Dzień 28 - 13.09.2020r.
Śmierć
Jakurai nigdy by nie pomyślał, że znajdzie się w takiej sytuacji. To było dla niego tak nieprawdopodobne, że nawet nie brał czegoś takiego pod uwagę. Jednak, jeden z jego najgorszych snów, właśnie się spełnił.
Miał dług u mafii. I to cholernie duży.
Małe problemy finansowe zmusiły go do pożyczania pieniędzy, żeby spłacić zaległe rachunki w klinice, której został ostatnio właścicielem. Jak się okazało, mężczyzna, od którego wziął te pieniądze był szefem mafii z Shinjuku. Ta natomiast była jedną z "konkurencji" mafii Samatoki'ego.
Czyli po prostu wpadł w wielkie, przestępcze bagno.
Facet kazał mu oddać te pieniądze, dał mu na to dwa tygodnie. Niestety Jinguji nie zarabiał tak dużo i miał cholerny problem z załatwieniem sobie takiej kwoty. Nie chciał mówić o tym Ramudzie, tak samo nie zamierzał brać od niego żadnych pieniędzy. Podobnie było w przypadku reszty jego znajomych.
Dzisiaj był dzień, kiedy miał zwrócić odpowiednią kwotę. Mafioza "odwiedził" go podczas pracy i domagał się pieniędzy...
- Gdzie są moje pieniądze? - spytał Nishiyama, patrząc na niego.
- Nie mam jeszcze tyle... Proszę cię, daj mi jeszcze kilka dni! Obiecuję, że-
- Czego kurwa nie rozumiesz, że masz to oddać dzisiaj? Nie będę czekać niewiadomo ile!
- Błagam, oddam ci nawet więcej, tylko proszę, żebyś-
Mężczyzna uderzył Jakurai'a w twarz, tym samym powalając go na podłogę. Długowłosy złapał się za obolały nos. Nie był złamany, ale leciała z niego krew.
Zawsze mogło być gorzej.
- Jeżeli za godzinę na moim koncie nie pojawi się 10 milionów jenów*, to pożałujesz, Jinguji - warknął Nishiyama, po czym wyszedł z jego gabinetu.
Potem jednak było znacznie gorzej.
Wrócił zaniepokojony do domu. Oczywiście nie wpłacił Nishiyamie tych pieniędzy, ponieważ ich nie miał. Bał się, co ten człowiek może mu jeszcze zrobić. Cholernie się bał. Nie wiedział, co ma zrobić. Zadzwonić do Samatoki'ego? A może do Jyuto, w końcu jest policjantem...
Stojąc przed drzwiami domu, pokręcił lekko głową, chcąc wyrzucić z głowy te myśli. Jakoś się z nim dogada. Po prostu musi!
- Ramuda, wróciłem! - krzyknął, gdy zamknął za sobą drzwi.
Zdjął z siebie płaszcz oraz buty, po czym ruszył w stronę salonu, gdzie paliło się światło. Wszedł do pomieszczenia, ale nikogo tam nie było.
- Ramuda? - spytał, wychodząc stamtąd. - Jesteś na górze? - krzyknął, kierując się schodami na piętro domu. - Rany, znowu słucha muzyki? - mruknął do siebie. - Ramuda, wró-
Jakurai urwał w połowie zdania. Stał w wejściu i nie był w stanie się ruszyć. Zakrył sobie usta dłonią. Na podłodze, dywanie oraz ścianie naprzeciwko niego była masa krwi. Pobrudziła większość mebli, a jej woń unosiła się po całym pokoju.
- R-ramuda... - szepnął, rozglądając się.
Wszedł wolnym krokiem do środka. Popatrzył na ścianę, na której krwią było napisane:
Skoro nie jesteś w stanie oddać mi pieniędzy, to pożegnaj się z ukochanym.
- Kurwa mać...! - krzyknął Jinguji, po czym wybiegł z sypialni i zaczął zbierać po schodach na dół.
Nie mógł uwierzyć w swoją własną głupotę. Sprowadził nieszczęście na siebie oraz Amemurę, który nie był niczemu winny. Dlaczego tak się stało?! Dlaczego nie pomyślał o innych?!
Wybiegł z domu, nawet go nie zamykając na klucz, po czym wsiadł do samochodu. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer do Samatoki'ego. Odczekał chwilę aż tamten odbierze.
- Halo?
- Musisz mi pomóc.
~☆~
Po kilkunastu minutach (szybkiej) jazdy, Jakurai stał już przed opuszczonym magazynem, stojącym na obrzeżach miasta. Była to kryjówka mafii z Shinjuku. Przełknął głośno slinę i spojrzał po raz ostatni na telefon. Wysłał Aohitsugi'emu lokalizację. Teraz musiał na niego poczekać.
- Będzie dobrze... - powtarzał w myślach, chociaż w ogóle nie czuł, że tak będzie.
I miał rację.
Usłyszał rozpaczliwy krzyk Amemury, dobiegający z magazynu.
- R-ramuda...!
Nie mógł dłużej czekać. Zanim Samatoki tutaj dotrze, może być już za późno. Niemal rzucił się na drzwi i otworzył je na oścież.
- Ramuda! - krzyknął i popatrzył na stojącego kilka metrów przed nim Nishiyamę. - Coś ty mu zrobił?!
- O proszę, kto tu się pojawił - odpowiedział mężczyzna, wypuszczając zakrwawiony nóż z ręki. - Gdzie masz pieniądze?
- Gdzie jest Ramuda?!
- Czego ty chcesz od trupa, co? - spytał mafioza, po czym zrobił krok w bok.
Za nim leżał różowowłosy w kałuży krwi. Miał pocięte ręce oraz... ranę na brzuchu. Oznaczało to tylko jedno: Nishiyama go dźgnął.
- Ty skurwielu... - warknął ill-DOC, mordując go wzrokiem.
Ruszył biegiem w jego stronę. Zaczął okładać go pięściami po twarzy. Nie obchodziło go, że reszta ludzi Nishiyamy celowała do niego z pistoletów. To nie miało znaczenia. Chciał tylko zemsty i ocalenia Amemury.
- Jakurai-san! - usłyszał głos Samatoki'ego, który wbiegł do magazynu razem z Jyuto i Rio. - Kurwa, ale-
- Zamknij się i mi pomóż, do cholery!
Białowłosy zdziwił się lekko na słowa starszego, ale zaraz się ogarnął i ruszył mu z pomocą, podobnie jak reszta jego dywizji. Dzięki temu Jinguji mógł na spokojnie zająć się Amemurą.
Tylko czy był jeszcze sens?
- Ramuda, skarbie... - szepnął, kucając przy nim. - Powiedz coś, proszę...! - krzyknął cicho, po czym urwał kawałek swojego płaszcza i zawiązał nim ranę różowowłosego, by chociaż trochę zatamować krwotok.
- D-dlaczego... nic nie powiedziałeś...? - spytał słabym głosem Easy R. - Ty cholerny idioto...
- Wiem, że zawaliłem, przepraszam! Wszystko naprawię, obiecuję! - krzyknął, czując zbierające się w jego oczach łzy. - Zadzwonię zaraz po karetkę! Wszystko będzie dobrze! Wytrzymaj jeszcze chwilę!
- Przepraszam, że nie byłem w stanie się bronić... - wyszeptał Ramuda, kładąc dłoń na jego policzku.
- Przestań! To nie twoja wina!
- Przepraszam cię za wszystko...
- Ramuda-
- Kocham cię... Jakurai...~
Zaraz po tych słowach projektant zamknął oczy z uśmiechem na ustach, a jego dłoń opadła na ziemię.
- N-nie... Nie, nie, nie! Ramuda! Nie zostawiaj mnie samego...! R... RAMUDA!
~☆~
Minęło kilka dni od śmierci Amemury. Jakurai nie mógł się pogodzić z tym, że sam do tego doprowadził. Gdyby nie to, że wtedy panikował, to może udałoby mu się go uratować, ale... nie zrobił tego.
Ramuda zginął na jego rękach.
Teraz siedział na cmentarzu przed jego grobem i od godziny płakał. Czuł się cholernie samotny, jak i skrzywdzony przez los. Nie tak to wszystko miało wyglądać.
Ciężko było mu to przyznać, ale bez różowowłosego nie wiedział sensu w swoim życiu. Mimo, że tamten czasami go denerwował, to właśnie on sprawiał, że jego życie było lepsze. A teraz?
Teraz nie miało nawet sensu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cofnąć czas... - szepnął, patrząc na zdjęcie na nagrobku. - G-gdybym od razu ci powiedział i poprosił o pomoc... P-pewnie do tego by nie doszło... Nienawidzę samego siebie za to wszystko... Naprawdę cię przepraszam...
Jinguji znienawidził siebie do tego stopnia, że następnego dnia popełnił samobójstwo. Skoczył z mostu razem ze zdjęciem.
Zdjęciem, na którym był on i uśmiechający się Ramuda.
~☆~
*10 milionów jenów - około 400 tysięcy złotych
Powiem szczerze, że prawie się popłakałam pisząc to... Prawie :")
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro