Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Odwaga Gryfona

W niedzielny poranek cała szkoła już słyszała o tym niespotykanym zdarzeniu. Wrzaski Lily na Huncwotów, a szczególnie na Jamesa nie były niczym nowy, niewielu zwracało na nie uwagę. Uczniowie przywykli już również do przyjaźni, która połączyła całą piątkę. Jednak wieść, że ta Lily Evans umówiła się z tym Jamesem Potterem, spowodowała prawdziwy sztorm. Wszyscy szeptali i patrzyli na nich podejrzliwie chociaż tych dwoje nie zachowywało się inaczej, no może dziewczyna trochę mocniej się rumieniła, ale to dostrzegał tylko Rogacz.

Wytrzymanie wśród tych wszystkich szeptów i ciekawskich spojrzeń było dość trudne dla Lily, która miała ochotę uciec i się schować w dormitorium. Nawet nauczyciele uśmiechali się do niej inaczej niż wcześniej.

Chcąc odetchnąć przedarła się przez zaspy do chatki gajowego, który chętnie powitał ją kubkiem gorącej herbaty i nadpalonymi ciasteczkami. Wzięła jedno i z trudem przeżuwała nie chcąc mu robić przykrości.

- Słyszałem żeś w końcu spotkała się z Jamesem- wypalił w końcu. Wygląda na to, że nawet on był ciekaw zeszłego wieczora.

- Tak i było ciekawie- przyznała.

- Cholibka to się musiał ucieszyć. Ile razy mi się żalił, że nie chcesz się z nim spotkać, a tu proszę, jednak znalazł właściwy kluczyk.

- To na razie była tylko kolacja, nic więcej- spojrzała na zegar.- Przykro mi Hagridzie, ale powinnam już wracać, zaraz kolacja.

- A trafisz sama, trochę się ściemniło?

- Dam radę- zapewniła otulając się szczelnie płaszczem i wyszła.

Przedzieranie się w mroku przez zaspę nie należało do łatwych zadań, ale w końcu dotarła do zamku i osuszywszy się poszła na kolacje gdzie zdecydowana większość uczniów już była. Sporo z nich wyglądało na bardzo zmęczonych tym dniem, ale dziewczyna nie rozumiała dlaczego. Czyżby plotkowanie pozbawiło ich wszelkich sił?

Zajęła miejsce między Remusem i Syriuszem. Siedzący naprzeciwko James uśmiechnął się do niej, co automatycznie odwzajemniła.

- Chowasz się przede mną?

- Nie, przed całą resztą. Nie lubię rozgłosu, a oni nie mówią o niczym innym.

- Jasne Evans, ty po prostu lubisz ogłuszać wszystkich swoimi piskami- dziewczyna szturchnęła Syriusza, który odpowiedział tym samym. Lily dźgnęła go widelcem, który później dokładnie wytarła w serwetkę.- Jak mi się chce spać- powiedział ziewając, co uczyniło wiele osób przy stole.- Idę się położyć, a wy dwoje marsz prosto do łóżek, nie obściskiwać mi się po kątach- Lily się lekko zarumieniła, a James rzucił w niego zwiniętą serwetką.

Chwile później pozostali Gryfoni poszli w ślad za nim. Nikt nie miał ochoty na rozmowy, wszyscy posnęli zaskakująco wcześnie i ku zgrozie obudzili się zdecydowanie za późno, w tym również nauczyciele. Duchy szybko ogłosiły informacje od Dumblodara, który kazał się stawić uczniom w jadalni.

- Przypuszczam, że ktoś dodał eliksir nasenny do wczorajszej kolacji- oznajmił Horacy Slughorn.- Nie wiem po co.

- Zaraz się dowiemy, niech opiekunowie sprawdza listę swoich podopiecznych.

Tak jak powiedział, tak też zrobiono. Szybko okazało się, że brakuje pięciorga uczniów. Markusa Kenta, który jak już wiemy był w siódmej klasie i należał Hufflepuff, Brandona Stokera z szóstej klas, przynależącego do Revenclaw oraz jego cztery lata młodszej koleżanki z błękitnej wieży Mirandy Jovie. Nie znaleziono również dwójki Gryfonów. Pierwszoroczniaka Petera Tyler oraz Lily Evans.

- Dumbledorze to wszystko są uczniowie pochodzący z rodzin mugolskich- profesor McGonagall była blada na twarzy, a jej ręce lekko się trzęsły.- Duchy przeszukały zamek, nie ma ich. Ale jak oni to zrobili, jak udało się im wedrzeć do szkoły?

- Niestety nie wiem. Ktoś tu musiał specjalnie sprawić żebyśmy posnęli, a wtedy jego przyjaciele zakradli się do środka i zabrali tych uczniów. Wyruszam natychmiast. Postawie całe ministerstwo na nogi by ich odnaleźć, a ty moja droga zajmij się szkołą i miej oko na Huncwotów. Ktoś odebrał im Lily, wątpię by byli spokojni, a zbliżają się te dni- oznajmił wskazując na sufit. Kobieta potaknęła rozumiejąc, że chodzi mu o pełnie.

- Zrobię co w mojej mocy- obiecała.

Gdyby nawet James i reszta chciała ruszyć na poszukiwania to nie mieli pojęcia gdzie zacząć. Śmierciożercy, bo to właśnie oni porwali uczniów, ukryli ich daleko od zamku, poza zasięgiem Mapy Huncwotów. Nie tylko chcieli się pozbyć kilku osób o nieczystej krwi, ale również pokazać, że nawet Hogwart nie może zapewnić bezpieczeństwa. Lord Voldemort mógł dosięgnąć każdego, wszędzie i zawsze.

Mając już grupkę przerażonych uczniów, jego poplecznicy zgotowali im okropny dzień pełen tortur. Bawił ich widok kulących się i wrzeszczących dzieci. Zadawanie bólu było w ich mniemaniu czymś bardzo przyjemnym, dobrą rozrywką.

Gdy uznali, że wystarczy tego dobrego, zamknęli całą piątkę w ciasnej zatęchłej celi, w której mrok rozpraszał jedynie plask wdzierający się przez szczeliny w drzwiach. Każdy skuliła się w wybranym przez siebie zakamarku, chociaż Bran po prostu leżał nieprzytomny. Zaklęcia pozbawiły go przytomności na wiele godzin.

Po pewnym czasie Lily zmusiła się do wstania. Tak jak inni była przemarznięta, ponieważ zabrano ich jedynie w piżamach, które nie grzały, a do celi wdzierał się zimowy chłód. Nie mogąc dłużej siedzieć bezczynnie sprawdził co z pozostałymi, uwzględniając w tym również Markusa.

- Jak im się udało nas porwać?- zapytał szeptem, nie chcąc straszyć maluchów siedzących razem w kącie.

- Nie wiem, ale Dumbledore na pewno nas szuka. Masz jakiś pomysł jak uciec albo dać im znać gdzie jesteśmy?

- Nie mam pojęcia, zabrali nam wszystko- dziewczyna usiadła koło niego.

Lily i Mark nie zamierzali się poddawać i myśleli jak się wydostać z tego lochu. Prawda jednak była taka, że nie mieli szans by uziec z celi. Zamek był porządny, a im odebrano różdżki. Rudowłosa wiedziała, że wystarczy aby rzuciła jedno zaklęcia, a zaraz ktoś w ministerstwie się o tym dowie i wyśle do nich ludzi. Wątpiła jednak by Śmierciożercy dali jej na to okazję. Strzegli ich zbyt dobrze. 

Mimo całonocnej gonitwy z myślami nie udało się im znaleźć wyjścia z tej paskudnej sytuacji.

- Oni nas na pewno szukają- oznajmiła zdesperowana. Była wykończona, bo podobnie jak rok starszy kolega, nie zmrużyła oka ani na chwilę.- Musimy wytrzymać.

- Naprawdę w to wierzysz?- zapytał gniewnie.- Oni nas zabiją i nie ma znaczenia czy będziemy walczyć. Niby jak mieliby nas znaleźć? Nawet twój Potter nic tu nie poradzi!

- Teraz będziesz się na nim wyżywał?

- Złamał mi nos!- przypomniał

- Bo się na mnie rzuciłeś ty świnio, cisz się, że McGonagall się tam pojawiła, bo źle by z wami było, a teraz przestań jełczeć i coś wymyśl!

- Ty tu jesteś geniuszem- przypomniał jej.

Wściekła Lily usiadła na ziemi po drugiej stronie celi i wpatrywała się w drzwi. Nie wiedziała co ma zrobić, pierwszy raz zabrakło jej pomysłów, a widok przerażonych dzieciaków sprawiał, że czuła się coraz gorzej. Była prefektem, nauczyciele jej ufali. Czuła się odpowiedzialna za los innych, ale nie miała już nic poza umysłem, który zdawał się być niepotrzebny w tej chwili.

Nagle usłyszeli zbliżające się kroki. Przerażeni wstali z ziemi i stanęli razem, wszyscy oprócz nieprzytomnego chłopaka, którego stan nie poprawił się tej nocy. Dziewczynka, której rudowłosa nigdy wcześniej nie spotkała, wtuliła się w Lily i spojrzała na nią oczami pełnymi strachu.

- Będzie dobrze- wyszeptała do niej.

Wtedy usłyszeli szczęk zamka i drzwi stanęły otworem. W progu pojawił się olbrzymi mężczyzna w czarnej szacie z maską na twarzy, który zeszłego dnia wrzucił ich do tej obrzydliwej nory, posyłając jeszcze Markowi kopniaka, który obalił go na ziemię. Ci Śmierciożercy posługiwali się magią, ale lubili też karać używając siły, której im nie brakowało.

- Idziemy!- oznajmił wskazując na przerażonego chłopczyka, który wyglądał jakby patrzył na samą śmierć.- Jazda!

- Nie- złapał się Lily, która zaczęła panikować i objęła również malca.

- Chodź tu!

- Tacy z was potężni czarodzieje!?- wypaliła nagle czując przypływ złości i odwagi.- Torturujecie małe dzieci, które nie potrafią się bronić, boicie się, że ktoś starszy mógłby wam oddać!- Markus starał się ją uciszyć, ale ta jedynie zagarnęła malucha za siebie.- Wielcy panowie świata, którzy biją dzieci!- mężczyzna uderzył ją w twarz po czym złapał za włosy i wyciągnął z lochu mimo protestów reszty.

Zaprowadził ją do Sali gdzie ostatniego dnia torturowano całą ich piątkę. Były tam tylko dwie osoby, których twarze również kryły się pod maskami. Gdy padło pierwsze Cruciatus starała się walczyć z bólem by nie dać im satysfakcji, ale już kolejny cios powalił ją na ziemię, a z gardła dziewczyny dobył się wrzask. Tortury trwały dalej, a oni rzucali na nią coraz wymyślniejsze zaklęcia. Raz czuła jakby płonęła innym razem kolczasta obręcz zaciskała się na jej gardle odbierając możliwość oddechu.

- Złóż pokłon przed naszym Panem i zgiń łatwą śmiercią!- zagrzmiał jeden z mężczyzn, a jego głos wydał się jej znajomy, ale nie potrafiła w tamtej chwili się skupić by przypomnieć sobie skąd go zna.

- Nigdy- wydyszała.

Kolejny raz została trafiona zaklęciem niewybaczalnym, ale to jej nie złamało. Gdy w końcu uznali, że wystarczy na ten raz, nie była w stanie iść dlatego ten sam mężczyzna, który ją tam przyprowadził zabrał ją z powrotem i rzucił na brudną posadzkę, spoglądając na pozostałych z pogardą.

- Już rozumiesz Szlamo, że masz milczeć? Więcej nie będzie taryfy ulgowej- zapewnił ją po czym zamknął drzwi z hukiem.

Cała czwórka, łącznie z chłopakiem, który się wybudził słysząc jej wrzaski, podeszła do niej i się nią zajęła na tyle na ile mogli. Gdy następnego dnia pojawił się ich strażnik, Lily znów się mu postawiła za co kolejny raz zaciągnięto ją na tortury i dziewczyna wróciła do lochu nieprzytomna poobijana i wykończona.

Czwartego dnia od razu wybrano ją i rzucono na kolana przed Czarnym Panem, który spojrzał na nią z pogardą. Lily również posłała mu spojrzenie pełne nienawiści i mim bólu się wyprostowała. Nie czuła strachu ani respektu tylko chęć trafienia go najsilniejszym zaklęciem jakie kiedykolwiek znała, ale niestety nie miała różdżki.

- Moi słudzy donoszą mi, że nadal odmawiasz złożenia mi pokłonu- zauważył.

- Nigdy tego nie zrobię! Jesteś tylko szaleńcem i to nic niewartym.

- Nie ważne jak będziesz długo walczyć, ja wygram- zapewnił ją.

Trafiona Cruciatus zwinęła się z bólu, ale klątwa trwała dość długo by nie miała siły krzyczeć. Wówczas Voldemort użyła zaklęcia Legilimens by wedrzeć się w jej wspomnienia, ale Lily nie pozwoliła na to i broniła się chociaż nigdy nie uczyła się oklumencji. Robiła wszystko by go nie wpuścić do środka. Za dużo osób mogło przez to ucierpieć dlatego dobyła cała siłę jaka jej pozostała i walczyła. Dzięki temu Czarny Pan dostrzegł jedynie nic nieznaczące urywki dotyczące szkoły.

- Co za oporna Szlama- mężczyzna wstał i stanął nad nią. Lily nie była w stanie się podnieść. Leżała u jego nóg z trudem łapiąc oddech.- Chyba muszę cię zabić już teraz, a wtedy twoi przyjaciele po kolei klękną i staną się moimi sługami, licząc, że to ich ocali.

- Nie zrobią tego, nie wygrasz!- kolejna porcja bólu pozbawiła jej resztki sił. Każdy dzień tych tortur był jak tydzień, a siła zaklęć rzucanych przez Voldemrta była większa niż jego popleczników,

- Tylko ja mogę wygrać i żyć wiecznie. Moje imię będzie znane na całym świecie, powtarzane szeptem, ze strachem i podziwem przed najpotężniejszym z czarodziei.

- Nie jesteś nim i nigdy nie będziesz!- złowrogi rechot wyrwał się z jego gardła.

- Będę, bo nie pozwolę by powstał ktoś silniejszy, zabije każdego kto może się do tego przyczynić, zaczynając od ciebie Szlamo- oznajmił celując w nią różdżką.- Wiedź, że zginiesz z ręki najpotężniejszego czarodzieja na świecie. Av...

Wtedy usłyszeli odgłos eksplozji, a w następnej chwili pomieszczenie zapełniło się Aurorami i czarodziejami, którzy zgłosili się do wzięcia udziału w poszukiwaniach. Zaklęcie uśmiercające chybiło o kilka centymetrów. Śmierciożercy teleportowali się widząc przewagę liczebną swoich przeciwników nim ktoś zdążył ich pochwycić.

- Lily!- dziewczyna zobaczyła twarz pani Potter i się rozpłakała. Ktoś przyprowadził pozostałych uczniów którzy byli tylko głodni, brudni i zmęczeni. Cała siła opuściła dziewczynę i wtuliła się w kobietę, ten koszmar się skończył.- Już jesteś bezpieczna- oznajmiła Eufemia.

- Zabierzmy ich do szkoły- oznajmił Dumbledor.- Panno Evans?

- Ona nas ocaliła- oznajmił rówieśnik dziewczyny.- Broniła nas przed torturami i dlatego ciągle ją zabierali- zebrani spojrzeli na nią z podziwem. Lily w tej chwili wyglądała naprawdę żałośnie. Aż trudno było uwierzyć, że ta drobna, skulona istota okazała takie męstwo.

- Nie pozwoliła nas skrzywdzić- oznajmiła dziewczynka, na której policzkach wciąż widniały łzy.- Pomóżcie jej!

- Spokojnie maleńka, zajmiemy się panną Evans.

Dyrektor wraz z państwem Potter zabrali uczniów do szkoły. Czworo było tylko wygłodzonych i odwodnionych. Pielęgniarkę przeraził stan panny Evans, która przez te cztery dni strasznie wychudła i wyglądała jakby miała zaraz umrzeć. Gdy poczuła się bezpiecznie straciła przytomność i nie reagowała na bodźce dobiegające z otoczenia. W tamtej chwili potrzebowała snu.

Nie tracąc czas od razu postanowiono wysłuchano czworga pozostałych uczniów. Każde z nich wskazywały na odwagę Lily, która pokazała prawdziwą odwagę Gryfona. Nawet Markus przyznał się, że nie był w stanie zrobić tego, co ona uczyniła. Siedząc przed dyrektorem spojrzał prawdzie w oczy. Był tchórzem i się tego wstydził. Nie chciał już dłużej tego czuć, a te kilka dni sprawiły, że stał się innym człowiekiem.

- Tato?- James podbiegł do ojca.- I co?- przy mężczyźnie szybko zgromadziła się cała grupa przyjaciół rudowłosej.- Co z Lily?

- Jest bezpieczna, ale wykończona. To najodważniejsza dziewczyna jaką miałem okazję poznać- przyznał z podziwem w głosie.- Wzięła na siebie całe cierpienie, nie pozwalając skrzywdzić pozostałych, ale zdaniem pielęgniarki musi tylko odpocząć i wróci do zdrowia. Nie ma żadnych fizycznych ran, które zagrażałyby jej życiu, a z takimi przyjaciółmi u boku szybko powinna się pozbierać.

- Możemy do niej iść?- zapytała Dor, po której twarzy ciekły łzy. Stała wtulona w Syriusza, który tak jak ona martwił się o Lily.

- Na razie nie, dajcie jej czas by odpoczęła, może jutro pielęgniarka pozwoli na odwiedziny.

Grupka uczniów jedynie skinęła głowami, na znak, że rozumie. Mężczyzna uśmiechnął się do nich blado i wyszedł, ale jego syn nie zamierzał zostawać w pokoju wspólnym.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro