Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

keyboard i slawa w centrum handlowym

UWAGA! ten ff już nigdy nie powróci dlatego na osłodę postuje złoty rozdział, początek i koniec wszystkiego(dosłownie bo od tego właśnie fragmentu napisanego pod wpływem upojenia alkoholowego zaczął się pomysł na cały ffXD) w tym fragmencie  poznacie odwieczna tajemnice i dręczące pytanie skąd pomysł na tytuł, no to już wiecie xD
właściwie to nie był to pomysł na tytuł z dupy kiedyś oglądałam parodie z naruto pt jak zostałem keyboardzista no i w sumie to było tak bardzo z dupy i śmieszne i wspomiałam o upojeniu alkoholowym?
W skrocie historia miała być jednym wielkim rakiem bez żadnego sensu i składu o randomowym tytule ale stworzylibyśmy cały świat i postaci, było już za dużo powiązań żeby zrezygnować. No nic, zapraszam do lekturki nir zapomnijcie o mnie
love

Udałem się do jednego z centrów handlowych w poszukiwaniu sklepu muzycznego. Keyboard potrzebowałem już na dziś jeśli miałbym zacząć uczyć się tej nocy. Znalazłem jeden sklep z ledem świecącym sie bardziej niż oczy madzi gessler na widok besos. "MUZIKER"[chamska reklama] ideolo, trafiłem w samą dziesiątkę. Rolety były zasunięte a na nich widniała karteczka "zaraz wracam". Miałem ochotę płakać ze szczęścia. Czułem, że to mój dzień. Czułem jakbym wygrał życie. Czułem się jak gwiazda. Bóg miał co do mnie dobre plany. Skromnie przyznam iż rozpierdzielanie wszelkiego rodzaju zamków było moja specjalnością toteż otworzenie rolet zajęło mi niecałe 3 minuty. Po czym zwinnie jak łania wszedłem do środka w podskokach dzikiej antylopy. Nie miałem zbyt duzo czasu, a że wybredny nie jestem wziąłem pierwszy lepszy keyboard jaki rzucił mi się w oczy. Chwyciłem mocno karton i zacząłem uciekać z prędkością dźwięku prosto przed siebie, nie trudziłem się nawet z zamykaniem zamka, pomyśli, że zapomniał. I w tym momencie stała się rzecz straszna.
-Jongin- usłyszałem wołanie. Słodki jezu dlaczego ze wszystkich możliwych głosów musiałem usłyszeć ten. Odwróciłem się powoli wciąż trzymając karton z keyboardem i ujrzałem w całym swoim majestacie JEGO.
Oh Sehun moj największy wróg i konkurent mojego stoiska z czapkami. Ubzdurało mu się, że jest lepszy, bo na jego stoisku czapkę prosto z Syberii kupił jakiś poważny przedsiębiorca z Ameryki, jakiś Ruchan(?), Luhan(?)
Przywitał się ze mną oraz spytał co tutaj robię i z kim przyszedłem. Starałem się powiedzieć coś sensownego, ale zamiast tego zacząłem się jąkać, czerwienić i coś bełkotać. Cały czas próbując sklecić zdanie zauważyłem, że towarzysze Sehuna chichoczą i szepczą coś do siebie. Po chwili jeden z nich podszedl do mnie i spytał czemu jestem taką spierdoliną. Zupełnie zbity z tropu spojrzałem na niego błagającym wzrokiem, prosząc Boga w myślach by zesłał mi ratunek. Ten chyba jednak był zbyt zajęty bo po chwili do owego chłopaka przyłączyli się koledzy. Otoczyli mnie.
-Wszystko widzieliśmy Kim Jongin. Spodziewałem się, że jesteś do tego zdolny.

Dodali, że jestem śmieciem bez honoru i gówno wartym właścicielem bazaru.
Mimo wszystko próbowałem zachować twarz i odpowiadać na ich zaczepki. Niestety nie powstrzymało ich to przed dalszym poniżaniem mnie. Przechodzący obok nas ludzie zaczęli zwracać uwagę na małe zamieszanie, jakie się wokół mnie wytworzyło. Nie chciałem, by ktokolwiek widział mnie w takiej sytuacji, więc zwracałem się do gapiów, mówiąc "proszę się rozejść, nie ma tu nic do oglądania". Udawałem nawet, że to nie do mnie mówią i patrzyłem się na sklepowe wystawy. Udało mi się usłyszeć rozmowę przechodzącego ojca ze swoim synem. Mówił mu, że jestem spierdolinką, że nie może wyrosnąć na kogoś takiego jak ja. Po chwili owy chłopiec podbiegł do mnie i oblał mnie coca colą. O dziwo ojciec, zamiast zwrócić mu uwagę, zaśmiał się i wziął go na ręce. W tym momencie Sehun podszedl w moją stronę, bardzo blisko. Jedną dłonią objął mój kark, przez co doznałem dreszczy, druga skierował ku guzikowi na mojej koszuli. Przybliżył swoją twarz do mojej po czym zmienił nieco kierunek i ułożył się tak, że jego usta były w idealnej odległości od mojego ucha. Czułem, że zwariuję.
-Jeśli zamkniesz swój stragan i oddasz mi swoje czapki nikt nie dowie się, że zajebałeś ten keyboard mój drogi- szepnął mi zmysłowo do ucha a ja z całej siły kopnąłem go w krocze. Wywołało to rozbawienie zarówno jego kolegów, jak i coraz liczniejszych gapiów. Upadł na ziemie. Postanowiłem uciekać. Przeciskając się przez zaskoczony moją nagłą decyzją tłum, pędziłem najszybciej jak mogłem w stronę wyjścia. Kiedy drzwi były dosłownie na wyciągnięcie ręki, drogę zagrodził mi ochroniarz krzycząc przy tym "GDZIE UCIEKASZ SŁOWIKU!". Klęknąłem przed nim na kolanach i zacząłem błagać o to, by mnie wypuścił. Ten tylko śmiał się i krzyczał "TU JEST! CHODŹCIE SZYBKO!". Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem tłum zbliżający się do mnie. Ludzie mieli ze sobą warzywa i owoce, którymi we mnie ciskali. Część z nich nagrywała mnie telefonami i robiła mi zdjęcia. Kiedy byli już przy mnie, zaczęli na mnie pluć i rzucać we mnie śmieciami. Jakaś dziewczynka kopała mnie po nogach. Krzyczałem, błagałem ich, by przestali, ale to nic nie pomagało. Czułem jak ktoś okłada mnie torbą z zakupami. Zdałem sobie sprawę, że zabrano mi ubrania i leżę w samej bieliźnie. Ktoś krzyczał "JAK JEBIE, UMYJ SIĘ CWELU". Płakałem. Nie moglem zrobić nic innego. Czekałem, aż ta chwila się skończy. Nagle rozchodząca się wszędzie muzyka ustała. Ludzie trochę ucichli, podniosłem głowę i spojrzałem za siebie. Moim oczom ukazał się Krzysztof Krawczyk, który w tym dniu dawał koncert w tym oto centrum handlowym. "CO TU SIĘ DZIEJE" spytał. Ktoś po krótce wyjaśnił mu zaistniałą sytuację, po czym ten wybuchnął śmiechem i podszedł do mnie. Spojrzałem mu prosto w oczy. Liczyłem na to, że może on mnie uratuje. Nie przestając się uśmiechać rozpiął rozporek i rzekł "CHAPSAJ BANANA". Długo się nie namyślając włożyłem sobie do ust jego sflaczałe prącie. Kiedy trzymałem je w ustach, poczułem charakterystyczny slony smak. Jego mocz wypelnił całe moje usta. Nagle przyszło olśnienie. Muszę uciec. Żeby nie wiem co, muszę to przerwać. Wyjąłem jego członka z ust i ponownie zacząłem biec. Krawczyk cały czas biegł za mną, sikając mi na plecy. W oddali słyszałem głosy dobiegajace z tłumu "ŁAPAĆ GO SZYBKO!". Już traciłem nadzieję, kiedy nagle zauważyłem otwarte drzwi do schowka na miotły. Nie zastanawiajac się nad niczym schowałem się w nim i zamknąłem od środka. Dopiero po zamknięciu galerii odważyłem się wyjść, jeszcze zebrałem opierdol od ochroniarzy, że się szlajam po zamknięciu i musieli mi ewakuacyjne otwierać.

elo to koniec żegnajcie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro