowa odbijały się głucho w jej głowie. Nie potrafiła pojąć, jakim cudem mogły być prawdziwe.

— Więc jak to będzie? — Imperator przeszył ją spojrzeniem. — Podejmujesz się wyzwania przedarcia się przez wszystkich moim strażników i namiestników, płacąc przy okazji krwią chłopaka? Czy pójdziesz grzecznie ze mną, a nikt nie straci dzisiaj życia?

Oddech Agrony stawał się coraz bardziej nierówny. Czoło zrosił pot, a serce zaczęło wypełniać zwątpienie. Nie mogła się poddać, ale równocześnie nie wyobrażała sobie poświęcić Evana. Spojrzała na wynędzniałą twarz chłopaka. Kręcił lekko głową, błagając ją zamroczonym wzrokiem, by porzuciła go, zapłaciła jego życiem za swoje. Nie potrafiła. Ostatnia nadzieja leżała w Sandarze.

— Przyrzekasz? — zapytała ściśniętym gardłem.

— Przyrzekam na Tennagorze. Jeśli będziesz mi posłuszna, nikt dzisiaj nie umrze.

Jeszcze raz ciężko odetchnęła. Przymknęła oczy i spuściła nieznacznie głowę. Jej ramiona opadły po bokach ciała, a płomienie rozpłynęły się bez śladu.

— Nie... Nie! — jęczał młody Ruarinn, szarpiąc się w uścisku Kagana.

— Rozsądna decyzja. Jak na moją córkę przystało... Zabierzcie chłopaka z powrotem do celi!

Evander wyciągał desperacko ręce w kierunku Agrony, jednak jego wysiłki zdawały się na nic. Strażnicy, którzy wprowadzili go do sali, chwycili go za ramiona i zaczęli wywlekać z powrotem w kierunku bocznych drzwi. Księżniczka uśmiechnęła się gorzko do przyjaciela, lecz w tym uśmiechu kryła się obietnica. "Wrócę po ciebie". Gdy postać Evana zniknęła w mroku korytarza, dziewczynie wydawało się, że słyszy, jak kawałek jej serca pęka i odłamuje się od reszty. Mogłaby przysiąc, że roztrzaskał się na kamiennej posadzce.

Niedługo później ognista czarodziejka podążała za swoim ojcem korytarzami Marmurowego Pałacu. Wpatrywała się maniakalnie w plecy rodziciela. W wyobraźni odtwarzała w kółko scenę, w której zatapia w nie ostrze miecza lub spowija je dzikimi płomieniami. Niestety w rzeczywistości między nią a Lukyanem niczym ściana nie do przebicia maszerowała para strażników. Natomiast tuż za dziewczyną, cała kolumna żołnierzy obserwowała jej każdy krok.

Agrona świetnie znała trasę, jaką obrali. Oczywiście mogła prowadzić do wielu miejsc, lecz fakt, że podążali najkrótszą drogą z sali tronowej do Wiecznego Źródła, nie mógł być przypadkowy. Jej ojciec znowu zamierzał zniewolić jej umysł. Na myśl, że miałaby wrócić w nicość, przeszedł ją złowieszczy dreszcz. Jednak nadal nie traciła nadziei. Wiedziała, że Sandar jej pomoże i wyciągnie z tej beznadziejnej sytuacji. Nawet jeśli zbliżała się niebezpiecznie blisko progu, którego Silverblaze nie był w stanie przekroczyć.

Cały orszak skręcił w prawo na następnym skrzyżowaniu korytarzy. Oczy księżniczki wpatrywały się z coraz większą obawą w wielkie marmurowe wrota na wprost niej. Bijąca zza nich starożytna magia obmywała jej ciało nawet ze znacznej odległości. Przynosiła ukojenie i spokój, lecz tylko z pozoru. W rzeczywistości miała przyczynić się do ponownego zniewolenia Agrony.

Przed wejściem do Wiecznego Źródła stała pozostała dwójka cesarskich potomków w towarzystwie kolejnych strażników. Arete w objęciach brata wspierała głowę na jego ramieniu. Smutek bijący z twarzy dziewczyny mógłby przyćmić najsłoneczniejszy dzień. Gdyby ktoś ze świty cesarzowej Berenice zobaczył ją w tamtym momencie, z pewnością ujrzałby we wspomnieniach zrezygnowaną postać swojej pani tuż przed jej śmiercią.

Błękitne oczy Arete skierowały się w kierunku nadchodzącego orszaku. Gdy dostrzegły Pierwszą Księżniczkę, wypełniły się głębokim żalem, który wydawał się wylewać na kamienną posadzkę i wzbierać niczym powódź. Agrona uśmiechnęła się delikatnie do siostry, chcąc dodać jej otuchy, lecz dziewczyna w odpowiedzi wykrzywiła twarz w grymasie udręczonego szczęścia. Jednak próżno było szukać tam ulgi.

— Otworzyć wrota! — Ostry ton głosu Lukyana rozbrzmiał w pomieszczeniu. — Fintan wprowadź Arete do środka.

Agrona zwolniła krok. Chciała kupić jeszcze kilka sekund, jeszcze jedną chwilkę. Wierzyła, że za moment otoczą ją bezdenne cienie, zniszczą jej wrogów i unieruchomią imperatora. Jednak jej rodzeństwo było już wewnątrz komnaty, za nimi wszedł cesarz, aż w końcu i ona została mocno pchnięta przez strażnika i znalazła się w środku. Słyszała złowieszcze zgrzytanie wielkich, marmurowych odrzwi, aż w końcu w Wiecznym Źródle rozległ się głośny trzask. Wyprowadzili ją z zasięgu Sandara. Została sama.

Stary Lunarstorm stanął na środku pomieszczenia, obok niego Arete wraz z Fintanem. Pod ich stopami piętrzyły się dziesiątki warstw kryształowej posadzki, a jeszcze niżej ciągnął się tunel wprost do serca planety. Z każdym powolnym krokiem Pierwsza Księżniczka była coraz bardziej oszołomiona ilością energii wirującą w powietrzu. Przyzwyczaiła się do magii Lugos, lecz moc Ouranosa stanowiła coś nowego, czego nie wiedziała, jak właściwie kontrolować.

Zmierzała do centrum sali, gdzie oczekiwał jej ojciec. Złote oczy wydawały się rozbawione. Lekceważył ją, sądził, że już wygrał. Ognista czarodziejka wzięła cichy, ale bardzo głęboki oddech. Pochłaniała ogromne ilości magii. Potrzebowała jej dużo, by wygrać. Potrzebowała jej całej.

Kiedy ledwie kilka kroków dzieliło ją od obrzydliwego uśmieszku cesarza, wybuchła dzikim ogniem. Strażnicy najbliżej niej nie mieli czasu na reakcję, zostali brutalnie odrzuceni. Reszta żołnierzy rzuciła się do walki. Jednak nie docenili swojej przeciwniczki. Płomienie księżniczki przybrały postać wężowych smoków, wirujących wokół jej postaci. Oślepiały, dusiły i pożerały. Sama Agrona również zadawała bezlitosne ciosy, wymykając się każdej próbie schwytania. Choć błękitna suknia plątała się pod jej nogami, nie była wystarczającym spowolnieniem. Trzech strażników zostało wyeliminowanych przez bestie zrodzone z żywiołu. Dwóch ugięło się pod ciosami księżniczki. Gdy czarodziejka celowała kulą ognia w kolejnego przeciwnika, usłyszała przerażony pisk za swoimi plecami.

Odwróciła szybko głowę, nie opuszczając gardy. Zacisnęła szczęki, a jej twarz wykrzywiona w furii wydawała się dzika i barbarzyńska. Lukyan trzymał Arete mocno za kark, nie pozwalając się ruszyć, natomiast jego druga ręka, błyszcząca karmazynowym płomieniem, znajdowała się zaledwie parę centymetrów od twarzy dziewczyny. Patrzył na Agronę lodowatym spojrzeniem, a na jego ustach majaczyła drwina. Za jego plecami Fintan wpatrywał się z maniakalnym szałem w młodszą siostrę.

— Wystarczy tego pokazu. Teraz podejdziesz tutaj grzecznie.

— Nie myśl, że dam się nabrać na tę szopkę! — Królowa Lugos zaśmiała się wściekle. — Nawet po tym wszystkim, co mi zrobiłeś, nie uwierzę, że byłbyś w stanie skrzywdzić Arete!

Bez jakiejkolwiek emocji imperator zbliżył dłoń do twarzy córki. Płomienie polizały skórę dziewczyny, znacząc ją czerwonymi śladami. Komnatę rozdarł przeraźliwy wrzask bólu. Agrona wykrzyczała imię siostry, w tym samym czasie Pierwszy Książę rzucił się na ojca. Chwycił jego rękę i wykrzywił, by odciągnąć ją od Arete.

— Nie waż się jej tknąć! — wycharczał ze zwierzęcą furią.

Lukyan zlustrował syna wzrokiem pełnym dezaprobaty. Pomimo szarpania ledwie się ruszył. Po chwili z jego palców wystrzelił słup ognia, wyrzucając Fintana w tył. Chłopak poturlał się po podłodze kilka metrów. Z jego klatki piersiowej unosił się lekki dym. Podniósł się z trudem do półleżącej pozycji, dysząc ciężko.

— Spróbuj jeszcze raz się mi sprzeciwić, a podzielisz los dziedzica Notus — ostrzegł mrożącym krew w żyłach tonem cesarz. — Agrona! Podejdziesz tutaj grzecznie!

Pierwsza Księżniczka z paniką wpatrywała się w łkającą siostrę, tkwiącą ciągle w stalowym uścisku ojca. Serce czarodziejki pękło na widok przerażenia w błękitnych oczach dziewczyny oraz wściekle czerwonego oparzenia. Usłyszawszy rozkaz, pospiesznie ruszyła na środek sali, nie próbując nawet się opierać.

— Na kolana.

Opadła posłusznie na posadzkę.

— Związać ją!

Strażnicy, którzy zdążyli już pozbierać się z podłogi, podbiegli do Agrony. Wykręcili jej ręce za plecy i skrępowali świetlistymi pętami. Ciało księżniczki zaczęło drżeć. Historia zatoczyła koło i tak oto wydarzenia sprzed ponad dwóch lat powtórzyły się. Wolna wola i świadomość miały zostać ponownie jej odebrane, a ona nie mogła już nic z tym zrobić. Nikt nie był w stanie jej pomóc.

Lukyan powoli rozluźnił swój uścisk na szyi córki. Odzyskując swobodę ruchów, Arete zatoczyła się niebezpiecznie i cudem utrzymała równowagę. Cesarz pogłaskał jej kasztanowe włosy. Wzdrygnęła się, a po jej twarzy pociekła kolejna fala łez.

— Idź do swojego brata.

Druga Księżniczka pokiwała posłusznie głową, po czym prędko podbiegła do Fintana. Ten dźwignął się z wysiłkiem na równe nogi i od razu objął obronnie siostrę. Odgrodził ją swoim ciałem od starego Lunarstorma i zaczął kojąco gładzić po plecach, by opanować szloch dziewczyny.

Cesarz przykucnął przy Agronie. Patrzył na nią z rozczarowaniem.

— Evander był świetnym żołnierzem i jeszcze lepszym magiem. Szkoda, że musi dzisiaj trafić na stryczek.

Czarodziejka wierzgnęła dziko.

— Przyrzekałeś na Tennagorze! Przyrzekałeś, że go nie skrzywdzisz!

— Pod warunkiem, że będziesz mi posłuszna. Czy twój mały pokaz siły był wart jego życia? Mam nadzieję, że tak.

— TY...

Zdanie ugrzęzło w gardle dziewczyny, gdy imperator wyciągnął rękę nad jej głową. Ciałem księżniczki wstrząsnął dreszcz, po czym po jej umyśle rozlało się obrzydliwe uczucie, jakby ktoś rozciągał jej mózg niezliczonymi cienkimi linkami. Już raz przez to przeszła. Wiedziała, czego się spodziewać, przez co ogarniające ją przerażenie było jeszcze większe. Łzy mimowolnie popłynęły po jasnych policzkach. Myślała o pustce, jaka na nią czekała. Kompletnym oderwaniu od świadomości i wszechświata. "Nie... Nie chcę tak odejść", pomyślała desperacko. Zmusiła się, by resztkami siły przywołać obrazy w wyobraźni. Bezkresne pola Lugos, egzotyczne i magiczne Hangu. Twarze wszystkich swoich przyjaciół. Raidena, Cadena, Xusu, Dragany. Widziała przed sobą postać Sandara. Nawet samo wspomnienie jego wyglądu przyniosło jej malutką, ledwie zauważalną ulgę, lecz po chwili zaklęcie ojca zaczęło przynosić efekty. Jej umysł zaczął się zapadać. Wszystkie obrazy pochłonęła ciemność. Jedynie gdzieś głęboko w tym mroku majaczyła sylwetka drobnego, ognistego ptaka. Ostre skrzydła i długi ogon w czerwieniach i pomarańczach odcinały się na bezkresnej czerni. "Pomóż mi..."

— Co jest do cholery?

— Poczułeś to?

Stłumione głosy wciąż docierały do Agrony z zamazanej już rzeczywistości. Wydawało jej się, że poczuła pęd powietrza na skórze. Błysk. Wrzask? Ciepłe krople cieczy na twarzy.

Wtem otworzyła gwałtownie oczy, zachłysnęła się powietrzem. Zdezorientowany wzrok zarejestrował tylko jedną rzecz. Odciętą rękę spadającą jakby w zwolnionym tempie na podłogę. Rękę jej ojca.

W następnej sekundzie cała świadomość powróciła do dziewczyny. Uszy wypełnił przeraźliwy krzyk Lukyana, a nozdrza zaatakował zapach krwi. Tuż przed nią powietrze zafalowało. Zaczęło robić się coraz gęstsze, aż w końcu ukazało postać wysokiego elfa. Dzierżył w ręce zakrwawione ostrze. Ktoś za jej plecami chwycił za świetliste pęta. Jednym silnym szarpnięcie rozerwał je. Następnie te same ręce złapały pewnie, aczkolwiek delikatnie, ramiona księżniczki i pomogły jej wstać.

Agrona wpatrywała się w intensywnie fioletowe oczy przyjaciółki z niemalże boskim namaszczeniem. Choć to ona była najstarsza z rodzeństwa, w tamtej chwili czuła się, jak mała dziewczynka w objęciach swojej dużej siostry. Dragana delikatnie złapała ją za twarz i pogłaskała kciukami policzki.

— Już wszystko dobrze.

Głos brunetki zdradzał, jak bardzo niepokoiła się o Agronę. Jednak sytuacja, w jakiej wciąż się znajdowali, była co najmniej śmiertelnie niebezpieczna. Czas na uściski radości i łzy wzruszenia musiał przyjść później, a o to "później" trzeba było najpierw zawalczyć.

Ognista czarodziejka spojrzała w stronę Xusu. Wysoki na ponad dwa metry, smukły, lecz równocześnie muskularny, sprawiał wrażenie kolosa, gotowego zmiażdżyć swoich wrogów. Po typowej zrelaksowanej i swobodnej sylwetce nie pozostał ślad, stał w pozie wojownika, który przyszedł rozlać krew.

Nad salą zawisła złowroga cisza. Nikt nie spodziewał się intruzów i nikt nie miał pojęcia, jak z nimi postąpić. Dało się jedynie usłyszeć ciche pociąganie nosem Arete, wtulonej w pierś brata. Agrona obeszła powoli Hanguna, który pełnił aktualnie funkcję bariery między nią a jej ojcem. Zatrzymała się tuż przy ramieniu elfiego księcia, gotowa przyjąć kolejną porcję drwiny i lekceważenia ze strony Cesarza. Jednak widok, jaki zobaczyła, sprawił, że oddech ugrzązł jej w gardle.

Na twarzy Lukyana gościło tak ogromne przerażenie, że wmieszało ślady szaleństwa w szlachetne rysy mężczyzny. Złote oczy drżały, jakby ktoś uderzał w nie niczym w cymbałki. Wpatrywał się w coś tak intensywnie, jak maniak wpatruje się w słońce bez strachu przed oślepnięciem. Wpatrywał się w coś za plecami Agrony.

Gdy ognista czarodziejka uświadomiła sobie, co stanowiło powód amoku jej ojca, było już za późno. Z palców lewej ręki Lukyana z niemalże nieludzką prędkością wystrzelił wąski strumień ognia. W czasie gdy dziewczyna ledwie złapała dech, a Xusu jedynie drgnął, płomienie przedarły się przez salę i z mrożącym krew w żyłach sykiem dosięgły celu za plecami Pierwszej Księżniczki.

Odwróciła się, a wszystko działo się jakby pięć razy wolniej. Puste oczy Dragany obróciły się w jej kierunku. Z ust Hashem pociekła czerwona strużka, kapiąc na błyszczący kombinezon. Przez sam środek klatki piersiowej teleporterki przechodziła przeraźliwa, osmolona dziura. Ze zranionego ciała kapała gęsta krew, tworząc u stóp czarodziejki pokaźną kałużę. Dragana poruszyła ustami, jakby chciała coś powiedzieć, po czym runęła bezwładnie na ziemię.

— Na co czekacie?! Dobijcie tę diablicę! Obedrzyjcie z ciała i rozrzućcie na cztery strony galaktyki!

Wściekły ryk Lukyana docierał do Agrony jakby przez grubą, szklaną ścianę. Wpatrywała się w nieruchomą przyjaciółkę w kompletnym otumanieniu. Nawet nie zauważyła, kiedy Xusu zerwał się z miejsca i rozpoczął swój taniec śmierci, bezlitośnie tnąc mieczami nadciągających strażników.

Odwróciła się w kierunku ojca. Błękit w tęczówkach kompletnie ustąpił pulsującej czerwieni. Uniosła rękę i, zasysając z jądra Ouranosa tyle energii, ile tylko mogła utrzymać, wymierzyła kulę ognia w stronę imperatora. Ten, spostrzegłszy jej atak, przygotował się do obrony, lecz prawie od razu drgnął żałośnie i opadł na jedno kolano. Z rany po odciętej ręce lała się obficie krew, wydzierając z Lunarstorma wszelkie siły. Widząc słabość ojca, Agrona dolała jeszcze więcej mocy do swojego zaklęcia, po czym cisnęła je w cesarza.

W momencie, gdy magia oderwała się od jej dłoni, wypełniła ją niewyobrażalna ulga. W końcu ta wojna się skończy. Zabije swojego ojca i powstrzyma jego tyrańskie zapędy. Będzie wolna.

Niestety błogie uczucie zostało równie szybko roztrzaskane, jak się pojawiło. Przed imperatorem znikąd wyrósł jeden ze strażników w złocistej zbroi. Zamachnął się przed sobą rękami, a potężna ściana z czarnych płomieni wyrosłą aż pod sam sufit komnaty. Dwa zaklęcia starły się ze sobą, tworząc nagły pęd powietrza.

Gdy żywioły zniwelowały się nawzajem, Agrona mogła przyjrzeć się żołnierzowi, który zdołał powstrzymać jej ognistą kulę. Zbadała uważnie jego twarz i spostrzegła w konsternacji, że widziała go po raz pierwszy w życiu. "Od kiedy w szeregi pałacowej straży wstępują tak silni czarodzieje?!" Gdy tylko te słowa przemknęły przez głowę księżniczki, rysy rycerza zafalowały i niczym plastelina w rękach dziecka uformowały się w nową twarz. Tę należącą do Evhena Nightflame'a.

Młoda królowa cofnęła się o krok, w gardle stanęła gula. Mgliste i niepełne wspomnienia z czeluści jej pamięci, wlewały się do jej umysłu lawiną strachu przed wujem. Jego unosząca się w powietrzu magia cuchnęła śmiercią.

Tym razem to Evhen zaatakował, ciskając w siostrzenicę wirującym strumieniem czarnych płomieni. Agrona podniosła obronną, ognistą barierę. Żadne z nich nie ustępowało w formowaniu mocy, stale tworząc nowe płomienie. Temperatura w Wiecznym Źródle zaczęła się podnosić, zraszając czoła wszystkich obecnych obfitym potem. Ostatnie zasoby własnej mocy księżniczki zostały kompletnie zużyte. W tamtej chwili energia prosto z Ouranosa przelewała się przez nią niczym przez bramę, aby zasilić zaklęcie.

Czarodziejka poczuła na ramieniu czyjś dotyk. Odwróciła gwałtownie głowę. Xusu obryzgany świeżą krwią przerzucił sobie przez ramię bezwładną Draganę. Kryształową posadzkę za jego plecami pokrywały ciała strażników. Agrona zadrżała. Nie sądziła, że kocie oczy elfa mogły być tak ostre i zimne.

— Musimy iść — powiedział zachrypniętym głosem Hangun. — Sandar i Raiden na nas czekają, a zaraz zwali się nam na głowę pół tej cholernej planety.

Dziewczyna, wciąż utrzymując ognistą barierę, już miała przytaknąć, lecz powstrzymała ją nagle zrodzona myśl.

— Musimy najpierw zabrać Arete! Nie zostawię jej tutaj!

Księżniczka ponownie skupiła się na zaklęciu. W jej oczach żarzyła się determinacja. Xusu chwycił ją mocniej za ramię i lekko potrząsnął.

— Spójrz na mnie!

Usłuchała.

— Nie pomożesz jej teraz! — Jego głos był niespodziewanie ściśnięty, a na twarzy majaczył jakiś dziwny cień. — Nawet jeśli byś się do niej przebiła, sprowadziłabyś na nią tylko większe niebezpieczeństwo. Nie uratujesz jej teraz, ale wciąż możesz uratować Draganę... i swojego złotowłosego księcia...

Agrona drgnęła. Zacisnęła oczy. Wewnętrzny konflikt rozdzierał jej serce na kawałki. Tak bardzo chciała uratować wszystkich. Tak mocno pragnęła zakończyć to piekło. Jednak wiedziała, że nie da rady. Zmówiła króciutką, bo jedynie kilkuwyrazową, modlitwę do Tennagorze. Miała nadzieję, że chociaż w tej jednej rzeczy wciąż mogła liczyć na Fintana, że cokolwiek by się nie działo, obroni Arete. Nawet za cenę swojego życia.

Zaczerpnęła z Wiecznego Źródła kolejny haust mocy. Chwyciła całą skumulowaną energię i stworzyła eksplozję, która miała ukryć ich ucieczkę. Gdy tylko ogień rozlał się na pełną szerokość sali, puścili się biegiem w stronę marmurowych wrót.

Po dłuższej chwili dzikie płomienie ustąpiły, pozostawiając jedynie niemiłosierny żar. Evhen rozejrzał się po komnacie. Jak przypuszczał, natrafił wzrokiem jedynie na pokonaną straż. Odwrócił się na pięcie i podszedł do cesarza. Przerzucił jego zdrowe ramię przez swój bark i dźwignął go na nogi. Po tym, jak ta czarodziejka z dziwną, nietutejszą aurą zniknęła z pola widzenia, obłęd opuścił oczy imperatora.

— Wasza Cesarska Mość, czy wszystko w porządku?

— Tak... — stęknął Lukyan. — Nic mi nie będzie. Ty! — wskazał na jednego ze strażników, którym udało się uniknąć śmiercionośnego ostrza elfa. — Sprowadź do moich komnat uzdrowiciela. I zapewnij jednego Arete — dodał po chwili. — Evhen, ty weź tyle ludzi, ile uda ci się po drodze zebrać i ruszaj za nimi. Przynieś mi truchło tej fioletowookiej.

— Tak jest, Wasza Wysokość.

Czarodziej pozwolił jednemu ze strażników zająć jego miejsce przy boku imperatora, po czym wskazał na dwie grupki żołnierzy, którzy byli najmniej poturbowani.

— Wy i wy! Idziecie ze mną. Nie ma czasu do stracenia.

...

Cześć! Dziękuję za przeczytanie rozdziału :> Muszę przyznać, że niesamowicie satysfakcjonująco pisało się w końcu coś, co siedziało w mojej głowie od bardzo bardzo dawna. Nadszedł punkt zwrotny w historii, skończyły się podchody i zaczyna się prawdziwa wojna. Jak Wam się to podoba? :D

Przypominam, że następny rozdział już jest i czeka :>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro