Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Od tego są przyjaciele


Po pewnym czasie Markus stał się zdecydowanie pewniejszy siebie i bardziej wścibski. Zaczął ją wypytywać o upadek i przyjaźń z Huncwotami, nie wyrażając się przy tym zbyt przychylnie na ich temat, co niezbyt jej się podobało, ale on nie zwracał na to uwagi.

Dostrzegł jej stanowczy protest dopiero wówczas gdy strąciła jego dłoń ze swojej tali i cofnęła się o krok. Zatrzymał się wówczas i spojrzał na nią nieco zaskoczony tym zachowaniem.

- To był miły wieczór, ale myślę, że już czas na mnie- gdzieś w podświadomości rozbłysła czerwona lampka sygnalizująca zagrożenie. Mniej więcej w tej samej chwili przypomniała sobie, że jej różdżka spoczywa teraz na łóżku w dormitorium.

- Nie bądź taka, jest jeszcze wcześnie i mi się do nikąd nie śpieszy więc zostań. Możemy tu posiedzieć razem i poznać się lepiej- złapał ją za rękę.

- Puść mnie Mark!- spróbowała zabrać dłoń, ale uścisk chłopaka był naprawdę silny.

- Nie udawaj takiej niedostępnej Lily. Rozumiem ten przygłup Potter ci się nie podoba, ale ja to co innego, widzę jak na mnie patrzysz- oznajmił przybliżając się, a ona zrobiła krok w tył, starając się uwolnić.

- Coś ci się pomyliło, sto razy bardziej wolę Jamesa od takiej świni jak ty!- coś w jego oczach się gwałtownie zmieniło, a ona poczuła, że ma kłopoty.

- Nie będziesz mnie obrażać!- popchnął ją na ścianę.- Mam już dosyć słuchania o tym jak odtrącasz wszystkich w koło, będziesz moja.

Lily jednak miała inne zdanie w tej sprawie. Może nie wzięła swojej różdżki, ale czując jego dłonie na swoim ciele i widząc zbliżające się usta postanowiła zareagować. Z całych sił zdeptała mu nogę, a gdy jego uścisk się rozluźnił zacisnęła dłoń w pięść i go uderzyła w twarz. Nie czekając aż Markus otrząśnie się z zaskoczenia, rzuciła się biegiem w kierunku pokoju wspólnego Gryffindoru.

Z oddali krzyknęła Felix Felicis i wpadła do salonu, czując, że już jej nic nie grozi. Zatrzymała się dopiero koło kominka, ale tylko jedna osoba zauważyła jej nagłe pojawienie się pomieszczeniu. James podniósł się z fotela i chciał zapytać co się stało, ale dziewczyna się w niego wtuliła i rozpłakała. Doznawszy lekkiego szoku objął ją, sprawiając, że poczuła się bezpiecznie. Przy nim już nic jej nie groziło.

- Lily, co się stało?- nie odpowiedziała.- Ślizgoni, czy oni znowu...- zaprzeczyła.-Proszę powiedz mi- dziewczyna się trochę odsunęła, a on spojrzał w jej zapłakane oczy. Usidli na sofie, a reszta ich przyjaciół zamilkła czekając na wyjaśnienia.

- Mark... on nie chciał mnie puścić i...- chłopak dostrzegł pojawiającego się sińca na jej nadgarstku, który chłopak tak mocno trzymał i opuchliznę na dłoni, którą uderzyła napastnika. Przyjrzał jej potarganym włosom i nie potrzebował już więcej wyjaśnień. Poczuł gniew, wręcz nienawiść.

- Black, Lupin, a gdzie Peter, z resztą nie ważne, idziemy!- obaj wstali. To był pierwszy raz kiedy Remus poczuł chęć by kogoś skrzywdzić, oczywiście nie licząc chwil gdy był wilkołakiem.

- James ale...

- Zostań tu Lily- poprosił troskliwym głosem po czym cała trójka wyszła.

- Będzie dobrze – oznajmiła Dor, obejmując ją mocno.- Chłopacy się nim zajmą i już nigdy się do ciebie nie zbliży, zobaczysz- Lily wtuliła się w przyjaciółkę, chcąc o tym wszystkim zapomnieć, ale nie potrafiła. Gniew i strach się w niej mieszał, a teraz poczuła wyrzuty sumienia, że wciągnęła w to Huncwotów. Ten wieczór byłe jej wyborem, powinna sama się tym zająć, ale od czego są przyjaciele.

- A co jeśli będą mieli kłopoty?- zapytała po chwili.

- Tu Huncwoci, nawet jeśli go zabiją to i tak ujdzie im to na sucho, a znając Jamesa nie chciałabym być na miejscu Markusa. Pewnie już go znaleźli.

- I teraz zapłaci- dodała Alicja.

- Nie mogą!

Lily wyrwała się z uścisku przyjaciółki i wybiegła z pokoju wspólnego. Skierowała się w stronę dormitoriów Huffelpuff, domyślając się gdzie poszedł Markus, a w ślad za nim Huncwoci. Jeszcze nigdy nie biegła tak szybko jak w tamtej chwili. Miała wrażenie, że zaraz w coś uderzy, ale się nie zatrzymywała, musiała ich znaleźć jak najszybciej.

 Nie myliła się, bo już z daleka słyszała krzyki opiekunki ich roku, które były jednoznaczne. Przyłapała swoich podopiecznych i wpadła w rzadko spotykany gniew, chociaż na co dzień nie należała do najmilszych osób.

- Profesor McGonagall proszę ich nie zawieszać!- stanęła między przyjaciółmi, a wściekłą nauczycielką. Wszyscy trzej oddychali równie ciężko co ona, ale to nie było spowodowane jedynie biegiem, ale i szarpaniną. Na policzku Remusa już się pojawił siniec, a koszula Jamesa byłą przekrzywiona i miała urwany guzik, który zwisał na pojedynczej nitce. Syriusz jedynie odgarnął poplątane włosy- To nie jest ich wina, oni tylko mnie bronili.

- Panno Evans...

- To jego wina- wskazała na nieźle poobijanego Markusa i jego towarzysza.- Proszę, ja wezmę na siebie ich karę.

- To nie twoja wina...

- Minerwo- nagle pojawił się przed nimi sam dyrektor Dumbledore.- Zaprowadź proszę tych Puchonów do pani Pomfrey, a ja pomówię z tą czwórką i wszystko wyjaśnię.

Huncwoci i Lily poszli w milczeniu za dyrektorem do jego gabinetu czując jak tracą grunt pod nogami. Wpakowali się w naprawdę niewesołą sytuację. Dziewczyna myślała co ma powiedzieć by uchronić przyjaciół i doszła do wniosku, że prawda będzie najlepsza, bo Dumbledore niczego bardziej nie cenił niż uczciwość, oddanie i odwaga. Liczyła że to zachowanie uda się jej jakoś wpisać w te ramy i uchronić przyjaciół przed karą.

-No dobrze, panno Evans, proszę mi teraz wyjaśnić jakim cudem pobicie tych dwóch Puchonów nie było winą tej trójki?- zapytał gdy byli już na miejscu. Dziewczyna przełknęła ślinę i przebiegła wzrokiem po przyjaciołach. Wyglądali na przybitych, z wyjątkiem Jamesa, w którego oczach wciąż płonęła wściekłość.

- Widzi pan, panie dyrektorze Markus nie chciał mnie wypuścić i składał dość... niemoralne propozycje, ledwo udało mi się od niego uciec. Powiedziałam Jamsowi co się stało, a on zawołał Syriusza i Remusa. Poszli z nim porozmawiać by dał mi spokój.

- Chcieliśmy mu powiedzieć, że ma się więcej nie zbliżać do Lily- dodał młody Lupin. Starzec uniósł pytająco brew czekając na dalsze wyjaśnienia.

- Nie mieliśmy zamiaru aż tak go urządzić, no może poza Jamesem, ale my dwaj mieliśmy go przypilnować- dodał szybko Syriusz.- Tylko, że wszystko się trochę skomplikowało gdy usłyszeliśmy jak ten idiota chwalił się temu drugiemu, że wygrał zakład i czego to on nie rozbił z moją siostrzyczką oraz co zrobi jak ją ponownie spotka. No i wtedy się zaczęło, ale nic im nie połamaliśmy- przypomniał, co teoretycznie miało być argumentem przemawiającym na ich korzyść.

- Poza tym to ja pierwsza uderzyłam- dodała chcąc złagodzić karę swoich przyjaciół.

- Rzeczywiście historia wygląda inaczej niż można by się spodziewać i niestety nasza droga Minerwa nie ma racji. Nie zostaniecie zawieszeni- Lily odetchnęła z ulgą.- Niestety muszę odjąć dwadzieścia punktów Puchonom za to jakże niegodne zachowanie ucznia Hogwartu- cała czwórka się rozpromieniła.- A każdemu z panów przydzielam po pięć punktów za oddanie dla przyjaciółki i troskę o bliskich panie Black oraz pięć dla panny Evans za odwagę by się przeciwstawić profesor McGonagall.

- Dziękujemy bardzo- odparł Łapa, widocznie uradowany takim zakończeniem.

- Tylko żeby to było ostatni raz, a teraz idźcie spać i dopilnujcie by Lily dotarła bezpiecznie do swojego dormitorium- mężczyzna uśmiechnął się do nich.

- Proszę być o to spokojnym- oznajmił Remus, któremu ulżyło. Obawiał się najgorszego gdy wpadli na swoja opiekunkę.

- I chłopcy, nie dokuczajcie zbytnio temu Puchonowi, zdaje się, że już dostał nauczkę.

- Niczego nie obiecuje, ale się postaramy- obiecał James i wszyscy wyszli z gabinetu dyrektora.

- Dziękuje wam- oznajmiła gdy szli pustym korytarzem.

- To ty nam ocaliłaś zadki Lilka- przypomniał jej Syriusz.- Może jeszcze wyrośnie z ciebie Huncwot.

- Nie dzięki Łapo...

- Jesteśmy bohaterami!- zawołał Syriusz i wskoczył na plecy idącego przodem Remusa, zostawiając ich dwóję nieco z tyłu.

- Jak tam twoja ręka?- zapytał, nie wiedząc co innego ma powiedzieć.

- Raz dwa wróci do normy- zapewniła.- Dziękuje James, że to dla mnie zrobiłeś- zatrzymała się gdy byli już koło portretu Grubej Damy.

- Dla ciebie wszystko- zapewnił ją.

Lily stanęła na palcach i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku po czym z rumieńcami znikła w przejściu. James złapał się za twarz w miejscu gdzie dotknęły go jej usta i jakby we śnie wszedł do pokoju wspólnego. Z nieobecnym wzrokiem padła na kanapę.

- Za taką nagrodę skoczyłbym w ogień- wymamrotał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro