Upragniony wieczór
Następnego dnia rudowłosa była zdaniem przyjaciół dziwnie radosna. Idąc korytarzem nuciła, nie zwracając uwagi na innych uczniów ani nauczycieli. Profesor McGonagall bardzo się zdziwiła gdy dziewczyna się z nią nie przywitała, ale widać ją radosną, mimo wiadomości, które otrzymała zeszłego wieczora, nie drążyła tematu i poszła dalej. Lily siedziała w swoim dormitorium przez większość dnia i uśmiechała się do książek, które starała się jak najdokładniej przeczytać. Zapytana, co się dzieje stwierdzała, że nic i wracała do nauki.
Jej zachowanie stało się bardziej zrozumiałe wieczorem. Dor spojrzała na nią dziwnie gdy po półgodzinnym siedzeniu w łazience, wyszła stamtąd w zielonej sukience przed kolano z ramionami okrytymi sweterkiem i czarnych szpilkach. Włosy miękko się układały na jej plecach, a twarz zdobił delikatny makijaż, który podkreślał jej oczy i malinowe usta. Na szyi zawiesiła łańcuszek od Jamesa, nie wiedząc czy istnieje coś bardziej stosownego na to spotkanie.
- Dlaczego się tak wystroiłaś?- zapytała gdy otrząsnęła się z lekkiego szoku. Lily nie chodziła wystrojona. Nawet na randkę z Markusem się nie wyszykowała tylko poszła tak jak stała.
- Bo się umówiłam- oznajmiła, a na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.- Gdzie mam schować różdżkę? Nie ważne, nie potrzebuje jej, nie przy nim. Do zobaczenia później.
- Ale Lily z kim idziesz?- Dor wyszła za nią z dormitorium i niczym cień podążyła za rudowłosa do pokoju wspólnego.
Dostrzegła tam zdziwione miny Huncwotów, którzy wpatrywali się w Jamesa, ubranego w ciemne jeansy i białą koszulę. Stał z bukietem kwiatów i niemal skakał ze szczęścia na widok dziewczyny, która zeszła po schodach i stanęła przed nim. Przyjęła prezent i ujęła jego ramię. Przeszli przez pokój pełen oniemiałych Gryfonów i znikli za portretem.
- Czy ja widziałem to samo co wy?- ocknął się w końcu. Remus nie wierzył własnym oczom.- Lily umówiła się z Jamesem?
- Wiedziałyście o tym?- Syriusz spojrzał na współlokatorki Rudej.
- Nie, nic nam nie powiedziała, ale dziwnie się dzisiaj zachowywała.
- Jacy oni są razem słodcy!- zawołała Alice i wtuliła się we Franka.- Mówiłam wam, że ten bal zmienił więcej niż mogło się wydawać.
- Wczorajsze wydzieranie się na nas też- dodał Syriusz.- W końcu będę miał powód by mu przyłożyć- zażartował. Był w dość niebezpiecznej sytuacji, bo jeśli im nie wyjdzie stanie między najlepszym przyjacielem, a siostrą. Miał jednak nadzieję, że wszystko się ułoży.
James poprowadził Lily dobrze znanym jej korytarzem i nagle zatrzymał się przed pustą ścianą. Zaskoczona spojrzała na niego pytająco, ale ten się tylko uśmiechnął i zamknął oczy. Po chwili pojawiły się przed nimi potężne drzwi, które pchnął i wpuścił ją do środka.
- Witam w Pokoju Życzeń- oznajmił gdy przekroczyli próg.
Lily rozejrzała się po pomieszczeniu. Na środku stał stół przykryty białym obrusem na którym ustawiono zastawę dla dwojga i świecznik. Przed kominkiem, na którym płonął ogień stał stolik i sofa z górą poduszek. Gdzieś z pod sufitu dobiegała cicha melodia, która idealnie uzupełniała scenerię.
- Ślicznie tutaj- oznajmiła uśmiechając się do Jamesa, który wyglądał jak małe dziecko w Boże Narodzenie. To był jego upragniony wieczór, wiedział, że od niego wszystko zależy i nie zamierzał popełnić najmniejszego błędu
- Przy tobie jest ledwo ładnie- Lily się zarumieniła.- Proszę- chłopak odsunął dla niej krzesło, a ona zajęła miejsce i ułożyła bukiet na skraju stołu. W tym czasie James usiadł naprzeciwko niej.- Na co masz ochotę? Ten pokój jest gotowy zaserwować nam każde danie.
- W takim razie poproszę...- zamyśliła się. Nie wiedziała na co ma ochotę. Zamknęła oczy, a gdy je ponownie otworzyła na ich talerzach leżały olbrzymie ciastka z kremem i owocami.
- Doprawdy? O tym marzyłaś?- Lily się uśmiechnęła.- I jak tu cię nie kochać kobieto? Bałem się, że zaserwujesz sałatę, ale skoro nie- chłopak podniósł kieliszek, a ten zapełnił się białym winem- to wypijmy za pierwszy z wielu wieczorów.
- Nie zapędzaj się, za ten wieczór- poprawiła go chociaż sama miała nadzieję, że spotkają się kolejny raz.
Stuknęli delikatnie naczyniami i zabrali się do jedzenia. Za każdym razem gdy Lily unosiła wzrok natrafiała na jego spojrzenie, przez co lekki rumieniec wcale nie znikał z jej twarzy. Po Jamesie spodziewała się czegoś przesadnego, a okazało się, że idealnie trafił w jej gust, ale jak już wcześniej udowodnił, znał ją dobrze. Wiedział, że Lily lubi taką prostotę i coś więcej mogłoby ją spłoszyć.
Gdy zjedli usiedli razem na sofie i rozmawiali o wszystkim i tak naprawdę niczym. O dzieciństwie, rodzinie, szkole, ulubionych zwierzętach i przyszłości. On chciał zostać Aurorem, a ona Uzdrowicielem.
- Poskładasz mnie jak trafię do szpitala?
- Być może, w końcu będą mi za to płacić- chłopak dźgnął ją palcem w żebra.- Oczywiście, że ci pomogę.
Później Lily poprosiła o karty i wytłumaczyła Jamesowi zasady gry w wojnę, które były proste i szybko ją rozpoczęli. Bez skrępowania śmiali się gdy wgrywali i krzyczeli ze złości gdy przegrywali. Rudowłosa musiała przyznać, że mimo odniesionego przez Jamesa zwycięstwa, bawiła się tego wieczora naprawdę dobrze. Potter wydał się jej inny niż na co dzień. Nikogo nie udawał, nie starał się jej nic udowodnić. Był po prostu sobą, co bardzo się je spodobało i wcale nie zauważyła jak zestresowany był jej towarzysz. Nieco się rozluźnił gdy położyła mu poduszkę na kolanach i sama po chwili ułożyła na niej głowę. James od razu przeczesał jej loki na co tylko czekała, bardzo to lubiła, tak jak jego bliskość. Gdyby rok wcześniej ktoś powiedział jej, że pójdzie z nim na kolację i będzie się dobrze bawić, uznałaby, że oszalał. Ona i James? Jak widać nie było to aż tak złe połączenie
- I jak ci się podoba? Jest tak źle jak sądziłaś?
- Nie, jest lepiej- przyznała, a on się uśmiechnął.- Bardzo dobrze się bawię, cieszę się, że poczekałam ze zgodą na ten wieczór aż dorośniesz- oznajmiła obracając się na plecy i patrząc mu w czy. Czuła się przy nim swobodnie chociaż jego bliskość tego wieczora utrudniała jej nieco bardziej niż w inne dni koncentrację.
- Nie zbłaźniłem się, ani cię nie obraziłem- dalej bawił się jednym z jej loków.- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu zgodziłaś się ze mną umówić. Mam tylko nadzieję, że nie zaczniesz jutro przede mną uciekać.
- Nie zamierzam- uśmiechnęła się do niego.
- Co ty na to żeby to powtórzyć?- Lily złapała inne pasmo włosów i również zaczęła je zakręcać wokół własnego palca.- Tylko nie mów, że dalej się boisz iż może się stać coś złego, bo to nieprawda, a nawet jeśli to nie dlatego, że będziemy razem. Po prostu mamy niebezpieczne czasy- Lily usidła.
- Nie chce by coś ci się stało!- oznajmiła stanowczo.- Nie chcę cię stracić.
- Ja się nigdzie nie wybieram i kolacja tego nie zmieni- zaśmiała się. James objął ją ramieniem, a ona chętnie się w niego wtuliła.
Miała ochotę już nigdy nie opuścić tego pokoju. Tam nie mogło się stać nic złego. Byli tylko oni dwoje i wszystko czego by sobie zażyczyli. Niestety nie byli tchórzami i postanowili stawić czoła życiu. Wyszli z Pokoju Życzeń gdy było blisko do świtu i razem przemknęli się do wieży Gryffindoru. Nikt już nie siedział w pokoju wspólnym, nie licząc śpiącego na kanapie Syriusza, który chciał na nich poczekać, ale nie dał rady.
- Dziękuję, to był chyba najprzyjemniejszy wieczór jaki spędziłam w Hogwarcie.
- Nie musisz mi...- Lily złożyła na jego policzku pocałunek, sprawiając, że zapomniał jak się mówi.
- Dobranoc Jamesie Potterze- zarumieniona zniknęła mu z oczu.
- Jak ja ją kocham- wymamrotał i nie do końca świadom tego co robi, dotarł do dormitorium i nie przebrawszy się, utonął w sennych marzeniach, przepełnionych dziewczyną o rudych lokach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro