#13
Rozdział dedykowany dla HermionaPowerranges, za cudowne komentarze i motywację do dalszego pisania :P :).
Wiem, ze rozdzial miał być trochę wcześniej, ale wattpad skasował mi go pięć razy, więc... no :c. Dzisiaj postawiłam trochę na przemyślenia Jamesa, który odsunął się trochę na dalszy plan :). Mam nadzieje że się spodoba :* :).
*czytając puśćcie filmik w mediach :)*
- Uważaj! - krzyknęła, odpychając go na bok. Ostanim co widział upadając była twarz jego ukochanej i jaskrząca zieleń promienia Avada Kedavra.
Black podniósł się z ziemi, podbiegając do dziewczyny. Juliette leżała na podłodze, odpychając płytko, podczas gdy on zabijał wzrokiem swoją kuzynkę - Bellatrix. Gdyby Lupin siedziała centymetr dalej, śmiercionośny promień trafiłby prosto w nią - a tego by sobie nie wybaczył.
Remus w tym czasie obiegł Śmierciożerców dookoła i chwycił, leżącą na fortepianie, różdżkę siostry. Wystrzelił zaklęciem Expelliarmus, które zbiło, wiszące nad kominkiem lustro. Niewiele to dało prócz, malującej się na twarzy Abraxasa, coraz większej i coraz bardziej widocznej, nienawiści.
Drzwi wejściowe rozwarły się na nowo, a do do środka wszedł Dumbeldore. Szedł dumnym krokiem, jakby niewzruszony panującą w salonie bitwą. Zaraz za nim wszedł Kingsley, który zebrał wszystkich w grupę i przetransportował ich do Hogwartu.
Ostanim co usłyszeli były jedynie głuche krzyki Śmierciożerców. Syriusz wyłapał jednak dwa, najbardziej znaczące: wściekły krzyk jego ojca - "Ja już nie mam syna" i nienawistny głos Abraxasa Malfoy'a - "Jeszcze ją dopadnę".
***
- Ale bądź cicho - westchnęła Pani Pomfrey, kiedy James po raz kolejny pojawił się w drzwiach i skierował swe kroki do szpitalnego łóżka.
Od kilki godzin nie odzywał się do nikogo prócz Syriusza i Remusa. Szczególnie ignorował Dumbldore'a, który, przynajmniej według niego, był wszystkiemu winien. Teraz, siedząc w Skrzydle Szpitalnym, przez długi czas zastanawiał się nad powiedzeniem swojej dziewczynie wszystkiego. Nie był pewien, czy powinna wiedzieć o Zakonie, lecz zdecydowanie powinna być świadoma, czychającego na nią niebezpieczeństwa.
Spojrzał na jej lśniące, w blasku księżyca włosy, które leżały na poduszce w nieładzie. Na jej piękne szmaragdowe oczy, których za nic nie mogła otworzyć. Łza spłynęła mu po policzku, ale wytarł ją szybko, nie chcąc okazać słabości. W końcu jest mężczyzną.
- Wiesz co? - spytał, świadomy, tego, że rozmawia sam ze sobą - pamiętam jak się pierwszy raz spotkaliśmy. W pociągu - dodał, ocierając pięściami mokre policzki - jak przyszłaś z tym Smarkerusem i zaczęłaś z nami rozmawiać. Od razu zauważyłem, że jesteś inna. I wiesz co? Każdy następny dzień, każde następne spotkanie mnie w tym uświadamiało. Ty jesteś po prostu taka... wyjątkowa - poczochrał swoje i tak potargane włosy, chwytając między palce rudy kosmyk włosów - dopiero w tym roku odkryłem czemu nie chciałaś się ze mną umówić. Z tego samego powodu co Juliette, nie chciała umówić się z Syriuszem. Myślałaś, że będziesz tą "następną Potter'a", ale ja od początku wiedziałem, że tak nie będzie. Nie będziesz pierwszą, nie będziesz też następną. Wiesz czemu? Bo żadnej następnej już nie będzie - powiedział, śmiejąc się przez łzy, których nawet nie próbował powstrzymać - pozwolili mi tu zostać tylko dlatego, że gdy Cię zobaczyłem rozpłakałem się na dobre. I czułem, że jest w tym część mojej winy. Powinienem był ci powiedzieć o Zakonie. Wiedział tylko Syriusz, Remus i Peter, a ja myślałem że to wystarczy. To dziwne, że człowiek wyznaje swoje uczucia dopiero gdy jest sam, prawda? - rzucił pytanie w ciemność - przecież widzimy się codziennie i codziennie rozmawiamy. Mogłem ci to powiedzieć każdego innego dnia, ale mówię ci to teraz. Czemu? Bo samo bycie Gryfonem nie czyni mnie odważnym. Tylko egoiści i głupcy tak myślą, a ja nie jestem ani jednym, ani drugi, chociaż ty z chęcią byś mnie tak nazwała - jego gorzki śmiech, zagrzmiał głośno, we wszechogarniającej ich ciszy - Kocham Cię Lily Evans. I przyznaje, że jestem zbyt dużym tchórzem, żeby Ci to wyznać, nie robiąc z siebie pajaca .
Dłoń Lily poruszyła się lekko, kiedy dotknął ją swoją. Wdrapał się na łóżku, pocałował lekko jej sine usta i zanurzył twarz w rudych włosach. Ułożył głowę na poduszce i przytulił ją do siebie, tak mocno, jakby chciał jej przekazać całą swoją siłę, całe swoje życie.
Nie wiedział, że sens zdania : "To jest moje miejsce na ziemi", odkryje leżąc w Skrzydle Szpitalnym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro