Święta
Gdy rano rozbrzmiał budzik Lily obudziła się przerażona z myślą, że zaspała i będzie musiała spędzić święta bez rodziców. Nic takiego na szczęście się nie stało. Szybko wyciągnęła współlokatorki z łóżek, chociaż sama najchętniej by jeszcze pospała. Musiały jednak przygotować się do drogi i zdążyć na śniadanie. Sporo uczniów wyglądało na niewyspanych i podnieconych powrotem do domu. Nic tak nie cieszyło jak święta.
Podróż pociągiem minęła zaskakująco szybko i wkrótce peron zapełnił się uczniami, którzy żegnali się z przyjaciółmi. Lily wymieniła się ze współlokatorkami prezentami już teraz, a później wręczyła paczkę Remusowi, który przekazał jej drugą, podobnych rozmiarów.
- A co z nami?- zapytał zawiedziony James.
- Wam nie ufam, że wytrzymacie do bożonarodzeniowego poranka. Wyśle wam prezenty sowami, już je zamówiłam by nie było problemu.
- Sądzę, że twój ptaszek udźwignie dwie beznadziejne kartki z życzeniami.
- Kartki, nie przeceniaj się Łapciu- zażartowała.- To moi rodzice, muszę już iść- uściskała wszystkich po kolei, łącznie z Jamesem i pobiegła w ich kierunku.
- Już nie mogę się doczekać- oznajmił młody Potter.- Ciekawe co dla nas kupiła.
- Pewnie skarpetki- oznajmiła Dor, podnosząc klatkę ze swoją sową.- Widzimy się po świętach- odeszła stronę barierki, a pozostali ruszyli niedługo po niej.
Lily jak zawsze tęskniła za domem i gdy tylko przekroczyła jego próg odetchnęła głęboko znajomym zapachem. Dobrego humoru nie popsuł jej nawet widok zagniewanej Petunii. Szybko się rozpakowała i poszła pomóc mamie w przygotowaniach.
Świąteczna kolacja nadeszła szybciej niż można było przypuszczać, zwłaszcza gdy miało się ręce pełne pracy. Lily w końcu mogła wysłuchać co u jej rodziców, jak się czują i co w pracy. częste listy nie mogły zastąpić ich bliskości ani poczucia bezpieczeństwa, które jej dawali mimo braku magicznych zdolności. Nie wyobrażała sobie, że kiedyś przyjdzie jej spędzić święta bez nich.
Następny poranek był dla wielu najszczęśliwszą chwilą w roku. Wiele dzieci zrywało się bladym świtem i biegło sprawdzić co czeka na nich ukryte w różnych paczuszkach. Dla Lily nie było to jednak tak przyjemne jak dla innych. Rano obudziły ją wrzaski Petunii. Zaniepokojona pomknęła na dół i zobaczyła jak jej starsza siostra stara się wygonić z domu trzy dużo sowy.
- Po co je wpuściłaś mamo!? Może by odleciały.
- Nie zrobiłyby tego- zapewniła, odbierając jej broń.- To od moich przyjaciół- Petunia prychnęła i wyszła z pokoju, zabierając swoje prezenty.
- Sporo ich w tym roku- zauważył jej ojciec licząc te od nich oraz od wszystkich przyjaciół.
- Dobrze, że Huncwoci sami się tu nie pofatygowali
Odebrała od sów przesyłki i dała im po kawałku piernika. Gdy zjadły, wypuściła je i zabrała się za rozpakowywanie prezentów. Od rodziców dostała piękny, miękki sweter w kolorze wiosennej zieleni. Od razu wciągnęła go przez głowę. Peter przesłał jej głównie słodycze i pluszaka kupionego w Londynie, a Remus najnowszą książkę „Mroczna strona eliksirów. poradnik dla zaawansowanych." Alice kupiła jej ulubione perfumy, a Dor wymarzoną sukienkę, którą widziały razem na wystawie.
Najbardziej była ciekawa prezentów od Syriusza i Jamesa. Ten pierwszy przysłał jej podręczny przybornik pełen składników do ważenia eliksirów, który pewnie polecił mu Remus oraz swoje zdjęcie z podpisem: „twój jakże cudowny braciszek." Postać z fotografii mrugnęła do niej i Lily się zaśmiała.
Została jej już tylko mała paczuszka od Jamesa. Wzięła ją ostrożnie i potrząsnęła delikatnie, ale zewnątrz nie dobiegł żaden odgłos. Spranie rozpakowała prezent i otworzyła pudełko. Na czarnej poduszeczce leżała zawieszka połączona ze srebrnym łańcuszkiem. Drobny okrąg był wykonany ze srebra tak jak kontur lilii wodnej umieszczonej na tle zielonego bursztynu.
- Cóż za śliczny drobiazg? Od kogo to?- Lily spojrzała na matkę.
- Od Jamesa- uśmiechnęła się szeroko. To był cudowny prezent, który od razu włożyła.
Nie mogła się doczekać aż spotka ponownie przyjaciół i podziękuje im za te wszystkie urocze prezenty. Niestety musiała z tym poczekać, chociaż nie tak długo jak sądziła.
Dwa dni później, zgodnie z pewnego rodzaju tradycją, poszła razem z niezadowoloną Petunią w odwiedziny do starszej pani, która się nimi opiekowała w dzieciństwie. Jak zawsze zaniosły jej ciasto upieczone przez ich matkę i zostały na herbacie by wysłuchać doskonale im znanej historii o młodości staruszki.
Starsza z sióstr czuła się tam okropnie, nigdy nie lubiła tej kobiety, ale nie mogła wyjść bez Lily, która gawędziła ze staruszką z ochotą. Petunia tylko posyłała jej groźne spojrzenia do czasu aż ta się w końcu nie pożegnała z kobietą. Szybko pomaszerowały opustoszałą ulicą, na której stały tylko bałwany ulepione przez dzieci by skryć się w ciepłym salonie przy kominku.
-Już jesteśmy- oznajmiła Petunia gdy weszły do domu.- Ten dziwak znowu się zagadał z tą staruchą- Lily jedynie wywróciła oczami.
- To bardzo miła kobieta...
- Dla Evans wszyscy są mili- aż za dobrze znała ten głos. Wpadła do salonu gdzie poza jej rodzicami siedziało dwóch Huncwotów.- Siostrzyczko!- zawołał Syriusz i mocno ją przytulił.
- Łapa postaw mnie na ziemię- poprosiła po chwili czując się niezręcznie.- Cześć James- chłopak również ją uściskał na powitanie.
- Czy to...- zaniemówił.
- Czy z nim wszystko w porządku?- zapytała pani Evans zerkając również na zarumienioną córkę.
- To nic nowego. Nasz drogi Rogacz jest po same okulary zakochane w Rudej, chociaż ona ciągle obstaje przy przyjaźni, ale teraz ubrała prezent od niego i biedny James znów wylądował w krainie marzeń- wyjaśnił Syriusz na co państwo Evans się zaśmiali, a ich młodsza córka spłonęła rumieńcem. Potter otrząsnął się i uśmiechnął zakłopotany. Natomiast Petunia wpatrywała się w Jamesa z niedowierzaniem. Nie wierzyła, że ktoś zwróci uwagę na jej wredną, rudą siostrę, a już na pewno nie ktoś tak przystojny.
- Banda świrów- skomentowała i poszła do siebie, ale nikt się tym nie przejął.
- Co tu robicie?- zapytała w końcu Lily.
- Zabieramy cię do mnie na resztę świąt i nie przyjmujemy odmowy, twoi rodzice się zgodzili- dziewczyna spojrzała na swojego ojca.
- Pozwalacie mi jechać z TYMI HUNCWOTAMI?- specjalnie zaakcentowała ostatnie dwa słowa.
- Tu nie masz znajomych, a tam będziesz z przyjaciółmi- zauważyła jej matka.- To całkiem dobry pomysł i bardzo miło ze strony waszych rodziców chłopcy, że zaprosili Lily.
- Tak, państwo Potter mają olbrzymie serce- zapewnił Syriusz.- W końcu przygarnęli mnie. No dobra siostra, pakuj się, bo musimy złapać Błędnego Rycerza.
Dziewczyna się uśmiechnęła i pobiegła na górę. Jej kufer był już w połowie zapakowany dlatego szybko uzupełniła braki. Spakowała podręczniki i odrobione już zadania domowe oraz wyprane i poskładane elementy mundurku oraz kosmetyczkę i trochę ubrań.
- Pomóc?- zapytał James zaglądając do jej pokoju.
Lily dziwnie się poczuła gdy naruszył tą jakże prywatną cześć jej osoby. Chłopak rzucił okiem na rozwieszone na ścianach plakaty jej ulubionych zespołów, które pokrywały się z tym czego i on słuchał, ale było tam więcej mugolskich nazw niż w jego przypadku. Na parapecie stały ramki ze zdjęciami. O dziwo na jednym był nawet on i reszta Huncwotów razem z Alice i Dor. Podejrzewał, że to ze względu na dziewczyny się tam znalazło, ale nie drążył tematu. Nad jej łóżkiem wisiała tablica korkowa, a na niej godło ich domu, kilka ilustracji i fragmentów z ulubionych artykułów oraz cytaty z książek i piosenek.
- „Because the world is round it turns me on...
Because the wind is high it blows my mind...
Love is old, love is new
Love is all, love is you"
- zacytował z pamięci widząc fragment tej piosenki na tablicy.- Nie patrz tak na mnie nawet my znamy The Beatles- Lily się uśmiechnęła, a on się jej przyjrzał. Jej rude włosy układały się falami na miękkim, jasnozielonym golfie, który dostała od rodziców, a na którego wierzchu spoczywał łańcuszek od niego.- Daj zniosę ten kufer- mówiąc to podszedł i chwycił pudło z jej rzeczami.- Co ty tam zapakowałaś? Cegły?
- To się nazywał książki- wyjaśniła i puściła go przodem.
Szybko się ubrali w zimowe płaszcze i pożegnali z państwem Evans, którzy jak zawsze próbowali udusić swoją córkę przed wyjazdem. Gdy w końcu wyrwała się z ich objęć i krzyknęła do siostry nieodwzajemnione pożegnanie, wyszli na ulicę. Syriusz machnął by przywołać Błędnego Rycerza i po chwili byli w drodze. Lily miała wrażenie, że lada moment zwymiotuje dlatego niemal wyskoczyła gdy dotarli do uroczej Doliny Godryka. Spojrzała na dom, przed którym stali i poczuła nieodpartą chęć by wrócić do pojazdu, ale ten już zniknął.
- Chodź, nie zjedzą cię- zapewnił ją i ruszył przodem, taszcząc jej kufer, by otworzyć drzwi.- Witam w moim domu panno Evans- oznajmił oficjalnie, otwierając przed nią drzwi, a Syriusz mu zawtórował i pokłonił się delikatnie.
Dziewczyna nieśmiało przekroczyła próg gdzie lada moment miała poznać pana i panią Potter.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro