Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

special#2 buzii (gdzie moje opowiadanie szujo)

Zimna, ciemna noc. To pierwsze co ujrzałam po przebudzeniu się. Padał deszcz, a ja nie miałam na sobie żadnych ciepłych ubrań. Leżałam na betonowej ziemi, a wokoło nie dało się dostrzec żadnej żywej duszy. Co ja tam robiłam oraz skąd się tam wzięłam? Nie miałam pojęcia. Moja głowa pulsowała tępym bólem, a ciało odmawiało wykonania któregokolwiek z moich poleceń. Do moich uszu zaczął dochodzić dźwięk krzyku. Jakaś kobieta krzyczała, głośno lecz nie potrafiłam skleić jej słów w jedną całość.

Jakiś czas później moje oczy oślepiło rażące światło reflektorów samochodowych. Z środka wydobyły się dwie zamazane postacie. Dwóch mężczyzn. Chyba coś do mnie mówili, ale nie udało mi się nic zrozumieć. W uszach mi piszczało, a ból głowy znacznie się nasilił. Oczy zaczęły mi się zamykać i powoli zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością. Zanim jednak całkowicie straciłam przytomność poczułam silną parę męskich dłoni łapiących mnie za ramiona oraz niewyobrażalny ból w tej okolicy. Potem nie było już nic.


*2 dni wcześniej*


- Jeszcze raz upuścisz ten pistolet to wsadzę ci go w dupę!! - wykrzyknęła rozdrażniona 22-latka. Jej czarne jak noc włosy, upięte aktualnie w niedbałego koka zdawały się pochłaniać wszelkie światło panujące w pomieszczeniu. Spojrzenie je jasno zielonych oczy wyrażało grozę oraz ogromne niezadowolenie.

Młody rekrut, stojący przy jednym z wielu stanowisk na strzelnicy cały się trząsł ze strachu przed kobietą. Po raz kolejny odrzut broni sprawił, że ta wymknęła mu się z objęć dłoni. Nie zdążył jeszcze opróżnić całego magazynka, a jego nauczycielka już traciła cierpliwość. Chłopak miał w ramionach siły bardzo niewiele oraz ani razu nie udało mu się trafić w tarczę.

- Prędzej znów uwierzę w boga niż to coś porządnie strzeli z pistoletu... - skomentowała do tej pory siedząca cicho, na kanapie druga kobieta. Niewzruszona bawiła się swoimi kolorowymi, sięgającymi do ramion włosami. Prawa strona głowy była czarna, natomiast lewa krwisto czerwona. Jej szare oczy tępo wpatrywały się w niskiego, marnie zbudowanego chłopaczynę.

- Nie wkurwiaj mnie nawet. - starsza wiekiem na nią warknęła - Jak oni mogli przyjąć to coś?! Wylatujesz w efekcie natychmiastowym! Won!! - ostatnie dwa zdania skierowała do młodziaka, który bez zająknięcie wybiegł przerażony z pomieszczenia.

- Szósty do kolekcji. - skomentowała siedząca na kanapie - Laxus nie będzie zadowolony. - kobieta skierowała swoje zmęczone oczy na przyjaciółkę.

- Spierdalaj. Doskonale wie, że nienawidzę szkolić świeżaków.- prychnęła czarnowłosa dosiadając się do przyjaciółki.

- Dlatego uczynił to twoją karą... Przypomnij mi czemu muszę tu z tobą siedzieć?? - tym razem w jej znudzonych oczach pojawiła się nuta rozdrażnienia.

- Po pierwsze, byłaś świadkiem całego zajścia i mnie nie powstrzymałaś, więc twoją karą jest pilnowanie abym nikogo nie zabiła. - odpowiedziała jej szczegółowo upijając łyk wody ze szklanki leżącej na małym stoliku.

- Po raz pierwszy w życiu żałuję, że cię nie zatrzymałam. Wolałabym już kible szczoteczką do zębów czyścić, niż być świadkiem tego - dłonią wskazała na drzwi, pokazując że na myśli miała rekrótów.

- Nie wkurwiaj mnie, Mavra. Gość zasłużył na wszystko co go spotkało. - jej groźne spojrzenie wierciło dziurę w niewzruszonej kobiecie.

- Chociaż z tymi obcążkami mogłaś sobie darować... Gość i tak nie miał już czucia w nogach. - odpowiedziała przypominając sobie sytuację.

- Ale na psychikę mu weszło. - po dziewczynie było widząc, że niczego nie żałowała ani trochę. Nie był to w końcu jej pierwszy raz. Wielu już brutalnie zabiła i zabije jeszcze więcej.

- Aradia, kurwa, on był naszym źródłem informacji. Zresztą jak jego ludzie się dowiedzą to możemy mieć kłopot. - otwartą dłonią przetarła zmęczone oczy i głośno westchnęła na myśl o wkurzonych Sępach, zwłaszcza że nie są w najlepszych relacjach.

- W dupie to mam. Chuj szpiegował i zabił jednego z naszych. Zero litości dla takich. - jej oczy pociemniały na myśl o krwi - Jeśli Sępy się wkurzyły to zapraszam serdecznie, chętnie wybije szmaty co do nogi. - zacisnęła pięść.

- Opanuj się tygrysie. Jeszcze przyjdzie na to czas. - dwukolorowa zebrała się ze swojego siedzenia i skierowała w stronę wyjścia - Chodź, musimy raport złożyć... - powiedziała zrezygnowana.

-Ugh... Nienawidzę tej części - stwierdziła Aradia idąc w ślady partnerki.


***


Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna siedział za biurkiem i przeglądał dokumenty ze zmarszczonym czołem. Jego zwykle schludnie ułożone blond włosy, opanowane były przez chaos stresu ostatnich paru dni. Wroga organizacja zaczęła się odzywać. Całe Vultures stało się zbyt zuchwałe. Coraz częściej przyłapywano ich ludzi na szpiegowaniu na terenie Wróżek. Nie trudno było się domyślić, że szykowali się do ataku.

Fairy Tail było na niekorzystnej pozycji. Brakowało im ludzi, zbrojownie niedawno zaatakowano, więc na domiar złego był również deficyt broni. W dodatku, najsilniejsze duo w całym gangu zabiło ich jedyne źródło informacji. Blondyn miał ochotę połamać im obu wszystkie kości, ale nie chciał tracić siły roboczej. W pomieszczeniu rozległ się odgłos pukania o drewniane drzwi.

- Wejść - zawołał mężczyzna unosząc wzrok z papierów na drzwi wejściowe. Do środka weszły dwie szczupłe kobiety o podobnym wzroście, a ciemnookiemu zrzedłą mina jeszcze bardziej.

- Ilu przeszło? - zapytał z ledwo wykrywalną nutą nadziei w głosie.

- Ze-ro - zaakcentowała w sarkastyczny sposób Mavra.

- Kurwa... - na jego twarzy dało się dostrzec cień zawodu.

- Czegoś ty się spodziewał po takich chujowych dzieciakach?! Żaden z nich nawet utrzymać broni nie umiał. Czy ciebie posrało przyjmując takie szczury?? - jak zwykle wkurwiona Aradia naskoczyła na swojego przełożonego.

- Przez te cholerne Sępy nasza betonowa dżungla pustoszeje. Zbyt bardzo się ptaszyska rozgościły, czas coś na to zaradzić! - krótkowłosa dołączyła się do dyskusji, wyrażając swoje niezadowolenie zaistniałą w ich mieście sytuacją.

- Otwarta wojna nie wchodzi w grę niestety... Mają przewagę w zaopatrzeniu oraz liczebności. - lider nie wyraził dezaprobacji pomysłu, lecz przedstawił bolesne fakty. - Ciężko mi to mówić, ale wasza reputacja to prawdopodobnie jedyny powód dlaczego jeszcze nie zaatakowali. - rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu.

- Cóż poradzimy... Plotki nie kłamią - szarooka uśmiechnęła się w szalony sposób. Jej towarzyszka zaśmiała się tylko pod nosem. Blondyn złapał się za skronie zrezygnowany.

- Idźcie znaleźć sobie jakieś zajęcie, nie chce już dzisiaj was na oczy widzieć. Od jutra bierzemy się do roboty. - powiedział nie patrząc już na dwójkę, gestem dłoni wyganiając je z pokoju.

Dziewczyny posłusznie wybiegły z pokoju i zbiegły po schodach do holu budynku. Podeszły do baru i obie poprosiły znajomą po drugiej stronie o jakieś lekkie drinki.

- Dzisiaj nie balujecie? - zapytała białowłosa kobieta o przyjaznej twarzy, podając przyjaciółkom szklanki.

- Niestety, musimy być jutro trzeźwe - zaczęła Mavra - Laxus coś planuje, a ja nie zamierzam go słuchać z bólem głowy. - zakańczając swoją wypowiedz, kobieta złapała za szkło i upiła pierwszy łyk.

- Jakimś pieprzonym cudem musze się z tobą zgodzić. Po raz pierwszy od dawna dla odmiany masz rację - Aradia uśmiechnęła się pod nosem na swój komentarz, czym zafundowała sobie cios w ramię.

- Czyli dzisiaj nie musze się martwić? Mogę iść normalnie do domu? - niebieskooka zapytała z nadzieją w głosie.

- Oj nie przesadzaj. Nigdy cię nie zatrzymywałyśmy. - Mira podniosła brew lekceważąco na słowa krótkowłosej.

- W zeszłym tygodniu Gray pomagał mi was wygrzebać z pod stołu. Ledwo przytomne bawiłyście się w przebijanie rąk nożem. - czarnowłosa zakrztusiła się swoim napojem.

- Nie pamiętam, więc to się nie wydarzyło. - skomentowała unikając kontaktu wzrokowego, ale w środku nareszcie dowiedziała się skąd wzięło się tyle nacięć na jej palcach tego dnia.

- Jako uczestnik całego wydarzenia zapewniam cię, że jak najbardziej cała sytuacja miała miejsce. - do baru dosiadł się mężczyzna z blizną na czole - Całe wydarzenie byłoby nawet zabawne, gdybyś nie próbowała mnie zabić za próbę wyrwania ci noża. - zaśmiał się na wspomnienie.

- Morda Fullubaster. - kobieta zacisnęła pięść na naczyniu trzymanym w dłoni.

- To dlatego miałeś wtedy limo pod okiem! - stwierdziła wyższa z przyjaciółek.

- Bravo mądralo, zagadka rozwiązana. - mężczyzna pogłaskał ją po głowie w geście pochwały, na co Aradia przewróciła oczami, a Mavra uśmiechnęła się zadowolona.

- Chyba rzygnę... - twarz kobiety wyrażała obrzydzenie.

- Spierdalaj. Jak se znajdziesz chłopa to zrozumiesz. - dwudziestolatka wtuliła się w tors chłopaka i uśmiechnęła niewinnie.

- A w życiu. Związek to same problemy. - na jednym wdechu opróżniła zawartość swojej szklanki - Spadam do siebie, widzimy się jutro z samego rana - jej towarzyszka pokiwała głową po czym obie się pożegnały i poszły w swoje strony.

Aradia jak zapowiedziała, wróciła do siebie do domu. Zanim jednak położyła się spać udałą się na swoją prywatną strzelnicę i włączyła program ruchomych celów. Mając w rękach dwa pistolety, z zamkniętymi oczami czekała na sygnał dźwiękowy. Gdy go usłyszała gwałtownie je otworzyła i skierował swoją postawę w kierunku pierwszego celu. Trafiła idealnie w sam środek, następny cel również, i następny też oraz kolejny. Każdy cel został trafiony perfekcyjnie. Jak zwykle zresztą. Po zakończonej rutynie przyszykowała się do snu i z myślą o nadchodzącej walce z wrogą organizacją, zasnęła.

Co do Mavry, sytuacja wyglądała odrobinę inaczej. Wraz z Grayem spokojnie popijali drinki swobodnie rozmawiając. Obydwoje ignorowali fakt, że godzina była już późna a w budynku nie można było się doszukać ani jednej żywej duszy. Mira, wychodząc zostawiła im klucze i kazała zamknąć bar. Nie wyglądało jednak na to aby dwójka miała szybko się zbierać. Oboje zapomnieli o tym, że czas istnieje i przesiedzieli w siedzibie całą noc. O fakcie dowiedzieli się, gdy przez główne drzwi do środka wszedł Laxus.

- Nie pytam, nie chce wiedzieć. Za godzinę macie być całkowicie ogarnięci. - oznajmił z dezaprobatą widząc dwójkę za barem, szarpiącą się o butelkę szkockiej.

- Która godzina?- czarnowłosy zaczął przeszukiwać kieszenie w celu znalezienia telefonu.

- 8.15 - powiadomiła go kobieta patrząc na wyświetlacz pożądanej przez jej partnera rzeczy i upijając łyk z wygranej butelki.

- Nienawidzę gdy to się dzieje. - wyrwał z jej rąk obie rzeczy naraz i również się napił wysokoprocentowego płynu.

- Cóż poradzisz, życie. - swoje kroki Mavra skierowała ku jednemu z prywatnych pokoi, gdzie trzymała parę swoich rzeczy na takie chwile jak ta. - Widzimy się później. - dodała na odchodne.

Grey na nią tylko machnął ręką w odpowiedzi i opuścił budynek. Przez następną godzinę w całej budowli dało się słyszeć jedynie tykający zegar. Większość członków szykowała się prywatnie do nadchodzącej wojny. Grupa, która ubiegłego roku brutalnie się wprowadziła do miasta - Vultures zamierzała pozbyć się Wróżek. To pokazali wyraźnie w ciągu ostatnich miesięcy. Laxus, świeżo po przejęciu stanowiska przywódcy po swoim dziadku, z początku starał się wyjaśnić sytuacje pokojowo. Mimo swojego temperamentu starał się działać rozważnie. Lider Sępów nie był tak przychylnie nastawiony. Otwarty spór trwa już od trzech miesięcy.

Blondyn całkowicie zaplanował jak pozbędzie się szkodników. Zamierzał wyniszczyć grupę od środka. Zacząć od grubej ryby, aby osłabić morale, po czym zaatakować ich główną siedzibę z całą siłą. Aby ten plan się udał potrzebował kogoś kto zbliży się do smoczych braci. Zeref oraz Natsu Dragneel - słyną nie tylko z dowodzenia całej grupy, ale również niewyobrażalnej brutalności. Nigdy nie popełnili żadnego błędu i zawsze doprowadzają swoje zadania do końca. W tym kraju nie było niebezpieczniejszych osób. Nawet najlepsze duo Fairy tail miało odrobinę więcej empatii niż oni. A Aradia nie należy do osób znających słowo litość.

Od swojego informatora Laxus wiedział, że dzisiaj bracia będą obecni w jednym z ich ogólnodostępnych klubów. To oznacza, że mają możliwość dostania się do środka. Tą misje mężczyzna mógł powierzyć tylko najbardziej zaufanym osobom. Wezwał do siebie grupę osób, która będzie brała udział w całej akcji.

Chwilę później do biura weszli kolejno Mavra, Aradia, Gray, Gajeel, Levy oraz Elfman. Każdy miał poważną minę, przeczuwając co się kroi. Aby nie budować napięcia, ich przywódca wyjaśnił jaki ma plan.

- Levy będziesz naszymi oczami i uszami. Masz za zadanie włamać się do systemu i obserwować całą sytuację. - drobna kobieta pokiwała głową - Grey, Gajeel oraz Elfman zostaniecie ze mną na zewnątrz, będziemy czatować. Każda podejrzana osoba która wchodzi lub wychodzi, wszystko macie wiedzieć. - jego ostrze spojrzenie pokazywało, że żaden sprzeciw czy błąd nie będzie tolerowany.

- Mavra, Aradia. Wy wchodzicie do środka, rozdzielcie się na wejściu, nikt nie może waz widzieć razem. Mavra - ty zbliżysz się do pierwszego z napotkanych braci, Aradia - będziesz ją ubezpieczać. - na te słowa Gray się spiął.

- Dlaczego nie na odwrót? - zapytał w miarę spokojnie.

- Ta wrona - Mavra wskazała głową na przyjaciółkę - prędzej zabije ich na miejscu, niż zbliży się bez wzbudzania podejrzeń. Dobrze wiemy, że nie jest na tyle szalona aby flirtować z wrogiem. Ja za to jestem. - zielonooka prychnęła na jej wypowiedź.

- Niestety psycholka ma rację - wtrącił się Gajeel - ostatnio gdy prowadziliśmy taką akcje to misja się skończyła, zanim się zaczęła bo ten potwór nie potrafił utrzymać swojej rządzy krwi w ryzach. - spojrzał groźnie w kierunku osoby o której mówił.

- Chcesz się przekonać jak bardzo jest silna? - Aradia spytała niewinnie, wyciągając nóż z kieszeni. Widząc broń oraz znając charakter kobiety, Gajeel szybko się wycofał. Wiedział co dla niego dobre.

- Skoro to już mamy za sobą - najwyższy rangą zwrócił na siebie uwagę - Rozejść się. Za 3 godziny macie być wszyscy gotowi do wymarszu. - wszyscy zgodnie pokiwali głowami i opuścili pomieszczenie.

- To jak się dzielimy? - Aradia zapytała gdy obie znalazły się poza zasięgiem reszty grupy.

- Ty ogarniasz ciuchy, a ja zajmę się makijażem oraz fryzurą. - stwierdziła na wyjebaniu.

- Mogłam się domyślić, na ułamek sekundy zapomniałam że, nie masz gustu. - w ostatniej sekundzie uchyliła się przed skierowanym w jej stronę ciosem wydając wysoki krzyk - Nie BiJ! - obie zaczęły się gonić na korytarzu, po drodze do celu.

W międzyczasie gdy czarnowłosa przeszukiwała ogromną szafę należącą do całej organizacji, Mavra robiła makijaż. Postawiła na mocny, ale nie przesadzony look. Smokey eye, gruba kreska, doklejane rzęsy i bordowo-krwista szminka, w odpowiednich miejscach nałożyła mocny rozświetlacz. Włosy zafalowała prostownicą a by nadać im większej objętości. Tym sposobem nadała sobie aż nazbyt seksowny wygląd, ale to było jej dzisiejszym celem. Obróciła się zadowolona z efektu końcowego w stronę przyjaciółki, niemo prosząc o opinię.

- Wyglądasz jakbyś szła tańczyć na rurze. - skomentowała trzymając kawałek materiały w dłoni, po czym rzuciła go w stronę przyjaciółki. Ta złapała go w locie i dokładnie się mu przyjrzała. Jasna bordowa, z pufiastymi długimi rękawami, nie sięgała dalej niż do połowy uda, część torsowa zrobiona w stylu gorsetowym, uwydatniającym piersi.

- Podoba mi się. - w jej oku można było dostrzec błysk szaleństwa - A ty co sobie wybrałaś?? - zaciekawiona spojrzała na kreację partnerki. Sukienka w kolorze pudrowego różu z diamentowymi wykończeniami. Sięgała ledwo za pośladki, a do zestawu dołączony był pasujący płaszcz ciągnący się aż do ziemi.

- Różowy? - zapytała Mavra podnosząc brew w geście pytającym.

- Pasuje mi do cery. Będę odbijać światło HAHAHAHA - jej przyjaciółka przewróciła oczami na ten komentarz i gestem dłoni nakazała usiąść, aby mogła zacząć robić jej makijaż.

W jej przypadku dwukolorowa postawiła na bardziej naturalny look. Podkreśliła tylko jej największe zalety oraz przykryła ewentualne niedoskonałości. Jej włosy pozostawiła rozpuszczone, lecz całe zafalowała. Oczywiście w ubraniach poukrywały bronie. Szarooka w rękawach schowała dwa noże, a czarnowłosa schowała pod płaszczem jeden ze swoich pistoletów kieszonkowych, oraz na nodze zapięła harness z małym sztyletem.

Zwarte i gotowe obie skierowały się do wejścia głównego. Na miejscu czekała już cała reszta ekipy. Jako, że nikt inny nie wchodził do środka baru, pozostali mieli na sobie wygodne ubrania, adekwatne do misji.

- Jak wszyscy gotowi to jedźmy już. - Laxus wzrokiem na szybko skontrolował ubiór swoich towarzyszek po czym bez słowa opuścił pomieszczenie i skierował się do vana stojącego na zewnątrz. Razem z nim do środka wszedł Gajeel z Levy. Reszta imprezy skierowała się do stojącego za vanem, czarnego volvo. Obie dziewczyny usiadły na tylnych siedzeniach, pozwalając facetom na bycie w pierwszej kolejności do ostrzału.

- Zbyt mocny zrobiłaś ten makijaż. - skomentował w pewnym momencie Gray patrząc na drogę, kątem oka zerkając na dziewczynę w lusterku.

- Nie tobie ma się on podobać. - odpowiedziała bez zawahania - Miejmy nadzieję, że któryś z braci lubi się bawić. - dodała wyglądając przez okno.

- Zbiera się na deszcz. - skomentowała Aradia, wychodząc z samochodu.

- Próba mikrofonu, dziewczyny słyszycie mnie? - ze słuchawki włożonej do uch wydobył się głos należący do Levy.

- Wszystko działa bez zarzutów. Udało ci się dostać do środka? - Elfman spojrzał w stronę stojącego nieopodal vana.

- Trochę zabezpieczeń mieli, ale dla mnie to nic. - odpowiedziała przebiegle - W środku znajduje się co najmniej ośmiu uzbrojonych ochroniarzy, dwóch z nich stoi przed wejściem do prywatnej loży. Zapewne tam znajduje się nasz cel. - skomentowała.

- Przyjęłam, wchodzimy do środka. - szarooka wraz ze swoim dzisiejszym ochroniarzem skierowała się do wejścia.

- Bądźcie ostrożne. - usłyszały w słuchawce głos lidera.

- Jak zawsze. - tym razem Aradia się odezwała.

Przed wejściem dziewczyny wymieniły się porozumiewawczymi spojrzeniami, po czym się rozdzieliły. Bardziej uzbrojona weszła pierwsza, aby wybadać teren. Mavra odczekała dwie minuty, aby następnie również udać się do środka. Już na wejściu uderzył ją intensywny zapach alkoholu, potu i zbyt słodkich perfum. W jej mimice nie można jednak było się doszukać ani grama obrzydzenia. Umiejętności aktorskie miała opanowane do perfekcji.

Powoli szła przez całą długość klubu, przy tym zalotnie kręcąc biodrami. Wzrokiem szukała swojego celu. Udało jej się zajrzeć do środka loży. W środku znajdował się wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Miał delikatny uśmiech na twarzy, jednak jego oczy były puste i lodowate zarazem. Otoczony był przez mały tłum tanich dziewczyn.

- Do starszego z braci się nie zbliżę, za dużo kurew go broni. - powiedziała cicho informując towarzyszy. W odpowiedzi usłyszała parsknięcie śmiechem ze strony Gajeela.

- Cicho siedź - skarcił go Laxus.

Po tej komendzie nastała cisza. Podchodząc do baru, Mavra kątem oka dostrzegła przyjaciółkę siedzącą samotnie przy jednym ze stolików w kącie. Popijała mohito i uważnie ją obserwowała. Dziewczyna puściła do niej oko i skierowała wzrok z powrotem na bar. Zanim zdążyła usiąść przy jednym z wolnych miejsc dostrzegła charakterystyczną, różową czuprynę. Od razu przypomniał jej się opis drugiego z braci.

- Taki brutal, ale włosy ma różowe, żałosne. - skomentowała kierując się w jego stronę.

- Aradia, dopełniacie się - znowu Gajeel puścił komentar, ale tym razem w odpowiedz dało się usłyszeć dźwięk uderzenia i jęk bólu - Już nie będę.

- Levy, jaka sytuacja? - Aradia dopytała.

- Siedzi całkiem sam, nigdzie w pobliżu nie ma uzbrojonych. -odpowiedziała krótko.

- A więc zabawę czas zacząć. - krótkowłosa uśmiechnęła się szaleńczo i dosiadła do osbnika.

Na początku udawała, że nie zwraca na niego uwagi. Zawołała barmana i zamówiła krwawą Mery. Dokładnie obserwowała jak mężczyzna przyrządza drinka, dla bezpieczeństwa. Gdy nareszcie dostała napój do ręki zdecydowała się zagadać.

- Często spędzasz tu samotne wieczory? - zapytała upijając łyk ostrej mieszanki. Chłopak odwrócił głowę w stronę pytającej. Przez chwilę nie odpowiadał, lecz wertował kobietę wzrokiem. Niedługo później uśmiechnął się z zadziorny sposób, chociaż jego oczy pozostały lodowate.

- Kto twierdzi, że jestem sam? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Ja. - rozejrzała się dookoła - Zwykle tacy przystojniacy są oblegani przez panienki lub chłopczyków. - chłopak prychnął. Zbliżył się do kobiety, tak że jego usta znajdowały się tuż przy jej uchu.

- Jedną mam przed sobą. - mimo iż ruch mężczyzny odrobinę zaskoczył kobietę, nie dała po sobie tego poznać, tylko uśmiechnęła się niewinnie.

- Ja przynajmniej mam klasę - uniosła szklankę i upiła łyka - Nie to co niektóre lafiryndy. - głową wskazała kilka kobiet, które uporczywie kleiły się do mężczyzn przy barze.

- Trudno zaprzeczyć... Ale powiedz, co cię zachęciło do rozmowy ze mną? Mogę być niebezpieczny - włożył ręce do kieszeni, odchylając się na krześle.

- Taki mój charakter. Kłopoty mnie przyciągają. - podparła brodę na dłoni, opierając się o blat - Jestem Kara - podniosła szklankę aby stuknąć się drinkiem z mężczyzną.

- Natsu - odwzajemnił gest i upił łyka swojej whiskey.

***

- Levy, o czym rozmawiają? - zapytała Aradia wpatrując się w przystojnego brutala.

- Nie wiem, jej słuchawka się wyłączyła. Coś zakłóca połączenie - w głowie dziewczyny od razu zapaliła się czerwona lampka.

- Mavra, jeśli mnie słyszysz, załóż nogę na nogę. - przyjaciółka pozostała jednak w bezruchu, dalej prowadząc konwersację w różowowłosym.

- Wciąż mamy obraz, na razie tylko obserwuj - wtrącił się Laxus - Jeśli zobaczysz coś podejrzanego od razu wkraczasz do akcji. - wydał polecenie.

- Przyjęłam. - zaczęła uważniej obserwować dwójkę. Wyglądali jakby dobrze się bawili w swoim towarzystwie. Z jakiegoś nieznanego czarnowłosej powodu, ten fakt niesamowicie ją denerwował.

W pewnym momencie para zdawała się dojść do jakiegoś porozumienia. Oboje zaczęli się zbierać ze swoich miejsc. Jeżeli wszystko poszło zgodnie z planem, to będzie to okazja na wyeliminowanie celu. Aradia szybko dopiła drinka i już chciała się zbierać, gdy niespodziewanie złapała kontakt wzrokowy z różowowłosym. Puścił jej oczko i uśmiechnął się przebiegle, a oczy zielonookiej rozszerzyły się w szoku.

- Kod czerwony, oni wiedzą! - zrzuciła z siebie płaszcz i wyjęła broń, oddała 2 strzały w sufit i pochylona rzuciła się pogoń.

Ludzie dookoła zaczęli krzyczeć i uciekać we wszystkie możliwe strony. Kobieta, trzymając się nisko na nogach podążała z tłumem. Nie pozwalała się zauważyć zaalarmowanym ochroniarzom. Jej oczy skupione na przyjaciółce. Wiedziała, że wystrzały zrobiły swoje i ją zaalarmowały. Zacisnęła pięść na kolbie broni. Straciła dwójkę z oczu gdy weszli na zaplecze. Chwilę później do środka lokalu wparowali jej towarzysze i wywołali zamieszanie. To dało kobiecie okno, pozwalając niezauważenie przemknąć przez panikujący tłum. Niedługo później udało jej się dostać na zaplecze, lecz widok jaki zastała niemiło ją zaskoczył.

***

Od dłuższego czasu Mavra nie usłyszała od towarzyszy żadnego słowa, choćby raportu z sytuacji. Wiedziała, że coś jest nie tak, ale nie dała po sobie tego poznać. Rozmowa szła po jej myśli, nie mogła tego zniszczyć.

Kiedy chłopak zaproponował wspólny spacer, by się przewietrzyć uśmiechnęła się w najmilszy sposób jaki umiała i z gracją przyjęła jego wyciągniętą dłoń. Dopijając na szybko drinka kątem oka zauważyła jak mężczyzna zerka gdzieś i mruga jednym okiem, co od razu się dziewczynie nie spodobało. Nie minęło długo kiedy usłyszała wystrzały broni. Przykucnęła udając zszokowaną wciąż trzymając maskę niewinnej. W rzeczywistości jednak gotowa była do ataku.

- Ewakuacja - zarządził Natsu i złapał Mavrę za nadgarstek - Nie jest tu bezpiecznie, choć. - krótkowłosa krótką chwilę zastanawiała się czy gość tak dobrze gra, czy faktycznie jej maska wciąż działała. Oczywiście ta druga opcja była jej bardziej na rękę. Chcąc to wykorzystać pozwoliła się prowadzić w kierunku tylnych drzwi. Zamierzała zaatakować od razu jak znajdą się sami.

Wzrokiem starała się zlokalizować przyjaciółkę, ale szalejący tłum skutecznie jej to uniemożliwił. Gdy tylko znaleźli się za stalowymi drzwiami, w sekundzie uwolniła nadgarstek z objęcia Dragneela i dobyła broni. Jego reakcja była szybka. W ostatniej sekundzie się uchylił, chociaż nie dostatecznie. Jego policzek został głęboko rozcięty. Chłopak przez chwilę zamarł w szoku i przejechał palcami po ranie.

- Po raz pierwszy od lat, komuś udało się mnie zranić - powiedział bezemocjonalnie. Jego oczy wyrażały czystą furię gdy spotkały się z szarymi odpowiednikami. Mimo, że był nieuzbrojony, jako pierwszy wyszedł z inicjatywą ataku. Mavra bez problemu uniknęła jego ciosu. Zanim zdążył odzyskać równowagę, wyprowadziła własny cios. Zamachnęła się nożem celując w gardło. Broń miała prosty tor lotu, bez przeszkód. W pomieszczeniu dało się usłyszeć odgłos rozcinanej skóry oraz kapiącą krew.

Natsu pieprzony Dragneel złapał sztylet za ostrze i zatrzymał go milimetr przed swoją odsłoniętą szyją. Powoli odwrócił głowę w stronę przeciwniczki, a na jego twarzy znajdował się uśmiech pełen gniewu oraz szaleństwa. Mavra postanowiła się wycofać, lecz zielonooki trzymał broń na tyle mocno, że nie zdołała go wyrwać. Spowodowało to milisekudnowe zawahanie u dziewczyny. Mafioza tylko tylu potrzebował. W oka mgnieniu złapał ją za nadgarstek i wykręcił dłoń. Krótkowłosa jęknęła z bólu i upuściła przedmiot, który mężczyzna złapał w locie ranną dłonią. Nóż przyłożył przeciwniczce do gardła, a ta w akcie instynktu zaczęła się cofać. Różowowłosy podążył za nią, wciąż trzymając nóź przy jej tętnicy szyjnej. Wojowniczka znalazła się w pułapce gdy jej plecy napotkały ścianę. Nadgarstek wciąż nieprzyjemnie wygięty, do tego ostrze przy skórze. Kobieta została całkowicie unieruchomiona.

- Całkiem sporo umiesz - skomentował patrząc jej prosto w oczy.

- I vice versa. - kobieta odpowiedziała nie pozwalając pokazać po sobie bólu, jaki wywoływała u niej wygięta dłoń.

- Zabiłbym cię tu i teraz, ale nie ty jesteś naszym dzisiejszym celem. - powiedział przez zaciśnięte zęby. Jego furię można było dostrzec gołym okiem.

- Jak nie ja to kto? - zapytała, czując jak przy każdym słowie ostrze coraz bardziej wrzynało jej się w skórę. W tym momencie drzwi na zaplecze stanęły otworem, a w przejściu stanął nie kto inny jak Aradia, we własnej osobie.

- Ona. - odpowiedział dostrzegając kobietę. Odsunął się od ściany na kilka kroków ciągnąc za sobą Mavrę. Czarnowłosej bardzo nie podobała się sytuacja zakładnika. Na jej twarzy nie można było jednak dostrzec żadnych emocji.

- Puść ją. - powiedziała twardo, mierząc do niego z broni.

- Jeden niewłaściwy ruch, a zginie. - na potwierdzenie swoich słów mocniej przycisnął sztylet do gardła krótkowłosej, skąd wyleciała stróżka krwi.

- Nie będę się powtarzać. - postawiła jeden krok do przodu.

- Świetnie, bo ja też nie. - cofnął się o krok, wciąż ciągnąc ze sobą zakładniczkę.

- Strzelaj! - Mavra wykrzyknęła ufając celowi przyjaciółki, który był bezbłędny.

- Cicho siedź. - mocniej wygiął jej rękę, no co kobieta się skrzywiła. Czarnowłosa wycelowała.

-A, a, a. - oliwkowo-oki cały schował się za zakładniczką. Mimo o wiele większej postury ciała, nie było możliwości zranienia go, bez uszkodzenia jej przyjaciółki. - Nie chcesz chyba skrzywdzić swojej towarzyszki, prawda? - zapytał z kpiną w głosie. Aradia opuściła broń, śmiejąc się. Zaczęła się przeciągać.

- Chyba za słabo mnie znasz - zaczęła z błyskiem w oku, a różowowłosy obserwował ją, nie znając jej zamiarów - Nie przepuszczę żadnej okazji aby znokautować tego wrzoda na dupie. - kończąc swoją wypowiedź oddała pewny strzał.

Kula przebiła prawe przedramię mężczyzny oraz prawe ramię kobiety. Jej wróg warknął z bólu automatycznie puszczając broń wraz z zakładniczką. Mavra odsunęła się na bezpieczną odległość i oparła o ścianę, ściskając krwawiące miejsce. Na jej twarzy wymalowany był uśmiech zmieszany z czystym szaleństwem. Sytuacja wyraźnie ją bawiła, pomimo odniesionych ran.

- Tego żeś się skurwielu nie spodziewał, huh?! - zawołała z szeroko otwartymi oczami.

- To koniec - podsumowała Aradia szykując się do oddania kolejnego strzału.

- Nie tak prędko. - odezwał się nieznajomy głos. Towarzystwo skierowało swoje spojrzenia w kierunku, z którego dochodził dźwięk. W framudze drzwi stał starszy z braci - Zeref. Jego twarz była jak zwykle niewzruszona. Znajdował się na niej delikatny uśmiech, który wcale nie wyrażał szczęścia, czy chociażby rozbawienia. Jego oczy puste i głębokie niczym otchłań, która w każdej chwili mogła bezpowrotnie cię wchłonąć. Doprawdy przerażający człowiek.

- Kończ zabawę, Natsu. Mamy dużo pracy. - kiwnął dwa razy palcem, wchodząc głębiej do pomieszczenia, a za nim wbiegło pięciu rosłych mężczyzn z pistoletami w dłoniach. - Bierzcie ją żywcem. - wydał polecenie swoim ludziom podchodząc powoli do brata. Aradia nie miała zamiaru tak łatwo dać się złapać. Wycelował broń w starszego z braci i nie zwlekając oddała strzał. Ku jej zdziwieniu, osobnik nie upadł na ziemię ranny, mimo że kula dosięgła celu. Była pewna, że trafiła idealnie w serce. Czarnowłosy jednak zaśmiał się ironicznie i rozpiął koszulę, ukazując kamizelkę kuloodporną. 

- Trzeba było celować w głowę. - powiedział będąc oddalony od niej na dwa kroki. Po swojej wypowiedzi złapał za pistolet dziewczyny i wyrwał go bezproblemowo. Jego siła zdecydowanie przewyższała poziom zielonookiej. Jednym zwinnym ruchem zadał jej cios w żołądek, co spowodowało u kobiety odruch wymiotny oraz zawroty głowy. Nie mogąc utrzymać równowagi, upadła na kolana wciąż kaszląc.

- Co z drugą kobietą, szefie? - zapytał jeden z mężczyzn. Zeref spojrzał przez ramię na krwawiącą kobietę, patrzącą na niego z mordem w oczach. Na jego twarzy pojawiła się nuta obrzydzenia. 

- Pozbądźcie się jej. - odpowiedział bez owijania w bawełnę - Odważyła się skrzywdzić mojego drogiego brata - dodał pochodząc do różowowłosego i przejechał palcami po jego krwawiącym policzku - Niech umiera powoli. - zakończył uważnie obserwując twarz rodzeństwa. 

   Mimika różowowłosego pozostała jednak niewzruszona. Stał, trzymając zdrową dłonią za ranę postrzałową i patrzał Zerefowi prosto w oczy. Do Mavry podszedł jeden z mężczyzn i wycelował broń. Kobieta jednak uprzedziła drania, łapiąc za spluwę, w ostatniej chwili odchylając ją na bok. Następnie ugryzła delikwenta w dłoń, aż do krwi. Gdy zwolnił uścisk na broni, szarooka szybko za nią złapała. Oddała dwa szybkie strzały, zabijając dwóch najbliżej stojących goryli. Zaczęła biec w stronę towarzyszki. Nie zaszła jednak daleko, gdy jeden z ludzi jej wroga złapał ją za krwawiące ramię. Krzyknęła czując kłujący ból. Uzbrojony zadał jej szybki, aczkolwiek bardzo mocny cios w tył głowy, kolbą pistoletu. Mavra upadła na ziemię tracąc przytomność.

- Wyrzućcie ją na śmietnik, już wystarczająco bałaganu narobiła - kruczowłosy wydał polecenie. Różowowłosy na ułamek sekundy zmarszczył brwi, słysząc słowa brata. Szybko jednak się poprawił i wrócił do swojej obojętności. Nie czekając na kolejne polecenia, podszedł do dziewczyny wciąż klęczącej przy nogach Zerefa i złapał ją za nadgarstki, brutalnie unosząc w górę. Aradia z całej siły zaczęła się wyrywać. Natsu musiał przyznać, że miała w sobie sporo siły jak na tak drobną osobę. Chcąc oszczędzić sobie kłopotów, objął ją w pasie i przerzucił przez ramię. 

- Puszczaj mnie, bo ci urwę jajca! - krzyczała, lecz jej oprawca zdawał się nie słyszeć jej narzekań. Bez większych problemów opuścił budynek przez tylne drzwi.

   Na zewnątrz panowała ulewa, a temperatura była niska. Uliczka była opustoszała. Na jej końcu dało się dostrzec czekającego vana, należącego do wroga.  Niedługo po różowowłosym, przez tylne drzwi wyszła cała reszta. Jeden trzymał Mavrę za nogę, ciągnąc ją po ziemi za sobą. Rzucił ją kawałek dalej, obok kontenera z odpadami. Jej ciało było nieruchome. Aradia krzyczała jej imię, mając nadzieję, że jej przyjaciółka się obudzi i coś zrobi, lecz jej oczy pozostały zamknięte. Nie była pewna czy widzi, unoszącą się klatkę piersiową czy nie. Mogłą mieć tylko nadzieję, że nie jest martwa. Chwilę później, ktoś przyłożył jej do twarzy podejrzanie śmierdzącą szmatkę, a kobieta po kilku dłuższych chwilach zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością. 

***

 - Kod czerwony, oni wiedzą! - ekipa czatująca usłyszała w słuchawkach. Razem od razu ruszyli do ataku. Zebrali broń i skierowali się do wejścia. 

  Laxus był zły, naprawdę zły. Po raz kolejny wszystko poszło nie po jego myśli. Oznaczało to, że jego informator zdradził. Całą frustrację wyładowywał na pionkach Zerefa, których napotkał w klubie. Po kolei zabijał każdego kto wszedł mu w drogę. Gdy nareszcie udało mu się dotrzeć na zaplecze, pomieszczenie było puste, a w wielu miejscach można było dostrzec krew oraz łuski pocisków. Wkurwiony do granic możliwości złapał za klamkę drzwi prowadzących na zewnątrz. Ku jego niezadowoleniu, drzwi zostały zablokowane od zewnątrz. Nie tracąc czasu wycofał się do sali głównej. Zastał tam swoich ludzi wziąć stojących oraz leżące, martwe truchła wrogów. Gestem dłoni kazał podążać za sobą. 

  Wyszli na zewnątrz i wsiedli do samochodów. Objechali budynek na około i wjechali do bocznej uliczki. Pasażerowie volvo wysiedli, dostrzegając leżące z boku, ciało kobiety. 

- Mavra!! - Zawołał Gray podbiegając do ukochanej. Przykucnął obok niej i wzrokiem na szybko ocenił jej stan. Nie wyglądało to dobrze. Złapał ją za ramiona i i uniósł w górę, wciąż powtarzając jej imię, mając nadzieję na uzyskanie odpowiedzi. Jej ciało pozostało jednak bezwładne. Nie tracąc czasu podniósł ją w stylu panny młodej i zaczął iść w stronę samochodu. - Jadę z nią do siedziby, przeszukajcie resztę terenu. -  powiedział do Elfmana, wsadzając dziewczynę do samochodu. Białowłosy pokiwał głową w zrozumieniu, po czym się rozdzielili. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #coś