Rozdział Pięćdziesiąty Szósty - By stracić wiarę w bogów, należy poznać jednego
Duch studni leniwie przeciągnął się w miejscu, przewracając oczami. Shen Yuan również nie był zadowolony z tej szopki granej przez Byakko. Czy on na prawdę musiał zrobić wszystko aby utrudnić im wędrówkę? Byli już tak blisko! Zaraz za Ming droga stawała się krótsza i łatwiejsza, ale przez tego nierozważnego boga najwyraźniej będą musieli jeszcze trochę dłużej tutaj pozostać.
- J-ja dziękuję! - Mężczyzna szybko otarł łzy z oczu - Nikt wcześniej nie podjął się tego i myślałem że...
- Nic dziwnego, że nikt wcześniej się tego nie podjął - Mruknął demon, nieco sceptycznie - Ten dystrykt, należy do potężnych duchów, nie mówiąc już o bestiach czających się w okolicy, na prawdę dziwie się, że ludzie zdecydowali się założyć tu osadę.
Widząc minę Byakko, poczuł lekką satysfakcję. Wyglądało na to, że nieco osłabił jego pewność siebie. Może więc jeśli dalej tak pójdzie...
- Poradzimy sobie - Ku zaskoczeniu demona, mężczyzna mimo widocznej niepewności i tak stał przy swoim. Po prostu pięknie. Nie dość, że idealstyczny to brawury mu nie brakuje. Co raz częściej miał ochotę po prostu złapać go w jakiś słoik pieczętujący i tak go przenosić. W razie problemów zawsze może w końcu powiedzieć, że to zeszłoroczne kiszonki, których chce się pozbyć z całą pewnością zaoszczędziłoby mu to ogromnej ilości problemów.
Nastała cisza, najwidoczniej wielki bohater nie do końca przemyślał swoje następne kroki i pozwolił by niezręczna cisza zapadła między nimi. "No dalej? Co teraz zrobisz?" - Pomyślał Shen Yuan, uważnie obserwując jego minę. Musiała minąć dłuższa chwila nim w końcu nieco niezręczne wypowiedział:
- Pozwól, że na chwilę cię opuścimy. Musimy uzgodnić plan działania - Nawet jeśli poprosił o zgodę to wciąż, nie czekając szybko udał się w przeciwną mężczyźnie stronę. Sam ten widok był wystarczająco, żenujący aby demon nie wypowiedział ani słowa.
- Oczywiście.... - Wymamrotał niezręcznie, odprowadzając przybyszy mętnym wzrokiem.
Dopiero gdy cała trójka znalazła się z dala od wzroku i szeptu w końcu przyszedł czas na dyskusję, której z całą pewnością Byakko się nie spodziewał. Gdy tylko odwrócił się w stronę ducha studni i demona, niemal natychmiast został przyszpilony do ściany przez Shen Yuana, podczas gdy duch studni jedynie patrzył się na niego z ukosa.
- Co ty sobie myślisz? - Zapytał zirytowany czarnowłosy, nie pozwalając mu nawet na odpowiedź - Nie tak się umawialiśmy.
Nie mając oporu w duchu studni, któremu najwyraźniej również nie w smak było pomaganie tym ludziom, cicho przełknął ślinę. Dopiero po tym zdobył odwagę aby spojrzeć w oczy demona, które wbrew temu co się spodziewał, były po prostu zimne.
- Nie mogłem tego tak zostawić - Mruknął, nieco ciszej - To co ich spotkało było na prawdę okropne.
- I ty myślisz, że sobie z tym dasz radę? Nie umiesz nawet walczyć, a chcesz się mierzyć z takim poziomem duchów? Pomyśl chwilę!
Do rozmowy w końcu dołączył się duch.
- Umie walczyć, uczyłem go - Rzucił, podchodząc bliżej.
Ta wiadomość nieco zaskoczyła Shen Yuana, który z całą pewnością nie spodziewał się, aby te małe wątłe ramiona potrafiły jakkolwiek zrobić komuś krzywdę. To musiał być blef. Sama mina Byakko, była raczej wystraszona, nawet jak przypatrzył jej się z bliska, dostrzegł jedynie strach, który szybko przełożył się na bijące szybciej serce i czerwone rumieńce na twarzy. Szumiąca w jego żyłach krew wydawała według demona na prawdę głośny dźwięk.
- Ah tak? - Niemal bezszelestnie wyciągnął swój miecz, po czym złapał prawą ręką za dłoń Byakko - Jeśli jesteś w stanie choćby podnieść mój miecz, to będzie dobrze - Odparł dając mu do ręki ostrze, po czym się odsunął, na tyle, że mający z powrotem swoją przestrzeń osobistą bożek, odetchnął pełną piersią.
Wzrok ducha studni mówił tylko jedno.
Z całą pewnością, nawet nie podniesie go wyżej ziemi.
Dużo się nie mylił. Nawet po dłużej chwili zdołał unieść stal, na jedynie dwa może cztery centymetry.
- Umiem walczyć energią duchową - Próbował się bronić - Znam jedynie podstawy walki mieczem...
- Powiedz to duchowi czy bestii gdy - Nim minęła chwila, Shen Yuan stał już za Byakko trzymając swoją dłoń na jego szyi. Przerażenie mężczyzny, było na swój sposób bezcenne - Wbije ci kły właśnie tu. Tak samo jak Shen Hua.
Tym razem nie mam ze sobą odtrutki. Pamiętaj o tym.
- Odtrutki? - Zdziwiony, ostrożnie położył swoją dłoń, na niego chcąc ją zabrać, jednak ciekawość na niedługą chwilę go zatrzymała.
- Wtedy niemal dobiła cię trupia trucizna - Odparł, próbując zabrać swoją rękę, niespodziewanie jednak, Byakko mocno ją trzymał.
Dopiero po chwili Shen Yuan, zrozumiał jego dziwne zachowanie. Ręką, którą położył na jego szyi, była pokryta dużą ilością blizn po poparzeniu z tamtego dnia. On sam już niemal o tym zapomniał, jednak teraz, wspomnienia niespodziewanie odżyły, powodując lekką zmianę w jego nastawieniu.
- Wiesz co to za blizna? - Jego dłoń, nieco mocniej chwyciła szyję, podczas gdy duch studni uważnie się mu przyglądał. Nie był na tyle głupi by zaatakować zwłaszcza, gdy wystarczyłby jeden ruch, aby bożek pożegnał się z światem.
Prawdę mówiąc, on sam wciąż miał mu to za złe. Nigdy by się nie spodziewał, że kiedykolwiek ktoś z ciałem człowieka zada mu ranę, która zmieni się w pokaźną bliznę. Nawet najsilniejsze zaklęcia rzucane przez ludzi, jedynie raniły. Niedługo po tym nie było nawet śladu. To chyba był jedyny powód, dla którego Shen Yuan wciąż uważał, że Byakko nie jest zwykłym śmiertelnikiem.
- Wiem - Odparł spokojnie - Przepraszam...
- Jesteś głupi czy jak? - W jednej chwili zabrakło mu na niego słów. Czy on serio przepraszał, za obronę konieczną. To już się serio robiło za głupie! - Nigdy nie przepraszaj, za zatakwoanie kogoś, kto cię niemal zabił. Miej chociaż trochę tej boskiej dumy do cholery!
- Ale, nie chciałem aby ci została blizna - Ta odpowiedź, niemal zwaliła go z nóg. W jednej chwili odpuścił, już nawet nie trzymał jego szyi, po prostu przetarł dłonią twarz. Z każdą chwilą tracił co raz więcej wiary w bogów. A zwłaszcza w jednego, który nie widział nic złego w szczerym przeproszeniu demona. Nic dziwnego, że ten świat był tak bardzo spierdolony. Mało co ma prawo trzymać się przy takim patronacie.
- Czasami zastanawiam się jakim prawem jesteś bogiem wojny - Odparł duch studni, zaplatając ręce na klatce piersiowej - Nie widzę dosłownie żadnego podobieństwa między tobą a wojną. Prędzej nazwałbym cię bogiem nieszczęścia, albo pecha, albo nawet obu na raz.
- To nie było miłe - Odparł Byakko, na co duch studni niemal wybuchnął śmiechem.
Shen Yuan, nie miał nawet siły do komentowania tego całego zamieszania, co to w ogóle była za rozmowa. Ten mały idiota, był po prostu... Małym idiotą. Dlaczego on w ogóle dalej starał się mieć go po swojej stronie?...
Para zielonych oczu skrytych zza drzewem zamigotała.
---
Statystki "Jak Zostałem Bogiem" bez tego rozdziału. Nawet nie wiem kiedy tak dużo się tego zrobiło!
(Mały konkurs dla osób znudzonych (nagrodę się może później wymyśli haha))
Jeśli ktoś chce, może poszukać gdzie w novelce padł jeden znak azjatycki. Nie mam pojęcia niby gdzie mi się prześlizgnął-
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro