Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~13~

     Od paru dni próbuję skontaktować się z Ashley. Od 2 tygodni powinna być już w domu, ale stoi on pusty. Regularnie przeglądam wiadomości związane z laboratorium do którego miała się udać, ale nie ma nic o tym aby niedawno było włamanie. Coś było bardzo nie tak. Ale tak jak obiecałam, nie będę jej szukać, aż nie miną pełne 2 miesiące. Do tego pozostało tylko parę dni. 
      W tajemnicy przed Aizawą zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu. Będę miała przechlapane, ale jeśli coś grozi mojej bestie jestem gotowa oddać życie. Przygotowałam potrzebne mi na wyjazd rzeczy. Głownie ciuchy i przybory medyczne, na wszelki wypadek. Co do broni, to uruchomiłam stare kontakty. Na spokojnie załatwił mi transport i zaopatrzenie.

   Z górnej szuflady mojego biurka wyciągnęłam pocztówkę, którą otrzymałam od Ashley. Delikatnie ją przypaliłam od strony zdjęcia i przede mną pojawiły się słowa. 

"Stan Minnesota, 24 mile na północ od Virgini. Opuszczony budynek, w lesie. Ich siedziba w centrum to tylko przykrywka." 

  Tylko tego potrzebowałam. Pozostało teraz tylko wymyślić jak ominąć te cholerne zabezpieczenia w mieszkaniu. Aizawa na prawdę się z nimi postarał. Alarm, działający 24/7, czujki ruchu w środku i na zewnątrz, okna zaklejone jakąś specjalną substancją. Jedyne klucze oraz kod do dezaktywacji alarmu posiada on sam. Będzie to nie lada wyzwanie. 

***

  Siedzę w cafeterii i grzebię widelcem w ryżu. Cały ten stres odbiera mi apetyt. Do wyjazdu zostały 2 dni. Ni widu, ni słychu od Ashley. Żadnych informacji. 

- Żyjesz tam jeszcze? - usłyszałam głos Bakugou. Podniosłam na niego wzrok i dostrzegłam, że jego talerz był już pusty.

- Chcesz moją porcję? Ja nie mam apetytu... - przysunęłam do niego swoją tackę. Odsunął ją z powrotem.

- Jesteś największym żarłokiem jakiego znam. Ty zawsze jesteś głodna, a teraz z dupy nie masz apetytu? Nie chrzań. Co się dzieje? - 

- Nic mi nie jest. Po prostu nie lubię ryżu z warzywami. Zbyt zdrowo jak na mnie. - spróbowałam rozluźnić atmosferę. Blondyn raczej mi nie uwierzył, ale nie drążył już tematu - Choć, spóźnimy się na lekcję. - wstałam od stołu i skierowałam się do wyjścia. W drzwiach minęłam Todorokiego, który popatrzył na mnie w dziwny sposób. Zignorowałam go jednak.

   Lekcje mi się niemiłosiernie dłużyły. Jak długo można pierdolić o conditionalach. Dźwięk dzwonka był muzyką dla moich uszu. Jeszcze tylko zaczekać na Aizawe. Nie spieszył się. Stałam jak kołek przed pokojem nauczycielskim ponad pół godziny. Jak łaskawie postanowił, że na dzisiaj ma już dość papierkowej roboty, to moja dupa była już tak odrętwiała z siedzenia na podłodze, że miałam problemy ze wstaniem.

- Możemy zatrzymać się przy aptece? - zapytałam w trakcie jazdy samochodem.

- A czego potrzebujesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, nie odwracając wzroku od jezdni. 

- Skończyła mi się maść na stłuczenia. - powiedziałam bez zawahania. 

- No dobra. - podjechał pod najbliższy sklep z medycznym zaopatrzeniem i zaparkował - Idź, zaczekam. - 

  Bez słowa opuściłam samochód. Tym lepiej, nie będzie oglądał moich zakupów. Weszłam do budynku i wzięłam koszyk. Dobrałam wszystko czego mi brakowało lub było na rezerwach i udałam się do kasy. Zapłaciłam gotówką i szybko schowałam zakupy do plecaka. Gdy weszłam z powrotem do auta, nauczyciel przeglądał coś w telefonie.

- Masz? - zapytał.

- Tak. - odpowiedziałam, na co odpalił silnik i ruszył już do domu. 

   Następne 2 noce były trudne. Nie potrafiłam zasnąć, a wiedziałam, że muszę być wypoczęta. Przez to byłam zmuszona do wzięcia leków nasennych, żeby tylko się wyspać. Rano nakłamałam coś Aizawie, że mnie gardło boli i chce zostać, ale nie dał się nabrać. Przez to cały dzień łaziłam nieprzytomna. I było to dość widoczne. Za to, dzięki wszechświatowi, zasnęłam jak dziecko i spałam wyśmienicie. 
   Następnego ranka wstałam wcześniej i przygotowałam wszystkie rzeczy do wyjazdu oraz schowałam je do szafy, aby nie wzbudzały podejrzeń. Ostatni raz spróbowałam skontaktować się z Ashley. Zadzwoniłam 2 razy. Nic. Napisałam, zero odpowiedzi.  Boje się, co mogło się wydarzyć, żeby akurat na sobie nie poradziła. Nie zdziwię się, jeśli będę musiała zabić, aby ją wydostać. O ile jeszcze żyje. Nie! Na pewno żyje. 

  Jak gdyby nigdy nic, zjadłam śniadanie z moim wychowawcą i razem ruszyliśmy do szkoły. Lekcje jak to lekcje. Dłużyły się niepotrzebnie. Na przerwach starałam się normalnie gadać z Bakugou i Kirishimą. Przynajmniej to mi wyszło. Gadaliśmy o jakiś pierdołach związanych z treningiem. Szpiczastowłosy chwalił się, że coraz dłużej może utrzymywać formę maksymalnego stwardnienia, a blondyn mówił coś o nowym ataku. Wtrąciłam swoje 3 grosze narzekając tylko na zmęczonego życiem nauczyciela, że nie daje ani chwili wytchnienia. Na lekcji angielskiego, Mic zapytał mnie wyrywkowo bo nie uważałam na lekcji, ale jak udzieliłam mu poprawnej odpowiedzi to zamilkł. Jak ja lubię zaginać nauczycieli. 
     Todoroki cały dzień posyłał mi zagadkowe spojrzenia, ale starałam się go ignorować. O co temu typowi może chodzić? Na szczęście dzisiejsze lekcje kończyły się zajęciami z Aizawą, co znaczy, że dziś nie muszę czekać. Zaraz po skończonym wykładzie zebrał swoje rzeczy i mnie zawołał, na co jak grzeczna dziewczynka, którą nie jestem, zaczęłam za nim iść do wyjścia. 

   Nastał wieczór. Wciąż brak odzewu od brązowowłosej. Jadłam niecierpliwie kolację w salonie razem z Eraser'em. Dostałam cynka od znajomych, że o północy samolot będzie czekać gotowy na obrzeżach miasta, na wschodzie. Idealnie. Udałam, że jestem zmęczona i wcześniej się kładę, jako wymówki aby iść do pokoju. W łazience włączyłam prysznic i przygotowałam torby. Przebrałam się w wygodny strój, nadający się do walki. 
    Gdy o 23 zgasły ostatnie światła zaczekałam dla pewności jeszcze pół godziny, aby mieć pewność, że mój opiekun śpi i ruszyłam do akcji. Podeszłam do czujki ruchu w mim pokoju i przez nią delikatnie zaabsorbowałam cały prąd krążący w mieszkaniu. Gdy byłam pewna, że urządzenie nie działa podeszłam do okna i w szybie wytopiłam dziurę na tyle sporą, abym mogą się przez nią przecisnąć. Najpierw wyrzuciłam torby, następnie sama wyskoczyłam. 
     W momencie w którym moje stopy dotknęły gruntu włączył się alarm. Na serio?! Osobny system na zewnątrz?! Szybko podniosłam bagaże i zaczęłam biec. Jak w końcu dotarłam do głównej ulicy przede mną zatrzymał się czarny mustang. Drzwi pasażera otworzyły się i w środku dostrzegłam nikogo innego jak Bakugou.

- Wsiadaj! - postąpiłam jak mi polecił i odjechał z piskiem opon.

- Co ty tu robisz? - zapytałam.

- Ostatnio dziwnie się zachowujesz, nie trud domyślić się, że coś kombinujesz. Poza tym, dwukolorowy spodziewał się, że coś będziesz planować. - wskazał głową na tylnie siedzenie, a ja dopiero wtedy ujrzałam heterochromika. 

- To dotyczy Ashley, prawda? - pokiwałam niepewnie głową. 

- Gdzie jedziemy, księżniczko? - podałam mu koordynaty, na co gwałtownie skręcił.

- Skąd ty wytrzasnąłeś taką furę? - zapytałam, będąc pod wrażeniem.

- Tajemnica. - odpowiedział uśmiechając się przebiegle. 

   Gdy dotarliśmy na lotnisko wysiadłam i podziękowałam im za pomoc. Co mnie zaniepokoiło, to to, że również wysiedli i mieli własne torby.

- Nie. Nie zgadzam się. - powiedziałam szybko.

- Nikt nie pyta cię o pozwolenie. - blondyn pocałował mnie w policzek mijając mnie i skierował się do samolotu. Na moment zastygłam, ale szybko otrząsnęłam się z szoku. Zaczyna to robić coraz częściej, skubaniec. 

- Nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo jest to niebezpieczne. To nie będzie trening. Nikt nie da wam fory. Nie będzie drugiej szansy. Jak was złapią, to was zabiją. - wypaplałam na jednym wdechu - Nie możecie się aż tak narażać. - 

- Jesteśmy świadomi zagrożenia - wypowiedział się Todoroki - Mimo to oboje wciąż jesteśmy gotowi do pomocy. - również skierował się do samolotu. Nie mając większego wyjścia udałam się za nimi. Są uparci, nie zmienię ich zdania. Teraz moja w tym głowa, aby nic im się nie stało. 

- Julio!! - zawołałam widząc naszego pilota i rzuciłam się do misiaka.

- Shira! Gdzieś ty się podziewała, loca? - objął mnie w pasie i zakręcił wokół własnej osi. 

- Wy się znacie? - podszedł Bakugou i nas rozdzielił podirytowany. 

- Tak, Julio to mój stary, dobry znajomy. Jest świetny pilotem, a do tego dysponuje niezłym zaopatrzeniem. - spojrzałam na wysokiego, szczupłego szatyna.

- Miło poznać, będę waszym przewoźnikiem. - uśmiechnął się do blondyna, czego nie odwzajemnił.

- Mój sprzęt? - zapytałam.

- Wszystko już na ciebie czeka na miejscu. A teraz wsiadać, musimy startować, jeśli chcemy dotrzeć na miejsce do rana. - wszyscy załadowaliśmy się na pokład i wystartowaliśmy.

- Skąd się znacie? - zagadał Todoroki.

- A. Znajomy po fachu. Sama kiedyś tu pracowałam, ale byłam zmuszona zrezygnować. - odpowiedziałam. 

- Dlaczego? - wtrącił czerwonooki.

- Za duża odpowiedzialność. Miałam wtedy małe... problemy - wytworzyłam mały ogień, aby dać do zrozumienia o jakiego rodzaju problemy chodziło - Za dużo misji zawaliłam. Także musiałam się wycofać. Dlatego zaczęłam chodzić do szkoły. Aby nauczyć się to kontrolować. - oboje popatrzyli na mnie ze zrozumieniem. 

- Nie zawaliła żadnej misji - zaczął Julio - Po prostu za każdym razem niszczyła połowę miasta przy okazji, a cała wypłata szła na naprawy. Nikt na tym nie zarabiał, dlatego odeszła. - 

- No dzięki. - powiedziałam naburmuszona.

- No co? - spojrzał na mnie niewinnie, a blondyn wybuchł niepochamowanym śmiechem. 

- Na czym tak właściwie polega wasza robota? - to pytanie Todoroki skierował do szatyna.

- Nie za bardzo mogę zdradzać szczegóły. Krótko mówiąc, jest zlecenie, jeśli się spodoba to je bierzemy i dostajemy nagrodę jeśli ją dobrze wykonamy. -

- W sensie rozkaz z góry? -  drążył.

- Nie, sami jesteśmy swoimi szefami. Robimy tylko to do czego sami się zgłaszamy - odpowiedział przełączając coś  na panelu sterowania - Idźcie się położyć. Czeka was długi dzień. - postąpiliśmy tak jak zasugerował i rozłożyliśmy się na pryczach. Obudziłam się w momencie, gdy poczułam jak samolot wylądował. Odpięłam pasy zabezpieczające i podeszłam do pilota.

 - Która godzina? - zapytałam, zaspana siadając obok.

- Nie ma jeszcze siódmej. Shira, obiecaj mi coś... - spoważniałam i spojrzałam mu w oczy - Sprowadź ją z powrotem. Jest problematyczna i wkurzająca, ale jest rodziną. No i nie można zaprzeczyć, że jest z nas najlepsza. -

- Przysięgam, na własne życie. - obudziłam moich towarzyszów broni i zebrałam torby - ile zostaniesz? - 

- Będę czekał przez tydzień. Potem wzywam wsparcie. - kiwnęłam głową na znak zrozumienia i ruszyłam w stronę zaparkowanego nieopodal Jeepa.

- Shira! - odwróciłam się i szybko złapałam lecące na mnie kluczyki - Ani zadrapania, tak jak obiecałem. - uśmiechnęłam się przebiegle.

- To się okaże.  - podeszłam do samochodu i dokładnie go obejrzałam z każdej strony - Skubaniec świeży lakier położył. Będę miała z nim do pogadania. - bagaże wrzuciłam do bagażnika, moi koledzy uczynili podobnie. Bakugou przymierzał się do zajęcia miejsca kierowcy.

- O nie, nie, nie. - powstrzymałam go - Tą dziecinkę tylko ja prowadzę. - tym akcentem zamknęłam mu drzwi przed nosem i zmusiłam do zajęcia miejsca pasażera. To okazało się już zajęte przez heterochromika. Jego wkurw na twarzy był bezcenny gdy otwierał drzwi na tyle siedzenie.

- Kto pierwszy ten lepszy. - komentował.

- Zamknij się. -

- Tęskniłam z tym. - wrzuciłam bieg i z piskiem opon odjechałam. 

- Gdzie jesteśmy, tak właściwie? -zapytał Todoroki.

- W Stanach, będąc dokładnym w Virgini w stanie Minnesota. - Powiedziałam wyjeżdżając poza granice miasta z zawrotną prędkością.

   Resztę drogi przesiedzieliśmy w ciszy. Todoroki patrzył się za okno, a Bakugou zapięty trzema pasami i trzymający się uchwytów po obu stronach, gapił się na drogę. Chyba nie spodziewał się takiego rajdowca, jak ja. Faktem jest, że gdyby policje mnie przyłapała to zapewne odebraliby mi prawko, którego zresztą nie posiadam. Ale do tego nie dojdzie. 
    Skręciłam gwałtownie na poboczną drogę, kierującą się w głąb lasu i zwolniłam odrobinę tempa. Do wypadku nie chcę doprowadzić. Poza tym, mogą mieć patrole, nie chce się rzucać w oczy. Po niecałej godzinie dotarliśmy do jakiegoś starego parkingu. Zgasiłam więc silnik i opuściłam maszynę. Chłopcy postąpili podobnie. 

- Przypomnij mi następnym razem, abym nigdy nie dał ci prowadzić. - zagadał Bakugou wyciągając swoje rzeczy z bagażnika.

- Dlaczego? Bo prowadzę lepiej od ciebie? - powiedziałam sprawdzając magazynek w swoim ghostcie. 

- Bo prowadzisz jak opętana! - 

- Kochanie, w tym cała zabawa. - odgryzłam się, a na jego poliki wpłynął spory rumieniec.

- Dajcie znać, jak skończycie flirtować. - powiedział Todoroki zamykając swoją torbę. Zauważyłam, że wziął sobie broń z mojego zaopatrzenia.

- Wiesz jak jej używać? - zapytałam poważnie, patrząc na karabin w jego dłoniach.

- Tak. - kiwnęłam tylko głową i zajęłam się zaopatrzeniem blondyna. Wręczyłam mu rewolwer i zapas amunicji. Do tego wybrał sobie jeszcze spectre. 

- Panowie - zwrócili na mnie swoją uwagę - Chcę wam oznajmić, że poznanie was było dla mnie zaszczytem. Jestem dumna, że mam takich przyjaciół. - powiedziałam uśmiechając się - Istnieje szansa, że nie opuścimy już tego budynku, jest to ostatnia szansa na wycofanie się. - żaden z nich nie poruszył się nawet o centymetr, a na ich twarzach nie było nawet cienia zawahania. 

- A więc chodźmy umierać. - Bakugou ruszył z uśmiechem na twarzy w stronę starego, opuszczonego budynku, a Todoroki za nim.  

- Ashley, idziemy po ciebie. - 

***

Łazimy po tym budynku już od pół godziny i wygląda jak typowe opuszczone miejsce. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy to aby na pewno odpowiedni budynek. Czy się nie pomyliłam. Moje wątpliwości zostały rozwiane w momencie, w którym nadepnęłam coś, a na ścianie pojawiła się nowoczesna konsola. Potrzeba kodu aby otworzyć drzwi. 
   Delikatnie przyłożyłam dłoń do klawiatury i namieszałam w systemie. Drzwi stanęły otworem ukazując zejście do piwnicy. 

- Niezła sztuczka. - skomentował dwukolorowy. 

- Trochę się podszkoliłam. - 

- Nie wiem jak wy, ale dla mnie prowadzić nielegalne eksperymenty w piwnicy jest oklepane. - wypalił Bakugou będąc już w drodze na dół.

- Co poradzisz, naukowcy mają taki fetysz. - skomentowałam na co parsknął śmiechem.

   Szliśmy korytarzami, które wydawały się całkowicie opustoszałe. Coś za łatwo to idzie. Schodziliśmy na coraz to niższe poziomy. Może być problem z ucieczką. Zaglądaliśmy do poszczególnych pokoi i wszystkie były puste, ale przybory i badania były rozstawione, tak jakby ktoś niedawno tu przebywał.

- Może poszli na kawę? - 

- Wszyscy naraz? - nagle usłyszeliśmy kroki i schowaliśmy się w najbliższym pokoju. 

- Czyli, jednak ktoś tu jest. - stwierdziłam.

- Tu też. - powiedział Todoroki, a ja gwałtownie odwróciłam głowę od drzwi w głąb pokoju. przy stole stał jakiś chuderlak z długopisem w dłoni. Wyglądał na przerażonego. Bez słowa podeszłam do niego i znokautowałam. Następnie zabrałam mu kartę dostępu i skierowałam się z powrotem do wyjścia. 

- Teraz nie będzie problemu z drzwiami. - powiedziałam opuszczając pomieszczenie, uprzednio upewniając się, że droga jest czysta. 

   Po kolejnej godzinie rozglądania się niczego nie znaleźliśmy. Staraliśmy się znaleźć pokój z kamerami, jakieś biur bezpieczeństwa, skąd można będzie na spokojnie się odnaleźć, ale chyba czegoś takiego tu nie posiadają, zważając na to że samo to miejsce jest nielegalne. 
   

   Natknęliśmy się na jednego z ochroniarzy. Nareszcie. To znaczy, że zbliżamy się do celu. Nie zastanawiając się wybiegłam na przód. Wycelował we mnie broń, wyciągnęłam z kieszeni podręczny nożyk i się uchyliłam. Prześlizgnęłam się do niego i Zrobiłam dość głębokie nacięcie na łydce. Mężczyzna upadł na kolano, a ja złapałam go za szyję i jego głowę odchyliłam w tył.

- Gdzie trzymacie żywe obiekty? - zadałam pytanie, stopniowo podgrzewając dłoń umieszczoną na szyi.

- Zwierzaki są na poziomie -7 - odpowiedział przerażony.

- Ludzi gdzie trzymacie?! - zwiększyłam gwałtownie temperaturę.

- Nie prowadzą badań na ludziach! - puściłam go i ogłuszyłam. Na szyi miał poparzenie w kształcie mojej ręki.

- Nawet przed swoimi to zatajają. Jak bardzo popaprany musi być ten gnój? - ruszyłam przed siebie. 

- Nie martw się. Znajdziemy ją. - pocieszył mnie Bakugou. Nie odpowiedziałam, ale uśmiechnęłam się wdzięcznie.

 Zeszliśmy na poziom -7. Faktycznie były tam zwierzaki. Ale część z nich wcale nie była żywa. Aż mi śniadanie podeszło do gardła. Niektóre wyglądały, jakby wybuchły, a inne zjadały siebie nawzajem. To jest nieludzkie. 
   Zakradliśmy się do pracowni chemicznej. Na nasze szczęście była tam tylko jedna osoba, którą Bakugou bez problemu uciszył. Z szafki wzięłam przypadkowe dokumenty i zaczęłam przeglądać.  Wszystko było o królikach albo małpach. Pojawiały się nawet świnie. Ale nic o ludziach. 

- Na prawdę się zabezpieczają. Muszą być jakieś osobne drzwi, winda oddzielone od wszystkiego innego, która prowadzi na te poziomy. -  moi towarzysze przytaknęli i ruszyliśmy w ponowne poszukiwania.

  Im niżej schodziliśmy tym bardziej roiło się od ochroniarzy. Większość udało nam się uniknąć, ale tych co nas przyuważyli ogłuszaliśmy i chowaliśmy gdzie się da, byle tylko nie wszcząć alarmu. 
    Na poziomie -12 dostrzegłam windę. Stało przy nie 4 goryli. To musi być to. Nie chcąc ryzykować odkrycia, z plecaka wciągnęłam 2 pistolety usypiające i jeden wręczyłam Bakugou.

- Na mój znak strzelasz do tych 2 po prawej, ja do tych po lewej - przytaknął i zajęliśmy pozycję.

- 3, 2, 1, Teraz. - powiedziałam cicho i oboje oddaliśmy strzały. jak ja się cieszę, że nie zapomniałam o tłumikach.  Mężczyźni po kolei poupadali na ziemię, a my ich wrzuciliśmy do pomieszczenia gospodarczego. Ledwo się skubani zmieścili. 

   Podeszłam do windy i użyłam karty dostępu, ale ją odrzuciło. Spróbowałam jeszcze raz, ten sam efekt. jeszcze raz a włączy się alarm. Wróciła więc do goryli i przeszukałam ich w celu znalezienia adekwatnej karty. Lecz ich kieszenie były puste.  
   Nie mając innego wyjścia, samodzielnie namieszałam w w systemie. Błagałam tylko, żebym niczego nie sfajczyła. Nie chcemy utknąć w tej windzie. Na szczęście wygląda na to, że wszystko się udało, a drzwi się rozsunęły. Niepewnie weszliśmy do środka i wcisnęliśmy guzik. Urządzenie się zamknęło i ku naszemu zdziwieniu zaczęła jechać w tył. Czyli całkiem osobne podziemia, huh? 
   Droga zajęła 3 minuty. Gdy się zatrzymaliśmy to stanęliśmy w pozycji gotowej do walki, nie wiedząc co nasz czeka po drugiej stronie drzwi. Gdy urządzenie się otworzyło, nie zdziwiła nas przygotowana już do ostrzału grupa ochroniarzy. Zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć Todoroki całkowicie ich zamroził. 

- Chodźmy, za dużo czasu już na nich wszystkich straciliśmy - skomentował. Ostrożnie wyminęliśmy bryły i skierowaliśmy się w głąb korytarza. Jedno mogę stwierdzić na pewno. Atmosfera tutaj jest znacznie gęstsza niż w tamtym budynku. Coś złego wisi w powietrzu, aż t  czuję na języku.

  Na końcu korytarza dostrzegłam kolejną hordę goryli, ale tym razem pilnowali czegoś konkretnego. Razem z chłopakami bez większego problemu się z nimi rozprawiliśmy. Tym razem jeden z nich miał przy sobie identyfikator. Cudnie. 
  Z pomocą nabytego przedmiotu otworzyłam pancerną bramę. Za nią znajdowało się biurko z dużą ilością komputerów. Odpaliłam jeden z nich i w momencie, w którym dostrzegłam co znajduje się na monitorze moja krew się zagotowała. Był to obraz z kamery. Przedstawiał on białą celę bez drzwi. Jak w wariatkowie. Po środku siedziała Ashley zapięta w kaftan bezpieczeństwa. 
    Odpaliłam drugi monitor. Znajdowały się tam jej dane i przeprowadzone do tej pory badania. Podpięłam pendrive i zaczęłam kopiować dane. Na trzecim monitorze sprawdziłam jej dokładną lokalizację.

- Idę po nią - oboje na mnie spojrzeli niepewnie - Jak dane się skopiują to usuńcie wszystko. A potem doszczętnie wszystko zniszczcie. Niech pozostanie tylko proch. - 

- Pójdę z tobą - wtrącił Todoroki. 

- Poradzę sobie, spotkamy się przy windzie. - zapewnił mnie blondyn. Wspólnie z heterochromikiem opuściliśmy pomieszczenie i skierowaliśmy się kilka pokoi dalej.

  Gdy nareszcie stanęliśmy przed drzwiami, znajdowała się tak osobna teczka. Zajrzałam do środka i wystarczyło jedno słowo a spaliłam ją na proch. Identyfikator nie pasował do systemu. Zdecydowanie posiadają ich tu za dużo. 
   Wkurzona zaczęłam topić drzwi. Metal rozpłynął się na boki, a ja otworzyłam drzwi. Ale w środku było pusto. 

- Co do kurwy!? - zbulwersowana weszłam do środka i zaczęłam jeździć dłońmi po ścianach, w nadziei, że gdzieś jest tajne przejście. Todoroki zaczął się rozglądać po korytarzu. Nagle usłyszałam trzask. Odwróciłam się gwałtownie, przejście się zatrzasnęło osobną barykadą. - No chyba, kurwa nie! Todoroki?! - zawołałam.

- Słyszę cię! Odsuń się! - zrobiłam jak polecił i po chwili ściana była rozwalona na kawałki. Chłopak całkowicie ją zamroził po czym gwałtownie podgrzał. Tworzywo nie nie wytrzymało ciśnienia i rozpadło się.

- Dzięki. - wyszłam z ohydnego pomieszczenia - Dopiero co ją widzieliśmy, nie może być daleko. - skomentowałam i zaczęłam się rozglądać.

   Po kolei rozwalałam każde drzwi. Z każdą kolejną celą denerwowałam się coraz bardziej. Aż doszliśmy do pracowni medycznej. 
    Gwałtownie otworzyłam drzwi, w środku zastałam jakiegoś randomowego naukowca ze strzykawką w dłoni oraz wciąż zapiętą w kaftan Ashley. Nie wytrzymałam i z całej siły przyłożyłam delikwentowi w twarz. Poleciał na drugą stronę pokoju i przewrócił szafkę i chemikaliami.

- Co tak długo? - poczułam wielką ulgę słysząc jej głos, taki sam jak ostatnio.

- Kazałaś czekać 2 miesiące. - Powiedziałam powoli odpinając kaftan - Co się wydarzyło.

- Zlecenie było przykrywką. Liczyli, że ktoś się pojawi, aby przetestować jakiś nowy narkotyk. - odpowiedziała rozciągając się. 

- Podali ci go?  - zapytałam poważnie. To może być kłopot.

- Tak. - zamarłam.

- Jakie ma właściwości?  - 

- Wpadam w totalny szał. -

- Będę musiała interweniować. -

- Nie, jeśli mnie nie sprowokujesz. - 

- Prowokuję cię samym oddychaniem! - 

- No fakt. - zamyśliła się, a aj dostrzegłam jak bardzo blada się zrobiła, a jej oczy straciły swój blask.

- Nie karmili cię?

- Nie wystarczająco. Plus narkotyk ze mnie ściąga wszelką energię. - 

- Zabierajmy się stąd. Jak wrócimy to stawiam żarcie. - 

- Trzymam za słowo. - wstała, ale jej nogi ugięły się pod ciężarem. Złapałam ją w ostatniej chwili. 

- Ja ją wezmę. - podszedł do nas Todoroki. Wdzięczna przekazałam mu dziewczynę. 

- Sprowadziłaś tu żółtodziobów?! - niedowierzała, równocześnie się czerwieniąc gdy, chłopak przerzucił jej ramie przez swoje i pomógł jej iść.

- Sami się pchali. Nie mogłam ich powstrzymać. - 

- Zupełnie jakbym siebie słyszała. Z tobą było podobnie.

- Oj zamknij się chociaż na chwilę. - 

- Już masz mnie dość? - zignorowałam ją i zaprowadziłam do windy upewniając się, że droga jest czysta. gdy dotarliśmy do windy Bakugou tam nie było.

- Cholera. - spojrzałam na stan przyjaciółki. Oddychała ciężko i zaczęła się pocić. Narkotyk robi swoje - Wracam po niego. Zostań tu i pilnuj jej. - przytaknął, a ja puściłam się sprintem w stronę pomieszczenia z komputerami.

  Gdy weszłam do środka sprzęty były w totalnej rozsypce, w dodatku wciąż się paliły. Na ziemi leżał blondyn, nieprzytomny z pendrivem w dłoni. Przykucnęłam przy nim i sprawdziłam oddech. Wciąż żyje. Spróbowałam go obudzić, ale nie reagował. 

- Ty dupku, nie wystawiaj mnie w takiej chwili! - spoliczkowałam go. Gwałtownie nabrał powietrza i się podniósł.

- Za co to było?! - 

- Za straszenie mnie! Wstawaj, musimy się stąd zabierać! - zrobił tak jak kazałam - Co żeś robił na ziemi? - 

- Eksplozja odrzuciła mnie do tyłu, musiałem uderzyć głową i stracić przytomność - wyjaśnił. Nagle włączył się alarm. Już wiedzą. 

- Musimy się pospieszyć!! - wykrzyknęłam widząc już windę. Todoroki machał do nas w geście ponaglenia nas. Szybko dotarliśmy do towarzyszy. Ashey ledwo wytrzymywała. Musimy jak najszybciej ją stąd wydostać. 

  Kliknęłam w guzik, ale winda odmówiła posłuszeństwa. Spróbowałam ponownie. Po trzeciej nieudanej próbie użyłam zdolności, ale nie miałam skumulowanej wystarczającej ilości prądu. Przeklęłam pod nosem i wyjrzałam na korytarz. W naszą stronę biegli już strażnicy. 

- Bakugou! Zajmij się nimi! - wykrzyknęłam i wyparowałam w przeciwną stronę niż tą z której nadciągali. 

- Shira, czekaj! - ale mnie już nie było. Weszłam do pierwszego lepszego pokoju i podeszłam do komputera. Zasilanie było odłączone. Kurwa. Stanęłam na biurku i rozbiłam lampę. Przyłożyłam dłoń do otworu na żarówkę i zaabsorbowałam tyle energii ile tylko mogłam. 

  Gdy wyszłam na korytarz dostrzegłam, że moja paczka jest otoczona. Bez zastanowienia odrzuciłam wszystkich jak najdalej i wbiegłam do windy i zaczęłam strzelać.

- Todoroki! Ściana! - przed nami pojawiła się gruba na 2 metry bryła lodu. Od razu zabrałam się do pracy. Podeszłam do panelu i przyłożyłam dłoń. Chwilę mi zajęło zaprogramowanie jej, ale zadziałało. Uruchomiła się. Drzwi się zatrzasnęły i ruszyliśmy. 

- Jak się trzymasz? - podeszłam do dyszącej kobiety. Jej oczy na przemian migały złotą i fioletową poświatą.  Zły znak.

- Lepiej od ciebie. - zaśmiałam się na jej komentarz, ale Todoroki gestem dłoni wskazał na mój nos. 

   Sprawdziłam i faktycznie ciekła z niego krew. Zaczynam dochodzić do swojego limitu. Rękawem wytarłam cieknący płyn i z plecaka wyjęłam butelkę wody. Podałam ją Ashley, ale odmówiła. Skierowałam więc dłoń do dwukolorowego. Podziękował skinieniem głowy i upił parę łyków. Następnie oddał mi butelkę, a ja przekazałam ją blondynowi. 
  Dotarliśmy na drugą stronę. Za drzwiami czekał na nas garnizon straży. Todoroki już chciał ich zamrozić, ale ktoś mu przeszkodził. Przed tłum wyszedł naukowiec, który dowodzi całą tą szopką. Miał spokojny wyraz twarzy, a w uniesionej dłoni trzymał jakieś dziwne urządzenie.

- Zablokowałem wasze zdolności. Radziłbym się zachowywać, jeśli nie chcecie zginąć tu i teraz. - sprawdziłam i faktycznie nie mogłam niczego użyć. 

-A teraz grzecznie oddajcie mi moją własność. - zażądał.

- Ona nie należy do ciebie! - wykrzyczał Todoroki. 

- W tym budynku wszystko należy do mnie, a teraz oddajcie ją zanim skończy mi się cierpliwość.  - jego wyraz twarzy gwałtownie się zmienił na wściekły. 

  Chciałam coś odpowiedzieć, ale usłyszałam tak mi znajomy dźwięk warczenia. Super, tylko tego mi brakowało. Powoli odwróciłam się w stronę przyjaciółki. Jej oczy były całkowicie fioletowe, a na głowie zaczęły się już formować uszy.

- Todoroki... Delikatnie opuść Ashley na dół. Teraz! - powiedziałam łagodnym głosem. Spojrzał się na mnie z niezrozumieniem. Ogarnął dopiero w momencie gdy w jego ramię wbiły się fioletowe pazury. Syknął z bólu i delikatnie odłożył dziewczynę na ziemię. 

  Jej koszula zaczęła się rozrywać, a na jej plecach można było dostrzec pas niebieskiego futra ciągnącego się wzdłuż karku. Jej kły znacznie urosły si się wyostrzyły. Jej czarną sierść pokrywały niebieskie pasy, zmieszane z odrobiną fioletu. 
   Spojrzałam niepewnie na naukowca, wyglądał, jakby był w niebo wzięty. Chyba nie wie co go za chwilę czeka. 

- Tak! Tak! TAK! - wykrzykiwał raz za razem, przyciągając niepotrzebnie uwagę bestii. Gdy ogon się uformował było już za późno. Bestia rzuciła się na niego rycząc głośno. Zatkałam szybko uszy, a Bakugou z Todorokim poszli w moje ślady.

    Zabijała go boleśnie. Rozdrapała cały brzuch tak aby jego wnętrzności zaczęły wypływać. Napawała się krzykami jego agonii. Następnie po kolei odgryzła prawą dłoń, potem lewą. Na koniec złapała w szczęki jego głowę i powoli ją oderwała. Mięsień po mięśniu, a na końcu kark, zamiast szybko odgryźć.  Chciała sprawić mu jak najwięcej bólu. 
   Strażnicy byli zbyt zszokowani aby zareagować, więc korzystając z okazji z pomocą prądu znokautowałam wszystkich. Niestety zwróciło to uwagę Ashley. Wielki na prawie 2 metry kot, zaczął do mnie podchodzić. Bakugou chciał do mnie podejść, ale powstrzymałam go gestem dłoni.

- Nie podchodź... Nie ruszajcie się nawet o centymetr. Każdy gwałtowny ruch traktuje jak zagrożenie. - chłopak stanął bez ruchu - Ashley, wiem, że mnie słyszysz. - patrzała na mnie tymi swoimi przenikliwymi, fioletowymi ślepiami. Jedyna rzecz, której faktycznie się boję.

- Miałaś nie dać się sprowokować, pamiętasz? Tak się chwaliłaś, że masz nerwy ze stali. Udowodnij - jej źrenice się delikatnie rozszerzyły ale nie przestała na mnie warczeć. 

  Powoli zdjęłam plecak i go otwarłam. To, że jeszcze żyję to cud. Ale oznacza to, że faktycznie mnie słyszy. Wyjęłam z niego zapakowane mięso i powoli podsunęłam pod nos. Zamiast go zjeść, na sam zapach miała odruch wymiotny.
    Wykorzystując jej chwilę nieuwagi złapałam za ręce kolegów i rzuciłam się do ucieczki. Wzniosłam się w górę i przebiłam na wyższe piętro. następnie weszłam do pierwszego lepszego pokoju i go zabarykadowałam. Dotknęłam głowy, leciała z niej krew. Jednak przebicie betonu to ciężki kawałek chleba.

- Co to było? - zapytał Bakugou. 

- Cśśś! - uciszyłam go i zaczęłam dezynfekować ranę. Bakugou bez gadania zabrał mi medykamenty i sam zajął się tym zadaniem. - To jej ostateczna forma. Jak już się przemieni, to nie można jej powstrzymać. Ostatnio gdy doszło do przemiany zrobiła mi to - podniosłam bluzkę ukazując ciągnącą się od lewego biodra do prawego ramienia bliznę. Oboje spojrzeli zszokowani.

 - Normalnie w tej sytuacji podałabym jej leki uspokajające, ale biorąc pod uwagę, że szał został wywołany za pomocą narkotyku, to nie wiem jakie może to mieć konsekwencje. Także strzykawka odpada. - powiedziałam opuszczając z powrotem ubrania.

- Jak w takim razie ją powstrzymać? - dopytał Bakugou.

- Nad tym właśnie się zastanawiam. Zabije każdego na swojej drodze. Na to, że sama się uspokoi nie ma co liczyć. - usiadłam na ziemi i zaczęłam się zastanawiać - Nie znosi zimna... Będziemy musieli ją do nas zwabić. Todoroki, będziesz musiał ja unieruchomić  za pomocą swojego lodu. Jeśli się uda to zimno sprawi, że ochłonie. - oznajmiłam.

- A co jeśli się nie uda? - 

- Wkurzymy ją jeszcze bardziej i zabije nas od razu jak się uwolni. - powiedziałam bez chwili zastanowienia.

- Optymistyczna perspektywa. - zakpił Bakugou, na co spojrzałam na niego spod byka. Uniusł ręce w geście poddania się i kontynuował - Jak ją zwabić. Z tego co zauważyłem mięso ją raczej odrzuca. 

- Jest wegetarianką, co poradzisz. - zaśmiałam się, a Bakugou skończył czynność i nakleił plaster w miejscu rany - Wystarczy zrobić zamieszanie. Ma bardzo czuły słuch. O wiele lepszy niż u przeciętnego kota. - 

- Czyli po prostu tam wychodzimy, zajmujemy pozycje i robimy hałas - podsumował Todoroki.

- Dokładnie! - 

- I to mi się podoba! -  Zebraliśmy swoje rzeczy i po cichu opuściliśmy chwilowy schron. Znaleźliśmy miejsce, gdzie korytarze się krzyżują. Zaczęłam nasłuchiwać.

- Przyjdzie z tamtej strony - wskazałam na korytarz po mojej prawej i zwróciłam się do niego twarzą. Za rogiem po mojej lewej ustawił się Todoroki. Zaraz za mną stał Bakugou, gotowy aby nas ewakuować. 

- ASHLEYYYYYY!!! - wydarłam się pełną piersią. Nie musiałam długo czekać, aż pojawi się na horyzoncie. 

   Wyszła z pokoju trzymając w pysku czyjąś rękę. Wypluła ją i skierowała się w moją stronę. Powoli. Pokazałam jej środkowy palec i zaczęłam przeskakiwać z nogi na nogę. Ruch, a do tego gest sprowokowały ją na tyle, że z powolnego chodu ruszyła do biegu. 
   Wszystko szło idealnie. Do momentu, w którym usłyszałam nadciągające zza mnie posiłki. Niestety nie moje.  Bakugou wiedział co robić. Od razu rzucił się na mundurowych. Todoroki pozostał na pozycji. Czekałam na moment w którym uskoczyć. 

   10 metrów... 5 metrów... Dźwięk strzału z broni. Odwróciłam się gwałtownie. Todoroki dostał w ramię. Usłyszałam ryk. W ostatniej chwili złapałam za szczęki i przewróciłam się na ziemię. jedyne co mnie dzieli od tych zębów to moja siła. Uniosła łapę, aby odciąć mi ręce. Zatrzymałam ją nogą. Spróbowała drugą. Tak samo ją zablokowałam. 
   Byłam całkowicie bezradna. Jeśli choć odrobinę odpuszczę, zabije mnie. Jeśli tak zostanę zabiją mnie strzały z broni. Spróbowałam porazić ją prądem. Odrobinę odpuściła, ale chwilę później zaczęła zapierać jeszcze mocniej. Wkurzyłam ją. 

- Todoroki!!! - zawołałam do chłopaka, ukrywającego się za ścianą lodu, pod stałym ostrzałem. 

- Już, już, daj mi chwilę! - stworzył zasłonę ogniową i szybko do mnie podbiegł. Ashley była zbyt bardzo skupiona na mnie, aby go zauważyć.  W kilka sekund całą była zamrożona, pozostawiając tylko głowę na zewnątrz. 

  Kot zaczął się szarpać, tak jakby był w niesamowitym bólu, ja za to nareszcie się rozluźniłam. Nie mogłam jednak tak leżeć długo. Szybko zebrałam się na nogi i pobiegłam na pomoc czerwonookiemu.  Jednym ruchem dłoni odrzuciłam wszystkich na daleko do tyłu, następnie uniosłam się i walnęłam w sufit tak mocno, że się zawalił. Po skończonej czynności przyjrzałam się blondynowi. Posiadał kilka draśnięć od kul, ale nic bardziej poważnego. 

- Musimy to opatrzyć - powiedziałam,  świat mi zawirował przed oczami i upadłam na kolana. 

- Zajmiemy się tym później. - pomógł mi wstać z powrotem na nogi. Wyjęłam resztę wody z plecaka i oblałam twarz aby się pobudzić. 

- Co z Ashley? - podeszłam z powrotem do Todorokiego, który trzymał w ramionach nieprzytomną dziewczynę i ją ogrzewał. Cała się trzęsła, a jej ubrania były całe potargane. Zdjęłam z siebie kurtkę i jej założyłam. 

- Wynośmy się z tego przeklętego miejsca. - zarządził Bakugou.

-  Za chwilę. - powiedziałam oglądając ramię chłopaka - Kula przeszła na wylot. Trzeba zatamować krwawienie. - wyciągnęłam bandaże i zaczęłam opatrywać rannego. Todoroki dodatkowo zamroził ranę. 

- No tak, pomysłowe. - skomentowałam i się podniosłam. Zaraz za mną Todoroki podnosząc dziewczynę w stylu panny młodej - Dasz radę? Mogę ją wziąć. - zaproponowałam bojąc się o stan jego ramienia.

- Sama ledwo chodzisz - zauważył - Poradzę sobie. - nie mając energii na niepotrzebne kłótnie kiwnęłam tylko głową i skierowałam się w stronę wyjścia. 

   Po drodze nie spotkaliśmy już żadnych ludzi. Albo się ewakuowali, albo nie żyją. Obojętne mi to. Organizacja zajmie się posprzątaniem tego bajzlu. Włażenie po schodach było katorgą. gdy nareszcie udało nam się dotrzeć na samą górę przed budynkiem była policja. Super. Wyglądając przez okna udało mi się zauważyć, że nie znaleźli mojej fury. Wystarczy tylko się do niej dostać. 

- Idziemy na około. - powiedziałam - Za dużo ich tu. Wyjdziemy tyłem i przemkniemy się do samochodu. - przytaknęli i jak powiedziałam tak zrobiliśmy. Jak udało nam się dotrzeć do samochodu to ledwo utrzymywałam otwarte powieki. Bakugou bez zastanowienia wyciągnął do mnie rękę, jako rozkaz abym dała mu kluczyki.

- Tylko ten jeden raz. - uśmiechnął się gdy wręczyłam mu metalowy przedmiot. Todoroki usiadł z Ashley na tylnych siedzeniach. Dalej się trzęsła, więc Todoroki trzymał ją blisko. Słodko.

   Bakugou odjechał i szybko zniknął policji z pola widzenia. Zatrzymał się w najbliższym hotelu. Miejsce nie było idealne ale na jedną noc wystarczy. Zakwaterowaliśmy się w jednym dużym pokoju. Od razu wzięłam się do roboty. Z torby wyciągnęłam najpotrzebniejsze rzeczy. Kazałam blondynowi usiąść na kanapie i zaczęłam dezynfekować jego rany. Żadna z nich, na szczęście nie była głęboka. 
   Następnie podeszłam do heterochromika. Czuwał przy wciąż nieprzytomnej Ashley. Gestem dłoni kazałam mu zdjąć bluzkę co niepewnie uczynił. Zdjęłam jego prowizoryczny opatrunek i zaczęłam przemywać ranę. Następnie dokładnie ją zabandażowałam i włożyłam do temblaka. 
   Spojrzałam za chłopaka i dostrzegłam przytomną już dziewczynę, ale całą czerwoną. 

- W torbie mam racje żywnościowe, podgrzejesz dla wszystkich po jednej? - zapytałam na co pokiwał głową i odszedł - Ślinka ci cieknie. -

- Zamknij się. - okryła się mocniej kocem - Zimno mi.

- Nie dziw, skoro tkwiłaś w bryle lodu. - jej oczy się rozszerzyły i spojrzała na mnie wściekle - Straciłaś panowanie, musieliśmy jakoś cię uspokoić.  - 

- To ja mu to zrobiłam? - spojrzała na grzebiącego w torbie chłopaka.

- Nie, ale zabiłaś tego chuja co cię tam zamknął. - 

- To pamiętam. Zrobiłam to specjalnie - zaśmiałam się głośno - Czemu pachniesz farbą? - 

- No tak, przed tobą nic się nie ukryje. Miałam małą przygodę z włosami. Wyjaśnię przy innej okazji. - Todoroki podał każdemu jedzenie i każdy bez słowa zabrał się do pałaszowania. Po skończonym posiłku wszyscy położyliśmy się spać. Byliśmy wykończeni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #coś