~6~
Gdy się obudziłam byłam podpięta do jakiejś dziwnej maszyny, a moje ciało było skrępowane. Spróbowałam się rozeznać w sytuacji. Pomieszczenie w którym się znajdowałam było ciemne. Ściany zrobione były z betonu oraz nie było żadnych okien. Drzwi były żelazne. Gdyby udało mi się do nich dostać mogłabym je stopić.
Spróbowałam się poruszyć. Bezskutecznie, pasy krępują mój każdy możliwy ruch. Jednak coś jest nie tak. Ta maszyna... Znam ją. Zawsze była do mnie podpięta aby kontrolować moje parametry życiowe po zabiegu... A to znaczy, że już zdążyli go przeprowadzić!
Kurwa, to mi przysporzy jeszcze więcej problemów... Poza tym, jak długo byłam nieprzytomna?!
Moja rana na udzie zdążyła już całkowicie zasklepić... To oznacza, że jestem tu co najmniej 2 tygodnie. Muszę jak najszybciej opuścić tą dziurę. Spróbowałam użyć moich płomieni aby przepalić pasy, jednak jedyne co poczułam to niewyobrażalny ból w okolicach szyjnych. Zabrakło mi oddechu. Zaczęłam się dusić. W momencie, w którym już miałam stracić przytomność, mogłam znów zaczerpnąć oddech.
Moje płuca łapczywie nabrały tlenu, dławiąc się nim przez niemałą chwilę. Gdy udało mi się opanować na powrót oddech zaczęłam ruszać głową. Faktycznie, poczułam że coś jest do niej podpięte.
Zaczęłam się szarpać. Nie mogę tu zostać, nie mogę tu zostać, nie mogę tu zostać!!!
Nagle drzwi do pomieszczenia się otworzyły. Do środka wszedł niski, otyły mężczyzna z bujnym wąsem oraz dużymi, zielonymi okularami. Ubrany był w fartuch doktora.
- Odradzam gwałtowne ruchy. Nic tym sobie nie pomożesz, a pogorszysz tylko swój stan. - powiedział spoglądając na ekrany maszyny i zapisując coś w swoim notesie - Ustanowiłaś nowy rekord, tym razem wybudziłaś się po 19 dniach 3 godzinach i 43 minutach. -
- Co tym razem? -
- Nie co, a ile, tym razem udało nam się wprowadzić 2 naraz. Twoje ciało bardzo się wzmocniło w przeciągu tych 3 lat, wiesz? - objaśnił, a ja byłam w nie małym szoku. 2 naraz?!
- Do tego tak szybkie wybudzenie się. Ostatnio zajęło ci to prawie rok, a teraz wystarczyło pół miesiąca. Do prawdy niesamowite -
- Co. Mi. Wszczepiliście! - ponowiłam pytanie.
- To już sama będziesz musiała odkryć. Nie mogę się doczekać aż się przejawią. Ponoć nawet sam mistrz miał problem aby dobrze zapanować nad jedną z nich. Także, życzę miłej zabawy, hahaha. - Dokończył notatkę i opuścił pomieszczenie, zamykając drzwi na 4 spusty.
Nie dobrze. Bardzo, bardzo niedobrze. Do tej pory mam problemy z kontrolą, a teraz będę musiała się jej uczyć od nowa. Musze jak najszybciej opuścić te zapomniane miejsce. Spróbowałam ponownie wyszarpać się z więzów. Emocje we mnie buzowały. Złość, strach, smutek, zdezorientowanie, obawa. Wszytko się skumulowało.
I wtedy to poczułam. Z początku niewinne pulsowanie na całym ciele, jednak szybko przerodziło się w coś gorszego. Moje ciało zaczęło drżeć pod wpływem potęgi nowej mocy, poczułam niewyobrażalny ból, a ściany wokoło zaczęły się kruszyć. "Dobra" passa nie potrwała jednak długo. Maszyna podpięta do mojej szyi znów dała o sobie znać, a ja ponownie straciłam na parę chwil oddech.
Ale to działa. Jeszcze parę razy a ściany się zawalą, a razem z nimi wszytko, co mnie krępuje. Tak więc, po ustabilizowaniu oddechu skupiłam się na przyzwaniu tej mocy ponownie, Bezskutecznie, nie umiałam jej ponownie w sobie obudzić. Well logiczne,skoro nie wiem nawet co to kurwa jest.
Za pomocą telekinezy chciałam usunąć urządzenie, ale jak można się domyślić, na próżno. Ten ból staje się uciążliwy. Jak mnie to zaczyna wkurwiać. Ten pieprzony doktorek i jego maszyneria. To okropne miejsce. Ich jebany mistrz i w ogóle cała ta zjebana Liga, nie potrafiąca wykonać żadnego zadania porządnie. Jebać ich wszystkich.
Jedyne co pamiętam z tego momentu to wybuch. Potężny, głośny, roztrzaskujący wszystko na swojej drodze wybuch.
Gdy się obudziłam, nie byłam już skrępowana. Jednak nie mogłam się podnieść. Moje ciało zostało przygwożdżone przez spory kawałek betonu. Spojrzałam na miejsce, w którym jeszcze nie dawno się znajdowałam. Urządzenie wyglądało jakby trafił w nie piorun.
Uniosłam i odrzuciłam kawałek betonu tylko po to aby ujrzeć metalowy pręt wystający z mojego brzucha. Świetnie, jeszcze tego mi brakowało. Na domiar złego rana na udzie się otworzyła. Super.
Powoli się podniosłam i spojrzałam jak źle jest. Pręt nie przebił mnie na wylot. To dobrze. Jednak rana jest na tyle głęboka, aby miała problem przy zasklepieniu się podczas stałego ruchu. Wzrokiem poszukałam czegoś, czym mogłabym zatamować krwawienie, po wyciągnięciu pręta. Niczego takiego jednak nie dojrzałam. Nie mając jednak innego wyboru, wyciągnęłam żelastwo i przycisnęłam mocno dłoń do rany. Powoli wstałam i chwiejnym krokiem opuściłam pomieszczenie. Całe moje ciało drżało z wysiłku. Za sobą zostawiałam krwawe ślady.
Nie mogę się zatrzymać. Muszę się wydostać.
Znalazłam schody prowadzące w górę, więc się po nich wspięłam. Udało mi się dotrzeć na najwyższe piętro. Teraz pozostało tylko przedrzeć się na zewnątrz niezauważonym. Zaczęłam iść pewnie przed siebie. Póki co idzie dobrze, jeszcze nikogo nie spotkałam. Może chociaż w tym jednym będę miała szczęście.
Cudem tak pozostało, udało mi się wyjść na zewnątrz bez dodatkowych przeszkód. Jedyne co muszę teraz zrobić to w jakiś sposób dotrzeć do mojego mieszkania. Co będzie dość trudne, zważając na fakt, że nie wiem, w której części miasta się znajduję. Ruszyłam więc w taktyczne lewo. Trzymając się za ranę na brzuchu i kulejąc dojście gdziekolwiek zajmie mi sporo czasu.
Do szkoły już wrócić nie mogę, wszyscy mają mnie za zdrajcę. I tyle z mojej "edukacji". Jak tylko się podleczę to zabieram oszczędności i wyjeżdżam z tego zasranego kraju.
Jakimś sposobem doczłapałam się do głównej ulicy. Już wiedziałam gdzie się znajduję, więc mogłam dotrzeć do domu, szkoda tylko, że znajduje się on dość daleko. Szłam przed siebie podpierając się o ścianę, zostawiając na niej krwawe smugi. Przechodnie patrzeli się na mnie z przerażeniem, jednak jak można było się spodziewać, nic nie zrobili.
Robi mi się coraz słabiej. Utrata krwi daje o sobie znać.Do tego zawroty głowy od użycia nowej, nieznanej mi mocy. Nie wiem czy będę w stanie dotrzeć do celu... Nie! Na pewno tam dotrę. Tak łatwo nie umrę.
***
Udało się. Dotarłam do budynku. Zakrwawioną dłonią powoli wpisałam kod do klatki. Przez rozmazany obraz 2 razy się pomyliłam. Za trzecim razem nareszcie się udało. Pozostało tylko się wspiąć na odpowiednie piętro. Powoli, stopień za stopniem. Już byłam na końcówce drogi. Dostrzegłam drzwi prowadzące do mojego mieszkania, ale znajdowała się na nich taśma policyjna?
Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować z mojego mieszkania wyszedł Aizawa i przeszedł pod taśmami wdychając ciężko, tak jakby był czymś zawiedziony. Gdy mnie zauważył na jego twarzy pojawił się szok. Patrzeliśmy tak sobie w oczy przez chwilę, oboje nie wiedzieliśmy jak w danej sytuacji zareagować.
Szybko się jednak zrehabilitowałam i rzuciłam do ucieczki, zapomniałam jednak o ranie i potknęłam się. Zanim jednak zdążyłam upaść, bohater złapał mnie za pomocą swojego szalika, przy okazji całkowicie krępując moje ruchy.
- Puść mnie.. - powiedziałam słabo - Puść mnie, wyjadę i więcej mnie na oczy nie zobaczysz, przysięgam - dokończyłam, starając wyrwać się z więzów.
- To nie takie proste. Po pierwsze musisz iść do szpitala, a po drugie muszę cie zabrać na przesłuchanie - odpowiedział
- Nie... - zaczęłam, ale nie miałam już na nic siły.
Zaczął coś mówić, ale nie udało mi się dosłyszeć co. Obraz przed moimi oczami stał się czarny, a ja nie byłam w stanie dłużej utrzymać świadomości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro