Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16 - Czysty Lód

Sztywny kołnierzyk błękitnej sukni nieprzyjemnie wbijał się w szyję Agrony. Choć w normalnych okolicznościach byłaby zachwycona swoją kreacją, w tamtym momencie każda część garderoby wydawała się niewygodna i dusząca. Wpatrywała się maniakalnym wzrokiem w górujący nad nią portal międzygwiezdny i co chwila wycierała spocone dłonie w wymięte już futerko przy rękawach.

Minuty dzieliły ją od przekroczenia progu bramy i tym samym rozpoczęcia operacji na Orestesie. Ku swojemu zdziwieniu była tym faktem kompletnie przerażona. Bitwa na Ningul przypominała dziecinną zabawę, gdy za chwilę miała dołączyć do niewybaczającej gry pełnej intryg i oszustw. Czuła się jak ryba wyciągnięta z wody. Myśl, że jeden mały błąd może całkowicie pogrzebać ich wysiłki, sprawiła, że ciarki zatańczyły złowrogiego walca na jej plecach.

— Agrona, słuchasz mnie?

Silna, męska dłoń chwyciła jej roztrzęsione palce. Ognista czarodziejka obróciła głowę i spojrzała prosto w srebrne tęczówki. Emanujące z nich spokój i siła pozwoliły jej złapać głębszy oddech i wyciszyć myśli.

— Wybacz. Trochę się denerwuję.

— Szykujemy się do przejścia. Postaraj się skupić.

Sandar złożył szybki pocałunek na czole żony, po czym po raz kolejny sprawdził, czy brama została odpowiednio nastrojona. Choć cesarska księżniczka najchętniej wtuliłaby się w jego silne ramiona, dobrze wiedziała, że przelotny buziak musiał jej wystarczyć. Silverblaze nie lubił się rozpraszać, gdy miał przed sobą ważne zadanie. Pozostawał chłodny oraz opanowany i tego samego oczekiwał od wszystkich zaangażowanych.

Agrona przymknęła oczy i schowała w odmętach umysłu wszystkie pesymistyczne myśli. Gdy poczuła, że odzyskała nad sobą pełną kontrolę, rozwarła powieki i zobaczyła zmierzającą w jej kierunku Draganę. Za nią sztywno ze spuszczoną głową kroczyła Aiday. Nerwowe podrygiwanie i wymuszony uśmiech teleporterki nie uszły uwadze królowej.

— Wszystko będzie dobrze. Dacie sobie świetnie radę — powiedziała pokrzepiająco młoda królowa.

— Jasne! Oczywiście. Czemu miałybyśmy nie dać? — Odparła Hashem, jednak w jej głosie dało się wyczuć nutę zdenerwowania.

Nikogo nie zdziwił fakt, że Dragana i Aiday miały problem ze znalezieniem wspólnego języka, a właściwie jakiegokolwiek języka. Ekscentryczne usposobienie brunetki stanowiło kompletne przeciwieństwo wiecznego milczenia Argusyjki. Mimo tego wszyscy ufali profesjonalizmowi i doświadczeniu Pierwszej Czarodziejki Dworu i bez zająknięcia oddali powodzenie misji w jej ręce.

— Zaczynamy — powiedział chłodno Sandar, pojawiając się przy kobietach. — Przygotujcie się.

Zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć, z bram Czarnej Twierdzy dobiegł ich przeraźliwy, zdesperowany krzyk.

— Pani Dragano! Niech pani zaczeka!

Raiden z miną sugerującą, że w każdej chwili może wybuchnąć rzewnymi łzami, biegł, ile sił w nogach, w kierunku portalu. Spanikowana Hashem obejrzała się za siebie i wykrzywiła twarz w nieprzyjemnym grymasie.

— Cholera! — mruknęła. — Zorientował się, że podałam mu złą godzinę wyruszenia.

Agrona spojrzała na nią kompletnie niedowierzającym wzrokiem, kręcąc przy tym głową, natomiast Sandar zgromił ją wzrokiem pełnym dezaprobaty.

— No co?! Gdyby zaczął tutaj jęczeć, jak to się o mnie martwi, na pewno bym się rozkleiła. — Zerknęła w kierunku twierdzy i z przerażeniem stwierdziła, że Mori był już całkiem niedaleko. — Nie ma czasu! Startuj tę bramę!

Od razu po tych słowach czarodziejka złapała Aiday za rękę i spojrzała jej głęboko w oczy. Wzięła głębszy oddech i pozwoliła części mocy przelać się do ciała Argusyjki. Skóra obydwu kobiet zamigotała krótko, po czym zaczęła blednąć i stawać się coraz bardziej przezroczysta, aż w końcu ich ciała kompletnie zniknęły.

Król Lugos podał ramię swojej żonie oraz skinął na operatora bramy. Magia pomiędzy metalowymi łukami zafalowała, a po chwili rozbłysła delikatną poświatą w kolorze magenta. Silverblaze poczuł na ramieniu niewidzialną dłoń Dragany. To znaczyło, że były gotowe.

Sandar skupił wokół siebie aurę mocy. Widział, jak Agrona przełknęła ciężej ślinę, a pracownicy zajmujący się portalem pobledli. Energia wirująca wokół ciała Sandara była wystarczająco silna, aby ukryć ślady obecności jakichkolwiek innych osób przechodzących przez bramę.

Intuicyjnie przesunął kciukiem po dłoni Agrony oraz posłał jej krótkie spojrzenie.

— Jestem przy tobie — szepnął, po czym przekroczył próg portalu w akompaniamencie wrzasków Raidena.

Mrugnięcie oka później do płuc ognistej czarodziejki wdarło się lodowate powietrze, a silny wiatr załomotał spódnicą jej sukni. Błękitne oczy oślepiała nieskazitelnie biała fasada Kryształowej Komnaty. Pałac Arvo Mainia wykonany został w całości z najczystszych kamieni magicznych oraz zachwycał wszelkimi ozdobami i sztukaterią. Choć jego piękno wprawiłoby niejedną osobę w stan duchowego uniesienia, na przyzwyczajonej do nic niewartego przepychu cesarskiej księżniczce nie robił wrażenia. Zamiast tego odwróciła się za siebie. Zza falującej energii międzyplanetarnej bramy dostrzegła rozmazany obraz Caeso, stolicy Orestesa.

Surowe budynki w kształcie prostopadłościanów wydawały się wręcz niewłaściwe przy bogatej architekturze rezydencji namiestnika. Choć w całym mieście kryształ przeważał jako budulec, to ten używany przez zwykłych mieszkańców odznaczał się niższą klasą jakości. Cały krajobraz, jak i przepracowane twarze tubylców, pokrywał biały, kryształowy pył. Było to konsekwencją nadmiernego wydobywania magicznych kamieni oraz ich obróbki przez huty, które każdego dnia wyrzucały w atmosferę planety ogromne kłęby lśniącego kurzu. Dla kogoś spoza imperium ten widok mógł wydawać się czymś pięknym. Niczym kraina przyprószona anielskim piaskiem. W odczuciu Agrony całe Caeso było brudne i zanieczyszczone. Połyskujące twarze mieszkańców wzbudzały w niej współczucie.

W chwili, gdy w drzwiach Kryształowej Komnaty pojawił się wysłannik Arvo, dotyk Dragany zniknął z ramienia Sandara. Czas przejść do interesów.

...

Para królewska z Evercore siedziała naprzeciwko namiestnika Mainio w jednym z przestronnych salonów o absurdalnie wysokim suficie. Ciemne, krótko przystrzyżone włosy spadały na czubek długiego czoła mężczyzny. Przymrużone oczy o barwie mroźnego błękitu wydawały się zirytowane przybyciem nieproszonych gości. Wielki, orli nos dopełniał wrogiego charakteru postaci Arva.

Agrona siedziała wyprostowana jak struna z uprzejmym uśmiechem przyklejonym do twarzy i rękami grzecznie złożonymi na udach. Liczba strażników rozstawionych po wszystkich zakamarkach sali przyprawiała ją o mdłości. Każdy z żołnierzy o wrogich i ostrych rysach w oczach dziewczyny wydawał się wiedzieć, po co tutaj przyszli. Królowa mogła jedynie modlić się do Tennagorze, aby zgadzając się na tę misję, nie oddali się prosto w ręce wroga.

— Więc, Aleksandarze — odezwał się pan Orestesa z typowym dla tej planety akcentem, przez który wypowiadane słowa brzmiały jak chrzęst stali — co mogę dla ciebie zrobić?

...

Dłoń Dragany zaczynała się pocić. Prowadząc Aiday przez korytarze Kryształowej Komnaty, miała wrażenie, jakby ciągnęła za sobą drewniany pal. Choć normalnie taka sytuacja wyprowadziłaby ją z równowagi, w tamtym momencie było jej to na rękę. Argusyjka wykonywała wszystkie polecenia bez mrugnięcia okiem oraz dawała się targać we wszystkie strony wedle woli Hashem.

Mimo tego poruszanie się po pałacu okazało się nie lada wyzwaniem. Budynek przepełniony był strażą, która patrolowała najmniejsze zakamarki. Kamuflaż Dragany pozwalał im dość swobodnie poruszać się między stróżami, ale zwykłe drzwi stanowiły dla nich sporą przeszkodę. Przy każdym przejściu tkwiła para gwardzistów, patrzących pusto przed siebie i wyczekujących choćby jednego podejrzanego dźwięku.

Kobiety czekały przy wielkich misternie zdobionych wrotach, które według mapy zdobytej przez Zarinę oddzielały ogólnodostępną część pałacu od tej wydzielonej specjalnie dla samego Arva i wysokich urzędników. Skulone pod kryształową ścianą oczekiwały dogodnej okazji. Kiedy Dragana dostrzegła zmierzającego w ich kierunku Ministra Obrony Planetarnej Orestesa, nachyliła się w kierunku, w którym sądziła, że znajduje się niewidzialne ucho Aiday.

— Ruszamy, gdy doliczę do trzech — wyszeptała napiętym głosem.

Kroki polityka odbijały się echem wśród ogromnych, pustych korytarzy, niczym uderzenia wielkiego zegara odmierzające sekundy.

— Raz...

Ogromne odrzwia zaczęły otwierać się w ślimaczym tempie. Ich skrzek rozniósł się po całym budynku.

— Dwa...

Czarodziejka poprawiła chwyt swoją coraz bardziej spoconą dłonią i mocniej splotła palce z palcami Argusyjki.

— Trzy!

...

— Więc chcesz zakupić ode mnie kryształy? — mówił Arvo, gładząc się po ogolonym podbródku. — Sądziłem, że Taranis i Benelus są w stanie w pełni zaopatrzyć Evercore.

— To prawda, jednak nasze kamienie są niższej klasy energetycznej niż twoje. Sądzę, że teraz, gdy Cesarstwo i Evercore zacieśniły tak bardzo stosunki polityczne, powinniśmy wspomagać się nawzajem w rozwoju.

Sandar popijał herbatkę, jakby prowadził rozmowę w swoim własnym salonie w Czarnej Twierdzy, a jego towarzyszem nie był namiestnik znienawidzonego państwa, a dobry kolega z branży. Gra aktorska mrocznego czarodzieja nie miała żadnych słabych punktów.

Natomiast Agrona dziękowała w duchu siłom wyższym, że jej jedynym zadaniem było siedzenie i wyglądanie jak wzorowa księżniczka. Gdyby to ona miała prowadzić tę słowną przepychankę, skończyłaby, puszczając z dymem Kryształową Komnatę, a może i całą planetę.

— Tak, oczywiście się z tobą zgadzam — odparł znudzonym głosem Mainio. — Jednak słyszałem, że pojawiłeś się na bankiecie u Bolata Gauhara. Czyżbyś składał mu podobną ofertę?

— Pojechałem na Argusa jedynie ze względu na nalegania mojej małżonki. — Sandar spojrzał z udawanym lekceważeniem na Agronę. — Jednak namiestnik Gauhar nie przedstawił mi żadnej propozycji. Byłem tam w celach czysto towarzyskich, nie handlowych.

— Rozumiem... — Mężczyzna zamoczył usta w herbacie, po czym spojrzał znad filiżanki na ognistą czarodziejkę. — À propos Krysztaliów. Księżniczko Agrono.

Dziewczyna przełknęła gwałtownie ślinę. Przekręciła sztywną szyję i spojrzała z uśmiechem na namiestnika.

— Twój ojciec wyraził głębokie ubolewanie, że nie przyjechałaś osobiście, aby opowiedzieć mu o wrażeniach z bankietu — mówił Arvo, nieumiejętnie ukrywając parszywy uśmiech. — Wysłałaś mu jedynie krótki list. Czyżbyś zapomniała, jak Jego Cesarska Mość kocha, gdy dzielisz się z nim swoimi przeżyciami?

...

Dragana wraz z Aiday dotarły w końcu do celu, Czystego Lodu. Przed nimi piął się ku górze gigantyczny, kryształowy słup, z którego wnętrza pulsowało zimne, jasne światło. Mimo że wokół niego w idealnym okręgu stali wartownicy, prawdziwym zabezpieczeniem były magiczne drzwi. Krystaliczna ściana o chropowatej powierzchni nie posiadała żadnej szczeliny, wnęki czy pęknięcia. Jedynie moc klanu Mainio mogła ruszyć taflę kamienia i ujawnić przejście.

Hashem, ciągnąc za sobą Argusyjkę, podeszła najciszej jak potrafiła do samej płaszczyzny kryształu. Położyła na niej dłoń i od razu lodowate zimno ogarnęło jej skórę. Oddech czarodziejki zaczął drżeć. Zza grubej ściany czuła potężną, rozszalałą magię. Musiała być niezwykle ostrożna przy używaniu mocy, jeśli chciała, aby obydwie wyszły cało i zdrowo z tej wycieczki.

Ścisnęła szybko rękę Aiday, dając jej do zrozumienia, że czas zacząć. Zamknęła oczy i skoncentrowała się w stu procentach na przestrzeni wewnątrz słupa. Za zaciśniętymi powiekami widziała wirującą energię. Szukała miejsca, w którym mogłyby się najbezpieczniej zmaterializować. W końcu wzięła głębszy oddech i oddała się magii. Kobiety w jednej chwili straciły swoją cielesność i zmieszały się z powietrzem tylko po to, by sekundę później upaść na kolana w środku Czystego Lodu.

Dragana z trudem złapała wielki łyk tlenu i podniosła się na drżące nogi. Gdyby nie pochodziła z Troyi, z pewnością leżałaby już rozpłaszczona na ziemi, wydając z siebie ostatni oddech. Aiday natomiast z widocznie mniejszym wysiłkiem wstała z posadzki i utkwiła wzrok w połączeniu z rdzeniem planety.

Teleporterka patrzyła z rozchylonymi ustami na ogromną studnię, z której wnętrza bezustannie wylewała się czysta, niczym nie skala moc. Jej obecność w powietrzu była wręcz namacalna. Kobiety stały właśnie przy ujściu największego rdzenia w całym Cesarstwie.

Kiedy Hashem nie mogła wyjść z podziwu nad tym, czego doświadczała, Argusyjka po raz pierwszy, od kiedy pojawiła się na Lugos, podjęła samodzielną akcję. Podeszła do krańca tunelu prowadzącego w głąb planety i opadła delikatnie na kolana. Przymknęła oczy, opuszczając głowę, i rozłożyła lekko ręce na boki. Chusta na jej głowie szargana przez szalejącą energię oderwała się od ciemnych włosów dziewczyny i uleciała ku górze. W tamtej chwili nabożna wręcz poza Aiday, jak i burza loków dziko tańcząca wokół twarzy nadawały jej iście duchowego wyglądu.

Potok szeleszczących słów opuścił usta dziewczyny. W odpowiedzi na nie moc Czystego Lodu otoczyła Argusyjkę, kumulując się na wysokości jej klatki piersiowej. Chwilę po tym Aiday zgięła się do przodu i stłumiła wyrywający się z jej gardła krzyk. Jedną dłonią złapała się za serce, drugą nieugięcie trzymała skierowaną w stronę źródła. Dragana patrzyła w przerażeniu na wyraźne cierpienie dziewczyny, jednak nie mogła sobie pozwolić na żadną ingerencję. Misja musiała zostać wykonana.

Inkantacja wypowiadana przez Serik z każdą chwilą stawała się coraz głośniejsza. Mięśnie kobiety coraz bardziej się napinały, aż w końcu jej plecy wygięły się w łuk, a z gardła wydobył się wrzask. To zwróciło uwagę wartowników strzegących Czystego Lodu. Ostre głosy po drugiej stronie kryształowej ściany zaalarmowały Draganę.

— Aiday! Musisz to skończyć! — Hashem próbowała przekrzyczeć świst energii wypływającej w coraz większych ilościach z rdzenia. — Teraz!

Argusyjka zacisnęła zęby i spróbowała się wyprostować. Oderwała rękę od klatki piersiowej i skierowała w stronę wylewającej się mocy. Ostatnie słowa zaklęcia wykrzyczała głosem pełnym bólu i złości. Krew w żyłach Hashem stanęła na chwilę w miejscu. Wszystko zastygło i zamilkło. Przez kilka milisekund mogłoby się wydawać, jakby cały wszechświat był jedynie zimną, nieruchomą rzeźbą. Mrugnięcie oka po tym ze źródła planety wystrzelił filar potężnej, niekontrolowanej mocy. Siła uderzenia rzuciła kobietami o kryształowe ściany.

Dragana momentalnie podniosła się na równe nogi i rzuciła się z pomocą skulonej na podłodze Aiday.

— Udało ci się! Udało się! — krzyczała szczęśliwa czarodziejka. — Szybko chwytaj się mnie! Zabieramy się stąd!

— I-Idź! Ucie... Uciekaj! — jęknęła Argusyjka, odpychając dłoń ekscentryczki i łapiąc się za serce.

— Co?! Chyba oszalałaś!

— Ja... Ja muszę... tutaj zostać.

Oczy Hashem błysnęły wściekłym fioletem. Nie wiedziała, czemu w głowie śniadoskórej dziewczyny narodziły się takie brednie, ale nie miała najmniejszego zamiaru ich słuchać. Zarzuciła rękę Aiday na swoje barki i dźwignęła ją z ziemi.

— Nie! — sprzeciwiła się Serik i spróbowała wyrwać się z uścisku.

— Przyszłyśmy tutaj razem i razem stąd wyjdziemy! Nie zostawię cię na pewną śmierć!

Aiday przestała się opierać. Zamiast tego spojrzała na swoją towarzyszkę wielkimi przerażonymi oczami. Jednak głęboko w czeluściach ciemnych źrenic nieśmiało wyglądała wdzięczność i niewyobrażalna ulga.

Dragana zamknęła oczy, aby się skupić. Targana przez niekontrolowaną magię Orestesa ledwo utrzymywała się na nogach. W obecnej sytuacji mogła teleportować się jedynie na niewielką odległość. Wybrała przypadkowe miejsce poza słupem Czystego Lodu i w pełnym skupieniu zdematerializowała ich ciała. Chwile później upadły pod ścianą komnaty wypełnionej zdezorientowanymi wartownikami. Mimo że w budynku panował chaos i panika, strażnicy szybko dostrzegli dwie intruzki pozbawione kamuflażu Dragany. Widząc złowrogie postacie zmierzające w ich kierunku i dobywające broń, Hashem objęła obronnie skuloną z bólu Aiday i wykrzesała z siebie kolejną dawkę mocy. Zanim Orestesini zbliżyli się choćby na wyciągnięcie ręki, kobiety zniknęły.

...

Agrona wpatrywała się w milczeniu w namiestnika, kompletnie wybita z rytmu jego nieoczekiwaną wypowiedzią. Panika położyła na jej barkach swoje zimne łapska, szepcząc do ucha najczarniejsze scenariusze. Czarodziejka starała się ze wszystkich sił, aby jej twarz pozostała niewzruszoną maską zaklętej księżniczki. Próbowała ułożyć dobrą odpowiedź, jednak miała wrażenie, jakby z jej głowy uleciały wszystkie słowa, które znała, a pozostało tylko jedno, wściekle wykrzykiwane przez podświadomość: uciekaj.

Sandar, widząc beznadziejną pozycję swojej żony, nachylił się w stronę Mainia i zaczął niezadowolonym tonem:

— Wolałbym jednak pozostać przy naszej...

Król Lugos nie zdołał dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ całym budynkiem wstrząsnęła potężna fala energii.

Twarz Arva w jednej sekundzie wykrzywiła się w przerażeniu. Wysokie czoło, do tej pory arogancko uniesione, zwilżyło się kropelkami potu. Mężczyzna ścisnął podłokietniki fotela aż do pobielenia knykci.

— Musicie iść... — powiedział słabo, rozglądając się szaleńczym wzrokiem po suficie. — Natychmiast!

Namiestnik zerwał się z fotela i wykrzyczał do strażników kilka krótkich rozkazów po staroorestesku. Agrona nie musiała przypominać sobie dawnych lekcji tego języka, aby domyślić się, czego dotyczyły. Dragana i Aiday wykonały swoje zadanie.

— Arvo, co się stało? — Silverblaze udawał kompletnie zdezorientowanego i zaskoczonego. — Czym był ten wybuch?

— Niczym, czym musielibyście się przejmować. — Ściśnięty głos Mainio przypominał pękający lodowiec. — Proszę. — Wskazał ręką wyjście. — Osobiście odprowadzę was do bramy.

Sandar uparcie stąpał spacerowym krokiem za smukłą sylwetką mężczyzny. Udawał, że nie dostrzega spanikowanych wartowników i ministrów przebiegających z jednego kąta pałacu na drugi. Próbował opierać się pospieszaniu namiestnika, zadając co chwila dociekliwe pytania lub oglądając się na zatrzaskiwane z hukiem drzwi. Nie mógł zbyt łatwo dać się wyprosić. Dragana potrzebowała czasu, aby dotrzeć do królewskiej pary i razem z nimi przekroczyć bramę. Jednak wraz z Panem Orestesa dochodzili już do głównych wrót Kryształowej Komnaty, a jego droga przyjaciółka nie dała dotąd znaku swojej obecności.

Kiedy mroczny czarodziej stanął na dziedzińcu przed rezydencją, jego szatami targnął porywczy, dziki wiatr. Mężczyzna uniósł oczy ku górze, a jego źrenice się zwęziły. Z serca pałacu wychodził ogromny filar energii, sięgający samego nieba. Wokół niego zaczęły tworzyć się potężne kłęby migoczącej magii, a ich bebechy rozjaśniały potężne wyładowania. Za parę godzin chmury pokryją całą planetę.

— Arvo, jeśli Orestes potrzebuje wsparcia, Lugos dopełni wszelkich starań, aby udzielić pomocy.

Sandar grał na czas, udając zmartwionego sojusznika. Jeśli zaszłaby taka potrzeba, byłby gotowy zrobić z siebie kompletnego głupca i szaleńca. Nawet rzucić się pod błahym pretekstem z powrotem do pałacu, byleby odnaleźć Draganę.

— Z całym szacunkiem, Aleksandarze, ale to ciebie nie dotyczy. — Głos mężczyzny kipiał z wściekłości. — A teraz, jeśli pozwolisz.

Mainio dał sygnał operatorowi bramy, aby ustalił odpowiedni kurs. Agrona rzucała dyskretnie spanikowane spojrzenia w stronę męża. Jej dłonie mimowolnie się rozgrzewały, a umysł podsuwał obrazy starcia ze strażnikami. Sandar złapał ją za rękę i ledwie dostrzegalnie pokręcił głową. Jego umysł produkował dziesiątki pomysłów na sekundę, jak mógłby opóźnić powrót do Evercore, jednak żaden z nich nie wydawał się właściwy.

W ten jego ciało ogarnęła kompletna ulga. Odetchnął delikatnie. Na swoim ramieniu czuł drobną, niewidzialną dłoń Dragany.

— Masz rację — zwrócił się do namiestnika. — Zabieramy ci cenny czas. Powodzenia, Arvo. Z czymkolwiek go potrzebujesz.

Chwilę po tym portal międzygwiezdny rozbłysł słabszą niż zazwyczaj i mniej stabilną magią. Para królewska przekroczyła próg bramy i w następnej sekundzie stali już na trawiastym lądowisku w Vetle. Przez moment nikt nie odważył się choćby drgnąć. Dopiero gdy energia za ich plecami wygasła, przed parą królewską rozpętało się małe piekło. Dragana zdjęła kamuflaż z siebie i ze swojej towarzyszki. Aiday runęła na ziemię, dławiąc się krwią i wijąc z bólu. Hashem rzuciła się jej z pomocą, a Agrona błyskawicznie ruszyła w jej ślady, przy okazji zasypując przyjaciółkę gradem nerwowych pytań.

— Co się stało?! Zostałyście zaatakowane?! Gdzie jest ranna?!

— To przez kontakt z rdzeniem! Nie wiem, co poszło nie tak. Trzymaj się, Aiday! Nie waż mi tutaj umierać, do cholery!

Teleporterka złapała Argusyjkę za nadgarstek i zamknęła oczy. Po chwili zaklęła siarczyście.

— Jej moc jest kompletnie wyczerpana, a resztki, które zostały, są w chaosie!

— Musimy zabrać ją do Otienów. Sandar, wezwij automobil!

— Nie ma czasu... — wyszeptała Dragana.

Po tym pewnie chwyciła głowę Aiday w dłonie i zbliżyła swoje wargi do jej. Kiedy złączyła ich usta w pocałunku, poczuła rezerwy swojej wewnętrznej magii przenikające do ciała Argusyjki. Życiodajna energia rozlała się po ciele rannej kobiety i dodała jej nowych sił. Hashem oderwała się od Serik i pogłaskała jej spocone czoło.

— Już dobrze. Wszystko będzie dobrze — mówiła kojącym głosem czarodziejka. — Sandar, gdzie ten automobil, do cholery?!

Silverblaze stał nieruchomo przez cały ten czas. Pociągła twarz stała się jeszcze bledsza niż zazwyczaj, a srebrne oczy patrzyły na skuloną postać Argusyjki w absolutnym, maniakalnym przerażeniu, jakiego nikt wcześniej na twarzy króla nie widział.

...

Hej! Dziękuję ślicznie za poświęcenie chwili na moją historię :> Trochę się porobiło, co nie? :P Jak myślicie, czemu Aiday chciała zostać w rdzeniu? Co tak przeraziło Sandara? dajcie znać w komentarzach :D Do następnego razu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro