Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wypadek?

W pokoju wspólnym Gryffindoru panowała dobra atmosfera. Pechowcy siedzieli nad książkami, a szczęściarze grali z przyjaciółmi w gry lub prowadzili zaciekłe dyskusje. Kończył się drugi tydzień szkoły, ale szóste klasy, które nie miały w tym roku żadnego ważnego egzaminu, mogły sobie pozwolić na chwilę oddechu przed ostatnim, najważniejszym rokiem. Pewna grupka korzystała z tego bardzo chętnie i nic nie robiła, po prostu siedziała wygodnie, a każdy tonął we własnych myślach. Remus zastanawiał się jako jedyny nad kwestiami związanymi ze szkołą, a dokładnie nad pewnym eliksirem, który mógłby mu pomóc, ale mimo wielu prób nie odniósł sukcesu. Peter zastanawiał się nad zjedzeniem czegoś przed snem,  a Syriusz obserwował urocze dziewczyny z rok młodszej klasy. Natomiast James jak to James wciąż myślał o pewnej rudowłosej dziewczynie.

- Przepraszam?- jakaś przerażona trzecioklasistka szturchnęła delikatnie chłopaka w okularach by ten zwrócił na nią uwagę.- Profesor McGonagall prosi was do siebie.

- Ale my nic nie zrobiliśmy, Huncwoci mieli dzisiaj wolne.

- Chce też widzieć koleżanki Lily... Dorcas i Alice- oznajmiła cicho, ale James usłyszał ją wyraźnie  zwłaszcza, że wspomniała o tej konkretnej dziewczynie.

- Może znalazła Lily- oznajmiła jedna z jej współlokatorek gdy wychodzili z pokoju wspólnego.

- To ona nie była w dormitorium?- zdziwił się. Dziewczyny wspólnie zaprzeczyły.

- Zaraz zaczyna się cisza nocna- zauważył Glizdogon.- Ciekawe czego od nas chce, że zezwala na łamanie regulaminu szkolnego.

- Na pewno chodzi o jakiś nieudany dowcip lub plany na następny.

- No co ty Dor, bez ciebie, nie żartuj- dziewczyna jedynie szturchnęła Syriusza łokciem i cała szóstka poszła do gabinetu swojej opiekunki.

Gdy weszli kobieta przyjrzała się im z troską. Odłożyła kartkę, na której pisała list do państwa Evans i wstała od biurka.

- Powiedzcie mi proszę czy Lily ma w szkole jakichś wrogów?- zapytała wprost, nie tracąc czasu na wyjaśnienia tego niecodziennego zaproszenia.

- Jak każdy Gryfon nie ma lekko ze Ślizgonami- zauważył Syriusz.- Zwłaszcza ze Snapem, a dlaczego pani pyta?

- Czy ktoś jej ostatnio groził?- uczniowie odpowiedzieli zgodnie, że nie.- A może zastraszał? Ostatnio Lily zachowywała się dziwnie, była nieobecna. Wiecie coś na ten temat?

- Po zeszłorocznej kłótni ze Snapem trochę się podłamała- zauważyła Alice.

- No i martwi się o rodziców- dodał Remus.- Aktualna sytuacja nie jest dla niej zbyt przyjemna z powodu szerzącej się nienawiści do osób z takich rodzina jak ona.

- Czy to mogło sprawić, że zechce sobie odebrać życie?- zebranych zaskoczyło to pytanie.

- Oczywiście, że nie!!!- odparł aż nazbyt ostro James.- Lily może mieć gorszy dzień, ale nie zrobiłaby czegoś takiego, nie swoim rodzicom i nam. Co się stało?!

- Spokojnie panie Potter- poprosiła kobieta.- Staramy się właśnie ustalić co miało miejsce tego wieczora. Kto widział się z nią ostatni?

- Zdaje się, że ja, rozmawialiśmy, a później ona pobiegła do zamku, myślałem, że jest w dormitorium. Co się stało, gdzie jest Lily?- kobieta starała się zachować poważną minę chociaż było widać, że coś ją martwi.

-Kilka chwil temu nasz gajowy Hagrid znalazł pannę Evans u podstawy sowiarni- uczniowie pobladli na twarzy.- Na szczęście ma jedynie złamaną w dwóch miejscach rękę, sporo stłuczeń i zadrapań oraz wstrząśnienie mózgu, ale zdaniem naszej nowej pielęgniarki, powinna szybko wrócić do zdrowia. Ja jako jej opiekunka musze ustalić czy to był przypadek czy zamierzone działanie jej lub kogoś innego.

- To na pewno jakiś Ślizgon!!!- James nie wytrzymał. Poczerwieniał na twarzy, zaciskając pięści.- Dowiem się, który to zrobił i go zabiję!

Oznajmił po czym wybiegł z gabinetu opiekunki i ruszył w kierunku Skrzydła Szpitalnego, a za nim nie kto inny jak Syriusz. Możliwie najszybciej dogonił przyjaciela i zmusił do zatrzymania, co nie było łatwe. Jeśli chodziło o Lily to James był gotowy na wszystko i każdy kto ją skrzywdził miał z nim do czynienia.

- Co planujesz? Jak chcesz się dowiedzieć, który to?

- Jeśli trzeba będę ich torturował po kolei aż mi powiedzą, który to zrobił!

- Uwierz, że ci w tym pomogę, ale najpierw musimy się dowiedzieć czy ktoś na pewno jej w tym pomógł.

- Ty naprawdę myślisz, że ona sama skoczyła? Los dał jej w kość, ale nie odważyłaby się, nie Lily- gdy zaczął się nad tym zastanawiać ta opcja wydała mu się bardziej prawdopodobna, ale szybko odgonił tą możliwość.

- Też tak myślę, ale teraz nic nie wskóramy...

- Ale ja mogłem do tego nie dopuścić! Gdybym za nią pobiegł, a nie stał jak ten idiota albo chociaż sprawdził czy jest w swoim dormitorium...- poczuł ja wina za to zdarzenie go przygniata.- Gdyby ona... gdyby...

- Lilka żyje- przypomniał mu.- Jest cała i lada dzień wróci do zdrowia, a wtedy nam powie jak to było i kogo ewentualnie mamy zabić.

James ufał swojemu najlepszemu przyjacielowi. Nieco spokojniejszy dotarł do skrzydła szpitalnego nie przejmując się tym, że już trwa cisz nocna. W Sali nie było nikogo poza Lily, ale ta była nieprzytomna i nie mogła na niego nakrzyczeć za łamanie regulaminu szkolnego, a bardzo chciał usłyszeć jej głos. Powiedziała, że ma przestać ją kochać, ale on nie potrafił tego zrobić.

Od dziecka sobie wyobrażał, że będzie miał piękny dom i cudowną żonę, którą będzie całował na powitanie, tak jak robił to jego ojciec. Kupował jej kwiaty bez okazji, śmiał się z nią i ocierał łzy. Tulił do snu gdy pojawią się koszmary. Wierzył, że będzie ją kochał ponad życie tak samo jak ona jego. Tak się złożyło, że już jako trzynastolatek, wbrew wszystkiemu co mówili inni, zakochał się, a obiektem jego westchnień była właśnie Lily, która zagościła w jego marzeniach o przyszłości i nic jej nie mogło stamtąd wyrwać. Dla niej był gotów zrobić niemal wszystko, niezależnie od ceny. Uczucie, które gościło w jego sercu było wyjątkowe i szczere jak łza dziecka. Nawet gdyby dziewczyna go nie wybrała zostawiłaby na nim niemal widoczne piętno.

Chcąc ją chronić postanowił czuwać nad nią całą noc, a nawet kolejne dni. Ostrożnie przysunął sobie taboret i usiadł koło Lily. Miała zabandażowaną głowę przez co jej włosy układały się dziwnie. Na policzku widniały świeże zadrapania, a lewą rękę miała usztywnioną by zrosła się prawidłowo. Cała ta część ciała była pokryta sińcami, krwiakami i zadrapaniami, bo to właśnie nią zderzyła się z ziemią. Mimo to wyglądała w jego oczach ślicznie chociaż zdawał się odczuwać na własnej skórze każdą z tych ran.

James nie chciał nawet dopuścić do siebie myśli, że dziewczyna mogła sama doprowadzić siebie do takiego stanu. Tak jak inni widział, że jest z nią źle i cierpi, a ich rozmowa jedynie wytrąciła ją z równowagi, ale jego Lily nie poddawała się na co o ironio, był najlepszym dowodem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro