3. Masturbacja i morderstwo
BUDOWA
JONGIN
Budowa naszej drogi dłużyła się okropnie. Jedynym plusem było to, że mogłem odpocząć od krzyków rodziców, bo oboje zajęci byli obserwowaniem robotników. No był jeszcze jeden plus... To już 6 dzień z rzędu od kiedy siedzę w krzakach i masturbuję się obserwując kierownika tej hołoty. Uzbierałem nawet na lornetkę i taki fajny szpiegowski mikrofon, co mi głos łapał z daleka.
Tego dnia także waliłem konia w buszu. I wtedy usłyszałem coś ciekawego. Mikrofon wyłapał moją księżniczkę (sporo się dzięki temu urządzeniu dowiedziałem), która mówiła, ze budowa na pewno się powiedzie, bo była u wróżbity Macieja, a on zawsze ma racje. Wpadłem na genialny pomysł. Jeszcze tego samego wydałem całą miesięczną pensję na przekupienie wielmożnego Macieja...
KYUNGSOO
Jak zwykle poszedłem do mojego doradcy królewskiego. To jedyna osoba, której ufam.
-Panie Macieju, jak moja przyszłość? Czy wszystko pójdzie dobrze? - zapytałem z ogromny szacunkiem.
-Oj źle to widzę mój Kyungsoo...
-O KURWA! CO SIĘ DZIEJĘ! JA PIERDOLĘ! CO TO SIĘ STANĘŁO! JESZCZE WCZORAJ MIAŁO BYĆ WYŚMIENICIE! - wydarłem się zaniepokojony.
-Kyungsoo, widzę dla ciebie dwie drogi. Albo prześpisz się z niejakim Kim Jonginem i zapewnisz sobie nieograniczone szczęście, albo nie wykorzystasz tej szansy i już nigdy nic w życiu ci się nie uda - Maciej powiedział to okropnie poważnie.
-Jak mam go znaleźć?
-Tak się składa, że posiadam jego zdjęcie...
Wróżbita przekazał mi fotografię mojego biletu na pieniążki i powodzenie.
-A więc ma mi tylko wsadzić, huh? - zapytałem sam siebie, a po chwili stanąłem jak wryty. Koleś, który właśnie mnie minął wyglądał identycznie jak ten na zdjęciu.
-POCZEKAJ! HEJ! Słuchaj, musisz mnie przelecieć - podbiegłem i pociągnąłem go za ramię.
JONGIN
Usłyszałem jakiegoś zjeba, który chciał się ze mną ruchać. Czy ja wyglądam jak dziwka? Mam inne problemy. Już miałem mu coś odwarknąć, kiedy moje usta zastygły w bezruchu po ujrzeniu przed sobą Do Kyungsoo, najwyższego majestatu świata. Nie spodziewałem się tak szybkiej reakcji, co nie znaczy, że mnie ona nie ucieszyła. Zgodziłem się od razu, a po chwili zmierzaliśmy do domu mego wybranka.
DOM KYUNGSOO
KYUNGSOO
Niejaki nagi Jongin przycisnął mnie do drzwi. Wykonując jakieś tańce pojebańce aka kocie ruchy ściągnął mi spodnie i majtasy. Najpierw bawił się moim kutasem. Lizał go, podgryzał, ssał... Było całkiem przyjemnie, ale ja chcę tylko, aby zapewnił mi dobrobyt seksem. Jednak on cierpiał na mózgochujozę i nie zrozumiał mojego żądania.
Wstał z klęczek i naparł na mnie. Znaczy dość entuzjastycznie pocałował mnie w usta. Robił to dopóki nie otworzył oczu (bo przymknął je przy pocałunku jak na tych filmach romantycznych). No ale jak otworzył oczy i spojrzał w moje niemal się zesrał ze strachu.
Kiedyś jeden z pracowników powiedział, że moje źrenice zawierają w sobie bestie od nocy straszniejsze i ciemniejsze. Kilka dni po tym miał jakiś wypadek i wypadł przez okno z czwartego piętra. Podobno ktoś go wypchnął, czy coś, ale nie znaleźli dowodów... Od tego czasu reszta roboli mówiła, że oczy me piękniejsze od gwiazd i milsze od małego kotka.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie Jongin. Podniósł moje nogi i owinął wokół swoich pleców. Przeraziłem się śmiertelnie, bo przecież mogłem zsunąć się i jebnąć dupskiem na podłogę, a stłuczona kość ogonowa to koszmar. Na szczęście ten pojeb przyciskał mnie do drzwi tak mocno, że o spadnięciu nie było mowy. Zamknąłem oczy w oczekiwaniu na fiuta w moim odbycie. Oczywiście się nie doczekałem. Owszem, wsadził mi, ale swoje pierdolone palce. Kim on niby jest, że odważa się wystawiać mnie na męki czekania? Chociaż małe rozciąganie by mi nie zaszkodziło. Oszczędziłbym na bólu. Jednak ten zjeb był tak beznadziejny, że po wsadzeniu dwóch placów w moją dupę zaciął się i staliśmy wieki w tym bezruchu. Ugh... Niech ten plebs po prostu wykona mój rozkaz. Chcę mieć to już za sobą. Czemu tak się stresuję?
-AUUUUU! - zawyłem.
Nie zauważyłem, kiedy wyjął palce, ale to, że wszedł we mnie to już poczułem. Tylko KURWA nie myślałem, że jest taki niewyżyty. Boli... A to był dopiero początek. Po chwili ruchał mnie niczym dziki zając w agreście. Starałem się być silny i nie płakać, bo wyszło by, że jestem ciota. Gdy modliłem się o koniec rozległ się głośny trzask. Cała ziemia się wywróciła do góry nogami. Znaczy przewróciliśmy się (chyba). Huk jak przy wystrzale z armaty. O CHUJ BOMBARDUJĄ!!! TERRORYŚCI!!! Świat wirował wokół mnie. Widziałem jakieś drewniane kawałki fruwające w powietrzu. Czułem, że spadam w otchłań piekielną. Dopiero po chwili zorientowałem się, że Jongin spada ze mną i swoim kutasem w moim kakaowym oczku. Chciałem coś powiedzieć, ale urwał mi się film. Ostatnie co pamiętam to to, że terroryści wybili szybę w oknie i zapewne zmierzali już w naszym kierunku.
JONGIN
Starałem się jak mogłem by przypaść do gustu mojej księżniczce, jednak ona była bardzo wybredna. Po okropnie długiej grze wstępnej uznałem, że widocznie moja księżniczka pragnie mojego drożdża. Napalona na mnie i nie może się doczekać. DAM CI TO CZEGO PRAGNIESZ KOCHANIE! Wsadziłem mu. Mocno, bez jakiejkolwiek delikatności. Potem zacząłem poruszać się w jego wnętrzu z iście szatańskim tempem. To będzie najlepsza chwila w jego życiu. Będzie błagał o więcej. W sumie to również najlepsza chwila MOJEGO życia. Zdobyłem go. W końcu wydostałem się ze strefy przegry... O KURWA!!! To zdarzyło się tak nagle. Drzwi nie wytrzymały mojej ogromnej miłości. Wyrwały się z zawiasów i przewróciły. Kyungiś (XD) i ja przewróciliśmy się razem z nimi.
I nie było by tak źle, gdyby nie fakt, że akurat te jebane drzwi były idealnie naprzeciwko schodów w dół. Wyciągnąłem rękę i próbowałem złapać się poręczy, ale "seks" z Kyungisiem wyczerpał limit cudów i zdążyć nie było mi pisane. Zatem zjechaliśmy na drzwiach niczym na rollercoasterze. Oczywiście moje życie zawsze kochało mnie dobijać niespodziewanymi atrakcjami, więc nie mogło skończyć się tylko na tym.
Po przejechaniu schodów nasz pojazd zapierdolił w sam środek wielkiego, stojącego lustra. A właściwie to głowa Kyungisia w nie zapierdoliła. Popłakałem się widząc strużki krwi spływające z jego głowy najeżonej kawałkami szkła. Ja tylko chciałem dać mu szczęście, a tymczasem go zabiłem. I w tym momencie dotarło do mnie, że pójdę za to siedzieć. NIE MOŻE TAK BYĆ! Wtedy Sehun miałby wyłączność na sprzedaż czapek na straganie. Wstałem jak oparzony. A właściwie chciałem wstać, bo mój dżordż utknął w jędrnym tyłeczku Kyungisia. Kurważ mać, jak ta dupa się mocno zacisnęła. URWIE MI KUTASA! POMOCY! Szarpałem się jak byk na rodeo, aż w końcu pytong wypełzł z jaskini lwa.
Intensywnie myśląc nad wybrnięciem od pierdla pobiegłem na górę i ubrałem się. Moją uwagę zwrócił barek wypełniony flaszkami. Mogę przysiąść, że nade mną zaświeciła się żaróweczka pomysłu. Wziąłem kilka butelek z brzegu i zbiegłem do miejsca zgonu. Cały alkohol wylałem na Kyungisia. Z jednej butelki zrobiłem "tulipana" i dałem mu do ręki. Przyjrzałem się. Po chwili dla lepszego efektu wsadziłem mu jedną z pozostałych flaszek w dupę. Nie było łatwo ją tam wepchnąć, bo zaciśnięta jakby ktoś kropelką sklei. Wiecie, "Co kropelka sklei, żadna siła nie rozklei". Hehe. Zabawny jestem.
-Wybacz, że Twoja śmieć będzie tak żałosna. Nie wymyślę nic lepszego, a za trupa to ja siedzieć nie będę, aż tak zjebany nie jestem - powiedziałem do niego, choć wiedziałem, że mnie nie usłyszy.
Rozejrzałem się. Drzwi wyjściowe. Kurde. Wiedziałem, że nie mogę tak po prostu wyjść. Jakaś życzliwa menda od sąsiada mogłaby mnie podjebać. Otworzyłem szafkę pod schodami w celu znalezienia inspiracji i wyjąłem z niej toporek. Nie bardzo wiedziałem, co Kyungiś mógł z tym robić, ale teraz nie miałem czasu o tym myśleć. Podszedłem do drzwi wyjściowych i rozjebałem je toporkiem. Idealnie. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem po kartkę.
-Dzień dobry, nazywam się Kim Jongin... Proszę o pilne wysłanie karetki na ulicę Grzybową 6... Mam tu rannego człowieka, który nie oddycha - z każdym kolejnym zdaniem w moich oczach zbierało się coraz więcej łez.
Nie bałem się już zamknięcia za kratkami, więc moje myśli skupiły się na śmierci miłości mojego życia. Zdechnę od nadmiaru wyrzutów sumienia.
Usłyszałem syreny. Po chwili weszli ratownicy. Popatrzyli się na mnie dziwnie i poszli zabrać Kyungisia. Dopiero wtedy zorientowałem się, że wciąż trzymam w ręce toporek.
-Przepraszam, chciałbym wysłuchać pana zeznań jako głównego świadka - wyrwałem się z zamyślenia i rozejrzałem. Kyungisia już nie było, a przede mną zamiast ratownika stał policjant.
-Ah, tak, jasne - skierowałem się za nim do radiowozu.
Następnie wytłumaczyłem mu jak to szedłem sobie ulicą z toporkiem udając Thora i że wziąłem toporek, bo bardziej przypomina ten wielki młot niż mój mały młoteczek, jaki posiadałem. No i jak tak szedłem to usłyszałem huk jakby atak Lodowych Olbrzymów właśnie się zaczął no to uznałem, że jako superbohater muszę to sprawdzić. Krzycząc jak Thor podbiegłem do drzwi, a że były zamknięte to otworzyłem je moim super młotem. Potem po sprawdzeniu przytomności tego obcego mi człowieka zadzwoniłem po kartkę.
Policjant podziękował mi za zeznania patrząc na mnie z politowaniem (nawet on uznaje mnie z przegrywa) i odjechał. Stałem chwilę patrząc za odjeżdżającym samochodem, a potem upadłem na ziemię płacząc.
SZPITAL
KYUNGSOO
Obudziłem się i nie bardzo wiedziałem, gdzie jestem i co się stało. Po wstępnej analizie pomieszczenia ze smutkiem odrzuciłem tezę, że zostałem porwany przez smoka i uwięziony w wieży, z której uratuje mnie jakiś książę. Byłem w szpitalu. W dodatku miałem podłączoną kroplówkę, respirator i jakieś inne kabelki. Zorientowałem się również, że cała moja głowa owinięta jest bandażem.
-CO MI SIĘ DO KURWY NĘDZY STAŁO?! CO JA TU ROBIĘ?! POMOCY! RATUNKU! CHCĘ SIĘ WIDZIEĆ Z DYREKTOREM TEGO BURDELU! - zacząłem umilać dzień pacjentom i personelowi w szpitalu.
Nie trwało to długo, bo po chwili do sali wpadł doktor dyżurny i kazał mi zamknąć mordę oraz odpoczywać. Ale kiedy spojrzałem na niego, zauważył z kim mówi i gadka się zmieniła. Znaczy wybąkał ciche "Przepraszam, ale proszę się zachowywać" i przeczytał mi zeznania jakiegoś Dżina (?).
Załamałem się. Co mi do łba strzeliło by wypić tak ciężko ukradzione trunki... Powiedziałem mu, że może cieszyć się moją łaską i dobrocią, bo za jego odzywkę powinienem skazać go na szafot, po czym dobrodusznie pozwoliłem mu dotykać mojego szlachetnego ciała (znaczy zbadać mnie i odpiąć te pierdółki). W trakcie wypytał mnie, czy pamiętam cokolwiek z wypadku. Tyle, że ja nie pamiętałem nic. Znaczy migało mi coś o terrorystach, ale ten plebs nie bardzo wierzył, że zbombardowano moje mieszkanie. Taki płytki rozum nie był w stanie zrozumieć zamachu na życie Księżniczki. Potem było jeszcze gorzej. Okazało się, że leżę tu już 5 dni i że poleżę jeszcze trochę, bo mój stan nadal jest niepewny. Przemilczałem to. Zemszczę się potem. Zniszczę ich za zmuszanie mnie do... CHWILA! PORWANIE! PRZECIEŻ TO MOJA ŻYCIOWA SZANSA! Natychmiast rozkazałem temu beznadziejnemu doktorowi opuścić moją komnatę, gdyż nikogo nie może w niej być, kiedy mój książę przyjdzie mnie uratować. To musi być czas tylko dla mnie i dla niego. Chciałem też, aby znowu mnie uśpili. Wtedy byłoby idealnie. Przeznaczony mi ukochany obudziłby mnie pocałunkiem. Mhhhmm...
____
Lekarz uznał zachowanie pacjenta za szok pourazowy i po ponownym podłączeniu Kyungsoo do sprzętu i zmienieniu mu bandażu opuścił pokój. Zalecił mu też zbytnie nie ruszanie się z łóżka i odpoczynek.
____
JONGIN
Martwiłem się o Kyungisia, ale też banan z mordy mi nie schodził z faktu, że żyje i że nic nie pamięta. Jeśli znałby prawdziwą wersję wydarzeń wkurzyłby się na mnie za zrobienie z niego alkoholika. Wyszedłby z tego niezły skandal. Ale w sumie nie zareagował na moje zeznania jakoś szczególnie.
Skąd wiem? zapytacie. Otóż nie mogę zostawić mojej księżniczki bez strażnika. Kyungiś leży na sali, w której znajdują się dwa łóżka i szczęściem to drugie jest puste, więc bez problemu mogę się pod nim schować bez obawy nakrycia przez jakiegoś dziada szukającego kapci. Dnie spędzam pod łóżkiem słuchając urządzeń kontrolujących stan zdrowia Kyungisia. Jego serce bije naprawdę ślicznie. Muzyka dla moich uszu. Natomiast w nocy wychodzę na korytarz szpitalny i załatwiam wszystkie potrzeby. To znaczy kupuję batona i puszkę pepsi w automacie na obiad oraz idę do kibelka. Potem wracam do pokoju, kładę się na pustym łóżku i walę konia do Kyungisia. Tej nocy nie było inaczej. Tyle, że najpierw musiałem poczekać, aż Kyungiś uwali dupę na wyrko i zaśnie, no bo przecież już wyszedł z narkozy.
Po zjedzeniu obiadu wróciłem do pokoju. Położyłem się na wolne łóżko. Moje serce wyskakiwało mojej klatki piersiowej. Już niedługo. Zawsze ekscytowałem się tak samo. To znak od Boga, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Wyjąłem więc drożdża i zacząłem się masturbować intensywnie wpatrując się w Kyungisia.
KYUNGSOO
Już prawie spałem, kiedy usłyszałem głos walenia konia. Nie mogłem w to uwierzyć. Może słuch mnie zwodzi. Lekko uchyliłem jedno oko i... KURWA, JAKIŚ ZWYROL MASTURBUJE SIĘ DO MNIE! W sumie fiuta ma całkiem spoko, ale to nie mój typ. W strachu przed gwałtem całą noc nie spałem i modliłem się do Boga, aby uratował mnie przystojny książę. Jednak żaden książę nie przybył.
Rano, gdy otworzyłem oczy, zboczeńca już nie było. Pamiętam, że wyglądał dziwnie znajomo, ale nie mogłem skojarzyć skąd go znam. Mimo wszystko nie zamierzałem spędzić w szpitalu kolejnej nocy. To przecież mogło się powtórzyć. Po dwugodzinnym błaganiu o wypis do domu w końcu udało mi się go dostać. Wyszedłem z tego domu strachów najszybciej jak się dało. Oczywiście najpierw ukradłem cały zapas mydła i srajtaśmy. Udało mi się też zwędzić trochę żarcia z szafek śpiących pacjentów. Darmowy obiad to zawsze coś.
Gdy wróciłem do domu okazało się, że nie mam drzwi wejściowych, drzwi do sypialni, lustra, mam podrapane schody i dywan ujebany krwią zmieszaną ze szkłem... Kurwa. Naprawa będzie kosztować.
Jednak szybko wpadłem na genialny pomysł. Świadek, był jakiś świadek, a więc to jego wina, że nie zapobiegł stratom. Jeszcze tego samego dnia napisałem pozew do sądu o zwrot za uszkodzenia mienia w moim domu z kieszeni świadka.
_____
Parę dni później Jongin został obciążony kosztami remontu "brutalnie zdemolowanego przez niego domu obywatela Do Kyungsoo".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro