Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

W Iside, stolicy Ouranosa i równocześnie całego Ourańskiego Cesarstwa Magicznego, wieczne lato przyniosło kolejny piękny dzień. Złote słońce wydawało się jeszcze jaśniejsze niż zazwyczaj, a marmurowe budynki miasta błyszczały w jego promieniach, niczym klejnoty w królewskiej koronie.

To był ważny dzień dla całego imperium, a w szczególności dla samego cesarza. Jego córka, Pierwsza Księżniczka Agrona, miała wyjść za władcę Królestwa Evercore. Mimo że kraj ten składał się jedynie z trzech planet, wartość zawiązanego sojuszu była nie do opisania. Cesarz od dawna fascynował się jądrami planet sąsiedniego państwa, a teraz mógł w końcu zacząć zgłębiać ich niespotykaną nigdzie indziej moc.

Panna młoda przygotowywała się do ceremonii zaślubin w ustronnym pokoju w Świątyni Zjednoczenia. Jej suknia ślubna spadała wodospadem miękkiej, białej tkaniny na podłogę. Zwiewne, bufiaste rękawy zostały zsunięte z ramion, pokazując porcelanową skórę. Kasztanowe włosy otulały plecy gęstymi falami, a fantazyjny diadem nadawał twarzy blasku. Był to doprawdy strój godny księżniczki Ouranosa.

Agrona ruszyła w kierunku komnaty, w której miał odbyć się sakrament. Jej kroki niosły się echem po szerokich, marmurowych korytarzach. Nie mogła zrozumieć dziwnego uczucia, jakie ją ogarniało. Jakby ktoś oplótł jej wnętrzności cienką żyłką, która przy każdym uderzeniu serca wbijała się niemiłosiernie w ciało. Przecież miała za chwilę dostąpić największego honoru i zaszczytu, jaki mógł ją spotkać, przysłużyć się Cesarstwu i wypełnić swoją powinność jako księżniczka. A jednak coś głęboko w jej wnętrzu wyrywało się do ucieczki.

Po dotarciu do drzwi auli oczyściła swój umysł z niepotrzebnych myśli, zaciągając się powietrzem, niosącym ze sobą odurzająco słodki zapach kwiatów. Wrota otwarły się, a ona wkroczyła do sali jak z najpiękniejszych snów. Marmurowe kolumny pięły się do sufitu, a przez przysłonięte białymi firanami arkady wpadało złociste słoneczne światło. Ściany i kamienne ławy oplatała tropikalna roślinność, a na samym końcu pomieszczenia nad zdobionym ołtarzem lewitował nieskazitelny kryształ, pulsując mocą. Tam też czekał na nią pan młody.

Agrona kroczyła środkiem sali, dumnie unosząc podbródek. W pierwszym rzędzie gości dostrzegła swoją siostrę. "Ach, najukochańsza Arete, czemu się smucisz? To mój najszczęśliwszy dzień", pomyślała, widząc zmartwioną twarz Drugiej Księżniczki. Gdy mijała siostrę uśmiechnęła się do niej czule, nie dostając niestety podobnego gestu w podzięce, a następnie zajęła swoje miejsce obok kapłana. W końcu mogła po raz pierwszy zobaczyć przyszłego męża.

Król Evercore był od niej o dziesięć lat starszy i znacząco wyższy. Kruczoczarne włosy otaczały jego twarz, która nie wpisywała się w standardowe kanony piękna, jednak hipnotyzowała w jakiś tajemniczy sposób. Srebrzyste oczy pozbawione emocji wpatrywały się intensywnie w przyszłą żonę. Król przywdział odświętne, czarne szaty, zdecydowanie za grube na pogodę na Ouranosie, a do piersi przypiął złotą broszkę z podobizną ptaka.

Pierwsza Księżniczka nie mogła oderwać wzroku od tej małej ozdoby. Rzeźbiona sylwetka zwierzęcia podobnego do jaskółki wydawała się dziwnie znajoma. Ostry łuk skrzydeł i długi ogon zakończony puszystymi piórami przypominały o czymś dawno zapomnianym. Agrona miała wrażenie, jakby głęboko zakopane wspomnienia próbowały wydostać się na powierzchnię, ale nie mogły przebić się przez grubą, niewidzialną ścianę w jej umyśle. Czuły, ledwie słyszalny głos odezwał się echem w jej głowie.

Jasnobłysk.

Słowo pojawiło się w jej myślach równie szybko, jak zniknęło. Pozostawiło po sobie jedynie łzę kryjącą się w kąciku oka, która po chwili wyrwała się z uścisku powiek i spłynęła po policzku, ginąc w fałdach białej sukni.

— Tak. Splatam swoją Moc od dzisiaj, aż do śmierci.

Księżniczka ocknęła się, słysząc słowa pana młodego. Zamrugała, jakby w kompletnej ciemności nagle rozbłysło światło i z przerażeniem uświadomiła sobie, że nie zauważyła nawet, kiedy ceremonia się rozpoczęła. "Co się ze mną dzieje?", pomyślała spanikowana.

— Agrono Lilith Lunarstorm — zwrócił się do niej kapłan — czy chcesz zjednoczyć się z Aleksandarem Silverblazem i połączyć wasze życia, póki nie powrócicie na łono Mocy?

Spojrzała jeszcze raz w nieprzeniknione oczy króla i ku jej zdziwieniu odnalazła dzięki nim spokój.

— Tak. Splatam swoją Moc od dzisiaj, aż do śmierci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro