Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Złe wieści i miła odpowiedź

Przez całą niedzielę James był markotny i trudny do zniesienia jak to określił Remus, ale nie mógł nic na to poradzić. Znów stracił swoją Lily. Nie rozumiał, czemu mu nie powiedziała, że się z kimś spotyka i zamiast tego pozostawiała mu nadzieję, że będą razem. „Przecież wie, co do niej czuje." Powtarzał sobie w myślach, co dodatkowo doprowadzało go do szału.

W poniedziałek rano, gdy wszyscy spokojnie jedli śniadanie, siedział naprzeciwko niej i obserwował każdy jej ruch. Na wieść, że doszło do kolejnych ataków wzięła od Remusa Proroka Codziennego i uważnie przeczytała cały artykuł. Jej mina nagle uległa diametralnej zmianie, a oczy się zaszkliły. Ignorując resztę wzięła swoją torbę i wyszła z Sali nie reagując na pytania przyjaciół. James spojrzał na artykuł dotyczący kolejnego ataku Śmierciożerców i interwencji ministerstwa. Wśród poległych dostrzegł nazwisko Aurora Sturgisa Podmora. Chociaż pewna część jego osoby szybko się ucieszyła, że go już nie ma, poczuł współczucie dla tego człowieka i nienawiść do siebie. Kimkolwiek był nawet, jeśli odebrał mu jego Lily, nie zasługiwał na śmierć.

Chcąc wesprzeć dziewczynę i w końcu dowiedzieć się prawdy poszedł za nią, ale rudowłosa nie kierowała się do Sali tylko do gabinetu dyrektora, którego spotkała na korytarzu. Mężczyzna już dostał wiadomość o śmierci Sturgisa.

- Przykro mi Lily, ale to prawda. Podmor zginął wczoraj, gdy wykonywał swoje zadanie- usłyszał szloch dziewczyny.- Wiem, że się zaprzyjaźniliście, to dla nas wszystkich wielka strata.

- Kto go zabił?- jej głos drżał. Oczami wyobraźni widział jak się trzęsie, gdy kolejne łzy spływały po jej twarzy.

- Nie wiemy dokładnie, to był zmasowany atak na rodzinę czarodziei, którzy odmówili współpracy z Voldemortem. Na razie twoje spotkania zostaną zawieszone. Zrób sobie dzisiaj dzień wolny, poinformuje...

- Nie- przerwała dyrektorowi.- Dam sobie radę, nie mogę się znów zamknąć na świat, nie po tym wszystkim.

- Jak sobie życzysz, jeśli coś ulegnie zmianie to cię poinformuje.

James słyszał jak mężczyzna odchodzi, ale Lily nie ruszyła się z miejsca. Odczekał jeszcze chwilę nie chcąc by pomyślała, że ich podsłuchiwał i wyszedł zza zakrętu. Lily przestała szlochać i spojrzała na niego. Miała zaczerwienioną twarz i rozmazany makijaż, ale dalej wyglądała urocz, przynajmniej w jego oczach.

- Kim dla ciebie był Podmor?- dziewczyna wpatrywała się w niego zszokowana. Nie rozumiała skąd chłopak się o nim dowiedział.

- Przyjacielem- odparła krótko ocierając twarz rękawem szaty.

- Przyjacielem? Kilka lat starszy mężczyzna od tak sobie wpadał do Hogwartu żebyście mogli sobie w Pokoju Życzeń poplotkować przy herbatce?

- Śledzisz mnie?!

- Nie zmieniaj tematu tylko powiedz, o co tu chodzi! Dlaczego chowałaś się z nim po kątach i nas okłamywałaś? Lily jesteśmy przyjaciółmi, dlaczego to robiłaś, co było tak ważnego by nas zdradzić? Znasz nas, wiesz, że byśmy zrozumieli i ci pomogli...

- Ty nic nie rozumiesz, nikt z was!- po jej twarzy słynęły kolejne łzy.- Trwa wojna James, a ja już w niej tkwię. Wy nie wiecie, co to znaczy, nikt was nie porwał, nie torturował, nie rzucał w was Avadą! Miałam dość słuchania, że wiecie, co to znaczy i rozumiecie, bo to nieprawda. Sturgis wiedział i mi pomagał, był moim przyjacielem, a teraz nie żyje. On go zabił! Więc przestań się użalać, jaki to jesteś nieszczęśliwy, bo rozmawiam z innym chłopakiem niż z tobą!

- Mam przestać być zazdrosny?! A może mam cię zostawić w spokoju, bo nic do mnie nie czujesz?

- Czuje James, ale nie chce być kontrolowana!!! Podmor był moim przyjacielem, a teraz nie żyje, więc wybacz, że nie mam ochoty na słodkie rozmówki.

- Dlaczego nam nie powiedziałaś, zrozumielibyśmy...

- Akurat, zaraz wymyślilibyście jakąś teorie, że nie wiem co, trenuje mnie do walki- James parsknął śmiechem, podczas gdy Lily ponownie otarła twarz..

- Bez obrazy, ale za duża z ciebie ciamajda by ktoś chciał cie szkolić do walki.

- Jeszcze zobaczymy, zaraz jest praktyczne OPCM, jeszcze pożałujesz tych słów.

- Wyzwanie? Chętnie je podejmę, od tego siedzenia na herbacie pewnie się rozleniwiłaś i od razu wygram- Lily się uśmiechnęła w duchu na myśl, jakie zaskoczenie go czeka. Ruszyła korytarzem, a James szybko ją dogonił.

Dziewczyna postanowiła, że nie będzie tracić życia na żal za tymi, którzy umarli. Sturgis był jej przyjacielem i nauczycielem, a ona szczerze wątpiła by chciał, aby się poddała. Postanowiła wykorzystać to, czego ją nauczył i utrzeć nosa panu przemądrzałemu.

Inni przyjrzeli się jej zaczerwienionym oczom, ale nic nie powiedzieli. Nauczyciel jednym machnięciem różdżki przygotował salę do treningu i oznajmił, ze maja się dobrać w pary i rozpocząć pojedynki. Syriuszowi się nie spodobało, że jego przyjaciel zostawił go samego, ale gdy Dor oznajmiła, że może do niej dołączyć, rozpromienił się.

Uczniowie zaczęli się pojedynkować. Lily i James rzucili kilka zaklęć by sprawdzić przeciwnika, chociaż oboje wiedzieli, że mają do czynienia z nie byle kim, jednak chłopak szybko zrozumiał, że to nie jest ta sama dziewczyna, której pojedynkom przyglądał się w zeszłym roku. Jej ruchy były pewne i szybkie, a kombinacje naprawdę pomysłowe i zaskakujące. Rogacz nie rozumiał jej taktyki, ale musiał przyznać, że robiła wrażenie. Zaatakowanie rudej był wyzwaniem zwłaszcza, że musiał się naprawdę skupić na obronie, ale młody Potter podejmował wszelkie wyzwania, łącznie z tym. Ich pojedynek był zaciekły, przez co przyciągnął spojrzenia całej grupy, która zrobiła im więcej miejsca.

W oczach Lily było widać determinację. Chciała pokazać jak wiele się nauczyła, chciała udowodnić, że czas spędzony na szkoleniu nie poszedł na marne i Podmor może być z niej dumny. W głowie miała jego lekcje, każde słowo i radę. Pragnęła zwycięstwa by udowodnić samej sobie, że jest godna bycia członkiem zakonu.

Zaklęciem Ekspulso powaliła Jamesa, który nieco oszołomiony przegraną upadł na podłogę i obserwował rudowłosą zza przekrzywionych okularów. Lily była czerwona na twarzy i lekko się trzęsła.

- Panno Evans, jeśli te zajęcia okazały się dla pani trudne z powodu tamtego zajścia- zaczął nauczyciel zaniepokojony jej wyglądem- to proszę się udać do dormitorium i odpocząć. Rozumiem, jeśli to mogło przywołać złe wspomnienia.

- Nic mi nie jest!- powiedziała to nieco zbyt ostro.- Przepraszam pana, może rzeczywiście powinnam ochłonąć- wziąwszy swoje rzeczy wyszła z klasy.

- Stary, co to było?- zapytał Syriusz, pomagając wstać Jamesowi.

- Podmor- odparł krótko i ignorując nauczyciela opuścił salę, ale Lily już nie było.

Domyślając się gdzie też mogła się udać poszedł do Pokoju Życzeń. Dziewczyna rzeczywiście się tam ukryła. Wejście do tego pomieszczenia nie było łatwe, gdy ktoś z niego korzystał, ale James na tyle wyraźnie wyobraził sobie Lily, że w końcu pojawiły się przed nim drzwi. Uchylił je i ostrożnie zajrzał do środka. Pomieszczenie wyglądało jak dobrze zadbany ogród. W ścianach były portale, przez które było widać górski krajobraz. Miękka trawa rosła wszędzie oprócz pasów kwiatów rosnących przy murze. Na środku stała huśtawka, na której delikatnie bujała się Lily. Siedząc tyłem do drzwi nie zauważyła, że przyszedł. W pierwszej chwili James miał ochotę się wycofać, nie chcąc zakłócać jej spokoju, ale po chwili namysły stwierdził, że nie powinna być sama. Pamiętał dokładnie jak przeżyła stratę ostatniego przyjaciela i nie chciałby znów przez to przechodziła.

Lily zdziwiła się, gdy rama nad jej głową się powiększyła, a obok zawisła kolejna huśtawka. Spojrzała na Jamesa, który na niej przysiadł i delikatnie odepchnął się nogami.

- Chyba serio cię szkolił- dziewczyna zaśmiała się przez łzy.- Jeszcze nikt nie zafundował mi takiej przegranej, ty mi nie dawałaś szans.

- A niby poco miałby to robić? Ja po prostu mam talent- otarła policzki.- Kiedy to się skończy? Nie chcę już nikogo więcej tracić- przyznała wprost.

- Ja się nigdzie nie wybieram, poczekam aż zrozumiesz.

- Co mam zrozumieć?- chłopak spojrzał jej w oczy. Okoliczności były dość dziwne może nawet nie odpowiednie, ale te słowa same wyskoczyły mu z ust, gdy tylko je otworzył.

- Że cię kocham- Lily się do niego uśmiechnęła.

- Chyba drugi raz w życiu powiedziałeś to jak należy- ta odpowiedz trochę go zdziwiła. Spodziewał się wszystkiego, ale nie czegoś takiego.- Ja o tym wiem, chyba w końcu do nas obojga dotarła ta wiadomość, ale to wszystko... trudno mi połączyć tak dwie skrajne ze sobą rzeczy.

- Rozumiem, sam się gubię w tym świecie. Wiem również, że wybrałem pewnie najgorszy czas, patrząc na ostatnie zdarzenia, ale może zechcesz ze mną pójść w tą sobotę do wioski. Tylko ze mną

- Chyb coś słodkiego z dala od tego miejsca dobrze mi zrobi- odbiła się mocniej nogami.- Nie chcę już tracić ani jednej chwili na łzy za tymi, których ten podły świat mi odebrał. Tylko jak my to powiemy Łapie.

- Jak ty to zrobisz będzie mniej wkurzony- dziewczyna wiedziała, że James ma rację.- Przepraszam, że ci nie ufałem i śledziłem.

- Wybaczam, sama bym sobie nie ufała- chłopak się do niej uśmiechnął czując jak wszystko wraca na właściwe miejsce.

- Czyli to randka?- Lily się zaśmiała.

- Jeśli chcesz by nią była. Dajmy im nowy powód do plotkowania- chłopak uśmiechnął się huncwocko i również rozbujał mocniej huśtawkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro