~11~
Reszta dnia minęła mi w miarę spokojnie. Nie obeszło się jednak bez krzywych spojrzeń ze strony moich rówieśników. Tak jak Aizawa obiecał, zaraz po zakończeniu lekcji zostałam do niego wezwana. Zaczekałam więc na niego przed pokojem nauczycielskim, a gdy łaskawie postanowił się w końcu pojawić, zaprowadził mnie do osobnego pomieszczenia, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał.
- Słucham więc. Co to było? Z prądem, w trakcie walki z Kaminarim. - zapytał prosto z mostu.
- Ty na prawdę myślisz, że ja to wiem? Odpowiedź brzmi nie. - nie odpowiedział, patrzył tylko na mnie intensywnie wyczekując zadowalającej go odpowiedzi.
- Wygląda na to, że jedna z nowych się uaktualniła. Z tego co udało mi się do tej pory ustalić to to, że mogę przewodzić prąd, kumulować go i wykorzystywać jako broń własną. Dlatego prawdopodobnie kuchenka wybuchła... - dodałam ciszej, a nauczyciel w momencie się rozbudził.
- Nie wytrzymam... - złapał się za nasadę nosa. - Dobra, organizacyjnie. Mam jeszcze papierkową robotę do wypełnienia. Masz 2 opcje. Albo zostajesz i na mnie czekasz, albo idziesz sobie sama jakoś zorganizować czas. Dzisiaj nie jesteś moim problemem. - wyjaśnił.
- Kto mnie ma? - zapytałam z ciekawości.
- Snipe. Tak jak się umawialiśmy, pozostanie niezauważalny. -
- Dobra, to idę się zabawić. - wstałam entuzjastycznie.
- Żadnych scen! -
- Dobra, dobra... -
Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do wyjścia. Przy szafkach zastałam Bakugou, grzebiącego w swojemu schowku. Zakradłam się więc po cichu i zaszłam go od tyłu.
- BU! -
- AGHAG! - wydał z siebie dziwny dźwięk, przypominający okrzyk przerażenia, podskakując wysoko. Zaraz po opanowaniu strachu odwrócił twarzą w moją stronę. - Zginiesz.
- Tak, tak... Już mi to mówiłeś, nie raz. Choć idziemy na miasto. - pociągnęłam go za dłoń.
- Księżniczka wybaczy, ale nie zamierzam ci nosić torebek z ciuchami. Wracam do domu. - wyrwał się z mojego uścisku.
- Kto wspominał coś o zakupach? Chciałam iść do salonu gier... Ale skoro nie masz czasu to pójdę sama. Na pewno znajdzie się jakiś przystojniak, z którym będę mogła zagrać w strzelanki. - chłopak się wzdrygnął. Mam go. Zaczęłam odchodzić, ale szybko zrównał ze mną kroku.
- Trzeba było tak od razu. Chodźmy bić rekordy! -
- I to ma się rozumieć. - ponownie złapałam go za rękę i szczęśliwa szłam przed siebie.
Będąc na miejscu, pierwsze na co poszliśmy były wyścigi samochodowe. Jednak w driftach to on mnie przebija. Nie miałam żadnych szans na dogonienie go, jest za dobry. Ale za to na motorach już ja byłam górą. Po tym wzięliśmy się za strzelanki. Na początku rywalizacja. Zabijanie robotów. Cool.
Jak na razie to wygrywam, strzelanie to jednak mój konik. Od zawsze byłam w tym dobra. Bakugou bez wątpienia pozostanie daleko w tyle. Jednak, w pewnym momencie poczułam jego usta na moim policzku. Były delikatne, miękkie. Cała zesztywniałam. Gdyby porównać moją twarz z pomidorem nie znalazłoby się różnicy. Spojrzałam się na niego spod ukosa, ale chłopak był całkowicie skupiony na grze. Nim się obejrzałam rozgrywka dobiegła końca, a ten cham zwyciężył.
- Zrobiłeś to specjalnie... - powiedziałam cicho, wciąż zakłopotana.
- Ha? Co tam mamroczesz? Zagłusza cie odgłos mojego niepodważalnego zwycięstwa. - co za debil.
- Oszukiwałeś! -
- To, że straciłaś koncentrację nie jest moją winą. Pogódź się z tym. - wyprostował się dumnie.
- Ach tak? W takim razie spróbuj mnie przebić w walce na TANIEC! - wyzwałam go.
- Więc przygotuj się na kolejną porażkę. - zaczął pewny siebie iść w stronę maszyny.
Szczerze to nie jestem jakoś wybitnie dobra w tańcu, ale zła też nie. Ciekawa jestem jak on wypadnie. Będąc przy maszynie, chłopak wrzucił żeton i wybrał pierwszą lepsza piosenkę. Zabawę czas zacząć.
Tylko jedna rzecz mi się nie podobała. Czemu on od razu musiał wybrać najtrudniejszy poziom?? Ledwo nadążam za tymi jebanymi strzałkami. Na domiar złego ta menda wygląda jakby miała świetną zabawę. Bez problemu i do tego z wybitną gracją poruszał się po planszy, a komputer na każdy jego ruch komentował pieprzone "Perfect". Czy on naprawdę musi być najlepszy dosłownie we wszystkim?
Po skończonej rundzie ukazały się wyniki. Ja miałam zaledwie 3 gwiazdki, za to jego wyjebało poza skalę. Gościu ustanowił na maszynie nowy rekord.
- Gdzie się tego nauczyłeś?! - zapytałam niedowierzając.
- To się ma we krwi!! HAHA!! Jestem niezwyciężony. Dobra, teraz idziemy coś zjeść. Od tego całego wysiłku zgłodniałem. - powiedział zbierając rzeczy.
- Żarcia nigdy nie odmówię. Let's go! A co idziemy żreć? -
- Tajemnica. -
- O nie nie nie, mój drogi. Ja zarządziłam to spotkanie więc ja wybieram. Idziemy roladę śląską z kluskami i modrą kapustą. - zarządziłam i wyciągnęłam telefon w celu znalezienia knajpy, w której to znajdę.
- Eeee, po pierwsze, nie wiem co to jest. Po drugie, nie. Po trzecie, już wybrałem. - zabrał z mojej dłoni telefon i schował do swojej torby, po czym złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w nieznanym mi kierunku.
- Wiesz, że ten telefon muszę mieć zawsze przy sobie, prawda? - powiedziałam nie protestując więcej, tylko obserwując jego torbę.
- No przecież tu jestem. Nie zostawię cię na środku ulicy jak jakiegoś nerda. - na te słowa się lekko zarumieniłam.
- Ale ja na prawdę mam ochotę na roladę... -
- To zjesz kiedy indziej. -
- AALE JA CHCE ROLADĘ!!!! - zaczęłam krzyczeć.
- Kurwa, nie drzyj się! - przyłożył mi rękę do ust aby mnie uciszyć - Kupie ci roladę, zgoda? Cokolwiek to jest... - pokiwałam energicznie głową i już bez protestów, pozwoliłam się prowadzić.
- Sobie też masz kupić, skoro nigdy nie jadłeś. -
- Tak, tak... Siedź ty w końcu cicho. - szczęśliwa, że dopięłam swego, posłuchałam i dalej szłam w ciszy.
Zatrzymaliśmy się przed dużym budynkiem, którego nie rozpoznałam. W środku panowała przyjazna, wiejska atmosfera. Coś jak knajpa w jakiejś wiosce. Fajnie tu.
- Mają tu roladę? - zapytałam.
- Nie wiem, nie będziemy jeść rolady. - CO?
- Dlaczego. Przecież powiedziałeś- -
- Powiedziałem, że kupię ci roladę, ale nie powiedziałem kiedy. I nie jest to dzisiaj. - skubaniec.
- A więc? Co takiego dobrego tu mają? - usiadłam przy wolnym stoliku, a chłopak poszedł w moje ślady.
- Na tym polega cała zabawa. To bar "Niespodzianka" idziesz tylko zgłosić czego na pewno nie jesz lub jakie masz preferencje i oni coś przygotowują. - o. To ciekawe.
- No dobra, przekonało mnie to. -
- Ekstra, to ja idę nas zgłosić, a ty tu zaczekaj. -
- Czekaj! Mój telefon! - zawołałam, ale już odszedł. Super.
Faktycznie na stole nigdzie nie mogłam się dopatrzyć menu. Z nudów zaczęłam bawić się serwetką, aż ktoś się do mnie nie przysiadł.
- Mam nadzieję, że powiedziałeś im, że nie trawię ryby. - powiedziałam, przekonana, że to mój towarzysz.
- Niestety nie, ale zapamiętam na przyszłość. - podniosłam wzrok słysząc obcy głos - Cześć. Jestem Mike. I jestem tak niezmiernie oszołomiony twoją urodą, że musiałem zagadać. Co tam, śliczna?- przerzucił swoje ramię przez moje, a ja szybko się odsunęłam.
- Oj kolego, nie jestem zainteresowana. Także możesz spadać. - powiedziałam podniesionym tonem.
- Babe, mnie się nie odmawia... - zakręcił sobie kosmyk moich włosów na swoim palcu.
Już byłam gotowa mu odpowiedzieć, ale uprzedził mnie mój wybawiciel, sponsor na żarcie i zbawca, Bakugou. Chwała ci. Złapał delikwenta za ramię i ścisnął, mocno. Jego aura była mordercza. Cały aż się trząsł ze złości.
- Masz 5 sekund aby spierdalać. Albo cię zabiję. - powiedział to tak poważnym tonem, że nawet mnie przeszły ciarki, ale nie ze strachu. Podrywacz szybko zabrał się z miejsca i uciekł w popłochu.
- Zostawiam cię na 3 minuty i już zbiegają się hieny... - westchnął siadając na przeciwko mnie.
- Cóż, nic nie poradzę na to, że jestem taka zajebista. - dłonią odrzuciłam włosy na plecy aby podkreślić moje słowa, a blondyn zaśmiał się gardłowo - Jaki jest czas oczekiwania? -
- Powiedzieli, że koło pół godziny. - to wcale nie aż tak długo.
W trakcie oczekiwania, prowadziliśmy swobodną rozmowę o głupotach. Nawet nie zauważyliśmy kiedy nasze jedzenie zostało nam dostarczone. Bakugou dostał coś na wzór ostrego curry, ale z większą ilością warzyw i mięsa niż standardowo. Jak skosztowałam to było znacznie ostrzejsze niż się wydaje. Myślałam, że mi wypali jamę ustną.
Ja za to otrzymałam Duży kotlet wieprzowy razem z puree z ziemniaków i sałatką. Była w osobnym talerzu i przysięgam to była najlepsza sałatka jaką w życiu smakowałam. Była odrobinę słodka, ale dało się wyczuć aromat warzyw, a do tego orzechy . W ogóle całe danie było niesamowicie pyszne.
Proces spożywania przemilczeliśmy. Oboje byliśmy naprawdę głodni. Dojadając resztki z talerzy zaczęliśmy małą pogawędkę.
-Niezły siniak ci się uformował. - pokazał palcem na okolicę swojego oka.
- Serio? Au -powiedziałam dotykając miejsca wskazanego przez blondyna tylko na swojej twarzy. - Kurwa faktycznie nieźle mi się oberwało. -
- Musisz trochę popracować nad unikami. - dodał.
- Fakt. Dobrze ci dzisiaj poszło. - pochwaliłam go - Prawie ci się udało.
- Daj spokój, pokonałem cię -
- Niee... Nie zapominaj, że musiałam się ograniczać. -
- To nie ma znaczenia. Pokonałem cię. Położyłem cię na łopatki i unieruchomiłem. Przegrałaś. -
- Ale nie zdążyłeś zdjąć szarfy. -
- Chcesz się bić? -
- Chętnie poćwiczę - powiedziałam dwuznacznym tonem, a jego zamurowało. Zanim zdążyłam coś dopowiedzieć zadzwonił mój telefon, a Bakugou go odebrał.
- Czy ciebie pogrzało?! - spróbowałam wyrwać mu komórkę - Oddawaj to!
- Tutaj chłopak Shiry, obecnie jest trochę zajęta, zadzwoń później. - i tym akcentem się rozłączył. Od razu jak odsunął urządzenie od ucha zabrałam mu je i sprawdziłam kto dzwonił. Kiedy zobaczyłam kontakt oblał mnie zimny pot.
- To był Aizawa debilu! - jego mina zrzedła, a ja szybko oddzwoniłam - Hej... Co potrzeba?
- Przekaż Bakugou, że zostaje jutro po lekcjach. Wracaj już do domu. Snipe za chwile kończy dyżur. Nie widzi mi się jechać po ciebie do centrum. Masz pół godziny. - rozłączył się, nie dając mi nawet dojść do słowa.
- Załatwiłeś sobie kozę. -
- Kurwa. -
- Muszę już wracać. - wyciągnęłam z torby portfel aby zapłacić za siebie, ale chłopak mnie powstrzymał.
- Już jest zapłacone. Choć, odprowadzę cię. - Awww. Wstał i skierował się do wyjścia, a ja za nim. Chwila... Czy on przed chwilą nazwał się moim chłopakiem?! Przemilczę to.
Droga minęła nam w ciszy. Nie była ona jakaś niezręczna. Raczej taka swobodna. Cieszyliśmy się po prostu obecnością siebie nawzajem. Odprowadził mnie pod same drzwi i upewnił się, że weszłam do środka zanim sobie poszedł. Słodkie.
Weszłam do mieszkania i zastałam Aizawe w kuchni. Przygotowywał sobie obiad,
- Ja już jadłam więc podziękuję. Ale pachnie zajebiście. - skomentowałam idąc do pokoju.
- Domyśliłem się. I wyrażaj się. - no kurwa jak ojciec.
- Tak, tak. Jasne - zamknęłam się w pokoju.
Pierwszym co uczyniłam było wyszukanie informacji na temat tego podejrzanego labu. Niestety w necie nie znalazłam jakiś użytecznych informacji. Wszystko jest tajne. Jedyne co znalazłam to, że zajmują się badaniami skąd się wzięły zdolności. Nie pierwsze i nie ostatnie.
Jako, że nie miałam nic innego do roboty, postanowiłam "pobawić się" moją nową zdolnością. Ostrożnie przyłożyłam dłoń do laptopa i zamknęłam oczy, skupiając się. Po chwili poczułam przypływającą energię. Otworzyłam oczy i dostrzegłam wyłączony komputer. Spróbowałam go włączyć, bez skutku. Udało się.
- Shira! Czemu w domu nie ma prądu?! - O KURWA. No chyba odrobinę przesadziłam.
Szybko złapałam laptopa w celu oddania prądu. Czego nie przewidziałam? Że za dużo w jednym momencie równa się BUm. Mój laptop postanowił popełnić samobójstwo. Aizawa słysząc niepokojący dźwięk, szybko pojawił się w pokoju. Zastał w nim mnie, siedzącą przy biurku, całą pokrytą sadzą.
- Potrzebny mi nowy laptop... - powiedziałam spoglądając na niego. Jego oczy się zaświeciły a pasy uaktywniły. O-o.
To be continued...
***
- Udało ci się? - zapytał mężczyzna w masce.
- Tak - odpowiedział drugi podnosząc rękę i ukazując małą kępkę czerwonych włosów - Niczego nie podejrzewa. Myślała, że z nią flirtowałem. - powiedział dumny z siebie.
- Dobra robota. - zabrał od niego pożądany element - A więc. Shira... Sprawdźmy kim tak naprawdę jesteś...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro