-(••÷[ 𝚜𝚘𝚖𝚎𝚘𝚗𝚎 𝚢𝚘𝚞 𝚕𝚘𝚟𝚎𝚍 ]÷••)-
𝐭𝐚𝐞 𝐱 𝐣𝐢𝐦𝐢𝐧
𝙖𝙘𝙩 𝙤𝙣𝙚
I'm going under and this time
I fear there's no one to save me
TaeHyung przebiegł już pół miasta a dalej miał do pokonania dwie dzielnice, by w końcu dotrzeć do domu. Był spóźniony, wiedział to, jednak nie była to jego wina. Musiał zostać dłużej w pracy, szef nie chciał dzisiaj puścić go szybciej. Kto w ogóle pozwala na kończenie nocnej zmiany o godzinie w pół do drugiej. W dodatku uciekł mu pociąg a później autobus, więc stwierdził, że przebiegnie cała drogę nie czekając kolejnych cennych minut na stacji metra czy przystanku. Przebiegł na czerwonym świetle, prawie wpadając pod samochody, które ruszyły jak tylko zapaliło się dla nich zielone. Pisk opon, dźwięk klaksonów i krzyki kierowców zostały za plecami TaeHyunga, który zniknął za rogiem kolejnego budynku. Musiał się pośpieszyć.
This all or nothing really got a way of driving me crazy
I need somebody to heal
Wbiegł na trzecie piętro, zdyszany i drżącymi rękami otwierał drzwi do mieszkania. Zegar wybił godzinę czternastą. Zdjął buty w przedpokoju, nie przejmując się ich niedbałym ułożeniem. Zaczął rozglądać się po mieszkaniu w celu znalezienia tej jednej osoby, która była dla niego ważna i do której tak bardzo się śpieszył. Przeszukał niewielki metraż mieszkania w nadziei, że zastanie jeszcze starszego gdzieś w pokoju. Niestety nigdzie nie było rzeczy chłopaka, cześć jego szafy była pusta, w łazience zostały tylko kosmetyki TaeHyunga. Brunet przeklinał się, jednocześnie szybko ubierając się ponownie i zamykając drzwi w biegu. Omijał po dwa, trzy schodki by szybciej znaleźć się na dole. Musi teraz pospieszyć się na lotnisko. Może jeszcze będzie miał szanse na pożegnanie się z nim. Na ten ostatni widok jego twarzy, żeby mógł zapamiętać jego uśmiech i głos. Tylko teraz chciał Kim. Chciał pożegnać się ze starszym jak trzeba.
Somebody to know
Somebody to have
Somebody to hold
Dzięki uprzejmości taksówkarza dostał się na lotnisko w ciągu kilku minut. Zapłacił mężczyźnie i wybiegł z samochodu, wzrokiem szukając znajomej jasnej czupryny. Przebiegł się po całym lotnisku mijając ludzi, spieszących się do samolotu, tych co czekają na odprawę, tych co dopiero przylecieli i ci którzy się żegnali lub witali. Jednak żadna twarz nie była tą, którą szukał TaeHyung. W całym tym tłumie nikt nie był JiMinem. Brunet zatrzymał się przed tablicami odlotów. Samolot, którym miał lecieć właśnie zaczynał wjeżdżać na pas. Kim spojrzał przez okno, wychodzące na płytę lotniska. Maszyna rozpędzała się by za chwile poderwać się do lotu. TaeHyung poczuł jak jego serce łamie się w momencie poderwania kół maszyny. Samolot wzbił się w powietrze znikając z jego pola widzenia a Kim stał na lotnisku jeszcze dobrą godzinę wpatrując się tępo w płytę lotniska, nie zwracając uwagę na mijający czas czy zachodzące słońce na zewnątrz. Po jego policzkach spłynęło kilka pojedynczych łez, kiedy odzyskał swoją świadomość i spojrzał na zegar wiszący w budynku. Czas wracać do domu.
Nie udało mu się pożegnać z JiMinem, to bolało go chyba bardziej niż sam jego wyjazd. Obiecał starszemu, że razem pojadą, że Kim będzie z nim kiedy będzie wsiadał do samolotu. Że pożegna się z nim. Nie dotrzymał obietnicy. Przez tą głupią prace nie zdążył pożegnać się z nim, nie był wstanie. Serce zakuło go mocniej na samą myśl zawiedzionego Parka, kiedy sam musiał jechać na lotnisko. Czemu TaeHyung nie mógł wykonać czegoś tak prostego? Miał jedno zadanie: nie spóźnić się.
It's easy to say
But it's never the same
Tae wrócił do domu. Włączył światło w przedpokoju, które rozjaśniło ciemne puste mieszkanie. Panowała grobowa cisza, która dobijała Kima jeszcze bardziej. Wiedział, że będzie ciężko. Wiedział, że będzie czuć się dziwnie i złe nie widząc i nie słysząc starszego, który rano zrywał go z łóżka, poganiając do pracy, który wieczorem przygotowywał dla nich jakieś jedzenie i szukał filmu, który mogli by obejrzeć. Wiedział, że od teraz będzie sam w mieszkaniu jednak, było to boleśniejsze kiedy nie mógł pożegnać się z nim. Spojrzał na ich wspólne zdjęcie stojące na komodzie w salonie, pod telewizorem. Uśmiechnął się do przedmiotu i przez kilka minut nie ruszył się z miejsca nie odrywając wzroku od zdjęcia. Żołądek dawał znać o nadchodzącym głodzie, który rósł teraz coraz bardziej. Tae westchnął i ruszył do kuchni, podgrzać sobie obiad, który jak zawsze zostawił mu JiMin.
I guess I kinda liked the way you numbed all the pain
Brunet siedział ciagle nad papierami, starając się czegoś nauczyć. Włączony laptop, przygotowany na rozmowę z JiMinem, nie specjalnie pomagał. Wzrok Kima co chwila wędrował na ekran by sprawdzić czy coś przyszło. Przed Parkiem była jeszcze godzina lotu, ale TaeHyung miał nadzieje, że odezwie się już teraz. W tym momencie, że będzie mógł spojrzeć na niego, chociaż przez kamerkę. Chciał chociaż w takim sposób zaspokoić swoją tęsknotę za Parkiem, która rosła z każda sekundą. Czy można to już nazwać przywiązaniem? Kim wcześniej zauważył, że czuje się pusty i jakiś taki smutny kiedy nie było przy nim starszego na dłużej niż dzień. Jednak to miała być pierwsza większa podróż JiMina w której mieli się nie widzieć aż dwa miesiące. TaeHyung nie wiedział jak da radę przetrwać to, czując się już teraz kilka godzin po wylocie jak zagubiony dzieciak we mgle. To nie tak, że nie umiał żyć przed JiMina i kiedy tylko starszego nie był on umierał, bo nic nie umiał. Kim po prostu cierpiał emocjonalnie, przywiązał się do Parka tak szybko i tak bardzo. Starszemu również nie było łatwo rozstawać się z TaeHyungiem, jednak wydawał się mniej cierpieć niż młodszy. Brunet czuł tą pustkę emocjonalną a potrzeba obecności drugiej osoby była teraz bardzo niezaspokojona. Czuł jak serce bije wolniejszy rytm niż zazwyczaj, że jego ciało zaczyna być zmęczone. Nie tylko jego samopoczuciem ale faktem fukcjonowania na pełnych obrotach już od przedwczoraj a właśnie dochodziła godzina trzecia. JiMin powinien już wylądować.
- Myślałem, że będziesz spać już o tej porze. - Odezwał się Park z uśmiechem na ustach widząc jak młodszy odbiera od niego połączenie. Siedział w swoim pokoju, przed laptopem stojącym na biurku. - Powinieneś iść spać TaeTae.
- Czekałem aż zadzwonisz. - Wyjaśnił Kim podnosząc zmęczoną głowę do góry i uśmiechając się do starszego. - Przepraszam cię JiMin, nie dotrzymałem obietnicy. Zostawiłem cię.
- O czym ty mówisz? - Park zaśmiał się, dając znać Kimowi, że nie przejmuje się jego spóźnieniem. Nie był zły, nie miał pretensji do młodszego. - Będziesz miał szanse odebrać mnie z lotniska.
- Wtedy na pewno będę! - TaeHyung poderwał się z miejsca. Nie było opcji, by to też przegapił. - Jak ci minęła podróż?
- Eh, niezbyt dobrze. - Jęknął Park, drapiąc się po karku. Kim, przypuszczał że taka długa podróż może być dla starszego problematyczna. Dlatego martwił się o jego wyjazd. W końcu lot trwał czternaście godzin. - Ale HoSeok-hyung jakoś mi pomógł to przetrwać.
Kim miał ochotę odpowiedzieć, że wolałby być na miejscu przyjaciela Parka. Jednak zamiast tego przez gardło udało mu się tylko przedostać krótkie:
- To dobrze.
- Idź spać TaeTae. - JiMin, patrzył jak młodszy przysypia już. Nic dziwnego od kiedy poszedł na nocną zmianę zaczynajac prace o dwudziestej pierwszej tak funkcjonuje cały czas bez snu. A minęło już trzydzieści godzin. - Pogadamy później.
- Nie chce iść spać. - TaeHyung podniósł się, zmieniając pozycje i opierając swoją głowę o rękę, by nie zasnąć i nie uderzyć nią w stolik, przy którym siedział.
- Kim TaeHyung. - JiMin rzadko zwracał się do niego pełnym imieniem i nazwiskiem. Ale jeśli już to robił, znaczyło to tylko jedno. Tae musiał odpuścić i posłuchać się starszego. Nie chciał by za chwile, Park zaczął swój wywód używając dialektu jako formy podkreślenia swojego zdenerwowania. - Marsz do łóżka. Nie zmuszaj mnie do powrotu.
- Zanim byś tu przyleciał... - Tae wytknął mu język i zaśmiał się widząc zdenerwowaną minę starszego. Kochał jak JiMin się złościł, dla niego wyglądał wtedy jeszcze bardziej uroczo niż na codzień. - Już idę, mamo.
- Wyśpij się. - Park uśmiechnął się i pożegnał z chłopakiem. Tae zamknął laptopa, kiedy połączenie zostało zakończone.
Westchnął i ruszył do łazienki, wsiąść prysznic. Mimo zmęczenia nie miał zamiaru klas się brudny spać. Czuł się niekomfortowo. Dlatego wziął szybki prysznic i położył się do łóżka, w którym zazwyczaj zasypiał z JiMinem. Teraz jego strona była pusta a on czuł jak bije od niej chłód. Wziął poduszkę i przytulił się do niej, zaspokajając swój nawyk.
𝙖𝙘𝙩 𝙩𝙬𝙤
Now the day bleeds
Into nightfall
Minął miesiąc od kiedy JiMin wyjechał. TaeHyung musiał przyzwyczaić się do jedzenia samemu wszystkich posiłków, do wstawiania i zasypiania w pustym łóżku. Do tego, że nikt nie czeka na niego w domu. Kim zaczynał nie nawiedzić siebie za to, że pozwolił w ogóle JiMinowi pojechać samemu do Stanów. Mógł postawić ten jeden raz na swoim i lecieć z nim. Ufał Parkowi, ale nie ufał sobie. Bał się zostać samemu, a cała ta obawa rosła z każdym dniem. Odliczanie do powrotu Parka, była jedynym powodem dla którego Kim patrzył na kalendarz. Dni jak i noce rozmywały mu się, kiedy chodził do pracy czy rozmawiał z JiMinem, o ile oboje mieli czas i jak się złapać. Różnica czasowa jaka między nimi była, utrudniała kontakt. Bądź co bądź to jest dziesięć godzin różnicy między ich strefami. Kiedy Kim wstawał rano to JiMin był zajęty wieczornymi eventami. Natomiast kiedy to Park wstawał wcześnie rano by mieć chwile czasu to TaeHyung kończył dopiero swoją pracę lub szedł do niej. Starali się na początku utrzymać trzy rozmowy video w tygodniu, ale po miesiącu zmieniło się to na jedną. Dodatkowo JiMin przedłużył swój pobyt i miał wrócić po sześciu miesiącach a nie dwóch. Co tylko dobiło TaeHyunga, który czuł się coraz bardziej samotny a jego serce ciagle rwało się do starszego. Kim zaczął wciągać się w wir całkowitej pracy, spędzał coraz mniej czasu w domu, poświęcając całą uwagę pracy. Skoro i tak nikt nie czekał na niego w domu a przebywanie w pustych czterech ścianach było zbyt bolesne dla niego to wolał zostawiać w pracy dłużej. Co cieszyło jego szefa i skutkowało niedawnym awansem TaeHyunga a to wiązało się z większa wypłatą i możliwością na wygodniejsze życie dla Kima.
And you're not here
To get me through it all
TaeHyung jechał właśnie nowym mercedesem na spotkanie z agentem nieruchomości w celu obejrzenia nowego mieszkania. Nigdy by nie przypuszczał, że będzie przeprowadzał się i szukał nowego lokum bez JiMina. Jednak przebywanie w ich pierwszym wspólnym mieszkaniu było dla Tae zbyt trudne. Dużo wspomnień było zamkniętych w tych czterech ściągnąć i małym metrażu, ale co z tego? To wszystko przestawało mieć znaczenie dla Kima, kiedy nie miał z kim podzielić się wspomnieniami. Nie rozmawiał z JiMinem od dobrych dwóch tygodni. Kiedy on miał chwile czasu w pracy to JiMin był zajęty jakimś pokazem czy innym wystąpieniem. Natomiast kiedy to Park chciał zadzwonić, Kim musiał odrzucać będąc na kolejnym spotkaniu biznesowym z zarządem, podczas którego omawiał nową umowę dla kontrahenta. TaeHyung zaczynał powoli przyzwyczajać się do swojego samotnego życia, jakie mu zostało po wyjeździe JiMina. Czy był zły na chłopaka o przedłużenie wyjazdu? Oczywiście. Czy był zły kiedy mógł od prawie miesiąca oglądać Parka tylko na okładkach magazynów, wywiadów w telewizji czy audycjach w radiu? Oczywiście, że tak. Może nie powinien, w końcu sam namawiał JiMina na spełnienie marzeń kiedy los się do niego uśmiechnął i przyszła ta propozycja wyjazdu. Jednak nigdy nie przypuszczał, że Park będzie bez niego spełniał to marzenie. Kim chciał by JiMin był szczęśliwy i odnosił sukces a jednocześnie chciał być częścią jego świata. Chciał razem z nim dzielić sukces i porażkę. Widocznie nie było to możliwe według JiMina.
I let my guard down
And then you pulled the rug
Kim nauczył się jak pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia samotności. Od kiedy dostał awans, poznał wielu nowych znajomych, z którymi wychodził wieczorem na spotkania. Wychodził do teatru, chodził na kolacje, spotykał się w klubach czy barach. Starał się nie myśleć o tęsknocie jaka ciagle chodziła za nim. Bo przecież to nie było takie proste nauczyć się żyć z zaciśniętym sercem, przypominając sobie o JiMinie. Każda myśl, każde wspomnienie bolało i zaciskali niewidzialną pętle na sercu Kima. Bo przecież cały czas brakowało mu starszego. Nie ważne iloma ludźmi się otaczał w tym momencie, nie ważne ilu miał znajomych na końcu zawsze wracał do pustego mieszkania, w którym nikt na niego nie czekał. TaeHyung kochał JiMina i nie było to proste. Wracanie do pustego mieszkania, zastawianie w nim ciszy i ciemności. Wstawanie rano i czucie chłodu poranka, zamiast ciepła ciała ukochanego. Głucha cisza, przyprawiająca o obłęd sprawiała ze Kim musiał włączać coś by nie zwariować, nie słyszał już tego śmiechu i delikatnego głosu starszego. Serce pękało za każdym razem kiedy Tae przekraczał próg ich wspólnego mieszkania i zamykał za sobą drzwi. A łzy spływały po jego policzkach, kreśląc mokre ślady na twarzy.
I was getting kinda used to
being someone you loved
TaeHyung wysiadł z samochodu będąc na miejscu. Obejrzał swoje nowe mieszkanie, które było przestronniejsze. Znajdowało się w nowym, pięknym wieżowcu w centrum. Nowocześnie wyposażone, w najlepszy i najdroższy sprzęt. Okna apartamentu pozwalały na podziwianie miasta i ulic. Kim zadowolony obszedł jeszcze raz każde pomieszczenie znajdujące się w mieszkaniu i podpisał przygotowane papiery. Za apartament zapłacił gotówką i odebrał klucze. Zostało mu tylko przeprowadzenie się tutaj.
Może powinien zapytać JiMina czy chciałby sprzedawać ich wspólne mieszkanie, jednak złapanie Parka będzie trudniejsze niż nauczenie kota szczekania. TaeHyung wyszedł z założenia, że starszy nie będzie miał mu za złe jak zmienią mieszkanie. Zreszta nie było wiadome dla Kima czy w ogóle jego chłopak ma zamiar wracać do niego. Nic nie zapowiadało się na to. Tae chciał poczuć się po prostu swobodnie, potrzebował nowego miejsca w którym zacznie od nowa. Tamto mieszkanie zdawało się dusić go i zamykać w klatce. Czuł się zamknięty i ograniczony, nie tylko fizycznie ale emocjonalnie. Związanie psychiczne z tamtym miejscem dobijało Kima wewnętrznie a teraz nie mógł sobie pozwalać na chwile słabości. Z jego obecna reputacja i stanowiskiem musiał uważać co robi, gdzie i z kim.
Chciał się odciąć od i tak coraz bardziej zanikającego uczucia jakie czuł do starszego. Bo mimo pękającego i zaciskającego się serca młodszego, nieprzespanych nocach i przepłakanych wieczorach Kim czuł coraz większą pustkę myśląc o JiMinie.
𝙖𝙘𝙩 𝙩𝙝𝙧𝙚𝙚
I'm going under
And this time I fear there's no one to turn to
Kim włączył laptopa i odebrał od razu przychodzące połączenie. Zobaczył zmęczonego i niewyspanego chłopaka. Serce ścisnęło mu się na jego widok. W TaeHyunga uderzyła cała tęsknota i troska jaka prześladowała go i chodziła za nim jak cień. Mógł się wyrzekać i wyglądać na pogodzonego z rozstaniem, jednak w głębi siebie wierzył, że JiMin wróci do niego albo chociaż tak jak teraz pogadają. Że znajda czas i zgrają się w końcu. Mieli tyle do obgadania, nie wiedzieli i nie rozmawiali przez prawie dwa miesiące. Czas leciał szybko i nie błaganie dla nich obu, szczególnie że w ich życiach nie było tego drugiego.
- Powinieneś odpocząć Minnie. - Starszy zaśmiał się na słowa młodszego. Co prawda brał na siebie za dużo ostatnio, jednak to wszystko miało zbliżyć go do osiągnięcia jego marzenia. Na prawdę chciał zostać światowej sławy muzykiem i nie tylko. - Martwię się o ciebie. Dbasz tam o siebie? Nie przemęczysz się? Jesz dobrze? Pamiętasz żeby pic wodę? HoSeok dobrze się tobą opiekuje?
- Tak dbam, spokojnie to chwilowe zmęczenie. Czeka mnie jeszcze jedna sesja. - JiMin zaczął odpowiadać na szereg pytań jakie padły z ust Kima. Młodszy nadal martwił się o niego to było takie kochane. - Hyung, mnie pilnuje. Nie musisz się martwić. Mów lepiej co u ciebie. Gdzie jesteś teraz?
- W moim mieszkaniu. - Odparł Kim wzruszając ramionami. Park spojrzą zdziwiony na niego, ale uśmiechnął sieci chwili do niego. - Jakiś miesiąc temu kupiłem apartament bliżej centrum. W pracy dostałem awans, kupiłem nowy samochód. Patrz jaki mam widok!
TaeHyung zabrał laptop ze stołu i podszedł z nim do okna pokazując JiMinowi wieczorne niebo. Słońce barwiło swoimi promieniami sklepienie na kolory żółci, czerwieni i pomarańczy. Chmury spokojnie sunęły po niebie na którym prześcigały się ptaki. Kim wrócił po kilku minutach na swoje dawne miejsce.
- Teraz szykuje się by lecieć na targi do Japonii. Jeśli się uda, czeka mnie kolejny awans. - TaeHyung mówił z uśmiechem na ustach. Na prawdę się cieszył. Sam doskonale sobie radził. Chciał pokazać JiMinowi co osiągnął by chłopak był z niego dumny. A starszy był dumny i szczęśliwy z tego jak dobrze powodzi się TaeHyungowi. Bolało go tylko jedno. Że nie mógł być przy nim przy tych wszystkich sukcesach w pracy, przy kupnie nowego domu, samochodu. To bolało JiMina, ale to co miał powiedzieć dopiero będzie bolało ich dwóch. - Może nawet będę się przeprowadzał do Japonii, ale bez ciebie nigdzie nie pojadę. Poczekam aż wrócisz żebyśmy razem wyjechali.
- Nie powinieneś na mnie czekać Kim. - Głos JiMina załamał się na chwile co zwróciło uwagę Kima. Młodszy bał się tego. Bał się dnia w którym Park powie, że nie wraca. Dnia w którym cały ich związek się skończy a oni rozejdą się i pójdą swoimi ścieżkami osobno. Niewidzialna pętla na sercu zacisnęła się mocniej.
- JiMin musimy już jechać! - Krzyknął ktoś wchodząc do pokoju Parka. Kim słyszał już wcześniej ten głos. Należał on do HoSeoka, przyjaciela z branży JiMina. - Chłopaki już czekają na nas.
- Już idę. - Zwrócił się do starszego, który wyszedł z pokoju, zostawiajac Parka samego. Chłopak spojrzał na bruneta i uśmiechnął się blado. - Możemy dokończyć rozmowę jak wrócę? Obiecuje, że będę miał czas.
- Spokojnie, rozumiem. - Rzucił trochę zawiedziony i dalej przerażony Kim. To, że teraz nie dowie się o co chodziło JiMinowi nie wykluczało późniejszego dowiedzenia się. A czas w jakim był w niepewności był chyba gorszy od prawdy. - Idź lepiej, bo czekają na ciebie Minnie.
- Zadzwonię później TaeTae. - Połączenie zakończono. Tae wpatrywał się w ekran laptopa po czym zamknął go i poszedł do swojego gabinetu zająć się pracą, mimo później godziny. Teraz nie był wstanie zasnąć nawet jeśli jest zmęczony. Myśli nie dałyby mu zmrużyć oka.
This all or nothing way of loving
Got me sleeping without you.
Mimo obietnicy, JiMin nie odezwał się przez kolejny tydzień do Kima. TaeHyung nie wiedział czy powinien się cieszyć z tego czy może zacząć się martwić. Nie rozmawiali przecież już przez dwa miesiące i nic się nie stało. Teraz jednak Kim miał świadomość, tego że JiMin chciał mu coś ważnego powiedzieć. Coś co było dla niego trudne. Czyżby chodziło o kolejne przedłużenie jego pobytu? Jeśli tak to o ile? O miesiąc, dwa? Czy może o kolejne pół roku? Albo rok? Te pytania męczyły TaeHyunga już tydzień, w którym Park się nie odzywał do niego. Nawet nie odpisywał na głupie smsy, na które Kim tracił pieniądze i czas. W końcu poddał się i zajął się swoją praca tak jak wcześniej. Miał za niedługo lecieć do Japonii na targi. To była jego szansa na awans, musiał się na tym skupić teraz. Nie chciał przegapić takiej okazji. W końcu nietrafna się oba codziennie a ciężka praca jaka TaeHyung wykonywał w końcu zaczynała owocować tak jak chciał.
Now, I need somebody to know
Somebody to heal
Somebody to have
Just to know how it feels
Kim pojechał na targi, gdzie miał okazje zapoznać się z kilkoma wpływowymi jak i ważnymi gośćmi. Jeden z nich wprowadził go do swojego towarzystwa dzięki czemu TaeHyung mógł zapisać w swoich znajomościach nie jednego dyrektora dobrze działającej firmy z oddziałami na całym świecie. Jego życie nabrało tępa, ciągła praca pochłaniała większość jego czasu jak i energii. Przestał z czasem czekać aż JiMin się odezwie, przestał też starać się odezwać do starszego, który był ciagle nie osiągalny. Kim wyszedł z założenia, że nie potrzebny jest mu już nikt. Ta ciszę jaka tworzyła coraz większa dziurę w ciagle tęsknicy sercu TaeHyunga zaczynała zjadać też jego dusze. Nie oglądał się za nikim innym bo jego serce mimo tej pustki jaką było otoczone, dalej ciągnęło go do Parka. Jednak Kim chciał postawić na swój rozum i skupić się na tym co jest teraz. Tak wiec wychodził rano do pracy, by późną nocą wracać do domu, spędzając trochę czasu przy lampce wina wpatrując się tępo we wspólne zdjęcie przy akompaniamencie ich ulubionej piosenki. To bolało, ale jednocześnie dawało jakaś sile Kimowi, który czekał mimo wszystko i dalej miał nadzieje, że będzie miał okazje przytulić swojego ukochanego. Gdyby tylko wiedział, co rozpocznie biała koperta, która trzymał w rękach zaadresowaną do niego od JiMina.
It's easy to say
But it's never the same
I guess I kinda liked the way you helped me escape
Wzrok przesuwany po kolejnych słowach łamał jego serce na coraz mniejsze kawałki, czwarta butelka wina opróżniona przez Kima nie pomagała. Zaschnięte już łzy na jego policzkach zaczęły teraz piec jego skórę. Kolejny raz przesunął wzrok po zdaniach:
Organizujemy światową trasę, ale niewiem ile jeszcze ostatnie przystanków na niej będzie. Na pewno nie wrócę na święta. Tak mi przykro TaeTae...
Cisnął listem zwiniętym w kulkę gdzieś w bok, jednocześnie krzycząc dając upust tym wszystkim emocjom jakie właśnie kumulowały się w nim. Tego już nie umiał zrozumieć. JiMin miał wrócić po dwóch miesiącach, później po sześciu, teraz nagle robią światową trasę i nawet nie będzie go na świętach. Nie będzie go kiedy Kim będzie odnosił kolejne sukcesy, kiedy będzie się przeprowadzał, kiedy będzie miał urodziny, nie spędza razem świat. TaeHyung poczuł się w pewien sposób zdradzony, bo jego miłość wybrała prace zamiast niego. Chciał się cieszyć, tak bardzo chciał chwalić się osiągnięciami Parka ale słowa nie umiały nigdy przejść mu przez gardło. Jak tylko o moich myślał od razu uderzały w niego wszystkie te momenty kiedy to razem spędzali czas, kiedy to JiMin radośnie wiązał go w domu, kiedy Kim przyjeżdżał po niego do studia. Kiedy to Park zapoznał go z reszta jego przyajciół, kiedy to Kim był przy jego debiucie, jego pierwszej solówce, przy której JiMin nie spał kilka nocy będąc niepewnym czy piosenka jest wystarczająco dobra. To Kim pchał starszego do dążenia do celu i teraz przez to wszystko go tracił. Tracił coraz bardziej z każdym dniem. Przestrzeń między nimi zaczynała przypominać kanion nie pozwalający im swobodnie przebywać ze sobą. To był jego wina, mógł być samolubny i zagarnąć Parka dla siebie. Trzymać przy sobie swoją najjaśniejsza gwiazdę. Ale miłość Kima do JiMina kazała mu wspierać starszego w jego wyborach, pchać go do przodu. Dawać wsparcie bez względu na wszystko, tak wiec Kim go wspierał, namawiał na ciagle parcie do przodu, dając jednocześnie wolność JiMinowi. TaeHyung wypuścił z klatki, duszącego się małego ptaszka, który na wolności mógł rozwinąć w pełni swoje skrzydła i pokazać jak piękny i wartościowy jest. Kim bezinteresownie wypuścił go, czekając na jego powrót, który nie nadchodził. Bo wolność jaką poczuł ptak sprawiła, że na nowo stał się dziki a przestrzeń jaką odzyskał na zewnątrz sprawiła że skrzydła nie chciały przestać unosić go wysoko ponad chmury, które były nie osiągalne dla Kima.
𝙖𝙘𝙩 𝙛𝙤𝙪𝙧
Now the day bleeds
Into nightfall
And you're not here
To get me through it all
Ile czasu zranione serce potrzebuje by zapomnieć o tej jedynej osobie, która koiła a jednocześnie raniła naszą duszę? Kim próbował odpowiedzieć sobie na to pytanie. Minął rok po tym jak dostał list od JiMina. Minął rok od momentu wysłania przez niego odpowiedzi do Parka. Minął rok od kiedy zdecydował się zerwać ze starszym i zapomnieć o nim. Nie widział sensu ciągnięcia tego dłużej. Dalej śledził coraz bardziej rozwijającą się karierę swojego byłego. Dalej serce cieszyło się widząc go na dużym ekranie, słysząc głos w radiu, kiedy puszczano jego piosenki bądź zespołu. Miał łzy w oczach widząc gale na których JiMin zdobywa kolejne nagrody, kiedy dziękuje fanom. Bolało, kiedy nie mógł mu gratulować osobiście, bolało, że nie mógł być z nim. Bolało kiedy słyszał o niektórych incydentach na koncertach czy wywiadach. Minął rok. A Kim cały czas czuł chodząca za nim jak duch tęsknotę. Ten demon nie potrafił zostawić jego duszy i serca w spokoju, zalewając go kolejnymi wyrzutami. Kolejnymi myślami. A Kim chciał po prostu mieć spokój. Chciał mieć tą stabilność. Chciał mieć podwinać, że wracając do domu spotka się z ukochanym. Chciał mieć pewność, że będzie mógł mu powiedzieć o swoich problemach w pracy. Że razem będą spędzać czas, będą wyjeżdżać na wycieczki. Będą chodzić na spacery, będą siedzieć razem w domu przez telewizorem i kolejną nudną dramą.
JiMin był teraz światową gwiazdą, wolnym ptakiem który pokazywał się światu i urzekał swoim pięknym głosem i wyglądem. Kima bolał fakt, że kiedyś to tylko on mógł podziwiać. Że kiedyś JiMin tylko dla niego świecił jak najjaśniejsza gwizda a jego głos był tylko skierowany do niego. Kolejna butelka wina, która opróżniał dawała o sobie znać. Siedział w swoim nowym apartamencie w centrum Tokio i oglądał nocny widok miasta. Sam, w ciszy przerwanej spokojną, cichą muzyką. Tą samą którą tak kochał z JiMinem, tą samą która była obecna przy ich pierwszej randce. Tej samej która grała im ciagle w głowach jak byli gdzie razem. Cała ta samotność uderzała w niego ze zdwojoną siła a ciało będące pod wpływem alkoholu nie było w stanie opanować tych emocji. Pozwalał kolejny raz spłynąć łzom po policzku, tylko po to by serce mogło stać się na nowo puste a on wstając rano do pracy będzie uśmiechał się do wszystkich i na nowo będzie cudownym prezesem. Kim był zmęczony tym, wiec korzystał z takich nocy, kiedy to mógł pozwolić wyżalić się sercu i zostawić je pustym. Nie chciał więcej już nic czuć. Jeśli ma to boleć tak jak teraz to wolał nie odczuwać żadnych emocji i być wolnym od tego bólu i demona chodzącego za nim krok w krok.
I let my guard down
And then you pulled the rug
I was getting kinda used to being someone you loved
Trzy lata minęły mu szybciej, kiedy miał możliwość podróżowania i poznania nowych ludzi. Z czasem przestał odczuwać obecność jego demona kroczącego za nim, tak jakby sobie odpuścił. Zwiedził praktycznie cały świat, znalazł nowych przyjaciół. Z wieloma osobami utrzymywał kontakt i często ich odwiedzał. Jego miłością stała się praca i podróże. Nie czuł się już samotny, zmienił gen ból na swoją korzyść i wolność. Nie przywiązanie się do nikogo gwarantowało mu swobodę. Możliwość spontanicznych wyjazdów na jakie się decydował. Możliwość próbowania nowych rzeczy, łapania się nowych zainteresowań. Wracanie do pustego mieszkania nie było więcej przeszkoda, bo z każdego miejsca na ziemi zrobił swój dom nie przywiązując się do jednego miejsca. Był w ciągłym ruchu i nigdzie na długo nie zostawiał. Pokochał tą wolność jaką dostał i zaczął rozumieć w przeciągu tych trzech lat. Przestał interesować się życiem i osiągnięciami Parka. Jego imię, nazwa zespołu czy muzyka nie ruszała serca Kima tak jak kiedyś. Bo TaeHyung zbudował wokół niego mur, którego nie pozwalał nikomu przekraczać. I mimo, że nie miał i nie umawiał się z nikim po rozstaniu to nie uważał, że jego serce jeszcze należy do Parka. Bo Kim opróżnił swoje serce i wyciszył swoją duszę, zamykając je w klatce i ogradzające murem, którego nie da rady nikt przebić. Tak by nikt nie miał dostępu do tej części jego, którą kiedy podarował Parkowi. Kim był pewien, że jego serce jest bezpieczne.
I nawet wtedy kiedy trafił na koncert zespołu do której należał Park. Nawet jeśli jego przyjaciel zaciągał go na płytę. Nawet jeśli ten sam przyjaciel miał w planach udanie się za kulisy i ciągniecie ze sobą Kima. To wszystko nie zmieniało jego podejścia. Bo TaeHyung wyleczył się ze swojej miłości do Parka. Nie potrzebował już go. Wszystko co miał, ludzie którzy go otaczali to była tylko jego zasługa. Wiec czemu miałby nagle po trzech latach czuć coś do JiMina. Kim był pewien swoich uczyć. Był też ich pewien kiedy stanął razem z przyjacielem naprzeciw zespołu. Nie ruszył go widok starszego. Kim nie skomentował w głowie jego wyglądu bardziej niż zmienił się przez te trzy lata czy nic dziwnego, że każdy tak bardzo go wychwala. TaeHyung nie czuł nic podając rękę JiMinowi i zapoznając się z nim jakby się nigdy nie spotkali. Nie odpowiedział tym samym kiedy Park skomentował jego zmianę i przystojniejsza twarz. Nie uśmiechnął się tak promiennie i radośnie jak zrobił to starszy widząc go za kulisami. Nie odzywał się podczas tego krótkiego spotkania więcej niż przytakiwanie rozmówcy. TaeHyung nie czuł ścisku w gardle kiedy miał powiedzieć co u niego. Po prostu nie widział potrzeby by to robić. JiMin był zakończoną częścią jego życia i nie zamierzał wracać do niej. Utrzymywanie dystansu wyczuwał sam Park, który w przeciwieństwie do Tae nie wybaczył sobie rozstania z młodszym. Nie mógł pogodzić się długo ze stratą swojego ukochanego. Kilka razy chciał rzucać karierę i wracać, odzyskać Kima, ale jego serce było rozdarte między fanami, którym zawdzięczał cały swój sukces, których kochał a wybraniem swojej miłości na której widok serce skakało do góry. JiMin dopiero po powrocie do domu, zrozumiał różnice między tymi dwoma miłościami. Obie potrzebne były mu do życia, jak tlen który zaczynał kończyć się gdy nie było jednej z nich. Ale jednocześnie nie był w stanie utrzymać przy sobie ich na raz. Zawsze stawał przed wyborem, w którym nie było dobrego wyjścia. Oczy szkliły się na widok TaeHyunga. W przeciwieństwie do młodszego nie był w stanie tak dobrze i dokładnie śledzić jego kariery.
- Cieszę się Tae, że ci się udało. - Uśmiechnął się ponownie Park. Liczył zobaczyć ten cudowny uśmiech jakim zawsze obdarowywał go młodszy. Chciał widzieć tą radość.
- Łatwo nie było, ale dałem radę. - Rzucił znudzony. Obecność JiMina nie wpływała na niego zbytnio, tematy jakie mogli by omówić znalazły by się szybko, gdyby tylko Kim wyraził małe zainteresowanie rozmową. Ale nie chciał. Bo wiedział, że mimo zbudowania muru odpornego na każdego, kto będzie chciał się zbliżyć nie uda mu się powstrzymać JiMina, który zawsze był częścią jego serca. - Tobie też świetnie idzie. Widziałem twój występ na gali.
- Nie sądziłem, że je oglądasz. - JiMin zaczął mieć nadzieje. Chociaż na ponowne odnowienie kontaktu z młodszym. Możliwość niezobowiązującej rozmowy. To by mu wystarczyło. - Postarałbym się bardziej.
- Nie musisz. Jesteś świetny, jak zawsze.
- Przede mną jeszcze długa droga. - Zaśmiał się. Kim zaczynał go komplementować, może przełamał się w końcu?
- Dla mnie zawsze jesteś idealny. - Rzucił TaeHyung, czując jak zaczyna pękać.
Orientując się jak daleko pozwolił przesunąć swoją granice zaczął się wycofywać i zdenerwowany tłumaczył się spóźnieniem na ważne spotkanie. Chciał w tym momencie uciec od JiMina, którego oczy zaczynały wypełnić się smutkiem. Tym samym, którym widział w swoich oczach patrząc w lustro codziennie rano. Budząc się i zasypiając bez Parka. To było coś co sprawiło, że serce mu pękło na nowo.
Wychodząc szybko, bez dbałości o pożegnanie czuł jak wszystko do niego wraca. Jak niewidzialna pętla zaciska się ma sercu, jak wnętrzności wywijają się na druga stronę. Jak oczy są zaszkoleone a jego mur upada. To co budował przez trzy lata przez tą krótką rozmowę rozpadło się jak domek z kart. Kim uciekł bo nie wiedział co robić. Bo nie był przygotowany na to. Nie chciał znowu zostać sam. Nie chciał ponownie przechodzić tego samego i czuć na nowo tego bólu. Tak wiec uciekł. Ale to nie pomagało a wręcz skazało go na kolejne ucieczki. Wyruszył w podróż, która nie miała i nie mogła się skończyć bo Kim chciał znowu zamknąć siebie i swoje uczucia. Chciał zamurować to wszystko. TaeHyung wyruszył w swoją podróż, w której ciagle uciekał i nie potrafił się zatrzymać bo ciagle miał przed oczami JiMina.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro