Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Melancholia wspomnień Shehuna cz.III| O wielki Junmyeonie!


Chicago

SEHUN

Chodziłem samotnie po brzegu, zapominając o bożym świecie. Prawie zapomniałem o tym, gdzie obecnie się znajduję, ale jakiś amerykański cwel musiał mi przypomnieć,  kulturalnie drąc mordę w moją stronę:

-"Get out of my beach"- krzyknął typowy 80kg amerykański Tony, który kończył swojego hamburgera. Niby nie wierzę w stereotypy, ale przebywanie tutaj uświadamia mnie coraz bardziej, że powinienem.

Bitch? OOOOOOOOH to słowo znałem bardzo dobrze, za dobrze.

-I am bitch?!- wydarłem się wkurwiony.

-No, that's MY beach- krzyknął z dziwnym wyrazem twarzy wymachując rękoma.

Teraz to wkurwiłem się niemiłosiernie.

-I AM YOUR BITCH?

Podszedłem do kolesia i kulturalnie zapytałem czy ma jakiś problem rzucając przy tym paroma wyzwiskami, oczywiście w języku koreańskim, bo moje umiejętności angielskiego kończą się na "Hello I'm Sehun".

Czemu wcześniej na to nie wpadłem, jestem debilem. Zamiast zawrzeć nowe przyjaźnie już na start zrobiłem sobie wroga. Postanowiłem zmienić bieg wydarzeń i zacząć konwersację z moim nowym przyjacielem w inny sposób, sposób jedyny dla mnie możliwy.

-Hello, I'm Sehun- uśmiechnąłem się zalotnie odsłaniając moje zajebiście białe zęby.

Tony (przyjmijmy, że tak miał na imię) spojrzał na mnie jak na idiotę, machnął ręką i na odchodne powiedział krótkie "Go to hell".

Znałem podobne sformułowanie, leciało jakoś "B.A.P WE CAME FROM HELL"

Naprawdę nie jestem dobry w zapamiętywaniu angielskich słów. Na "normalny" według mnie język zdążyłem przetłumaczyć tylko "I don't even really mess with y'all now" i "I feel so good". Mój ub ma bardzo życiowe teksty, może powinienem odpowiedzieć Tonemu jednym z nich?

Na marne byłoby szukanie go w tym momencie. Musiał uciec, kiedy rozmarzyłem się o Zelo. Jakimś cudem znowu wróciłem na ziemię i zmartwiłem się okropnie na myśl o tym, że ja serio jestem na drugim końcu tego świata, 12319 km od domu, bez miejsca do przenocowania, w portfelu miałem jakieś kilka tysięcy won i 20$, co gorsza- jedyne co potrafiłem powiedzieć w obcym języku to "Hello, I'm Sehun". W tym momencie modliłem się o bogatego, (najlepiej przystojnego) koreańczyka, który z chęcią mnie przenocuje na jakieś..hmmm...5 lat?

Tylko do czasu mojego debiutu w SM, wtedy będe sławny i bogaty, więc oddam mojemu wybawicielowi wszyściutko, co do grosza. Jednak życie nigdy nie wykazywało zainteresowania moimi prośbami, więc nawet nie liczyłem na cud. Jak bardzo jestem teraz w dupie? Mógłbym być teraz w dupie Zelo, słyszałem, że za niedługo mają tutaj koncert. Może on by się zlitował, powiedziałbym mu, że I came from hell, pewnie to poruszyłoby jego złote serce, może nawet przyjęliby mnie do zespołu!

Chyba trochę się rozmarzyłem...Bądź realistą Sehun, zrób coś ze swoim życiem. Idź do kantoru, tak to był zajebiście dobry pomysł. Miałem kartę ojca ze zdjętym limitem. Wątpie, że tutaj przyjmą koreńską kartę, więc musiałem szybko coś wymyślić.

Z małą(no dobra- ogromną) pomocą przechodniów trafiłem do miasta w poszukiwaniu najbliższego bankomatu, w celu wypłacenia kilku dolców.

-KURWA!- zakląłem kopiąc w bankomat.

Czemu ta pierdolona koreańska karta nie może chociaż raz zadziałać kiedy tego potrzebuje. Jest na niej niezliczona ilość wonów, a ja nawet nie moge tego wykorzystać. Na wyświetlaczu przeczytałem, że powinienem ustalić wcześniej z bankiem, żeby ustawić moją kartę na international. Szkoda kurwa, że to nie moja karta. Planowałem założyć sobie tutaj konto bankowe ale wszystko z czasem. Już pierwszego dnia wszystko się na mnie zwaliło. Żałuję, że nie ma tu Jongina, mógłbym wcisnąć temu idiocie cokolwiek, a on zająłby się resztą, przynajmniej zna angielski. Z myślą o Jonginie jeszcze raz zajrzałem do portfela i zobaczyłem w nim mój szczęśliwy talizman, rzecz, którą zawsze mam przy sobie(poza pinku pinku) i szczerze wierzę, że dzieki niej pieniądze nigdy mnie nie opuszczą- idealnie zalaminowane zdjęcie Kim Junmyeona. Nie bierzcie mnie za prześladowcę. Ja naprawdę wierzę, że dzięki niemu pieniądze będą się mnie trzymać, a poza tym Jun mi się podobał, więc dwie korzyści w jednym.

O WIELKI JUNMYEONIE- modliłem się wkładając zdjęcie młodszego braciszka Jongina do czytnika, licząc na grube dolary.

Poza tym, że chyba zepsułem bankomat, nic się nie stało. Zdjęcie mojego Myeonka zatkało te śmieszne miejsce na karty i chociażbym chciał, nic już tam nie włożę. Chyba, że pięść prosto w wyświetlacz. Załamany po prostu usiadłem pod maszyną i zacząłem płakać. Płakałem, bo nie widziałem wyjścia z tej żałosnej sytuacji, w dodatku mój szczęśliwy talizman przepadł doszczętnie, teraz już nie mam życia. Zostanę pod tym bankomatem i zdechnę marnie, jak większość tych panów co mama mówiła, że jak nie będę się uczył to skończę jak oni.

Kolejne łzy napłynęły mi do oczu, już miałem w dupie czy ktoś powie, że jestem pizdą i tak ich nie zrozumiem, równie dobrze mogę sobie wyobrazić, że mówią o tym jaki jestem przystojny i jak bardzo mi współczują. Zawsze trzeba myśleć pozytywnie.

I tak oto ja- Oh Sehun bez grosza na jedzenie czy nocleg siedzę, prawdopodobnie drugą godzinę, na ziemi i czekam, sam w sumie nie wiem na co. Zapłakany postanowiłem wstać i ostatni raz posiłować się z bankomatem, żebym chociaż mógł odejść stąd z godnością razem z moim Junmyeonem.

-Obawiam się, że już tego nie odzyskasz.- usłyszałem przyjemny głos. LEPIEJ. Usłyszałem mój ojczysty język.

-Tak myślisz?- wytarłem rękawem nowe łzy spływające po moich różowych policzkach.

-Zjebało się na amen- odparł zielonowłosy chłopak w ciemnych okularach, ubrany w za duży czerowny dres z adidasa przyozdobiony trzema charakterystycznymi paskami wpierdolu. Odziany od stóp do głów w złoto. Aż się zdziwiłem, że jego szyja potrafi utrzymać taką ilość złotych łańcuchów. Wokół pasa widniał kołczan prawiloności PLNY.

-You like this chain?- chwycił się za jeden ze swoich elementów burżujskiej biżuterii przypomijącej łańcuchy od rowera.- 3 dollars.

-Mów po ludzku. Wiem, że potrafisz- kompletnie zignorowałem jego próbę nawiązania rozmowy.

W odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech. Super żarcik kurwo.

-Jestem Yoongi- dziwak wyciągnął w moją stronę dłoń przyozdobioną największym pierścionkiem jaki w życiu widziałem. Omaiga.

-Sehun- wymamrotałem ledwo słyszalnie w stronę chłopaka.

-To jak Sehun? Nadal masz zamiar tu stać? Z tej karty nic tutaj nie wyciśniesz

-NO PRZECIEŻ WIEM KRETYNIE- zaniosłem się jeszcze większym płaczem, na co on objął mnie ramieniem.

-Masz przy sobie jakieś drobne?

-Myślisz, że gdybym miał to stałbym tutaj w oczekiwaniu na objawienie się Jezusa w postaci $$?

-Chodź- pociągnął mnie za ramię. Idziemy coś zjeść.

I w tym momencie zacząłem poważnie zastanawiać czy Junmyeon aby na pewno przynosił mi szczęście, jeśli po pozbyciu się go spotkałem bogatego i przystojnego koreańczyka.

***

-Co chcesz?

-Ja...Wystarczy sałatka- odparłem nieśmiale w chuj, bo chłopak powodował u mnie pierwsze objawy alzheimera i niemal zapomniałem jak się nazywam i co tu robię.

-Tylko sałatka? Weź coś droższego- spojrzał na mnie spod ekskluzywnych okularów.

-Nie..Serio, sałatka wystarczy- nerwowo podrpałem się po głowie.

-Weź co chcesz, I'm rich.

Kurwa, zamknij pizdę i po prostu zamów mi tę sałatkę, bo nie jadłem od 20 godzin.

-Nie Yoongi, jestem, powiedzmy, na diecie.

Koniec końców zrozumiał moje żądanie i spokojnie usiedliśmy w ekskluzywej restauracji- McDonald. Yoongi zamówił dla siebie Big Maca z frytkami, przy okazji dał napić mi się coli. Ja rozkoszowałem się swoją sałatką i błagałem, żeby ta chwila trwała wiecznie.

-Czemu jesteś na diecie? Nie wyglądasz jakbyś potrzebował- odezwał się z ustami pełnymi jedzenia.

-Ahh, to nie tak. Po prostu jestem wege. Ekologia jest dla mnie ważna w chuj- uśmiechnąłem się przyjaźnie.

-Rozumiem, wegezjeb- pokiwał głową i wrócił do jedzenia swojego obrzydliwego mięsa.

Średnio mnie ruszyły jego słowa więc również wróciłem do jedzenia.

-Tak właściwie...Czemu mi pomogłeś?- spojrzałem na niego spod byka. Mogło wyglądać groźnie, ale po prostu nie miałem siły podnosić głowy znad stołu.

-Sam byłem w podobnej sytuacji, wiem co czujesz- uśmiechnął się i złapał mnie za dłoń.

Odwal. Się. Koleś. Ja. Już. Mam. Crusha. Pa.

Odsunąłem rękę i kontynuowałem rozmowę.

-Też pomógł ci bogaty Koreańczyk rodem z Gangam?

-Pffff co ty! Ja chociaż znalem angielski- zaczął smiać się na cały głos, a mnie wcale nie było do śmiechu i przez głowe przeszła mi myśl, żeby przyczepić niskiego chłopaka do lampy za te jego błyszczące łańcuchy.

-Zagadał do mnie jakiś koleś, żeby pożyczyć pieniądze, podobno później stał się jakąś gwiazdą czy coś, nie interesuje się celebrytami.

-Serio?! Jak się nazywał?- dostałem nagłego wytrzeszczu oczu.

-Daj mi chwilę...Jakiś Jaske... Chris? Naprawdę nie jestem pewien, ale pomógł mi się zaaklimatyzować, więc w sumie coś tam jestem mu winien.

-KRIS JESKE?

YOONGI

Od 5 minut typ patrzy na mnie oszołomiony jakby się piwa napił.

-Zamknij buzie kochany, bo ktoś tam włoży coś czego nie jestem pewien czy byś chciał.

-Penisa?- spojrzał na mnie spod swoich ostro wyrysowanych(na moje oko wymalowanych) brwi

-Miałem na myśli mięso, nieważne.

-Ah, heheh, żartowałem- odparł chłopak.

Muszę wam powiedzieć moi drodzy, że ten cały Oh Sehun to niezła dupcia. Jebałbym.

W sumie nie miał w sobie TEGO CZEGOŚ, nie miał dobrego dresiku ani łańcuchów, ale jego uroda wzbudziła moje zainteresowanie jak nic. Jeszcze nie wszystko stracone, da się go nawrócić. Wyglądał bardziej jak pizda niewydymka niż rasowy Prawilnus Pospolitus, ale dla każdego jest nadzieja, zajmę się tobą skarbie. W głowie tworzyłem już przeróżne kombinacje nowego wyglądu mojej dupy, najpierw pójdziemy do fryzjera. Wygoliłby sobie z boku głowy takie 3 zajebiste paski, albo na zapałkę. Jezu, chyba mi stanął. Oddałbym mu jeden z moich najcenniejszych dresów szeleścików i moje ukochane adaśki.

Nagle moje rozmyślenia przerwała boska anielska melodia. Czy mnie słuch nie myli? GANG ALBANII. Jakiemuś frajerowi zadzwonił telefon, a ja słysząc legendarny bit wstałem po słowach "Prawdziwa dama", uklęknąłem przed Sehunem i zrobiłem najromantyczniejszą rzecz na jaką było mnie stać. Wyciagnąłem rękę w jego strone.

-Lecisz w dens bejbe?

****
Przepraszam was, ze ten rodzial jest taki krótki i słaby. Miało być w nim duzo inby min. hunhan, xiuhan i astro ale nie mam kompletnie weny na pisanie tego wiec narazie wrzucam to. Moze nie jest aż takie beznadziejne jak mi sie wydaje, idk oceńcie sami.
Do następnego rodzialu, bedzie sie duzo działo.
Ah i pamiętajcie, ze wszystko co teraz sie dzieje to wspomnienia Sehuna, które nie wpływają na obecne wydarzenia.
Komentujcie i gwiazdkujcie bo to bardzo motywuje. Pozdrawiam
tupak~
ps. ten rodzial dedykuje mojemu lachonowi
ALBANIA

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro