Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Pięćdziesiąty Ósmy - Im bardziej kochasz tym bardziej boli część 2

///UWAGA///

Dzisiejszy rozdział jest nieco "mocniejszy" niż pozostałe
OSOBY WRAŻLIWE NA KRWAWE OPISY NIECH LEPIEJ POMINĄ TEN ROZDZIAŁ

Niespodziewany pocałunek, zupełnie stłamsił jego jakąkolwiek linie obrony. Niesłychanie skutecznie pozbywając go woli walki. Pomimo silnego uścisku, który ich łączył, same usta nie zostawały drętwe, a wręcz przeciwnie. To nie był pocałunek pełen pasji, co najwyżej jego marny cień, który mógł być czymś na wzór klimatycznej gry wstępnej. Nie mniej jednak, na Byakko podziałał paraliżująco.
Ostre odnóża stworzenia wciąż wbijały się w ziemię za jego plecami, by w końcu nieplanowany atak na ślepo zupełnie stracił na intensywności. Czyżby istota się poddała?

- Wyjdź stąd - Nieco bardziej rozzłoszczony głos dotarł do ich uszu - Dam ci dwanaście sekund nim cię zabije. Pokonanie we właściwej walce, nie przyniesie ci aż takiego dyshonoru jak śmierć w tej dziurze.

Dopiero teraz, usta demona w końcu odpuściły, pozwalając Shi Shuanowi uwolnić się od natłoku myśli.

- Gdy policzę do trzech skaczemy w przestrzeni. Gdy zaklęcie się skończy, masz dwanaście sekund na szybki bieg. Nie dam rady znowu cię ponieść.

Byakko kiwnął głową. Jak to dobrze, że była noc. Dzięki temu, nawet demon nie mógł dostrzec jak bardzo czerwony i zakłopotany był mężczyzna. Nawet w obliczu zagrożenia wciąż jego myśli krążyły wokół tylko jednego. Tych zaskakująco delikatnych ust.

- Raz - Mówił szeptem, stawiając duże przerwy miedzy słowami. Nie był nawet przygotowany na to co miało się stać.
- Dwa - Shi Shuan również poczuł, jak bardzo nie był gotowy.
- Trzy.

W jednej chwili obydwoje ruszyli w szaleńczy bieg. Nie wiedząc nawet w którą stronę biec, mieli jedynie kilka sekund nim zdekoncentrowane monstrum zauważyło zmianę. Widząc je jedynie kątem oka, niemal natychmiast zrozumiał wszystkie obawy Shen Yuana. Wysoki na trzy metry, przednie kończyny jak i głowa należały do modliszki, podczas gdy dół pozostawał zniekształconą wersją ludzkich bioder i nóg, powykrzywianych w taki sposób, by ogromne cielsko nie załamało się pod własnym ciężarem.

- Więc była was tam dwójka! - Zachwyt wstąpił wraz z co raz bardziej poszerzającym się "uśmiechem" - Niech będzie! Polowanie będzie jeszcze bardziej owocne!

Demon ze złością mlasnął językiem, jednak nawet mimo ran nie przestawał uciekać, lejący się za nim czerwony ślad, pokazywał w jak bardzo kiepskiej sytuacji był. Czy mieli jakieś szanse w starciu z tym czymś? Z rannym demonem i nieporadnym bogiem wynosiły one mniej niż jeden procent. Nawet Byakko to widział, przez co jego serce biło nawet mocniej. Drugie pytanie, było mniej oczywiste. Czy był sens uciekać?
Nie znał w prawdzie siły tego czegoś, jednak patrząc po samych ranach Shen Yuana mógł dość szybko oszacować przepaść ich dzielącą. Na chitynowym pancerzu nie było nawet rysy po ostrzu. Znaczyło to, że demon nie trafił? A może po prostu była to skorupa tak twarda, że nawet uderzenie mieczem było jak delikatne muśnięcie piórkiem?
Czarnowłosy mężczyzna nie był wcale powolny, wręcz przeciwnie. Nawet z ogromną szramą na plecach dotrzymywał mu kroku w biegu, podczas gdy cenne sekundy upływały nieubłaganie.

- Dziesięć - Rozbrzmiał ten sam skrzeczący głos. Już tak mało czasu zostało? Nie zdążyli nawet zniknąć mu z pola widzenia. W takim tempie oboje zginą! Trzeba szybko coś wymyślić!

- Jedenaście.

Byakko szybko zahamował, pozwalając butem oderwać część trawy przy zwalnianiu. Wpadł na pomysł, najbardziej głupi plan na jaki tylko mógł. Czy jednak czasem nie to ratowało go ostatnimi czasy?

- CO TY WYPRAWIASZ!? - Demon spojrzał na niego niczym na szaleńca, którym niewątpliwie był.

- Dwanaście! - Wykrzyczał dużo głośniej wystrzelając niczym raca w kierunku mężczyzn, a dokładniej Shi Shuana.
Widok był z całą pewnością koszmarny.

- Uciekaj - Wykrzyczał Byakko, wykonując solidny zamach dłonią. Niemal natychmiast mur zrobiony z płomieni wzniósł się na tyle wysoko, by suche gałęzie drzew muśnięte duchowym ogniem stanęły w płomieniach, przed którym nawet ta maszkara musiała się zatrzymać.
Widział to już wiele razy, ogień który tak często ratował mu życie, był dużo bardziej efektowny na duchach i innych monstrach, dając im dodatkowe cenne sekundy ucieczki.

- Całkiem nieźle - Pochwała od takiej zjawy, wcale nie satysfakcjonowała Byakko.
- Jednak wciąż o tysiąc lat za wcześnie - Ogromne odnóża świsnęły z ogromnym zamahem w jego stronę.
Mimo szybkiej reakcji, demon nie zdążył dobiec nawet do połowy dzielącej ich trasy, ostre kończyny zjawy uderzyły z całym impetem w... okoliczne drzewo.
Byakko nie mógł opisać ulgi, jaka ogarnęła jego serce. Energia duchowa uformowana w ostry prąd powietrza, zadziałała znakomicie. Nawet jeśli nie wysłała z ataku z powrotem do nadawcy, wciąż wystarczyła by zmienić jego trajektorie, a tym samym uratować mu życie.

- Wspaniale! Młody kapłanie! - Głośny śmiech stworzenia, wybił z rytmu nie tylko Byakko, ale również demona. Co niby było w tym takiego śmiesznego?!
- Kto by się spodziewał! Że tak mierna istota może cokolwiek zrobić! Po prostu wspaniale! Ludzie są jednak najbardziej interesujący!

Chcąc wykorzystać powstałe zamieszanie, Shi Shuan niemal natychmiast rzucił się do ucieczki. Kto wie czy następny atak będzie w ogóle w stanie odeprzeć!
Niestety, odwracając się tyłem do humanoidalnej modliszki popełnił niewybaczalny błąd, który pewnie kosztował by go życie, gdyby nie szybka reakcja stojącego za nim Shen Yuana.
Przednia kończyna zjawy na amen zakleszczyła się na wysokości łokcia demona. Nie mogąc uwierzyć w to co widzi, jasnowłosy mógł jedynie się przyglądać, jak mięśnie powoli są przecinane pod wpływem nacisku. Krew lała się strumieniami, by w końcu po kilku sekundach, ręka demona opadła na podłoże niczym łodyga róży ścięta przy pomocy sekatora.

- Cholera - Głos demona się łamał, nawet jak dla niego utrata kończyny była zbyt dużym ciosem. Chwytając mocno za pozostałą część ręki, musiał wziąć kilka głębszych oddechów, by szybki skok adrenaliny wykończył jego życia przez wykrwawienie. Tymczasem, zjawa jak gdyby nigdy nic, wzięła odciętą kończynę do swoich owadzich ust, dokładnie ją przeżuwając.
Wstrząśniety bożek, mógł jedynie posłużyć za oparcie dla demona. Strach sparaliżował go niemal zupełnie. Ledwo rozumiał co się wokół niego działo, dosłownie jakby wszystko pędziło w dużo szybszym tempie niż on sam.

- Płynie w tobie krew, pana tych gór - Powiedziała maszkara, przerywając ciszę - Kto by się tego spodziewał, więc słowa rzucane na wiatr były jednak prawdą. Rzeczywiście Shan Wang spłodził z ludzką kobietą potomka! Co za niespotykany obrót zdarzeń! Czy więc zjedzenie ciebie nie da mi jego mocy? - Szaleństwo biło w parze zielonych oczu, niczym w oczach wygłodniałego psa patrzącego na kawałek mięsa. Sam widok tego przyprawiał o ciarki, nie mówiąc już o panice jaką musiało wybijać serce czarnowłosego. Jego zazwyczaj chłodny wzrok, zaczął z każdą chwilą jeszcze bardziej się ochładzać. Tak samo jak iskierka będąca niegdyś w jego źrenicach, niemal zupełnie zniknęła.

- Shan Wang nie jest moim ojcem - Rzucił na tyle głośno jak umiał - zjedzenie mnie nic ci to nie da. Wciąż będziesz słaby.

Niemal natychmiast złość przejęła rozbawiony ton zjawy.

- Co możesz wiedzieć o sile demonie! Jesteś słaby! Jesteś niczym więcej jak przeszkodą! Hańbą na honorze dla króla umarłych!

Demon jednak nic na to nie odpowiedział, był już zbyt słaby by się przeciwstawić, nawet słownie. Jego oczy same kleiły się do snu, mimo że jedyne co odczuwał to ból powoli zresztą kojony przez nastajacy chłód.
Byakko przyglądał się temu wszystkiemu w milczeniu, jaki sens miało wszczynanie z nim kłótni? Tylko pogorszył swoją sytuację. Nawet jeśli przerażony, wciąż nie zamierzał umierać tak szybko, tak samo jak nie chciał pozwolić demonowi umrzeć. Czując więc zbliżające się niebezpieczeństwo stanął między nimi. W ten sposób dokonał wyboru. Chociaż w tym życiu stanie na wysokości zadania i nie pozwoli umrzeć komuś na jego oczach. Był już nawet gotów podnieść wzrok by spojrzeć na maszkarę z nową siłą, a przynajmniej do czasu, gdy nie usłyszał słów dobiegających z lewej strony.

- Kochanie! - Słodki i delikatny głos kobiety, zaczął się zbliżać. Podobnie zresztą jak jej postura wyłaniająca się  zza drzew. Czemu Luo tu była?! Przecież to było cholernie niebezpieczne!

- UCIEKAJ SZYBKO - Wykrzyczał ile tylko sił w płucach, licząc że jego głos zdoła ją uratować.

Zjawa widząc jego reakcję uśmiechnęła się przebiegle, Shi Shuan nie zdążył nawet choćby jęknąć nim śmiercionośne odnóża złapały kobietę za ręce i nogi.

- PUSZCZAJ JĄ! - Głos Byakko drżał, podobnie jak serce, które wybijało niespokojny rytm w jego duszy. Z rannym demonem nie mógł nawet podbiec, zostawienie go tutaj dałoby temu czegoś kolejną ofiarę, a podłożenie ognia, strawiło by w płomieniach również kobietę. Nie ważne jakiej decyzji by nie podjął kończyła się ona nawet tragiczniej!

- Długo byłaś moją laleczką - Mruknął, obracając ją w swoich łapskach - Tyle lat czekałem by w tamtym mężczyźnie zrodziła się nienawiść gotowa do pożarcia. Jak wielka szkoda - Załkał sztucznie, podczas gdy krew skapywała w trawę.

- PUSZCZAJ JĄ POWIEDZIAŁEM! - Zdenerwowany, odłożył demona na ziemię i gotów był jednak zaatakować, gdy niespodziewanie rozległ się trzask łamanych kości. Kolejne kończyny spadły na ziemię, po raz kolejny ten sam schemat, maszkara znów delektowała się ciałem, tym razem jednak zaczynając od samej głowy. Kobieta nawet nie krzyknęła. Jej usta nie wydawały dźwięku gdy pożerana żywcem uśmiechała się szczerze. Co to do cholery było?!
Łzy zaczęły skapywać po policzku jasnowłosego boga, podczas gdy w jego duszy coś pękło.

Stworzenie żywiące się smutkiem, gniewem, czy żalem niemal pękało z rozkoszy, czując jak Byakko mimowolnie ogarniam złość. Taki rodzaj rekompensaty był dla niego godny poświęcenia swojej drogiej zabaweczki i tak zresztą tamten mężczyzna nie zamierzał znienawidzić swojej ukochanej, ba kochał ją przez te wszystkie lata gdy ona raniła go i zdradzała. Na samą myśl o tym duch runa leśnego czuł odrazę, niemal tak wielką jak chęć mordu ze strony tego samotnego człowieczka przed nim.

- No dalej! - Zawołał kończąc posiłek.
Niech deser przyjdzie do niego sam, tuż przed głównym daniem.
Na samą myśl o rozrywanym ciele demona poczuł niebywałą eksyctację.

Byakko  stał w bezruchu, patrząc się na niego z równie wielką nienawiścią co wcześniej. Jego oczy zamigotały nieco inaczej. Szkliste od łez, nagle zupełnie straciły ochotę na płacz. Nienawiść, powoli zmieniła się w spokój i opanowanie, czemu demon przyglądał się z niebywałym zaciekawieniem. To był chyba jedyny raz, gdy poczuł od niego tak intensywną świętą aurę.
Była spokojna niczym tafla jeziora, a równocześnie głęboka jak ocean. Takich rzeczy nie spotykało się nawet po tysiącach lat treningów i wyrzeczeń, nic więc dziwnego, że w pierwszej chwili zjawa osłoniła całe swoje ciało. Dopiero po chwili zdając sobie z tego sprawę.

- Ha! Na stare lata zupełnie głupieje. To tylko aura! Nie ma się czego obawiać - Mruknął pod nosem - Hej ty! Tracę cierpliwość! - Dodał dużo agresywniej.

Dopiero po tych słowach, Shi Shuan ruszył w jego stronę. Czuł się dużo spokojniej, mimo że całe jego serce w głębi duszy drżało. Nie zostało dużo czasu, nie dla Shen Yuana, dlatego ten jeden raz nie zamierzał czekać. Rzucił się w stronę maszkary, nie zważając na nic. Nie zatrzymały go nawet ostrza na kończynach tego czegoś. Ból był nie ważny, ten jeden raz, ból zupełnie się dla niego nie liczył. To było najwspanialsze uczucie jakiego doświadczył.
A przynajmniej tak myślał, do czasu gdy mieczem zapożyczonym od demoma przebił się przez pancerz ducha runa leśnego. Zatrzymując oręż przed najważniejszym organem poczuł niesamowitą satysfakcję. To był pierwszy raz, gdy przez drgania ostrza "słyszał" bicie serca, na swój sposób było w tym coś niebywale pociągającego i podniecającego jednocześnie.
Nagle do jego głowy wpadła myśl,
to co było rdzeniem tej zjawy, nie mogło być ani trochę bliskie temu co uznałby za serce człowieka. Musiało to być coś bardziej obrzydliwego, obskurnego i złego. W jednej chwili zabiło to całą przyjemność z zabawy, dlatego nie wahając się dłużej przebił je na wylot.
Stuk puk.
Stuk puk.
Stuk puk.
I zapanowała cisza.

---
*Otwiera kącik dla osób wrażliwych na krzywdę fikcyjnych postaci*
🫓🥞🧇🥨🥯🥐🥠🍦🧁🍰🍪🍩🍭🍬

(Przepraszam za jakość dzisiejszego rozdziału. Chyba niedługo zatrudnię sobie pełno etatową betę do korekty haha)




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro