Część Bez tytułu 17
Dom państwa Potterów, mimo tego, że mieszkali w nim od kilku pokoleń, był zadbany i umeblowany nowocześnie, i praktycznie. Po przejściu krótkiego holu docierało się do obszernego salonu skąd można było dotrzeć dosłownie wszędzie. Po prawej były schody na górę gdzie znajdowały się cztery sypialnie i dwie łazienki, z czego jedna w głównej sypialni. Jeszcze jedna, nieco mniejsza znajdowała się na dole, koło dużej kuchni połączonej z jadalnią. Z salonem sąsiadował również gabinet pana domu, do którego James osobiście nie lubił wchodzić. Można była stamtąd również wyjść do dużego ogrodu, aktualnie pokrytego świeża warstwą miękkiego puchu.
Lily odwiesiła płaszcz w szafie przy drzwiach gdzie również zostawiła mokre kozaki, nie chcąc narobić plam na drewnianej, wypolerowanej podłodze. Dziewczyna czuła paraliżujący ją strach z każdym kolejnym krokiem. O rodzicach Jamesa wiedziała tylko tyle, że jego ojciec wygląda niemal tak samo jak jej przyjaciel oraz, że stworzył płyn do włosów „ulizana", z którego jego syn nigdy nie skorzystał. Młody Black powtarza jej, że nigdy nie spotkał milszych ludzi i miała nadzieję, że się nie pomylił w tej sprawie.
- Jesteśmy!- zawołała Syriusza.
- To co może mały meczyk?- Lily weszła za przyjaciółmi do salonu gdzie stał pan domu, ubrany jakby czekał na jakiegoś ważnego gościa, chociaż nie była to jego szata wyjściowa. Na nosie miał okulary podobne do tych, które nosił James, ale jego ciemne włosy były starannie zaczesane, ozdobione delikatną siwizną w okolicach skroni.
- Zaraz kolacja!- dobiegł ich kobiecy głos z pomieszczenia, które jak później się dowiedziała Lily było kuchnią.- Ani mi się ważcie wyciągać mioteł!
- Dobrze kochanie! Ach te kobiety, wszystko tylko by kontrolowały...
- Uważaj wujku, wzrosły w liczebność- mężczyzna wyglądał jakby dopiero dostrzegł rudowłosą dziewczynę trzymającą się z boku.
- Ach , jesteś Lily, miałem nadzieję, że twoi rodzice pozwolą ci nas odwiedzić i w końcu poznamy dziewczynę Jamesa- rudowłosa posłała groźne spojrzenie Rogaczowi, który poczerwieniał i zaczął się jąkać.
- Tłumaczyłem wujkowi, że to jego marzenia. Lily nadal ma ochotę go zabić gdy zaczyna z tą śpiewką. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda siostra?- dziewczyna się uśmiechnęła.
- Zgadza się...
- Ja wcale nie mówiłem...- potargał gwałtownie włosy.- To znaczy się... ja... to nie tak Lily, naprawdę- pan domu się roześmiał.
- Kto by pomyślał, że mój syn kiedyś straci możliwość wysłowienia się.
- Nie śmiej się, sam taki byłeś- przypomniała mu drobna kobieta, która weszła do salonu przez jedne z drzwi.- Witaj kochanie- uściskała rudowłosą na powitanie.- Nie martw się, Jamie mówił, że jest twoim przyjacielem, ale mózg mojego męża, jak to mężczyzny, działa nieco inaczej, wolniej.
- Ja po prostu czytam między wierszami- usprawiedliwił się mężczyzna.- Ale przyjaźń to najlepszy fundament na wszystko.
- Co ty na to JAMIE?- zapytał Syriusz specjalnie akcentując to zdrobnienie.- Jamie, dlaczego my cię tak nie wołamy w szkole? Mały JAMIE.
- Chodź tu Łapo!- James rzucił się biegiem za przyjacielem, który pomknął na górę.
- Chłopcy uspokójcie się- poprosiła kobieta.- Pewnie w szkole zachowują się jeszcze gorzej.
- Zależy od dnia, ale nauczyciele już chyba do tego przywykli.
- Listy od profesor McGonagall potwierdzają to. Na pierwszym i drugim roku była ewidentnie wściekła. Teraz nie wiem, co musieli by wywinąć żeby ją rozwścieczyć. No dobrze, kolacja jest już gotowa. James, Syriusz chodźcie, bo wystygnie!- wzmianka o jedzeniu sprawiła, że obaj pojawili się szybko na dole.
- Jamie- wyszeptał Łapa, ale nim jego przyjaciel zareagował, schował się za Lily, która spojrzała na niego rozbawiona.
- Wierzysz mi prawda, ja nic takiego nie mówiłem- znów zaczął się tłumaczyć.
- A jakże bym mogła ci nie wierzyć Jamie?- uśmiechnęła się i razem z Syriuszem weszła do jadalni.
- Cześć Iskierko- mały Skrzat Domowy, drgnął nagle i skłonił się delikatnie na powitanie. Ta skrzatka wyglądała lepiej niż wiele innych, o których Lily słyszała. Była czysta, tak jak jej ubranko. Ewidentnie się zmieszała na ich widok.- Nie wstydź się to tylko Lily, wiem potrafi być przerażająca, ale na co dzień jest raczej miła- dodał szybko nim siostra zdążyła go dźgnąć łokciem. Iskierka szybko postawiła misę na stole i zniknęła w kuchni.
- Nasz nieśmiały maluch, wstydzi się nieznajomych- wyjaśnił pan domu.- Siadajmy.
Cała piątka zajęła miejsca i zabrała się za jedzenie posiłku przygotowanego przez panią Potter i Iskierkę, która już więcej nie pojawiła się w jadalni. W trakcie posiłku sporo rozmawiali. Głównym tematem oczywiście były tego roczne święta oraz szkoła. Jamesowi znów rozbłysły oczy na wspomnienie zestawu piłek, który dostał od Lily, a Syriusz oczywiście nie zapomniał wspomnieć o psikusie, który Lily i James zrobili przyjaciołom. Dziewczyna zaczerwieniła się nieco na twarzy, ale państwo Potter wcale się nie pogniewali, wręcz przeciwnie, roześmiali się.
Dziewczyna poczuła jak resztki zakłopotania znikają. Rodzice Jamesa okazali się wspaniałymi osobami, które chętnie słuchały o przygodach syna i jego przyjaciół, chociaż nie zapomnieli mu zwrócić uwagi, że to niezgodne z regulaminem. Oczywiście nie wiedzieli o wszystkim, ale to co najważniejsze, nie umknęło ich uwadze. Byli otwarci na wszelkie możliwość i naprawdę kochali swojego syna oraz Syriusza, który szybko stał się ich rodziną.
Po posiłku przyjaciele zaprowadzili ją na górę, wnosząc jej ciężki kufer. Jej pokoik znajdował się między sypialnią rodziców Jamesa, a jego własną. Miała do dyspozycji duże, miękkie łóżko z ciepłą pościelą w kwiaty, pasującą do zasłon w oknie wychodzącym na główną ulicę. Na szafce nocnej stała lampka, chociaż Lily wątpiła, by Huncwoci pozwolili jej wieczorem poczytać. W obszernej komodzie spokojnie zmieściła by swoje wszystkie rzeczy, ale wiedziała, że nie ma sensu się rozpakowywać skoro za kilka dni mają pojechać do Hogwartu.
Po zostawieniu rzeczy poszli do pokoju Jamesa porozmawiać bez, jak to określił Syriusz, dręczenia biednych serc i umysłów Eufemii i Fleamonta, rodziców Rogacza.
- Wiem, co sobie kupię jak wyjdę na swoje- oznajmił po chwili Black.- Mugolski motor.
- Ale po co, teleportacja jest szybsza.
- James, przyjacielu pozwól, że zdradzę ci pewien sekret. Dziewczyny wolą chłopaka z porządną, szybką maszyną niż takiego, który znika w powietrzu. To dobra inwestycja.
- Żałuje, że ci kupiłam tą książkę.
- Jest cudowna, chociaż nie rozumiem dlaczego ilustracje nie chcą się ruszać. Niezbyt rozumiem te wszystkie dane, a tak mógłbym zobaczyć o co chodzi.
- Mugolski sprzedawca ci wszystko wytłumaczy. Pogramy w coś?
- A czy pani prefekt zna Eksplodującego Durnia?- Lily jęknęła.- Znaczy się wiesz o co chodzi. James dawaj karty.
I tak zaczęły się niekończące rundy. Rudowłosa niezbyt sobie radziła i przegrywała z przyjaciółmi, którzy cieszyli się jak małe dzieci. Koło północy oznajmił, że ma dosyć i pożegnawszy się, poszła spać.
Nie spodziewała się, że tak zakończy się ten dzień, ale musiała przyznać, że to była przyjemna niespodzianka. Wolała spędzić ten czas z Huncwotami niż siostrą, a zapowiadało się na to, że tych kilka dni będzie naprawdę cudownych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro