Dzień 5 - 21.08.2020r.
Wspólne pieczenie
"Upieczmy razem ciasto!"
To zdanie Ramuda wypowiedział, a w zasadzie wykrzyczał, o dziewiątej rano w pewną sobotę. Stał wtedy przed Jakurai'em z książką kucharską w dłoni i robił w jego stronę "maślane oczy". Koniecznie chciał upiec ciasto ze śliwkami. Długowłosy nie widział w tym nic złego. Zgodził się, a chwilę później znaleźli się w kuchni, gotowi do pieczenia.
Teraz, stojąc w tej samej kuchni po wspólnym robieniu ciasta, Jinguji zastanawiał się, co mu odbiło, że się na to zgodził? To było niemal pewne, że skończy się to wszystko źle, więc dlaczego?
Ale zacznijmy od początku.
Amemura, zaraz po otrzymaniu zgody mężczyzny na wspólne pieczenie, pobiegł do swojego pokoju. W tym czasie lekarz przygotował potrzebne im składniki. Zdziwił się, że znalazł tutaj śliwki. To był chyba jedyne owoce, jakie do tej pory znalazł w domu Ramudy...
- Tadam~! I jak wyglądam~? - spytał ŕóżowowłosy po wejściu do pomieszczenia.
Jinguji popatrzył na niego i uśmiechnął sie lekko. Jego chłopak miał na sobie różowy fartuszek w serduszka, a włosy związał w małego kucyka z tyłu głowy. Wyglądał po prostu... uroczo.
- Jak profesjonalny kucharz - odpowiedział długowłosy.
- Właśnie to chciałem usłyszeć~! Okej, bierzmy się za pieczenie tego ciasta~!
- Naprawdę ci na tym zależy.
- No oczywiście!
- Gdzie masz proszek do pieczenia? - spytał Jakurai, czytając pierwsze zdanie w przepisie. - Nie mogę go znaleźć.
- Nie mam~
- ...Jak to nie masz? Chcesz piec ciasto bez proszku do pieczenia?
- To idź do sklepu i kup! Ja w tym czasie pokroję śliwki! - krzyknął niebieskooki i zaczął pchać Jakurai'a w stronę przedpokoju.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - pomyślał wyższy z mężczyzn, wyobrażając sobie pokrojone śliwki Ramudy w kształcie zwierząt.
- Iiiiidź!
- Już idę... - westchnął, po czym założył buty i wyszedł do sklepu.
~☆~
Po zakupieniu proszku do pieczenia, Jakurai wrócił do domu Amemury. Nie paliło się, okna były całe, nie słyszał też krzyków... czyli może nic się nie stało. To nie tak, że podejrzewał różowowłosego o coś złego, w końcu był dorosły, ale i on czasami odwalał różnego rodzaju "akcje". Chociażby przefarbowanie sierści kota na fioletowo dwa tygodnie temu...
- Ramuda, wróciłem! - krzyknął w przedpokoju, a następnie zdjął buty i udał się w stronę kuchni.
- Jaku-chan... - szepnął projektant i popatrzył na niego przez ramię.
- Pokroiłeś te śliwki?
- Gorzej... pokroiłem sobie palce... - odpowiedział i odwrócił się do niego.
Rzeczywiście, na dłoniach chłopaka było widać kilka cięć po nożu. Z każdej rany płynął mały strumyczek krwi, która zdążyła już nawet ubrudzić jego fartuch.
- Rany boskie... Coś ty zrobił?! - krzyknął długowłosy, podbiegając do niego.
- Kroiłem śliwki.
- Ramuda...
- No co? Moja wina, że nóż mi zjechał i pokroił nie to co trzeba? - burknął projektant.
- Niestety tak. To twoja wina. Powinieneś być ostrożniejszy. Daj te ręce - rozkazał i odkręcił wodę w kranie. - Trzymaj je tak, a ja idę po apteczkę - dodał, podsuwając ręce młodszego pod strumień.
- Dzięki, kocham cię~
Lekarz uśmiechnął się do niego lekko, po czym udał się do łazienki po apteczkę. Mówił Ramudzie tyle razy: "Trzymaj apteczkę w kuchni.", "Uważaj z tymi nożami.", "Przestań być taką pierdołą."... Nie słuchał, a przynajmniej nie zawsze.
Po chwili wrócił do kuchni. Podszedł do różowowłosego i zabrał jego dłonie spod kranu.
- Tylko nie używaj bandaży! Wtedy nie będę mógł ci pomóc w pieczeniu!
- Dobrze, dobrze...
Jakurai użył wody utlenionej, by pozbyć się ewentualnych bakterii z małych ran, a potem każdą z nich zaczął zaklejać wodoodpornym, beżowym plastrem.
- Pozwól, że ja to dokończę - powiedział ill-DOC, wskazując głową na owoce leżące na desce do krojenia. - Ty będziesz mieszał składniki, dobrze?
- Haaai~! ...No i przepraszam...
- Całe szczęście, że nie stało się nic gorszego. Uważaj następnym razem, proszę.
- Hai hai~!
Jinguji wziął się za krojenie śliwek, a w tym samym czasie Easy R wziął się za resztę. Przez cały ten czas rozmawiali ze sobą na różne tematy. Ku zadowoleniu lekarza, Amemura nic więcej sobie nie zrobił.
Po kilkunastu minutach "pracy" włożyli tortownicę do piekarnika. Odetchnęli cicho z ulgą. Ramuda usiadł na podłodze przed piekarnikiem i patrzył zafascynowany na ciasto w środku.
- Trzeba tutaj posprzątać - powiedział starszy z nich.
- Yhm.
- ...Pomożesz mi?
- Jak się ciasto upiecze!
- Ramuda...
- ...No dobra! Rany no... - fuknął różowowłosy, po czym wstał z podłogi. - Co mam zrobić?
- Trzeba wstawić brudne naczynia do zmywarki i umyć blat - odpowiedział długowłosy.
- Ach tak? A co z tobą? - spytał projektant, uśmiechając się szatańsko.
- Nie rozumiem... - odparł Jakurai.
Popatrzył na niego lekko zdezorientowany i w tym samym momencie dostał mąką w twarz, przez co kichnął, a Ramuda zaczął się z niego śmiać. Jinguji zmrużył lekko oczy i podszedł do niego. Popchnął go lekko na blat. Stanął przed nim, blokując mu drogę ucieczki i popatrzył na niego z góry.
- Ups~
- Ja ci dam "ups". Zapłacisz mi za to, Amemura-kun - powiedział poważnie, patrząc mu w oczy.
Projektant chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Jakurai pocałował go w usta. Penetrował językiem jamę ustną swojego partnera słuchając przy tym jego cichego pomrukiwania. Różowowłosy był tak zajęty całowaniem się z Jinguji'm, że nawet nie zauważył, kiedy ten wziął jajko i rozbił mu je na głowie.
Lekarz odsunął się, gdy poczuł, że niższy chłopak przestał odpowiadać na jego pocałunek. Uśmiechnął się lekko, patrząc jak żółtko skapnęło na jego spodnie. Sam Ramuda miał minę, która mówiła sama za siebie, że nie wie, co się właśnie stało.
Jednak ewidentnie mu się to nie spodobało.
- Teraz jesteśmy kwita - powiedział ill-DOC i podszedł do zmywarki, by ją otworzyć.
- Oh, czyżby? - spytał grobowym głosem Amemura. - W przeciwieństwie do ciebie, ja nie zrobiłem czegoś tak... chamskiego. Szykuj się na piekło... Jakurai'u Jinguji - dokończył, po czym zeskoczył z blatu i wziął do ręki pozostałe pół kostki margaryny.
- Oi, Ramu-
- Bitwa na żarcieeee!
W ten oto sposób ta dwójka zaczęła rzucać w siebie resztkami składników. Nie zwracali uwagi na to, że brudzą kuchnię i, że muszą pilnować ciasta w piekarniku, ponieważ zapomnieli nastawić minutnik. Najważniejsze było dla nich odegranie się na drugim. Rzucali się niemal wszystkim: mąką, jajkami, cukrem, margaryną, nawet pestkami ze śliwek.
A o swoim wypieku przypomnieli sobie dopiero, gdy poczuli zapach spalenizny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro