Rozdział Trzydziesty Ósmy - Demon i duch studni łączą siły
Czarnowłosy mężczyzna powoli szedł w stronę wyłaniającego się już powoli pałacu. Słońce powoli zaczynało chylić się już ku zachodowi, a co za tym idzie przychodził czas na kolejną rozmowę. Może tym razem spróbuję go zastraszyć? Bawienie się z nim w kotka i myszkę coraz bardziej męczyło, zwłaszcza gdy upływający czas jedynie utwierdzał go w przekonaniu, że coraz ciężej będzie mu osiągnąć swój cel. Sam z całą pewnością nie dałby sobie rady, zwłaszcza gdy rozmyślał o ewentualnych scenariuszach. Wojna nigdy nie była jego szczególnie mocną stroną. Po tylu latach spędzonych na jednostkowym treningu był z całą pewnością wyjątkowo silnym wojownikiem. Ba! Był przekonany, że poza Shen Hua nie ma osoby zdolnej go powstrzymać. Czy jednak w starciu z całym wojskiem wciąż byłby w stanie to powiedzieć?
Powoli odszedł od rozmyślań. Jego oczy zaczęły błądzić po jasnej sylwetce złotego pałacu, który pod wpływem ciepłych, szkarłatnych promieni niemal płonął od barw. Z całą pewnością był to jeden z cudów współczesnego świata. Chociaż nie żeby to zbytnio obchodziło demona.
Niespodziewanie jednak. Usłyszał głośny dźwięk. Dobrze znajoma sylwetka jednego z czarnych duchów wyłoniła się z pobliskich krzaków, niemal wbiegając na swojego pana. Z całą pewnością nie zwiastowało to dobrze.
- Co się dzieje? - Zapytał, spoglądając na czarną kuleczkę, która niemal natychmiast zaczęła go ciągnąc w stronę światyni.
- Mistrz, duch, baam, człowiek? Demon! - Z pośród i tak trudnych do odczytania dźwięków, tylko tyle udało mu się zrozumieć. Wystarczyło to jednak, by nie tracąc czasu zrobić mały przeskok w przestrzeni.
Chwilę później gdy jego stopa dotknęła marmurowych płyt, do jego uszu dobiegła część rozmowy osób stojacaych w głebi sali.
- Czarny pies? - Mężczyzna w długiej szacie o białych jak śnieg włosach i zielonych kocich oczach dopytał ze zdumieniem. Stojący obok niego duchowni również nie ukrywali zdziwienia, zwłaszcza gdy przechodzili obok ogromnego wgniecenia w ścianie. Chłopak o piwnych oczach w tym czasie kontynuował.
- Tak, zagrodził drogę. Nie było jak uciec, mężczyzna nie pozwolił wykonać choćby ruchu - Powiedział z ogromną trwogą w głosie. Nie mniej jednak Shen Yuan wciąż nie rozumiał z tego zbyt wiele, no może za wyjątkiem opronego aktorzenia bruneta.
Kapłan słysząc słowa chłopca zmartwiony zaczął chodzić tam i z powrotem nieświadomie przygryzając końcówkę kciuka. Jego twarz wyglądała wyjątkowo żałośnie, podobnie zresztą jak te wszystkie tiki nerwowe. Czy naprawdę najwyższemu kapłanowi wypadało zachowywać się w taki sposób?
- Przeszukajcie całą okolicę świątyni! - Rozkazał po chwili władczym tonem - Jeśli wciąż gdzieś tutaj jest z całą pewnością go znajdziemy. Jeśli nie, wyślijcie najlepszych traseologów, ten pies musiał zostawić jakiekolwiek ślady! Musimy znaleźć Byakko za wszelką cenę.
Shen Yuan wyprostował się. Czy oni byli poważni? Który to raz zgubili już tego boga? Dodatkowo, czarny pies? Bestia? Czy zwykły zwierzak? Z całą pewnością nie ważne od szczegółów, wciąż wniosek pozostawał taki sam. Z całą pewnością musi go znaleźć.
Upewniając się, że większość zgromadzonych wyszła, niemal natychmiast wszedł do środka. Wbrew pozorom jego priorytety były nieco inne niż wszystkich szukających Byakko. Skoro zdążyła zgromadzić się tak pokaźna grupa, która dodatkowo przesłuchiwała jedynego świadka to z całą pewnością upłyneło już sporo czasu. Nie łudził się by choćby dostrzec cień rzucany przez opraców. Najwięcej wskazówek wciąż leżało jednak przed nim.
- To twoja sprawka?! - Głos za demonem, niemal kipiał ze złości.
Gdy Shen Yuan się odwrócił zdołał zobaczyć jedynie chłopca. Tego samego który jeszcze przed chwilą wyjaśniał sytuację kapłanowi. Wyjątkowo mu się poszczęściło.
- O czym mówisz? - Zapytał, podchodząc w jego stronę. Dopiero wtedy poczuł specyficzną aurę bijącą od tego dziecka.
- Doskonale wiesz o czym mówię demonie! Gdzie jest Byakko!? - Jego dłoń zapłoneła niebieskawą poświatą. Teraz mężczyzna był pewny, kto tak właściwie przed nim stał - Nie ignoruj pytania!
- Nie wiem o czym mówisz - Mruknął, spoglądając mu w oczy - Tyle co tutaj przybyłem. Co właściwie się tutaj stało?
- Ty cholerny... - Wycedził przez zęby, już gotowy do ataku, gdy niespodziewanie cofnął się dwa kroki łapiąc za rękę. Dzięki nieco odsłoniętemu rękawi, Shen Yuan niemal natychmiast rozpoznał "bandaż wiążący bóstwa". Widząc minę demona, ognik jakby nieco bardziej się wycofał. "Poprawna reakcja" - Pomyślał. Wydostanie się z tych jedwabnych okowów było w jego obecnym stanie niemożliwe. Standardowa pułapka na istoty pełne energii duchowej. Wystarczyło by raz opetło się wokół ręki i było w stanie wyssać dosłownie każdy rodzaj energii duchowej, czyniąc nawet bóstwo bezislnym. Przypominał przez to trochę bandaż przyłożony do rany tak, by spijał jak najwięcej cieknącej krwii. Nazwa jak nic oddawała potęgę tego rzadkiego przedmiotu.
- Radzę współpracować - Powiedział wyciągając miecz z pochwy przy pasie - Co tutaj się stało? Opowiedz wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.
Nie mając większego wyboru, nawet duch studni musiał odpuścić. Martwy z całą pewnością nie byłby w stanie pomóc Byakko, nie mówiąc już nawet o jego własnej chęci do życia. Wciąż zachowując bezpieczny dystans w końcu zaczął rozmawiać, opowiadając z najdrobniejszymi szczegółami przebieg walki, włącznie z nadludzką siłą mężczyzny z laską, która rzuciła nim k ścianę pozbawiając chwilowo władzy w kończynach.
- Był tylko on i ta bestia tak? - Dopytał dla pewności - Nie widziałeś nic więcej podejrzanego?
Ognik pokiwał głową.
- Ten czarny ogar pojawił się dopiero później, gdy kazałem mu biec do kapłana. Wcześniej nawet nie poczułem jego obecności.
Shen Yuan spojrzał po pobojowisku pozostawionym po walce. Nie wyglądało aby kłamał, ślady jednoznacznie wskazują na jego korzyść. Podobnie zresztą jak szczątkowe słowa ducha mu służacego. Jednak wciąż, stracił kolejne cenne minuty nie znajdując nawet jednej poszlaki gdzie mógłby przebywać ten nieszczesny bóg.
Spojrzał na ognika, po jego minie dość pewne było, jak bardzo bandaż wiążący bóstwa wyżynał mu się w ciało. Była to w końcu projekcja energii. Więc dosłownie z każdą chwilą coraz bardziej wtapiał się w jego skórę.
Nawet jeśli średnio go to interesowało, wypadałoby skończyć jego cierpienie.
Niespodziewanie chwycił za jego rękę. Zdezorientowany duch nie zdążył nawet uniknąć jego ręki, która dość mocno zacisnęła się na nadgarstku, podczas gdy druga podniosła miecz wyżej.
- Puszczaj ty-
Nim jednak zdążył dokończyć, jedwabna wstążka opadła na ziemię, przynosząc duchowi niebywałą ulgę. Zarówno na ciele jak i w umyśle.
- Byakko ma w zwyczaju dać się porywać co? - Zaczął starając się nie wyglądać na wrogo nastawionego. Zwłaszcza gdy wypatrzył w tym niezłą okazję.
- O czym ty mówisz? - Dopytał, wyrywając swoją rękę - Czyżby nie wiedział o sytuacji z powozem?
Z całą pewnością demon był niemal pewny, że bóstwo nie podróżowało tam z własnej woli. Podkrążone od narkotyków oczy, sucha skóra, identyczny bandaż wiążący bóstwa na rękach. Tak, napewno tamtego dnia przeciął niechcący coś równie upierdliwego. Jednak z jakiegoś powodu ognik nie wydawał się o tym wiedzieć. Nie widział tego? A może jeszcze się wtedy nie spotkali i bóstwo wojenne wolało przemilczeć to co tamtego dnia się stało?
Nie zależnie od przyczyn, wciąż nie widział potrzeby rozpowiadania o tym.
Utwierdzając się w swoich myślach, delikatne musnął palcami bliznę na ręce.
- Nie istotne - Odparł po chwili - Wiesz może w którą stronę się udali? - Duch studni jednak nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
- Nie ze mną takie numery! - Burknął - Naprawdę nie masz nic wspólnego z jego porwaniem? Ciężko mi w to uwierzyć.
Shen Yuan, musiał naprawdę nadwyrężyć swoją cierpliwość by nie wbić temu duchowi miecza wprost w między oczy. Żałosny mały duszek, który nie rozumie jak wielka przepaść ich dzieli a i tak próbuje mu rozkazywać. Wolne żarty!
Wciągając głośniej powietrze, rozluźnił uścisk na rękojeści.
- Gdybym go porwał, nie wracałbym w to miejsce tylko po to aby cię przesłuchać. Zwyczajnie zaszyłbym się z nim gdzieś w lesie i nie wysyłał swoich podwładnych aby go śledzili.
Duch studni prychnął.
- Zbyt przypominasz Shen Hua - Dodał, jednak w tej samej chwili ostrze z gładkim świstem zatrzymało się wprost pod jego gardłem.
- Nie porównuj mnie to tego śmiecia - Z chłodnych niebieskich oczu, pozostał jedynie kolor, który wydawał się być jednak intensywinejszy.
Dopiero po dłuższej chwili milczenia, opanowując emocje demon zabrał ostrze.
Jeśli by teraz go zabił z całą pewnością niemógłby później liczyć na przychylność Byakko. Pozostało mu więc jedynie wziąść głęboki wdech i liczyć, że nie odezwie się złośliwie w ciągu następnych kilku minut.
- Pomożesz mi go znaleźć. Macie pakt prawda? - Mruknął spokojniej, lecz wciąż ostro - Musisz jakoś czuć jego energię.
- To nie jest takie proste - Odparł, zaplatając ręce na klatce piersiówej - Byakko praktycznie nie ma aury, sam to chyba zauważyłeś prawda?
---
Wow! 4 tysiące wyświetleń!
To najwięcej jak do tej pory
(w kategorii autroskie)
Jestem wam niebywałe wdzięczna! Dzięki wam dużo łatwiej jest mi pisać nowe rozdziały. Zwłaszcza gdy zaznaczacie mi błędy jakie popełniam.
Być może dzięki temu pomysł z ewentualnym wydaniem tej novelki wejdzie w życie.
(Hah... nie powinnam tego mówić przy pierwszym drafcie co?)
Tak czy inaczej miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro