Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#13


Rozdział dedykowany dla HermionaPowerranges, za cudowne komentarze i motywację do dalszego pisania :P :).
Wiem, ze rozdzial miał być trochę wcześniej, ale wattpad skasował mi go pięć razy, więc... no :c. Dzisiaj postawiłam trochę na przemyślenia Jamesa, który odsunął się trochę na dalszy plan :). Mam nadzieje że się spodoba :* :).

*czytając puśćcie filmik w mediach :)*







- Uważaj! - krzyknęła, odpychając go na bok. Ostanim co widział upadając była twarz jego ukochanej i jaskrząca zieleń promienia Avada Kedavra.

Black podniósł się z ziemi, podbiegając do dziewczyny. Juliette leżała na podłodze, odpychając płytko, podczas gdy on zabijał wzrokiem swoją kuzynkę - Bellatrix. Gdyby Lupin siedziała centymetr dalej, śmiercionośny promień trafiłby prosto w nią - a tego by sobie nie wybaczył.

Remus w tym czasie obiegł Śmierciożerców dookoła i chwycił, leżącą na fortepianie, różdżkę siostry. Wystrzelił zaklęciem Expelliarmus, które zbiło, wiszące nad kominkiem lustro. Niewiele to dało prócz, malującej się na twarzy Abraxasa, coraz większej i coraz bardziej widocznej, nienawiści.

Drzwi wejściowe rozwarły się na nowo, a do do środka wszedł Dumbeldore. Szedł dumnym krokiem, jakby niewzruszony panującą w salonie bitwą. Zaraz za nim wszedł Kingsley, który zebrał wszystkich w grupę i przetransportował ich do Hogwartu.

Ostanim co usłyszeli były jedynie głuche krzyki Śmierciożerców. Syriusz wyłapał jednak dwa, najbardziej znaczące: wściekły krzyk jego ojca - "Ja już nie mam syna" i nienawistny głos Abraxasa Malfoy'a - "Jeszcze ją dopadnę".

***

- Ale bądź cicho - westchnęła Pani Pomfrey, kiedy James po raz kolejny pojawił się w drzwiach i skierował swe kroki do szpitalnego łóżka.

Od kilki godzin nie odzywał się do nikogo prócz Syriusza i Remusa. Szczególnie ignorował Dumbldore'a, który, przynajmniej według niego, był wszystkiemu winien. Teraz, siedząc w Skrzydle Szpitalnym, przez długi czas zastanawiał się nad powiedzeniem swojej dziewczynie wszystkiego. Nie był pewien, czy powinna wiedzieć o Zakonie, lecz zdecydowanie powinna być świadoma, czychającego na nią niebezpieczeństwa.

Spojrzał na jej lśniące, w blasku księżyca włosy, które leżały na poduszce w nieładzie. Na jej piękne szmaragdowe oczy, których za nic nie mogła otworzyć. Łza spłynęła mu po policzku, ale wytarł ją szybko, nie chcąc okazać słabości. W końcu jest mężczyzną.

- Wiesz co? - spytał, świadomy, tego, że rozmawia sam ze sobą - pamiętam jak się pierwszy raz spotkaliśmy. W pociągu - dodał, ocierając pięściami mokre policzki - jak przyszłaś z tym Smarkerusem i zaczęłaś z nami rozmawiać. Od razu zauważyłem, że jesteś inna. I wiesz co? Każdy następny dzień, każde następne spotkanie mnie w tym uświadamiało. Ty jesteś po prostu taka... wyjątkowa - poczochrał swoje i tak potargane włosy, chwytając między palce rudy kosmyk włosów - dopiero w tym roku odkryłem czemu nie chciałaś się ze mną umówić. Z tego samego powodu co Juliette, nie chciała umówić się z Syriuszem. Myślałaś, że będziesz tą "następną Potter'a", ale ja od początku wiedziałem, że tak nie będzie. Nie będziesz pierwszą, nie będziesz też następną. Wiesz czemu? Bo żadnej następnej już nie będzie - powiedział, śmiejąc się przez łzy, których nawet nie próbował powstrzymać - pozwolili mi tu zostać tylko dlatego, że gdy Cię zobaczyłem rozpłakałem się na dobre. I czułem, że jest w tym część mojej winy. Powinienem był ci powiedzieć o Zakonie. Wiedział tylko Syriusz, Remus i Peter, a ja myślałem że to wystarczy. To dziwne, że człowiek wyznaje swoje uczucia dopiero gdy jest sam, prawda? - rzucił pytanie w ciemność - przecież widzimy się codziennie i codziennie rozmawiamy. Mogłem ci to powiedzieć każdego innego dnia, ale mówię ci to teraz. Czemu? Bo samo bycie Gryfonem nie czyni mnie odważnym. Tylko egoiści i głupcy tak myślą, a ja nie jestem ani jednym, ani drugi, chociaż ty z chęcią byś mnie tak nazwała - jego gorzki śmiech, zagrzmiał głośno, we wszechogarniającej ich ciszy - Kocham Cię Lily Evans. I przyznaje, że jestem zbyt dużym tchórzem, żeby Ci to wyznać, nie robiąc z siebie pajaca .

Dłoń Lily poruszyła się lekko, kiedy dotknął ją swoją. Wdrapał się na łóżku, pocałował lekko jej sine usta i zanurzył twarz w rudych włosach. Ułożył głowę na poduszce i przytulił ją do siebie, tak mocno, jakby chciał jej przekazać całą swoją siłę, całe swoje życie.

Nie wiedział, że sens zdania : "To jest moje miejsce na ziemi", odkryje leżąc w Skrzydle Szpitalnym.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro