Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Noworoczny zamach|melancholia wspomnień Sehuna cz.I

SYLWESTER

SEHUN

-6 koła- wyciągnął rękę w moja stronę, a ja osrany zacząłem obmacywać tylną kieszeń, żeby zastać w niej portfel. Portfel pokryty ekskluzywną skórą węża. Tak się składa, że wydałem na niego ponad połowę mojego rocznego zarobku, ale było warto, gdyż ukrywa schowaną w nim potencjalnie pustkę.

To nie tak, że jestem biedny. Na brak pieniędzy nie narzekam. Jestem po prostu odpowiedzialny i większość swoich pieniędzy przechowuję na lokacie, aby kupić wymarzony dom.

Dziś od paru lat miałem wydać taką sumę, ale jestem bardzo zdesperowany. Dom może poczekać. Przyjmując, że odniosę z akcji zysk, zarobię dużo szybciej. Jestem geniuszem.

Wyciągnąłem kilkanaście banknotów i zacząłem je liczyć, ręce zaczęły mi się trząść.

-Jesteś pewien, że mogę ci ufać?

-Spoko loko panie Oh, znam się na tym. Czytałem o tym w internecie. Każda moja akcja odjebana perfekcyjnie.

Podałem dostojnemu mężczyźnie odliczoną sumę, a on schował banknoty do wewnętrznej strony marynarki, jak to robią w brytyjskich filmach detektywistycznych.

-Słuchaj to plan jest taki-zacząłem- Przed 24 gnój wychodzi na papierosa, masz 10 min na podłożenie materiałów wybuchowych miedzy czapki i odpalisz je jak będzie w bezpiecznej odległości. W końcu zabić go nie chcemy. Pamiętaj kurwa, ma się tylko wystraszyć i stracić towar.

Pokiwał tylko głową, a ja zacząłem uspokajać się w duchu. Będzie dobrze Sehun, tak sobie wmawiałem.

****************

To było 3 lata temu. Mieszkałem jeszcze z rodzicami, Jongin tak samo. Byliśmy przyjaciółmi od zawsze, bo na naszym osiedlu nie było nikogo z kim mógłbym się bawić. Był jeszcze Junmyeon, ale państwo Kim nie pozwalali mu wychodzić, bo bali się, że z Jonginem stanie mu sie krzywda. Dorastaliśmy jak każdy normalny dzieciak, Jongin wtedy nie przejawiał swojego spierdolenia umysłowego, a ja swoich sadystycznych zachowań. Cóż, wszystko zmieniło się pod koniec liceum kiedy to zaczęliśmy ze sobą rywalizować. Czułem się lepszy, bo jako pierwszy na wsi dostałem komputer i telefon komórkowy. Czułem się jak bóg, każdy mi zazdrościł. Mimo wszelakich dóbr materialnych, byłem stłamszony obecnością Jongina w moim życiu. W sporcie był lepszy, zawsze wygrywał wszystkie zawody, a ja udawałem, że mu kibicuje. Wstawałem o 5 rano i robiłem pompki oraz brzuszki, ale i tak Jongin pierwszy wyrobił sobie kaloryfer, podczas gdy ja zostałem suchoklatesem do końca życia. Świat jest niesprawiedliwy. Zawsze to on był tym gorszym i powinno tak zostać.

Miałem kiedyś dziewczynę, ale kiedy dowiedziałem się, że mój rywal jest gejem i ja zapragnąłem zmienić orientację. I tym sposobem, dzięki niemu, odkryłem swoje prawdziwe "ja". Jakby na to nie patrzeć, Jongin odgrywa bardzo dużą rolę w moim życiu.

Przez cały ten czas Kim chyba nie zorientował się, że między nami toczy się zacięta walka. Szczerze, to nie mam pojęcia czy do dziś wie. Jestem zbyt dużą pizdą, żeby do niego iść i to wyjaśnić. Zresztą tu nie ma co wyjaśniać, ja powinienem być lepszy i tyle.

I tutaj zaczyna się istny festiwal spierdolenia, prawdziwa stulejarska uczta. Kiedy to ja próbowałem dorównać Jonginowi, on odkrywał w sobie coraz to nowe talenty.

Byliśmy wtedy na wycieczce szkolnej w Seulu. Bywałem tam nieraz, ale dla tego debila to była niepodważalnie jedyna taka okazja na kupienie normalnych ciuchów, wyjście do kawiarni i oglądanie pieniężnych kolesi w obcisłych skórzanych spodniach, a podczas zakupów wyglądał jakby mu się Block B w całej swojej okazałości ujawniło. Modliłem się, żeby ten kretyn nie zauważył TEGO. No właśnie...

Zapomniałbym wspomnieć, że moją piętą Achillesa był taniec, a Jonginowi szło to wręcz wyśmienicie. Kolejny powód, żeby go znienawidzić. Dlatego też myślałem, że wyjdę z siebie jak zobaczyłem biegnącego w moją stronę, z uśmiechem większym niż oczy Kyungsoo, Jongina. W ręku trzymał kilkadziesiąt ulotek, a jego dłonie wyglądały jakby dostał zaawansowanego parkinsona, 8 razy zrobił piruet jednocześnie wykrzykując moje imię.

-BĘDZIEMY KURWA SŁAWNI- tyle mi powiedział, a ja już dostałem odruchu wymiotnego, bo domyślałem się najgorszego.

Podniosłem jedną z ulotek, które pajac rozrzucił po okolicy w ataku zachwytu. Trafiłem w samą dzisiątkę: "Zapraszamy na przesłuchanie, brak ograniczeń wiekowych i narodowościowych- SM TOWN". Powiedział mi, że jak zobaczył bilboard to nie mógł się powstrzymać od wzięcia ulotki. No właśnie Jongin, ulotki, nie całego pliku ulotek, którymi można by okryć wszystkich bezdomnych w Seulu i moje obolałe ego. Ból dupy mnie bierze jak ktoś nie szanuje drzew.

SM od czasu pierwszej wizyty w wielkim mieście stało się moim marzeniem. Zapragnąłem tańczyć i rapować. Obiecałem sobie, że nigdy nie pozwolę, żeby Jongin się o tym dowiedział, bo to pewne, że przejdzie. Zazdrościłem mu jak skurwysyn i jedyne co mogłem to podglądanie go na polu, jak tańczy z widłami, a potem przychodzi jego stary i drze mordę.

PRZESŁUCHANIE

Doznałem papiltacji serca zaraz po tym, jak usłyszałem swoje imię. Jongin posłał mi pseudo przyjazny uśmiech. Dla mnie wydał się złośliwy. Siedział tak sobie noga założona na nogę i szczerzył się sam do siebie, kiedy ja przeżywałem katusze czekając na swoją kolej. Powiedzieli mu, że pierwszy raz trafił się im taki talent, że może zacząć od dzisiaj.

Już mu umowę pod dłoń podsuwali, ale ja jako jedyny myślący w naszym teamie "udajemy, że potrafimy śpiewać i tańczyć" w ostatnim momencie odsunąłem ją od niego, bo przewidziałem jak zareagują jego rodzice. Mówcie mi wróżbita Maciej, ja po prostu znam swojego rywala i jego starszych jak własną kieszeń, a moja kieszeń na ogół świeci pustkami, zupełnie jak głowa Jongina.

Chwyciłem za klamkę. Spodziewałem się złotej przestronnej sali z wielkim lustrem, z eleganckimi jury, którzy podziwialiby mój taniec i kunszt słowa, a ja polemizowałbym z nimi na temat mojej przyszłej kariery. Przeliczyłem się trochę. Zastałem salę wielkości dorównującą mojemu pokojowi z tapetą w motyw chmurek, a naprzeciw niej mały stolik z czwórką Mirków, Januszów i innych Andrzejów.

Stanąłem w wyznaczonym miejscu i zacząłem się jąkać.

-Oh Sehun, 18 lat, jestem w liceum. Potrafię rapować i tańczyć- powiedziałem to tak nieprzekonująco, że sam ledwo uwierzyłem.

Jurorzy wydali się niewzruszeni moim przemówieniem, jeden z nich chyba zasnął. Postanowiłem rozpocząć swoje show.

Zacząłem wić się po sali niczym węgorz w napadzie ekstazy mając cień nadziei, że chociaż w 0,00001% wyglądam tak dobrze jak Jongin. Zabrakło mi muzyki, więc postanowiłem włączyć w to swój rap.

-SHAWTY IMMA PRART TILL THE SUN DOWN JIGEUM I SINBIOUN NEUKKIMEUN MWOLLKA

Jeden z członków składu rekrutującego obudził się.

-WAJWO NEGERO EOSO BEFORE THE SUNRISE NEGA EOPSNEUN NAN EODIL GADO NOBODY! OOŁ!

https://youtu.be/xCwopWrWMw8

Zadowolony z siebie zacząłem podskakiwać w miejscu i klaskać sam do siebie. Tylko ja klaskałem. Dziwny pan z plakietką na marynarce podpisaną "Henry Lau" podszedł do mnie, uścisnął mi dłoń i powiedział, żebym więcej tu nie przychodził. Dodał też, żebym do nich nie dzwonił. Pytam czy mogę im zaśpiewać. Mówi nie.

-A może jutro? -Mówi nie.

-Pojutrze?- Mówi nie.

-Po pojutrze?(kurwa jaki ja jestem zjebany)- Mówi, że nie

Chcę być zabawny.

-A po popojutrze?

-Do widzenia.- Popchnął mnie w stronę drzwi i zamknął za mną moje wrota do sławy mające przynieść mi pieniądze i wyższość nad Jonginem.

Tego dnia już więcej nie odzywałem się do Jongina. Wygrałeś bitwę, ale wojnę przegrasz- powtarzałem sobie obmyślając plan zemsty ostatecznej. Co wtedy poczułem spytacie? Nienawiść do bliźniego przybrała patologicznych rozmiarów, a w mojej małej życiowej biblii stałem się Kainem planującym morderstwo Abla. Gdyby ktoś mi dał na wyciągnięcie ręki przodków Jongina to bym ich wszystkich wziął i zapierdolił, żeby ten cymbał nie wchodził mi w drogę. Ten przegryw nigdy nie powinien nawet móc się do mnie porównać, bo jest życiowym zerem, nikim, żałosnym śmieciem rzuconym w stronę śmierdzącego menela.

To ja jestem tym inteligentnym, bogatym, przystojnym i utalentowanym, a umiejętności taneczne Jongina pod żadnym pozorem nie powinny wpływać na moją idealną egzystencje. Postanowiłem wziąć się za siebie i pracować jeszcze ciężej. Podczas mojej ciężkiej pracy polegającej na szukaniu partnera idealnego, któremu nie będą przeszkadzały moje ponadludzkie umiejętności taneczne na portalu randkowym, wyświetliła mi się reklama.

-KURWA JEGO JEBANA MAĆ! MÓWIŁEM TEMU JEBAŃCOWI, ŻEBY WŁĄCZYŁ ADBLOCKA DO KURWY NĘDZY DIABLI BY TO WZIĘLI, KURWO BIEDAKU JESZCZE RAZ DOTKNIESZ MOJEGO KOMPUTERA!- wykrzyczałem moje magiczne zaklęcie w nadziei, że na miejscu pojawi się mój szanowny ojciec poważny pan informatyk ale uświadomiłem sobie, że jestem sam w domu i nikt nie usłyszał mojego żałosnego wołania niebios o pomoc.

Wziąłem kilka głębokich oddechów i policzyłem do 10, to znaczy próbowałem, bo byłem tak wyprowadzony z równowagi, że zgubiłem się przy 5. Już miałem rzucić klawiaturą w monitor po czym kulturalnie nacisnąć 'X', ale ostatni raz z politowaniem spojrzałem na reklamę.

"Czy chciałbyś stać się dance machine?"

Pokiwałem twierdząco głową.

"Czy masz słabą kondycję?"

Cóż, nie mogłem zaprzeczyć.

"Czy ty też marzysz o byciu bogiem tańca?"

-TAK, TICZ MI SENPAI- wykrzyczałem nie mogąc już wytrzymać z podekscytowania.

"Tylko u nas trafia ci się jedyna taka niepowtarzalna okazja. Warsztaty taneczne z legendą tańca na rurze, współczesnego, tango, flamenco i każdego innego- Krisem Jeske. Razem z nami spełnisz swoje marzenie za jednie 2000$(nie pokrywamy kosztów transportu, noclegu i wyżywienia)"

Zaraz, chwila moment ten Kris Jeske? TEN KRIS JESKE?! ŁOLA BOGA CHRYSTUSIE NAJŚWIĘTSZY TO MOJA SZANSA, MOJA CHWILA. Czułem, że w końcu los się do mnie uśmiechnął. Jeszcze tego samego dnia pojechałem na lotnisko w celu zakupienia biletu.

DZIEŃ LOTU

Wstałem z samego rana i jak poparzony wyskoczyłem z łóżka, bo spojrzałem na zegar i uświadomiłem sobie, że powinienem wstać godzinę temu. W pośpiechu zapakowałem walizki do mojego ekskluzywnego samochodu- czarny golf 6, dostałem na 17 urodziny. Do podręcznego bagażu schowałem same najpotrzebniejsze rzeczy: najnowsze wydanie magazynu Playboya, lubrykant, drożdże w proszku, płyn do zmywania naczyń, sól do zmywarki, skalpel i mojego ukochanego pinku pinku- różowego misia, który udaje królika, ale tak naprawdę nim nie jest, posiada dwie osobowości zupełnie jak ja, on i ja dopełniamy się. Gdyby nie on pewnie ani jednej nocy nie byłbym w stanie odejść w objęcia morfeusza i przeżywałbym mój dzienny stres podczas nocy, ale to nie o pinku pinku jest te opowiadanie.
Nie pytajcie po co mi te rzeczy, po prostu bez nich nigdzie się nie ruszam, tym bardziej na inny kontynent.

-YEHET OHORAT, NO TO W DROGĘ- entuzjastycznie zatrąbiłem, a gdzieś w oddali usłyszałem echo mojej maszyny i krzyki "WYŁĄCZ KURWA TE PISZCZAŁKĘ". Odjechałem spod mojej zacnej willi zwanej blokiem z myślą, że nigdy więcej już tu nie wrócę. Miałem jeszcze w planach pożegnać się z Jonginem, a jeśli nie z nim to chociaż z jego bratem, ale miałem zbyt mało czasu i nie było mi dane. Rodzicom pozostawiłem wiadomość w formie karteczki na lodówce:

"Wyjechałem stać się legendą, nie szukajcie mnie.

PS. Nie wziąłem wszystkich ubrań, bo płaciłbym więcej za bagaż. Resztę moich rzeczy przyślijcie mi na adres, który przekaże smsem.

PS2. Tato wziąłem twoją kartę kredytową."

Nie dbałem o konsekwencje i tak już tu nie wrócę, a siłą mnie stamtąd nie zabiorą, w końcu jestem już dorosły. Przemierzałem właśnie najlepsze 50m w moim życiu, a mianowicie pod garaż(tak, tak zgadza się, na naszej wsi mieliśmy własny garaż, bo standardowy parking pod blokiem nie starczał na nasze ekskluzywne wozy), w końcu nikt samochodu z lotniska by nie odebrał, więc byłem zmuszony zadzwonić po taksówkę. Wybrałem numer do zaprzyjaźnionego taksówkarza(jedynego w okolicy), z którym byłem już na ty. Zwykle naliczał mi więcej niż innym klientom, ale wciąż wmawiam sobie, że to przyjaźń.

Chen Chen podjechał swoim jaskrawo żółtym samochodem prosto pod mój garaż.

"To gdzie jedziemy kierowniku?"- wyciągnął z ust kubańskie cygaro i uśmiechnął się zalotnie.

-"Port lotniczy Seul- Incheon"

"Ohohoohoho Sehunie moj kochany, taki kawał drogi to ja nawet za milion wonów nie przejadę, nie za takie pieniądze"

Wkurwiłem się, więc wysiadłem i trzasnąłem drzwiami, a gnój po prostu odjechał. Wkurwiony usiadłem na ziemi i zacząłem obmyślać niecny plan jak zniszczyć skurwysyna. Moim wiernym rumakiem udałem się do małego miasteczka, nieco większego niż wieś, na której mieszkam, a gdzie spodziewałem się zastać swoją ofiarę. Znalazłem się przy postoju taksówek, jebaniec był na samym końcu.

Podbijam do każdej taksówki i mówię "Siema Janusz, za 200wonów jedziemy za róg i robisz mi lodzika z połykiem, ok?". Każdy mnie wypierdala, plan powodzi się. W końcu docieram do ostatniej z taksówek gdzie czeka na mnie moja zdobycz. Wchodzę do środka, zakładam okulary przeciwsłoneczne po czym wyciągam szybko z torby duży plik banknotów, wyciągam je w stronę Chena i mówię: "na Port lotniczy Seul-Incheon poproszę".

-"Już się robi szefuniu"- wziął ode mnie pieniądze i schował pod fotel.

Gdy odjeżdżaliśmy, otworzyłem szybę. Wciąż w moich groźnych ciemnych okularach patrze na innych taksówkarzy miną Kwaśniewskiego widzącego ćwiartunie.

Jak już bezpiecznie dotarłem na lotnisko i czekałem na swój lot to znudzony zerknąłem na telewizor. Wiadomości, jakiś taksówkarz się powiesił. Ze mną się nie zadziera.
----
** http://youtu.be/xCwopWrWMw8
Dziękuje za gwiazdki i wyświetlenia. Mile widziane byłby komentarze. Do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro