Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

U Potterów

Rano Lily obudziła się wyspana. Przeciągnęła się i skuliła na drugim boku, uznając, że chwilka lenistwa nie zaszkodzi. Spojrzała na obraz wiszący na ścianie, który przedstawiał jakąś piękną dolinę. Za sprawa magii chmury i drzewa poruszały się, muskane wiatrem. Ten widok sprawił, że Lily przypomniała sobie iż nie miała jeszcze okazji przyjrzeć się Dolinie Godryka. Szybko wstała z łóżka i odsłoniła okno. W pierwszej chwili oślepił ją blask słońca, potęgowany wszechobecną bielą. Tej nocy spadła obfita ilość śniegu i zasypała całą okolicę przez co widok wydał się jeszcze piękniejszy. W oddali widziała kościół otoczony dachami przykrytymi puchem. Drzewa zamiast zielonej korony skąpane były w bieli niczym głowa panny młodej okryta welonem. Wszystko to połyskiwało w świetle poranka przez co Lily miała wrażenie, że znalazła się w magicznej krainie.

Rozbudzona tym pięknym widokiem poszła się ubrać, korzystając z tego, że łazienka jest wolna. Z dołu dobiegły ją odgłosy czyichś kroków, a znając Huncwotów podejrzewała, że to rodzice Jamesa już wstali.

Ciepło ubrana, z włosami związanymi w koński ogon wyszła z łazienki. Jedne z drzwi były uchylone. Zdążyła się na tyle zorientować by wiedzieć, że to sypialnia Syriusza, ale gdy zajrzała do środka nie zastała go tam. Łóżko było nie pościelone, a na podłodze walały się książki i ubrania, zupełnie jak w dormitorium Huncwotów. Prezent od niej wystawał z pod poduszki. Widząc to uśmiechnęła się. Lubiła sprawiać przyjemność swoim przyjaciołom, a jak widać tym razem naprawdę dobrze wybrała.

Jej uwagę przykuł list, który zaczynał się bardzo oficjalni. Leżał na komodzie koło drzwi. Lily nie zrozumiała dlaczego to zrobiła, ale wzięła go do ręki i przeczytała.

Syriuszu Orionie Blacku

Jako twoi rodzice żądamy byś w tempie natychmiastowym wrócił do domu i błagał nas o wybaczenie za hańbę, którą przyniosłeś naszemu znamienitemu rodowi. Twoje bratanie się z tymi szlamami i zdrajcami krwi źle wpływa na nasz wizerunek o czym przypomina nam wiele osób. Oczekuje twojego niezwłocznego powrotu i oficjalnych przeprosin.

Walburga Black.

- Widzę, że ktoś w końcu to przeczytał- Lily podskoczyła i przerażona spojrzała na Syriusza, który stał krok za nią, w drzwiach swojego pokoju.- Spokojnie, nie gniewam się, sam nie miałem ochoty czytać tych żądań.

- Przepraszam cię...

- Daj spokój, to tylko głupi list- Syriusz starał się uśmiechnąć, ale wyglądał na przybitego. Ta wiadomość dotarła tego ranka i sprawiła, że wstał w  nie najlepszym humorze.- Moi rodzice to maniacy- Lily go objęła. Nie wiedziała, że nic lepszego w tej chwili nie mogła zrobić. Syriusz nie cierpiał większość swojej rodziny, ale ta sytuacja nie była dla niego lekka.- No dobra, nic mi nie jest- zapewnił.

- Na pewno?- odsunęła się i spojrzała na niego z troską.- Wiesz mi możesz powiedzieć, w końcu jesteśmy magicznym rodzeństwem.

- Na razie jestem cały, poczekaj aż wstanie James- dziewczyna zmarszczyła czoło. Podprowadził ją do okna i wskazał na ogród. Chłopak wykopał w śniegu wielki napis JAMIE i zabarwił go na różowo.- Zabije mnie- wydawał się być zachwycony tą opcją.

Zeszli na dół gdzie po chwili pojawił się również ich przyjaciel. Gdy spostrzegł napis rozgniewał się i znów rzucił biegiem za Syriuszem, ale tym razem go złapał. Tarzali się po podłodze i może ktoś uznałby to za zapasy, ale raczej wyglądało to jak dziecięca bójka, dwóch maluchów, które jeszcze nie wyrosły z pieluch. Pani domu przywołała ich do porządku i w końcu zasiedli do śniadania.

Gdy wszyscy byli już najedzeni i ciepło ubrani, troje przyjaciół poszło się rozejrzeć. Lily dokładnie zapięła swój płaszcz i owinęła szyję szalem w barwach Gryffindoru. Huncwoci pokazali jej miasteczko, a później okolicę. Nie obeszło się bez bitwy na śnieżki, po której dziewczyna była zmarznięta i bardziej przemoczona od reszty.

- Nie gniewaj się, było fajnie- obróciła się i przycisnęła do twarzy Jamesa sporą kulkę śniegu.- Zasłużyłem- przyznał poprawiając okulary.

- Wracajmy- poprosiła.

- No dobrze siostra- Syriusz objął ją ramieniem i nim zdążyła zareagować rozgniótł na jej czapce dużą śnieżkę. Lily wywróciła go w zaspę i z pomocą Jamesa zasypała śniegiem.

- Wracajmy- Rogacz poszedł za nią. Black po chwili się wygrzebał i ich dogonił.

Po powrocie przebrali się i usiedli razem w salonie. Pijąc gorącą czekoladę grali w najróżniejsze gry, nie tylko magiczne, ale i te mugolskie. Następnego dnia śnieżyca nie pozwoliła im opuścić domu, co uchroniło Lily przed meczem Quidditcha. Korzystając z tego, że rodzina Potterów miała telewizor oraz odtwarzacz kaset obejrzeli wybrany przez chłopaków horror chociaż dziewczyna byłą temu przeciwna i co chwila odwracała wzrok. W odwecie zmusiła ich do obejrzenia komedii romantycznej, na której Syriusz zasnął. Korzystając z tego James domalował mu wąsy.

Gdy następnego dnia grali w salonie stanęła nad nimi pani Potter.

- Czemu nie daliście jeszcze Iskierce szat do wyprasowania? Mamy być na balu noworocznym za cztery godziny.

- Jakim balu?- zaniepokoiła się dziewczyna. Eufemia spojrzała groźnie na syna.

- Nie powiedzieliście Lily, że wszyscy idziemy na przyjęcie?

- Zapomnieliśmy- oznajmił, udając niewiniątko.- No cóż, chyba będziemy musieli zostać w domu i dotrzymać jej towarzystwa, ale wy bawcie się dobrze.

- O nie mój drogi, pójdziecie na ten bal, wszyscy.

- Ale proszę pani, ja nie mam w czym i chętnie zostanę. Tak chyba będzie najłatwiej, dotrzymam towarzystwa Iskierce.

- O nie, pójdziemy wszyscy. Chodź Lily, zaraz coś wymyślimy, a wy marsz do góry po szaty wyjściowe i to bez marudzenia.

Spojrzeli po sobie. Ich plan nie zadziałał, a to oznaczało, że będą musieli spędzić cały wieczór ze sztywnymi przyjaciółmi państwa Potter. Wiedząc jednak, że nie warto denerwować matki Jamesa, zrobili to co kazała. Syriuszowi niezbyt uśmiechało się spotkanie z krewnymi, którzy co roku odwiedzali to przyjęcie, ale wiedział, że teraz ma inną rodzinę i tylko to trzymało go przy nadziei, że przetrwa tą noc.

- Pani Potter naprawdę nie trzeba, ja zostanę, coś poczytam. Nie muszę iść na to przyjęcie.

- Nonsens- oznajmiła kobieta otwierając drzwi swojej garderoby.- Chłopcy ci specjalnie nie powiedzieli, bo liczyli, że pozwolę wam zostać w domu, ale nie tym razem. Ten bal noworoczny to bardzo ważna uroczystość, zwłaszcza dla młodych czarodziei, będzie tam wiele osobistości...

- A większość to czarodzieje czystej krwi- zauważyła, a kobieta przestała przeglądać swoje suknie.- Ja jestem mugolakiem, nie chce by ktoś na państwo patrzył źle z mojego powodu, nie po tym co zrobiliście dla Syriusza. Nie jestem głupia, wiem jak wygląda sytuacja i nie chcę robić kłopotu.

- Moja droga jeśli ktoś miałby mnie wytykać palcami za towarzystwo tak cudownej młodej czarownicy jak ty to znaczy, że nie jest warty mojej uwagi. A teraz nie marudź tylko przymierz, mam kilka sukni z młodości i któraś z nich na pewno będzie pasować.

Lily jedynie się uśmiechnęła i wzięła trzy wybrane przez panią Potter suknie. Eufemia szybko skreśliła z listy fioletową kreację, która nie pasowała do jej włosów. Kobieta myślała, że najlepsza będzie zielona, ale okazało się, że Lily najpiękniej wyglądała w granatowej, połyskliwej sukni z ramiączkami, które nie zakrywały ramion. Mimo tego, ze kobieta miała nieco większy biust od rudowłosej i tak kreacja leżała na niej znakomicie.

- Prześlicznie! Jak ja marzyłam o córce, James nigdy się mnie nie słucha w kwestii ubioru ani uczesania. jest gorszy do swojego ojca- pożaliła się.

- Teraz jak zobaczy jakie cuda potrafi pani zdziałać to zmieni zdanie- zapewniła przyglądając się swojemu odbiciu.

Pani domu ułożyła jeszcze Lily włosy tak by miękko układały się na jej plecach i nie zakrywały twarzy, którą ozdobiły jedynie delikatnym makijażem. Do całości brakowało tylko srebrnych czółenek na obcasie, które kobieta pomniejszy magia o rozmiar by pasowały i nikt nie mógł powiedzieć, że dziewczyna wygląda źle. Prezentowała się jak prawdziwa dama z arystokratycznej rodziny.

- A gdzie Lily?- zapytał James, który podobnie jak jego ojciec i Syriusz był już ubrany w szatę wyjściową, ale ku niezadowoleniu matki nie ułożył włosów. Kobieta zeszła do nich w bordowej sukni i stanęła u boku swojego męża.

- Już idę- spojrzał w górę słysząc głos rudowłosej, ale w pierwszej chwili miał wrażenie, że to ktoś inny. Jego Lily nigdy się nie stroiła, owszem czasem ubrała coś ładnego, ale to właśnie za tą prostotę i nieprzejmowanie się zdaniem innych tak w niej lubił. Tego wieczora wyglądała jak księżniczka z bajki. Suknia idealnie podkreślała jej zgrabną figurę i sprawiała, że jej włosy wydawały się być odrobinę ciemniejsze, ale nadal piękne.

- No Evans, teraz po raz pierwszy rozumiem Rogacza- dziewczyna jedynie delikatnie się zarumieniła i stanęła między nimi.

- Wyglądasz prześlicznie- oznajmił James, nie mogąc oderwać od niej oczu.

- Dziękuje...

- No to ruszamy- zarządził Fleamont.

Młodzi się ich złapali i po chwili stali w holu olbrzymiego hotelu, w którym odbywało się przyjęcie. Lily wzięła kilka wdechów by uspokoić szalejący żołądek. To była jej pierwsza teleportacja i wiedziała, że już nigdy jej nie zapomni. Świat nadal wirował jej przed oczami, ale nie upadła. Chwyciła Syriusza i Jamesa pod ramię, i razem weszli do Sali, tuż za państwem Potter.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro