Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~14~

  Obudziłam się w nocy zalana potem. Pierwszym co zrobiłam było wyjrzenie za pobliskie okno. Wciąż ciemno, co oznacza, że godzina jest jeszcze wczesna. Spróbowałam więc wrócić do spania, lecz niestety bezskutecznie. Z tegoż powodu postanowiłam wstać i się czegoś napić. Trzymając w ręce szklankę wody rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Wszyscy mocno spali, na ich twarzach widać było spokój i odprężenie. Uśmiechnęłam się w duchu, ciesząc się, że każdy jest już bezpieczny. Mój humor szybko się jednak pogorszył, gdy przypomniałam sobie o pendriveie zabranym z laboratorium. Nie mając nic ciekawszego do roboty, wyjęłam z torby laptopa i przysiadłam do starego, drewnianego stołu. Krzesło zaskrzypiało gdy na nim usiadłam, na co przeklnęłam pod nosem. Spojrzałam na towarzyszy, ale żadne z nich się nie obudziło, na szczęście. 
   Podłączyłam pendrive, na co na monitorze wyświetliło mi się mnóstwo plików. Otworzyłam pierwszy. Były w nim ogólne informacje o Ashley, wszystkie znałam. Zdziwiło mnie, jak dużo udało im się dowiedzieć. Ta szajka ma jakieś chore dojścia informacyjne. Nie znajdując nic co mogłoby wzbudzić moją ciekawość, zamknęłam dokument i przeszłam do następnego. Był to raport z pierwszego dnia, po tym jak ją złapali. Przeprowadzili tylko zwykłe badania, aby zobaczyć w jakiej jest kondycji. Chyba byli zadowoleni z wyników, zważając na to, że już na następny dzień podali jej to cholerstwo. Opierała się, przeglądałam raport za raportem, w żadnym nie było nic o pełnej przemianie. Wychodziły tylko uszy oraz łapy się formowały, poza tym tylko cały czas się rzucała i zniszczyła parę cel. Uśmiechnęłam się pod nosem. 
  Z tego co czytam wynika, że co parę dni wymieniali lek, który stosowali, ulepszali go. To znaczy, że chcieli osiągnąć coś konkretnego. Otworzyłam ostatni z plików. Nie było w nim raportu. To było zlecenie projektu. Ktoś zlecił laboratorium stworzenie narkotyku 10-krotnie wzmacniającego zdolności bez naruszenia świadomości osoby oraz skutków ubocznych. Cóż, wcale im się nie udało. Narkotyk wywołał tylko szał, który był jedynym powodem przemiany Ashley. Samą umiejętność już posiadała. Cały czas tylko sprawiali, że wkurzała się jeszcze bardziej. Spojrzałam na podpis pod zleceniem. 

Chisaki Kai. 

  Znam to nazwisko. To on odstawił tą szopkę z czyszczeniem baru. Co znaczy, że więcej się o nim dowiem od Natsumiko. Nie trudziłam się nawet googlować tego imienia, wiedziałam, że nic nie znajdę. Takie szychy trzymają się nisko.
   Nagle monitor zgasł, a do moich nozdrzy doszedł zapach spalenizny. Spojrzałam w dół i dostrzegłam stopioną klawiaturę. Super. Nawet się nie zorientowałam w którym momencie zaczęłam używać zdolności. Zanim zdążyłam wstać, dostrzegłam również czerwoną kropkę na wierzchu mojej dłoni. Następnie drugą. Przetarłam nos i moim oczom ukazała się krew. Nie byłam zbyt zdziwiona ty widokiem, bardziej zirytowana. Podniosłam się z krzesła i udałam do łazienki, w celu uzyskania chusteczek. 
   Stojąc tak nad kiblem i wrzucając do niego coraz to kolejne chusteczki poczułam charakterystyczne bulgotanie w brzuchu. W tym samym momencie do moich ust doszedł kwaśny smak i zanim zdążyłam się nad tym zastanowić zwymiotowałam do toalety. Cóż, tyle dobrze, że tu sterczałam. Zawartość mojego żołądka była wymieszana z krwią. Skrzywiłam się na ten widok, po czym ponownie się zbełtałam. Po zakończonej "sesji" spuściłam wodę i podniosłam się z podłogi.
   Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Byłam blada, a pod moimi oczami dało się dostrzec charakterystyczne wory. Typowe objawy po przeciążeniu. Nic nowego. Co jednak mnie zaniepokoiło to czarne linie na moim ramieniu. Zdjęłam bluzkę i odwróciłam się tyłem do szkła. Na moim lewym ramieniu znajdowało się dziwne znamię w kształcie trójkąta z wklęsłymi krawędziami. Z każdego końca wychodziły linie na kształt pęknięć, rozchodzące się w każdą stronę. Przetarłam ślad ręką ale nic to nie dało. Spróbowałam więc zmyć go wodą i mydłem. Również nic. Cała poddenerwowana, z powrotem założyłam bluzkę i opuściłam pomieszczenie. 
   Pierwszym co ujrzałam była kręcąca się na łóżku Ashley. Oddychała płytko, a zarówno szybko, tak jakby chciała nabrać powietrza, lecz nie mogła. Jej czoło było pokryte potem, a ciało całe się trzęsło. Cała moja uwaga momentalnie skupiła się na dziewczynie.  Względnie ją zbadałam. Nie ma gorączki, ale definitywnie jest odwodniona. Jedyne co mi przyszło do głowy, to że to skutki narkotyku. Podeszłam więc do torby z zaopatrzeniem medycznym i wyciągnęłam kroplówkę. Podeszłam z powrotem do łóżka i podwinęłam rękaw jej bluzy. 
- Wybacz - powiedziałam, wkłuwając igłę i zabezpieczając ją. Ashley z całego serca nienawidzi igieł. Potrafi zabić na widok strzykawki, ale nie mogłam się tym teraz zadręczać.
   Wenflon gotowy. Podpięłam do niego kroplówkę, którą zawiesiłam na lampie nad łóżkiem. Gdy to było już za mną podniosłam strzykawkę i małą buteleczkę, której zawartością były witaminy mające na celu szybsze pozbycie się toksyn z organizmu. Nabrałam płynu i wprowadziłam do kroplówki przez odpowiedni otwór. Sama również zażyłam parę tabletek wzmacniających. 

    Widząc, że za oknem zaczyna świtać poszłam po jakieś śniadanie. Gdy wróciłam, Bakugou był już na nogach. Przebierał koszulę, a ja stałam przez chwilę w progu podziwiając jego idealnie wyrzeźbione mięśnie. 
- Jeśli chcesz, to mogę chodzić bez koszulki. - uśmiechnął się wrednie dostrzegając moją obecność, a ja speszyłam się na jego komentarz. 
- Nie gadaj, tylko się ubieraj. - powiedziałam odkładając cztery talerze na stół. Na meblu dostrzegłam zepsutego laptopa. Kompletnie o nim zapomniałam. Odkleiłam go od drewna, na którym można było zobaczyć ślady przypalenia. Udałam, że ich nie ma i wyrzuciłam sprzęt do kosza, uprzednio wyjmując pendrive. 
- Co zrobiłaś? - wskazał głową na urządzenie. 
- Przez przypadek przypaliłam. - odpowiedziałam beznamiętnie. Parsknął na to pod nosem, ale nie odezwał się więcej i usiadł przy stole oraz zaczął jeść. 
  Ja natomiast podeszłam do kanapy, na której spał Todoroki i delikatnie go szturchnęłam. Leniwie otworzył oczy i na mnie spojrzał, Powiadomiłam go, że śniadanie gotowe, na co przytaknął i się podniósł. Następnie sprawdziłam stan Ashley, który przez te paręnaście minut zdecydowanie się poprawił. Zdolności regeneracyjne tej kobiety nigdy nie przestaną mnie zadziwiać, na prawdę. Delikatnie ja szturchnęłam, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko niezadowolony pomruk. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wstawaj. - powiedziałam, wiedząc że mnie słyszy.
- Spierdalaj. - odpowiedziała ochrypłym głosem. 
- Okej, w takim razie zjem twoją porcję. - na te słowa gwałtownie otworzyła oczy i podniosła się do pozycji siedzącej.
- Tylko spróbuj a porachuję ci kości. - spojrzała na mnie tym swoim morderczym wzrokiem na co lekko się zaśmiałam. Już przymierzała się do opuszczenia łóżka, ale powstrzymałam ją gestem dłoni.
- Ty masz leżeć, przyniosę ci. - odeszłam w przeciwnym kierunku.
-Pff, dobrze mamo. - powiedziała sarkastycznie, ale została w łóżku. W końcu kto odmawia śniadaniu do łóżka. Kiedy zauważyła podpiętą kroplówkę wystrzeliła w moim kierunku pioruny swoim wzrokiem. 
- Byłaś odwodniona, a w dodatku miałaś objawy typowe przy odstawieniu, nie miałam wyboru. - powiedziałam podając jej owsiankę z owocami. Spojrzała na nią niepewnie. - Tak, jest zrobiona z mleka roślinnego. - westchnęłam ciężko. Chłopcy tylko nam się przyglądali, zajadając swoją jajecznicę z bekonem.
- To jest jadalne? - zapytała.
- Yyy, tak? - zapytałam zbita z tropu.
- Jeśli ty ją robiłaś, to mam wątpliwości. Nie chcę się zatruć. - usłyszałam jak Bakugou zakrztusza się swoim napojem, więc spojrzałam na niego wściekła. Ten tylko odwrócił głowę wciąż podśmiechując. Todoroki też wydawał się rozbawiony sytuacją.
- Po pierwsze - Wredne! Po drugie - Na dole jest bufet, z tam tond wzięłam żarcie. - powiedziałam drapiąc się po głowie. No nie zamierzałam, z moimi umiejętnościami, ryzykować przy kuchence hotelowej. Zadowolona z odpowiedzi, Ashley, zaczęła zajadać się z uśmiechem. Po chwili stania, dosiadłam się do towarzystwa stolikowego i zaczęłam pałaszować moje tosty francuskie.

    Siedzieliśmy w hotelu jakoś do południa, głównie czekając aż Ashley skończy się kroplówka. Był to dla nas cenny czas na totalny relaks. Pogadaliśmy trochę, Bakugou w końcu miał przyjemność na porządnie poznać moją bestie. Chyba nie za bardzo się polubili. Co chwilę na siebie warczeli. Dla rozluźnienia atmosfery zaproponowałam grę w karty, talią znalezioną przeze mnie w szufladzie. Zagraliśmy więc w makao. Todoroki wygrał na samym starcie robiąc potężne kombo, a kończąc na karcie plus 2. Następny w kolejce był Bakugou, który uśmiechnął się zwycięsko i położył na stole kolejne plus 2 kierowane do Ashley. Ta odbiła pałeczkę kartą plus 5 w tył, na blondyna. Wściekły oraz pokonany blondyn, zaczął dobierać 9 kart. Nie wychodząc z cienia i pozwalając im zająć się sobą udało mi się zając drugie miejsce. Przybiłam piątkę z Shoto i obserwowaliśmy dalej poczynania dwójki. Na pewno było to zabawne. Co chwila rzucali sobie po kartach plusowych bijąc się wzrokowo, a napięcie rosło. 

- Makao. - powiedział w końcu blondyn, a brązowowłosa uśmiechnęła się przebiegle.
- Stoisz, stoisz, plus 2, plus 2, plus 3, makao, plus 3 i po makale, WOOOO!!!! - wystrzeliła rękami w górę w akcie zwycięstwa, a chłopak patrzył tępo w karty. 
- Już nie żyjesz, Killar. - spojrzał wściekły w stronę dziewczyny.
- Spadaj na drzewo, wygrałam i nic nie możesz z tym zrobić. - pokazała mu środkowy palec co dodatkowo rozjuszyło blondyna. 
- Okej, czas na nas. - wtrąciłam zanim zdążył odpowiedzieć, zauważając pusty, plastikowy worek. 
- Wyjmij ze mnie to cholerstwo!!! - zamachała ręką w powietrzu, chcąc pozbyć się dyskomfortu.
- Widać progres, nie wyrywasz go sobie sama. - powiedziałam dumnie, podchodząc do niej.
- Nie wkurwiaj mnie. Chciałam to zrobić od samego początku, ale potem zawsze mi wyskakuje bolesny siniak. - zaśmiałam się pod nosem i delikatnie zaczęłam wyjmować z jej ciała metalowy sprzęt. Ucisnęłam miejsce gazą i i zakleiłam plastrem. 
- Gotowe. - spojrzała na swoją rękę dokładnie ją skanując. 
- Jeszcze jeden taki numer a nie żyjesz. - powiedziała poważnie.
- Tak, tak. - machnęłam lekceważąco ręką w jej kierunku na co się naburmuszyła.

    Chwilę później zaczęliśmy się zbierać. Popakowaliśmy torby i zabraliśmy się do dalszej podróży. Zanim jednak wsiedliśmy do auta stanęłam przed Bakugou i wyciągnęłam do niego rękę w geście oczekującym.
- Nie ma mowy. - powiedział tylko i spróbował mnie wyminąć. 
- HAHAHA, oj kolego ale se teraz nadupcyłeś. - zaśmiała się głośno Ashley wsiadając o dziwo na tylne siedzenie. Blondyn rzucił jej pojedyncze spojrzenie, nie rozumiejąc o co dziewczynie chodziło. Wkrótce jednak się przekonał. Złapałam go za nadgarstek i wykręciłam. Chłopak zawył z bólu, a ja szybko sięgnęłam do jego kieszeni, pusto. Sprawdziłam drugą, również pusto.
- Gdzie one są?! - zapytałam, SPOKOJNIE. Nie uzyskując odpowiedzi, sprawdziłam szybko kieszenie kurtki. Bingo. Zadowolona, puściłam blondyna, który miał na twarzy wypisany ból i zaskoczenie.
- Powtórzę się. Tą dziecinkę prowadzę tylko i wyłącznie, ja. - powiedziałam podrzucając kluczyki. 
- Traktuje ten samochód lepiej ode mnie, odpuść. - Ashley wychylała się przez okno, patrząc rozbawiona na sytuację. 
   Więcej Katsuki mojego autorytetu nie podważył i posłusznie usiadł, na tym razem wolne, miejsce pasażera. Szczęśliwa wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Wrzuciłam bieg i wyjechałam na ulicę. Tym razem, będąc już spokojna, prowadziłam normalnie, dzięki czemu blondyn trochę się zrelaksował. Ale tylko trochę. 

- To wyjaśnisz mi w końcu co zrobiłaś z włosami? - zagadała po jakimś czasie Ashley - Drażni mnie zapach tej farby. - dodała zniesmaczona.
- Można powiedzieć, że nie tylko ty przeżyłaś coś ekstremalnego, w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. - odpowiedziałam patrząc na nią w lusterku.
- Oczy na drogę! - od razu skorygował mnie pasażer, a ja się zaśmiałam. Nie prowadzę aż tak źle. 
- A tak na serio to nie mam pojęcia co się wydarzyło. Jeden z efektów ubocznych jakiegoś leku odurzającego. - powiedziałam po chwili. Oczy Ashley momentalnie się rozszerzyły w zaskoczeniu.
- Znowu On?! - zapytała, na co pokręciłam głową.
- Nie, później ci opowiem. - dałam jej do zrozumienia, że wolę to przegadać prywatnie. Bakugou spojrzał na mnie ze znakiem zapytania wymalowanym na twarzy, ale spławiłam go machnięciem ręki. Nie drążył. 

   Reszta drogi minęła nam w ciszy. Ale nie była jakaś niezręczna. Była miła, relaksująca. Gdy wjeżdżaliśmy do miasta zerknęłam w lusterku na Ashley. Zasnęła na ramieniu Todorokiego, który również smacznie spał oparty głową o jej odpowiednik. Widząc to momentalnie, ale wciąż delikatnie zatrzymałam się.
- Co robisz? Do lotniska jeszcze kawałek. - wtrącił Bakugou.
- Ćśśśśś. - uciszyłam go i wyciągnęłam ze schowka aparat i szybko cyknęłam im chyba z dwieście fotek. Następnie zadowolona ruszyłam do ponownej drogi.
-Naprawdę? - blondyn spojrzał na mnie z politowaniem, na co tylko wzruszyłam ramionami.
- Zbyt słodko wyglądają, aby tego nie uwiecznić. - odpowiedziałam tylko i skupiłam się na dalszej drodze.

   Niedługo później wjechaliśmy na lotnisko. Zjechałam do miejsca, gdzie miał na nas czekać Julio. Jego samolot wciąż tam stał. Zatrąbiłam kierownicą dwukrotnie, aby dać mu znać, że już jesteśmy. Tym gestem przy okazji obudziłam gołąbków na tyle. 

- Jesteśmy na miejscu. - powiedziałam i zgasiłam silnik. Wspólnie opuściliśmy maszynę i skierowaliśmy się w stronę chłopaka opuszczającego samolot. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech z domieszką czegoś tajemniczego. Gdy tyko postawił stopy na solidnym gruncie rzucił się biegiem w naszym kierunku. Ashley wystąpiła mu na przeciw i oboje zamknęli się w ciasnym uścisku. 
- Nigdy więcej nas tak nie strasz. - powiedział czarnowłosy po chwili.
- Niczego nie obiecuję. - odpowiedziała dziewczyna uśmiechając się.
- A ja to już miśka nie dostanę? - zapytałam aktorsko oburzona. Julio zaśmiał się głośno i oderwał od brązowowłosej, następnie podszedł do mnie i mocno mnie ścisnął. 
-FObra, nie takiego miśka miałam na myśli... - powiedziałam ledwo zaczerpując powietrza. Jak na taką chudzinę, to chłopak miał parę. Postawił mnie na ziemię i spojrzał mi w oczy.
- Dobrze się spisałaś. - Wyszczerzyłam zęby na ten komplement.
- Tak właściwie to mam dla was niespodziankę... - zaczął szatyn, a my skupiłyśmy na nim swoją uwagę - Ryu dzwoniła. Zaprasza was wszystkich na obiad. - 
- Pierdolisz. - odpowiedziałam niedowierzając. Mina Ashley wyrażała, że również jest zaskoczona.
- Nie, dzisiaj dzwoniła. Wróciła ze swojej podróży, a przy okazji słyszała o sytuacji Ashley. Uważa, że cytuję  "tyle się nie widziałyśmy, a na pewno po takich przeżyciach przyda im się porządna wyżerka" - oczy nam się zaświeciły i zaczęłyśmy skakać szczęśliwie i podekscytowane. 
   Nie często miałyśmy okazje jeść, jedzenie przygotowane przez towarzyszkę Julio. A było ono niebiańskie. 
- Kim jest ta cała Ryu? - wtrącił się dwukolorowy podchodząc do nas. 
- Moja dziewczyna. - odparł dumnie Julio, na co Todoroki wyraźnie się rozluźnił - Była na wyjeździe w interesach, ale w końcu wróciła. - w głosie chłopaka dało się usłyszeć tęsknotę i szczęście spowodowane powrotem kobiety. 
- Bez zbędnego przedłużania. Pakować się na statek, chcę jak najszybciej dotrzeć na miejsce. - oświadczył dosłownie wbiegając na pokład. Jest osobą poważną i zorganizowaną, ale jeśli chodzi o jego kochankę to zachowuje się jak dziecko. Bawi mnie to. 

   Nie kontynuowaliśmy konwersacji i zapakowaliśmy się do samolotu. Zaraz potem wystartowaliśmy i ruszyliśmy na wschodni kontynent. 
- A właśnie! - przypomniałam sobie nagle, a towarzystwo zwróciło na mnie swoją uwagę - Julio, ty draniu! Położyłeś świeży lakier na moim Jeppie. Co żeś zrobił?! - Chłopak na te słowa wyraźnie zbladł. 
- Podczas jednej z misji wjechałem do rowu... - podrapał się jedną ręką po  głowie, w geście zakłopotania, a na moją twarz wpłynęła czysta wściekłość. 
- UUUuuu, miło było cię poznać... - zakpiła Ashley.
- Ale wszystko naprawiłem!! Nawet odnowiłem szkody, które miał zanim mi go powierzyłaś!! - spojrzałam na niego poważnie.
- To, że jeszcze nie leżysz na ziemi martwy, zawdzięczasz tylko i wyłącznie temu, że jesteś naszym pilotem. - odpowiedziałam poważnie, a chłopak przełknął głośno ślinę.
   Resztę drogi siedziałam cicho udając obrażoną. Katsuki zasnął na swoim siedzeniu, a Todorki gawędził o czymś z Ashley. Moje myśli jednak zaprzątało dziwne znamię na ramieniu. Niemiałam pojęcia skąd mogło się wziąć. Do tego ten cały Chisaki. Gość mi porządnie śmierdzi. Mam nadzieję, że Natsumiko będzie miała o nim coś konkretnego.

   Po parogodzinnym locie, nareszcie wylądowaliśmy. Lecz zanim opuściliśmy samolot uświadomiłam sobie jedną, taką dość ważną rzecz. Nie mam gdzie mieszkać... W dodatku nie mogę się nigdzie pokazać publicznie. Od razu mnie wyczają. No pięknie. Westchnęłam ciężko i otworzyłam jeden ze schowków na pokładzie. Wyjęłam z niego czarną perukę, jakąś czapkę z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne, następnie zamknęłam się w łazience. 
    Gdy wyszłam moje włosy były krótkie do ramion z grzywką, a oczy ukryte za ciemnymi szkłami. Ashley spojrzała na mnie z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.
- Nie zamierzam ryzykować, że ktoś mnie rozpozna. Będą chcieli mnie zamknąć. - nagłe zrozumienie przewinęło się jej przez twarz, a usta uformowały się do litery "o".
- A bo ty musiałaś zwiać. HAHAHAHHAHA - jak to ona, wybuchłą śmiechem uświadamiając sobie moją sytuację. - Mówiłam ci, że ta szkoła to będą same problemy. 
- Oj cicho siedź. - uśmiechnęłam się pod nosem, ale wiedziałam, że ma rację - Chodźmy już, padam z głodu. - zmieniłam temat, dziewczyna już się nie odezwała tylko szybko skierowała do wyjścia, uprzednio zabierając swoje torby.

   Na podjeździe dostrzegłam Mustanga, należącego do Bakugou. Chłopak podszedł do fury, wyraźnie zadowolony, że w końcu to on będzie prowadzić. Była nas idealnie piątka, więc w samochodzie zmieściliśmy się na styk. Julio poinstruował blondyna gdzie ma jechać. Pół godzimy później byliśmy już na miejscu. Zatrzymaliśmy się przed dość sporym domem na obrzeżach miasta. Ashley i ja sprintem puściłyśmy się do budynku, od razu po opuszczeniu samochodu i zaczęłyśmy się dobijać do drzwi. 
   Julio spojrzał na nas z politowaniem, ale nas nie powstrzymał, doskonale wiedział, że narażałby się na nasz gniew, a głodne nie jesteśmy za miłe. Drzwi otworzyła nam niewysoka kobieta, szczupła, o długich, falowanych, blond włosach, aktualnie upiętych w luźnego kucyka. Ubrana była w zwykłe dżinsy z dziurami, czerwoną koszulkę z krótkim rękawem, a na to nałożony miała biały fartuch.
- Tak coś czułam, że niedługo was tu zastanę. - powiedziała wycierając dłonie w ścierkę, którą następnie przełożyła sobie przez ramię. Obie rzuciłyśmy się na przytulasa co z gromkim śmiechem odwzajemniła. 
- Już prawie wszystko gotowe, siadajcie do stołu. Zaraz wszystko przyniosę. - powiedziała odklejając się od nas na co grzecznie pokiwałyśmy głowami i dosłownie wpłynęłyśmy do środka. 

  Następnie kobieta przywitała się ze swoim ukochanym. Szatyn zamknął ją w ciasnym uścisku i zaciągnął się jej zapachem.
- Tęskniłem. - powiedział.
- Ja też... - pocałowali się, wkładając w tę czynność tyle namiętności, że atmosfera od razu stała się gorętsza.
- EKhem... - kaszlnął fałszywie Bakugou, zwracając na siebie uwagę. 
- A tak. - kobieta szybko odsunęła się od Julio. - Jestem Ryu, miło poznać i zapraszam na obiad. Zasłużyliście sobie - uśmiechnęła się do nich ciepło. Chłopcy przedstawili się krótko i podążając śladami moimi oraz brązowowłosej, zabrali się do środka.
- Na pewno będziesz w stanie wykarmić nas wszystkich? Wiesz jakie potrafią być te dwa odkurzacze. - nawiązał do mnie oraz Ashley. Fakt, pożerałyśmy niesamowite ilości pożywienia.
- Wątpisz we mnie? - zapytała żartobliwie.
- Nigdy. - pocałował ja w policzek, po czym para również skierowała się do budynku. 

  Czekałam niecierpliwie przy stole czekając, aż Ryu się zjawi. Ashley i chłopcy zresztą podobnie. Oni z grzeczności, ale my po prosu wiedziałyśmy, że do kuchni mamy absolutny zakaz wstępu. Ostatnio wszystko spałaszowałyśmy same, tylko po zobaczeniu ilości żarcia. Było pyszne, ale Ryu była tak wściekła, że nie przygotowała dla nas żadnego posiłku przez prawie rok. Dzisiaj pierwszy raz od tamtego czasu zakosztujemy jej kuchni. To, że jesteśmy podekscytowane to za mało powiedziane. Na sam zapach dochodzący z kuchni ciekła nam ślinka. 
   Niedługo się doczekałyśmy i przez próg przeszła kobieta trzymając w dłoniach kwadratową miskę, z której wydobywała się para. Gdy postawiła ją a stole od razu dostrzegłam lasange i odkroiłam sobie kawałek. Ashley w spokoju czekała na inne potrawy. Wzięłam pierwszy kęs i od razu otworzyłam zaskoczona oczy. Zajrzałam do środka zapiekanki i nie dostrzegłam pożądanego przez siebie elementu.
- A gdzie mięso? - zapytałam głupio, patrząc się na podśmiechującą kobietę. Nie żeby było nie dobre, było pyszne, ale ja łaknęłam mielonki w tej potrawie.
- To lasanga wegetariańska, specjalnie dla Ashley. - brązowowłosa zaczęła się śmiać, a ja szybko podmieniłam nasze talerze, oddając jej kawałek, którym cała rozpromieniona zaczęła się zajadać, pokazując mi środkowy palec. 

  Towarzystwo zaśmiało się na tą sytuację, a Ryu wróciła do kuchni. 
- Dla ciebie przygotowałam coś specjalnego. - powiedziała wchodząc do pokoju trzymając wielki talerz, którego zawartość była przykryta ścierką. - Na pocieszenie po nieudanej edukacji oraz  podziękowanie za sprowadzenie naszej zguby do domu. - dodała odkrywając potrawę. Szczęka mi opadła gdy dostrzegłam co się znajdowało na talerzu.
   Moim oczom ukazał się największy burger jaki w życiu widziałam. Jego szerokość była długości mojego przedramienia. Podwójne mięso wołowe, ociekający po bokach sos i topiący się ser. Dało się również dostrzec świeżą sałatę lodową i parę innych warzyw. 
- Łoooł... - powiedziałam patrząc się w talerz jak zahipnotyzowana. Ryu tylko zaśmiała się widząc moją minę i postawiła przede mną to bóstwo. 
- Nie martwcie się, nie zapomniałam o was. - zwróciła się do mężczyzn. - Udało mi się trochę poszperać. Dla Bakugou mamy skrzydełka z kurczaka w ekstra ostrej panierce, a do tego ziemniaki zapiekane z ziołach, również na ostro. - blondyn patrzył się na kobietę ze świecącymi oczami gdy kładła przed nim potrawę. 
- Dla Todorokiego przygotowałam sobę na zimno z własnego przepisu. - chłopak spojrzał na nią zaskoczony, że zna ich ulubione dania, ale nie narzekał. - A dla ciebie mój drogi, mam mały stosik burrito. - zakończyła swoją wypowiedź i zaczęła zanosić na stół także potrawy wspolne.
- Na dodatek mamy, puree z ziemniaków, panierowane filety z kurczaka oraz panierowany camebert, Na dodatek sałata po grecku, zupa dyniowa oraz tarta ze szpinakiem. - zajęła miejsce koło Julio i uśmiechnęła się ciepło kończąc wypowiedź.

   Każdy, dosłownie każdy był pod wrażeniem. Tym razem przeszła samą siebie. Z Ashley spojrzałyśmy na siebie nawzajem, nie wiedząc czy aż tyle będziemy w stanie zjeść, ale szybko odrzuciłyśmy tą opcję i jak opętane zabrałyśmy się do jedzenia. Reszta zresztą też. Nikt się nie odzywał, każdy był zajęty swoim talerzem. Widać, że wszystkim smakowało. Nie minęło nawet 20 minut a wszystkie talerze były puste i wszyscy zaczęli dobierać z potraw wspólnych. Wtedy zaczęliśmy prowadzić luźną rozmowę. 
- Na jak długo planujesz zostać w kraju? - zagadała Ashley.
- Na jakiś miesiąc, przydadzą mi się wakacje. Potem wracam do pracy. - Ryu spojrzała na Julio który był szczęśliwy, że będą mogli wspólne spędzić ten czas.
- Gdzie tak właściwie pracujesz? - tym razem to Bakugou zadał pytanie.
- Zajmuję się odkrywaniem wykopalisk. Badam historię naszej planety. Ale nie przeszkadza mi wyjęta spod prawa, fucha Julio. Dogadaliśmy się - dodała przewidując następne pytanie. 
- Lepiej opowiadajcie co się działo w trakcie mojej nieobecności. - Ryu nałożyła sobie więcej puree. 

  Reszta obiadu przeminęła w przyjaznej atmosferze. Dużo żartowaliśmy i się śmialiśmy. Wieczorem jednak nastała pora aby się zbierać. Wraz z moimi rówieśnikami gorąco podziękowaliśmy za posiłek i zebraliśmy się do wyjścia. Bakugou odstawił Todorkiego pod dom, Ashley wystawił przy głównej ulicy, uparła się, że sama wróci i nie będzie nikomu zdradzać swojego miejsca zamieszkania. Szczerze to nawet ja nie wiem gdzie mieszka. Cholernie skryta z niej osoba. Ale nie ma co się dziwić. Organizacja to nie jej jedyna fucha.
   Gdy zostaliśmy sami zrobiło się niezręcznie. Zwłaszcza, że sama nie wiedziałam gdzie przenocuje. 

- Gdzie cię zawieźć? - zapytał, po dłuższej chwili bezcelowego jechania przed siebie, Bakugou. Zawahałam się. 
- Przez jakiś czas muszę się trzymać nisko. - zaczęłam - Zatrzymam się w hotelu. - podałam mu dzielnicę, do której chciałam aby mnie zawiózł. Nie kłócił się i posłusznie skręcił. 
- Jesteś pewna, że chcesz się tu zatrzymać? - blondyn spojrzał niepewnie na postarzały budynek, w dość nieciekawej dzielnicy. 
- Niedaleko mieszka moja stara znajoma. Zajrzę do niej jutro. - odpowiedziałam uśmiechając się pokrzepiająco.
- Wiesz, że możesz się zatrzymać u mnie, prawda? Wcisnę jakiś kit tej starej wiedźmie i po problemie. - zaproponował po raz kolejny.
- Nie chcę ci sprawiać kłopotów. Za duże ryzyko. - wyjęłam z bagażnika swoje rzeczy. - Zadzwonię do ciebie jutro i dam znać jak sytuacja, okey? - zaproponowałam, co chyba chłopaka rozbawiło.
- Nie masz telefonu... - a no tak. Zapomniałam o tym szczególe. 
- Zapisz mi swój numer, jutro se załatwię komórkę. - podałam mu, wyciągnięty z jednej z wielu kieszeni, długopis i podsunęłam rękę. Blondyn zaśmiał się pod nosem i zapisał cyfry. 
- Do usłyszenia jutro w takim razie. - wsiadł do samochodu i odjechał.
- Tak, do usłyszenia... - 

   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #coś