Rozdział Piąty - Bóstwo w opałach oraz pijacka wrzawa
Małe zwycięstwa nie raz wywołują na twarzach uśmiech. Jednak drobne porażki bolą nie raz tak samo jak zupełne roztrzaskanie wszystkich marzeń, zwłaszcza gdy są one skumulowane. Tym razem nie było inaczej. Shi Shuan zaczął pałać żywą nienawiścią do każdej okolicznej świeczki, nieważne czy była ona zapalona, czy zgaszona. Każda jednoznacznie kojarzyła mu się z jego porażkami. W pewnym momencie zaczął nawet celowo gasić wszystkie napotkane światła, co dość szybko przykuło uwagę zarówno kapłanów jak i osób go mijających z początku myślano, że był to chwilowy kaprys, jednak gdy zauważono ogromną ilość zgaszonych świec, już nawet nie kłopotano się ich zapalać bez większego powodu. Skoro i tak zostaną zgaszone, dlaczego więc nie zostawić ich w takim stanie?
Dzięki temu część pałacu pogrążyła się dużo szybciej w wieczornych ciemnościach.
Jednak taki stan miał swoje plusy. Dzięki swojej małej mani, Shi Shuan nauczył się poruszać w zupełnych ciemnościach, nie potykając się o okoliczne meble, co jednak dla większości osób dalej stanowiło sporą przeszkodę.
Tego wieczora również tak było. Byakko równie szybko jak wyszedł z pokoju, znalazł się przed biblioteką, bez większych problemów gubiąc kolejną siedzącą go osobę. Przy pamiętnym stoliku, jak zwykle czekał na niego Zhen Yu ze swoim przyjaznym uśmieszkiem.
- Trochę się spóźniłeś - Powiedział podnosząc głowę z dłoni.
- Nie mogłem znaleźć książki - Odpowiedział beznamiętnie odkładając ją na blag - Dalej nie mogę poradzić sobie z tą głupią świeczką.
- Hej gdzie ci tak spieszno? Masz jeszcze kilka tygodni do egzaminów praktycznych. Na pewno zdążysz - Rzucił Lekko opierając się jeszcze bardziej o oparcie krzesła - Jak nie zdążysz, to zawsze możesz podejść do egzaminu w przyszłym roku.
Nawet jeśli żaden egzamin go nie naglił to jednak dalej, poczuł się lekko urażony. W takim tempie nie nauczy się niczego pożytecznego, czego mógłby wykorzystać choćby i nawet do ucieczki!
- Pocieszające - Warknął, otwierając książkę na jednej z pierwszych stron. Co prawda nie mógł żadnego z zaklęć użyć przez to zamieszanie ze świeczką, jednak wciąż nikomu nie zaszkodzi pouczyć się na zapas.
Zhen Yu spojrzał na niego spod uchylonych powiek, nieco się uśmiechając.
- Nie ma co być wkurzonym na zapas. Jeśli nie będziesz się uśmiechał to z całą pewnością żadna panienka cię nie zechce~
"Jeszcze, żeby miało to znaczenie w mojej sytuacji" - Odburknął w myślach, pochylając się nad książką tak, aby Zhen nie widział jego pogardliwego uśmieszku.
W poprzednim życiu jakoś też niezbyt interesowały go sprawy związkowe. Co w ogóle oznaczał związek? Głównie obowiązki i obietnice, których nigdy się nie dotrzymuje, kobiety może i są ładne, ale nie należy zapominać, że również mówią.
Z takim podsumowaniem nawet nie zauważył, jak ich wspólny czas na uczenie się minął. Proste dwie godziny przeznaczone na czytanie i analizowanie poszczególnych słów w celu zrozumienia sensu, czy jednak opłacalne? W Końcu jeśli dalej będzie mu szło równie owocnie jak teraz to kwestią czasu jest nim wszystko zatoczy koło. Tym razem może uda mu się zostać, jakimkolwiek zwierzęciem?
Jego kroki odbijały się stukoczącym echem po korytarzu. Jak zwykle panującą tam grobowa ciemność nawet nie przeszkadzała mężczyźnie w stawianiu kolejnych kroków. Znał już te trasę na pamięć, podobnie zresztą jak większość zachodniej części pałacu.
Stuk, stuk, stuk...
Coś się nie zgadzało. A dokładniej cichy pogłos, który nie był zgrany z jego krokami. Czyżby ktoś jeszcze szedł z nim w ciemnym korytarzu?
- Zhen Yu? - Zapytał, stając w miejscu. Jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi, podobnie zresztą jak odgłosów stukania. Może mu się tylko wydawało?
Nim jednak zdążył przejść kilka kolejnych kroków, poczuł, jak coś zacisnęło mu się na szyi, odbierając dech.
~~~
Pijacka wrzawa na dobre się rozpoczęła pod szyldem pijalni ze złotym orłem w godle. Tego dnia wielu znamienitych gości jednogłośnie dyskutowało na jeden temat.
- Księstwo Ju upadnie w najbliższych dniach - Rzucił upijając łyk krwisto czerwonej cieczy z kieliszka - Nie ma co do tego wątpliwości, zwłaszcza skoro tą całą bandą włada ten idiota.
- Idiota? To brzmi zbyt pieszczotliwie, imbecyl i kurwiarz! A do tego uzależniony od opium - Na całą sale rozległ się jednogłośny śmiech.
- Jak żałośnie dla tej, która będzie musiała się z nim użerać. Chociaż czy którakolwiek go zechce gdy straci wszystko? - Zapytał ironicznie mężczyzna z rogiem z prawej strony głowy. Cała sala ponownie mu przyklasnęła.
- Właściwie to słyszałam, że najwyższemu kapłanowi udało się przyzwać boga wojny - Dodała od niechcenia kobieta stojąca za barem - Jednak ile w tym prawdy to nie wiem.
- Kapłanowi? Masz na myśli tego z Ming?
- Nie wiem, tak jedynie słyszałam - Odwróciła się przecierając szklankę.
Minęła dopiero chwila, nim jedna ze zgromadzonych osób kontynuowała.
- W prawdzie teraz gdy tak myślę, to słyszałem coś podobnego. Ale czy naprawdę książę Ju wydałby taki rozkaz?
- Z jego inteligencją to raczej wątpliwe - Wtrąciła kolejna osoba - Prędzej pomyślałbym, że to zasługa jakiegoś generała czy może samych kapłanów. Chociaż kto by w ogóle miał siły poddać się takiemu rytuałowi?
Osoba siedzącą z tyłu wypiła kolejny łyk trunku.
- Najwyższy kapłan podobno jest silny. Jako dziecko pomóc potrafił nieść dwa powozy i to tylko siłą ducha!
Cała sala ponownie ryknęła śmiechem. Nikt nie traktował na serio większości z tych rozmów. Słowa wypowiadane w lekkości bez opamiętania, jedne dla chwilowej sławy inne dla zabicia czasu. Czasami nawet zdążały się tak nierealne historie, w które ciężej było uwierzyć niż wyśmiać. Tego dnia też tak było, wszyscy nie traktowali opowieści o domniemanym pojawieniu się boga na poważnie. Za wyjątkiem jednej osoby siedzącej tuż przy ladzie. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna jedynie parsknął, odkładając nieskończone naczynie, po czym oblizując wargi, wygiął je w szyderczym uśmiechu.
- Jak więc myślicie? Jakie bóstwo ten tchórzliwy książę mógłby przyzwać?
- On? Bóstwo picia i zabawy, tylko po to, aby uraczyć swoje niezaspokojone ego dużą ilością trunku - Rzucił młodzik.
- Młody coś racji ma! Jednak aby wygrać bitwę, prędzej przyzwałbym Bishamonten albo Byakko.
- Bishamonten i Byakko? Myslisz, że ktokolwiek miałby tyle mocy, aby przyzwać kogoś z wielkiego panteonu. Prędzej uwierzyłbym, że twoja córka się nie kurwi.
Od słowa do słowa zaczęła się bójka. Która niemal zupełnie przysłoniła oddalającego się mężczyznę.
---
Mam nadzieję, że miło mija wam weekend.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro