Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sąd

Niewysoki, zakapturzony mężczyzna wszedł do lochów. Zielona peleryna ze Skrzydłami Wolności powiewała lekko, kiedy schodził na najniższy poziom. Tam oparł się o ścianę, obok wysokiego blondyna z krzaczastymi brwiami i kobiety w okularach i brązowych włosach spiętych w kucyk, po czym również wlepił wzrok w zamkniętą w celi, czarnowłosą dziewczynę.

Stała do nich tyłem, ukazując bordowy znak węża owiniętego wokół krzyża, na niebieskiej kamizelce. Cisza trwała bardzo długo, zanim ozwał się jej głos:

- Długo macie zamiar mnie w tym trzymać?- uniosła kajdany nad głowę- Cholernie niewygodnie mi się w tym je!

Kajdany zamiast łańcucha miały stalową tyczkę, by nie mogła nawet zbliżyć do siebie dłoni.

- Skąd jesteś?- spytał chłodno blondyn

- Z cukrowego zamku, na czekoladowej górze! Królewskie gówno od końskich odrzucam. Pierwszymi będę cię karmić od święta, a drugimi w dzień powszedni!- rzuciła ironicznie i niezbyt zręcznie(tak jak Pryszczu-chan ^^ not. od aut) klepnęła się w tyłek.

Z ust zakapturzonego wydobyło się coś na kształt zażenowanego westchnięcia. Wtedy dziewczyna się odwróciła, zerkając na niego zielonymi oczami.

- A ten krasnal to z twojego ogródka uciekł?

Okularnica parsknęła niekontrolowanym chichotem, a kurdupel zrzucił kaptur, ukazując pociągłą twarz, czarne włosy i kobaltowe oczy, którymi ją przeszywał.

- Gadaj, bezczelna chamko.

„Jak głos tego blondaska był chłodny, to jego można porównać do korytarzy w Briggs" pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem.

- A uwierzycie?

- Spróbujemy.

- Dobra, raz się żyje. Znudziło mi się powtarzanie tej samej bajeczki! Jestem Tsubame Achibana. Pochodzę z Amestris i jestem Państwowym Alchemikiem, znana też jako Diamentowy Alchemik. Brałam udział w masakrze Ishvalskiej i walczyłam z homunkulusami. No, więcej mi się nie chce. Teraz wasza kolej.- uśmiechnęła się lekko na koniec i siadłszy po turecku na ziemi, podparła podbródek metalową dłonią.

- Ja jestem Hanji Zoe, to jest dowódca korpusu Zwiadowców Erwin Smith, a ten przyjemniaczek to kapral Levi Ackerman, najsilniejszy wojownik ludzkości.

Tsubame nieudolnie zamaskowała chichot, wpychając pięść do ust. Po chwili zanosiła się śmiechem.

- Ten karzełek? Gdybym nie znała Elric'a, na pewno bym nie uwierzyła, ale kurdupli nie wolno lekceważyć. Dobra, nieważne. Wypuścicie mnie już?

- Słyszeliśmy, że masz niesamowite zdolności. Chcemy je wykorzystać!- Hanji złożyła błagalnie dłonie

- Układ?

- Rozkaz, gówniaro.- fuknął Ackerman, a w jego oczach zabłysła nienawiść.

Znów zaczęła się śmiać.

- Gówniara odmawia!

- Kapralu!- Hanji skarcił Levi'a- Nalegamy. Jeżeli się zgodzisz pomagać nam łapać tytanów za murem i dołączysz do Zwiadowców będziesz wolna!

- Nie chce mi się!- jęknęła dziewczyna i ziewnęła

- Zoe, zostaniesz z nią? Nie mogę siedzieć tu cały dzień, mam raporty do wypełnienia. Przekonaj ją, a jak nie oddajcie Żandarmerii. Bardzo chętnie dokonają egzekucji osobiście.- stwierdził Erwin i zaczął wspinać się po schodach, a kurdupel za nim.

Kiedy tylko trzasnęły drzwi, Tsubame podeszła do krat i zacisnęła na nich obydwie dłonie. Stal zalśniła w świetle pochodni.

- Czy naprawdę będę wtedy wolna?

- Jako członek Zwiadowców, oczywiście!- Hanji też podeszła bliżej, gapiąc się na jej automail.

Jaskółka przygryzła wargę. Widać było, że jest rozdarta. Zoe zacisnęła palce na jej prawdziwej ręce.

- Decyzja raczej jest prosta.

Westchnięcie.

- Zgadzam się.

- JAHOO!- zawołała Hanji i w ataku radości uścisnęła zażenowaną do granic dziewczynę przez pręty- Jutro po sądzie zdejmiemy ci kajdany!

- Sądzie?

- Niezależnie od twojej decyzji staniesz przed sądem! Muszą stwierdzić czy nie dokonać egzekucji! A to zabawne, że sąd zapewne odbędzie się jak z tytanem...

- Co?

- Nic! Do jutra, jaskółeczko!

I zniknęła na schodach, chichocząc radośnie.

Tsubame padła na swój materac. Teraz mogła się wypłakać w spokoju. Nigdy już nie wróci do Amestris. Nie zobaczy Lina. Ciekawe, czy żyje. A jeśli tak, czy został już cesarzem Xing...

- Daisuki anata*, Lin.- pociągnęła nosem i zasnęła.

Słusznie. Jutro czekał ją ciężki osąd.

****

Tsubame POV

Obudził mnie ciężki zgrzyt zamka. Podniosłam głowę i zmroziłam wzrokiem dwóch Zwiadowców. Jeden z nich pod wpływem mojego wzroku pobladł i cofnął się o krok. Miał paskudnie ułożone, krótkie czarne włosy. Jego towarzysz z blond kitką i małą bródką, znacznie wyższy, prychnął i poderwał mnie do góry.

- Mamut!- zawołałam i szarpnęłam się lekko.

W efekcie jego dłonie mocnej zacisnęły się na moim odsłoniętym nadgarstku. Oczywiście tylko domyślałam się jak mocno oplata moje stalowe ramię, bo na szczęście tego nie czułam.

Schody po których mnie prowadzili były długie i strome. Wielokrotnie się potykałam i szybko zziajałam. Długo siedziałam w lochu. Nie wiem ile, ale cholernie długo. Schudłam niemiłosiernie, tylko o chlebie i wodzie, a oni jeszcze nie pomagali, bo nawet jak zwalniałam, dostawałam twardą łapą po plecach i to w połączenie automaila ze skórą. Znaczy ten blondyn mnie popychał, bo pan Strachliwy pomykał przed nami z pochodnią i właśnie otworzył ciężkie wrota.

Przez pierwsze minuty byłam oślepiona i nie widziałam kompletnie nic. Lazłam zdana na łaskę tych idiotów. Słońce wisiało wysoko, więc było około południa. Rozejrzałam się, kiedy mój wzrok oswoił się nieco ze światłem. Kierowali mnie przez brukowany dziedziniec w stronę wielkiego gmachu, na którym wisiały symbole wszystkich korpusów, z treningowym włącznie. Pierwszy raz go widziałam z tak bliska.

Wreszcie wepchnięto mnie do przyjemnie chłodnego korytarza, pustego o tej godzinie. Pewnie wszyscy są już na sali, żeby pogapić się na człowieka ze stalową ręką. Podobno sędzia jest dość obiektywną osobą, ale wiem, że jeżeli uzna mnie za zbytnie zagrożenie, mogę zginąć na miejscu.

Nie mam pojęcia kiedy wylądowałam na kolanach, pośrodku wielkiej „areny", wypełnionej zwiadowcami, stacjonarnymi i żandarmerią. Wypatrzyłam swojego ulubionego z jednorożców: Nile'a Dok'a i nieporadnie przez te chrzanione kajdany posłałam mu buziaka. Zmroził mnie takim spojrzeniem, że prawie dorównał kapralowi. Prawie.

Nagle moje ręce brutalnie wykręcono do tyłu i przepięto mnie do słupa. Szarpnęłam lekko nadgarstkami i odrzuciłam splątane, tłuste włosy z twarzy. Przy mnie nie wiadomo skąd wyrosła Hanji i uśmiechając się poklepała mnie po plecach. Też nieco uniosłam kąciki ust, a kobieta wróciła na trybuny, patrząc w stronę mężczyzny, siedzącego w centralnym podwyższeniu. Prostokątne okulary na garbatym nosie i brodata gęba. Właśnie ten staruch będzie decydował o moim życiu. Co za los.

Zaczęło się. Erwin, na przemian z Hanji wymieniali korzyści związane z moim wstąpieniem w szeregi, że znam inne metody walki, że przydam się w chwytaniu tytanów, że mogłabym wzmacniać mury i takie bzdety. Ja wciąż milczałam, tylko patrząc w oczy starca. On to spojrzenie odwzajemniał, wciąż bacznie słuchając dowódców. Oczywiście mój kochany Nile Dok musiał wtrącać swoje trzy grosze, że jestem mordercą i mnie też trzeba zgładzić z zagrożenia wręcz pewnym sabotażem. Nie tylko ja, ale i Hanji zabijałyśmy go oczami. Oj tak, jego to naprawdę miałam ochotę rozpłaszczyć na ścianie i zobaczyć jak jego wnętrzności wypływają powoli na zewnątrz... Ale marzeniom dajmy na chwilę spokój, przecież to ja mogę za chwilę umrzeć!

Zupełnie nie zauważyłam, kiedy stanął przy mnie kapral Levi. Patrzył na mnie z góry, z pogardą i tak samo beznamiętny chwycił za włosy. Powściągnęłam rządzę ugryzienia go i pozwoliłam przykopać sobie w twarz.

Świat zawirował, przed oczami tańczyły mi mroczki. Wyplułam krew na bok, przez wiszące w strąkach włosy zajrzałam wkurwiona w oczy Levi'a. Były lekko skośne, wąskie i kobaltowe. Ciemno niebieskie i głębokie. Poczułam jak ziemia się pode mną zapada i wewnętrzną blokadę. Przecież miałam napluć mu w twarz, uśmiechnąć się kpiąco. A zamiast tego pozwoliłam przycisnąć swoją twarz do ziemi, dysząc ciężko do bólu i szoku.

On ma jego oczy. Oczy Lina.

- Nie jest taka groźna- oznajmił wszystkim, sprzedając mi stosunkowo lekki kopniak pod żebra- Nawet nie próbuje się postawić.

Krew zalała mi usta i nos, dostałam zawrotów głowy i nie umiałam się obronić przez jego oczy. Cholera. Co się ze mną dzieje, z powodu jednego książątka. Między czarnymi plamami, dostrzegłam but mknący w stronę mojego brzucha.

- Dość, kapralu.- zimny głos Erwina przeciął powietrze.

Spojrzałam w górę. Hanji trzymała Ackerman'a za przedramię i odciągnęła go ode mnie. Już wtedy poczułam do niej nitkę sympatii. Wiedziałam, że się zaprzyjaźnimy.

- Dość.- mruknęła kobieta na tyle głośno, by usłyszeli to wszyscy. Była dziwnie stanowcza i poważna. Co prawda powaga, to było ostatnie co bym o niej powiedziała, bo jak dla mnie była po prostu szurnięta, a z tysiąca wizyt w moim lochu zawsze pamiętałam tylko szeroki uśmiech i paplaninę o tytanach. A teraz stała ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i to patrzyła na sędziego, to na Erwina, a Levi po prostu gapił się znudzony w sufit. Wtedy poprzysięgłam sobie zemstę. Nawet lekką, ale zemstę.

- Sąd powierza Tsubame Achibanę korpusowi Zwiadowczemu. Zdecydowałem.- oznajmił i wyszedł. Rozległy się szmery.

Zamurowało mnie i nagle zaczęłam się śmiać. Co za bezpośredni człowiek! Wszyscy patrzyli się na mnie to jak na idiotkę, to z pogardą, to z zażenowaniem, ale najwięcej było nienawiści. O tak, nienawiść aż lśniła w oczach wszystkich jednorożców, z Nil'em Dok'iem na czele, kiedy wciąż w kajdanach wyprowadzono mnie z sali rozpraw. Ta sama dwójka gburów i Hanji ramię w ramię w Erwinem. Obydwoje się uśmiechali, ale uśmiech Smith'a był subtelny, a u Zoe był po prostu przerażającym pokazem dziąseł.

- YAHOOO!- okularnica ścisnęła mnie z całych sił, a ja tylko się skrzywiłam

- Ja mam siniaki.

- Przepraszam, ale cieszę się, że w końcu znalazł się ktoś, kto pomoże nam łapać tytanów!!

- Jedziemy do Twierdzy, dla bezpieczeństwa wsiądziesz w kajdanach, później Zoe ci je zdejmie.- oznajmił Erwin, wskazując na powóz.

Kiwnęłam głową i zaczęłam kierować się w jego stronę. Hanji i te dwa czubki dreptały mi po piętach, pod czujnymi spojrzeniami Żandarmerii. Nie mogłam się powstrzymać, musiałam zachować się dojrzale.

Wystawiłam wszystkim jednorożcom język i wsiadłam do wozu, zatrzaskując drzwi przed nosem blondyna.

_____________

Długi mi ten rozdział wyszedł, ale nie chciałam go dzielić na dwie części, bo to by zgrabnie nie wyszło. Mam nadzieję, że wybaczycie zawieszenie Scar, ale nie radzę sobie z pisaniem, a poza tym Jaskółka jest czymś nowszym. A nie kolejny ghoul u zwiadowców ;* (wiem, że przynajmniej część na to wpadła)


*- nie chce mi się tłumaczyć, wpiszcie w Google ;P



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro