Rozdział Osiemnasty - Z deszczu pod rynne
Na wstępie chciałabym się czymś pochwalić, mianowicie prześlicznym rysunkiem autorstwa -Chleb-
Rysunek przedstawia ducha studni w ludzkiej wersji! Po prostu wow!
A teraz przechodzimy do rozdziału~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myśli kołatały w jego głowie gdy w końcu zmęczony tym wszystkim postanowił usiąść w pobliskim do nietypowych drzwi pokoju. Jeśli to wszystko było prawdą, coraz mniej podobałoby mu się układanie się z tym demonem. Czemu nic nigdy nie może być prostsze?
Czemu nie mógłby w końcu uciec i zaszyć się gdzieś licząc na lepsze życie, nie koniecznie pełne wojen, kłamstw i oczekiwań, których sam nie może spełnić. Dzieciaki są w błędzie, zazdroszcząc wspaniałym bohaterom ich żyć i mocy. Nie zawsze mając autorytet i moc wszystko będzie układać się po twojej myśli! Ba! Właściwie to zawsze skończysz jako popychadło dla wszystkich, powinieneś być w stanie odsunąć bez większego problemu. Sprzeczność, która powinna zostać nazwana efektem bohatera. Im więcej mocy masz, tym bardziej jesteś z nią bezsilny.
Niespodziewanie jego rozmyślania przerwał duch, który bardzo ostrożnie chwycił za jego szatę tak, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Niewielki czarny dymek przypatrywał się Shi Shuanowi od dłuższego czasu, jednak dopiero teraz niespodziewanie, jakby wyczuwając jego emocję, postanowił lekko pogładzić go po łydce.
Nie taki diabeł straszny jak go malują - Pomyślał wzdychając ciężko. Coraz częściej miał wrażenie, że te wszystkie duchy w posiadłości były najbardziej szczerymi stworzeniami, z jakimi tylko miał do czynienia w tym pokręconym świecie. Czując się rozczulony, niewiele myśląc, chciał pogłaskać ducha, który jednak jak można było się spodziewać, bardziej przypomniał parę ulatniającą się z garnka niżeli właściwe ciało stałe. Nie mniej jednak duch jakby doceniając gest, wydał z siebie nieco mruczący dźwięk, który przypominał coś w stylu połączenie papugi z kotem.
To z całą pewnością pomogło mu się uspokoić. Jeśli to wszystko było prawdą, nie było na co czekać, jednak nie można było działać też jawnie. Tym razem nie będzie pchał się wprost w łapy niebezpieczeństwa. Zamiast tego tym razem bezpieczniej będzie poczekać do nocy, gdy znużony snem demon zaśnie, pozwalając sprawdzić, co tak właściwie kryje się za tymi drzwiami.
Niespodziewanie jednak rozległo się pukanie do drzwi.
- Zajęte - Mruknął - Proszę znaleźć sobie inny pokój - Odparł nieco kpiąco, jednak nawet to nie zatrzymało demona przed wtargnięciem do pomieszczenia. Niebieskie oczy pobłądziły chwilę po Byakko, nim w końcu ich właściciel się odezwał.
- Chodź, czy dalej zamierzasz tutaj siedzieć i nie wychodzić na słońce?
Shi Shuan wzdrygnął się nagle.
- Nie ma po co! - Odpowiedział nerwowo - Wystarczająca ilość promieni słonecznych dostaje się przez okna.
- Niestety nie masz wyboru, czy chcesz, czy nie idziesz ze mną na zewnątrz - Mruknął chwytając go za przedramię zdrowej ręki. Nie mając czym, właściwie się opierać jedynie nogami ostro zamierał się przed wyjściem.
- O co ci chodzi?! - Powiedział, czując jak więcej kropel potu, spada z jego skroni. Samo wyobrażenie sobie wysokości, na jakiej się znajdowali, przyprawiało go o zawroty głowy, co dopiero ich widok!
Demon jednak ignorując pytanie, ciągnął go dalej, aż w końcu znaleźli się przed drzwiami niczym niewyróżniającymi się od reszty, znajomy wzór pnącza winnego jedynie zdezorientował mężczyznę na tyle, by został wypchnięty przez framugę, nim zdążył jakkolwiek zaprotestować.
Jedyne co mógł zrobić to mocno zacisnąć powieki, by nie zobaczyć niczego.
Ta cała sytuacja wywołała na twarzy demona małą dezorientację.
- Czy ty boisz się czegoś? - Mruknął, stojąc obok niego.
- NIE!
- Dlaczego więc nie otworzysz oczu? - Prychnął, idąc kilka kroków w przód. Odgłos uginających się desek z pewnością nie należał w tym wypadku do najprzyjemniejszych.
Chcąc jednak zachować pozory, po krótkiej chwili starał się zmusić do otwarcia oczu, co wyszło mu z trudem, wyglądając komicznie. Oślepiony przez jasne światło miał jeszcze krótką chwilę nim w końcu zobaczył, co znajdowało się przed nim.
Czuł, jak jego siły powoli wracają. Przejście przed całą posiadłością było na tyle duże, aby nie widzieć krawędzi. Jednak wciąż, pomimo że oddech już chwilę temu się uspokoił, jego serce niemal umierało ze strachu.
- Po co mnie tu wciągałeś? - Powiedział jak najbardziej spokojnie, podchodząc do skalnej ściany po prawej stronie.
- Właściwie bez powodu - Zręcznie skłamał - Jednak jak widzę, wcale nie chciałbyś tu być.
Opierając się o ścianę, westchnął. Nie chciał tak łatwo zdradzać swojej słabości. Sam fakt, że bał się wysokich miejsc, był już wystarczająco nużący. Zwłaszcza gdy chodziło o niezbyt wysokie miejsca, pokoju piętrowych łóżek i drabin, które i tak wywoływały w nim wielki lęk od dzieciństwa.
Shen Yuan jednak nie zamierzał dać za wygraną.
- Czy ty boisz się wysokości? - Dopytał, jednak nawet po kilkukrotnych zaprzeczeniach nie wydawało się, jakby mu wierzył, zamiast tego wręcz czerpiąc satysfakcję z męczenia go pytaniami, w pewnym momencie nawet próbując zmusić do podejścia do barierki po drugiej stronie platformy, jednak tym razem ku jego niepocieszeniu nie przyniosło żadnych rezultatów.
- Już po prostu daj mi spokoj - Powiedział, nie wytrzymując wzrastającego w nim napięcia. Był o krok od stracenia zmysłów, więc niewiele myśląc, najostrożniej jak mógł szybkim krokiem, udał się do wnętrza budynku. Z początku demon nie poszedł za nim, jedynie patrząc na drzwi, za którymi zniknął. To była z pewnością niespodziewana reakcja. Prędzej zakładał płacz, albo krzyk, do czego zawzięcie chciał doprowadzić. Wychodziło jednak na to, że musiałby, bardziej się postarać chcąc poznać jego granice.
Dzięki temu przynajmniej był już pewien, co będzie robił jutro.
~~~
Gdy nastał próżny wieczór, oczy Shi Shuana wcale nie kleiły się zmęczone. Cały czas miał on w głowie słowa tego mężczyzny i ducha, który nie dawał znaku życia. Czy to, co robił, było do końca mądre? Czy jego sen mógł przewidzieć, co się wydarzy i rzeczywiście zostanie przez niego uduszony w męczarniach?
Strach przed bólem paraliżował jego chęci, podczas gdy zmartwienie i poczucie winy chciały pchać go do przodu.
- Jeśli nawet po tym nie nazwiesz mnie głupim, to na pewno ja sam to zrobię - Mruknął w przestrzeń jakby mówiąc do ducha studni, po czym wyszedł, idąc przez ciemny korytarz.
Zatrzymał się dopiero przed drzwiami, ostrożnie chwytając za klamkę, aby otworzyć drzwi. Niestety jednak coś nie pozwoliło mu ich otworzyć.
Poczuł się tak głupio, gdy zdał sobie sprawę, że drzwi cały czas były zamknięte na klucz.
Kolejny problem pojawił się tak niesłychanie szybko. Po prostu cudownie!
Nie było teraz innej opcji jak poszukać klucza, który najpewniej znajdował się w pokoju Shen Yuana. Prawdę mówiąc, nie miał on nawet pewności czy jego kroki po korytarzu go nie obudziły, a co dopiero będzie gdy zacznie myszkować. Nie mógł się teraz wycofać. Na pewno nie gdy podjął decyzję, więc po raz kolejny zbierając w sobie siły, najciszej jak umiał wybrał się w stronę pokoju demona, ostrożnie uchylając drzwi. Na jego szczęście, posłanie mężczyzny znajdowało się w prostej linii do drzwi, więc kontur twarzy pogrążonej w głębokim śnie uspokoił jasnowłosego.
Powoli wszedł do środka, zostawiając drzwi uchylone na tyle, by nie rozległ się trzask przy ich zamykaniu. Teraz zaczęła się właściwa misja. Najciszej jak tylko umiał Shi Shuan zaczął przeglądać pobliskie pułki, stolik, książki, kilka zwojów i mniej oczywistych miejsc pokroju wazonu czy świeżych kwiatów, przynajmniej tego nauczyły go filmy. Niestety jak to zwykle bywa, film niejednokrotnie różni się od rzeczywistości, zwłaszcza gdy mówimy o dziwnym świecie pełnym bogów i magii.
Nagle jednak kątem oka dostrzegł błysk. Niby mały, i ledwo widoczny, jednak z pewnością było to coś metalicznego. Shi Shuan niemal zamarł, dostrzegając klucz na szyi mężczyzny.
Ze wszystkich Hollywoodzkich scenariuszy, dlaczego ten najtrudniejszy musiał się ziścić.
Twarz Shen Yuana wyglądała jak marmurowa rzeźba gdy spał. Chłodna i daleka jak jego codzienna maska, ale zarazem nadwyraz spokojna jak u dystyngowanego cesarza. Takie połączenie trafiało się raz na tysiąc lat, nieco onieśmielając do podejścia. Aż szkoda było, że był to tylko bezwzględny demon.
Shi Shuan nachylił się nad nim ostrożnie, wyciągając dłoń w stronę jego szyi, był kilka centymetrów od klucza gdy niespodziewanie, mężczyzna, zaczął się przesuwać, na tyle by wystraszając Byakko, ten wylądował drugą dłonią po jego prawej stronie. Teraz jego ręce znajdowały się z obu stron ramion, a on sam niemal zszedł na zawał gdy ich twarze dzieliło nie więcej jak kilkanaście centymetrów, powodując nieznaczne zaczerwienienie na twarzy Byakko. Stres niemal zupełnie zemdlił jego umysł.
Nie chcąc ryzykować, w końcu wrócił do poprzedniej pozycji, ostrożnie chwytając za kluczyk, po czym nożykiem najdelikatniej jak tylko potrafił, przeciął sznureczek, na którym wisiał.
Nie można było opisać ulgi, jaką poczuł gdy w końcu wyszedł z pokoju, trzymając w dłoni klucz. Ostatnim krokiem było otworzenie drzwi. Na szczęście znaleziony klucz okazał się pasować jak ulał do dziurki, przez co już chwilę później mężczyzna znalazł się w dość dobrze zagraconym pokoju. Wyglądało to bardziej jak składzik, a nie coś, czego można było się spodziewać po Shen Yuanie i jego tajemnicach.
Nieco zawiedziony jednak wkrótce zmienił zdanie, gdy obok jednej z półek zobaczył niewielką klatkę, w której siedział dobrze znany mu ognik.
- Duchu studni! - Wyszeptał, podchodząc bliżej klatki, jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Zmartwiony wziął klatkę na ręce, rozglądając się w poszukiwaniu klucza do niej, jednak niestety nie wyglądało na to, aby miał znajdować się gdzieś obok. Chcąc poszukać klucza na zewnątrz, mężczyzna ostrożnie wyszedł z klatką na korytarz, gdzie napotkał czarny dymek, którego oczy przenikliwie wpatrywały się w niego i klatkę.
- Hej, co tam? - Wyszeptał, na co duch odpowiedział głośnym piskiem.
Teraz Shi Shuan wiedział, jak wielki błąd popełnił, nie mając wiele czasu, pobiegł w stronę drzwi, w ramionach mając klatkę z duchem.
Niemal czuł, jak serce wędruje mu do gardła, gdy zaczął słyszeć kroki za sobą.
Jednak najgorsze było dopiero przed nim, nie wiele myśląc, postanowił zaufać swojemu instynktowi, gdy wybiegając przez wyjście, zamknął oczy.
Miał przed sobą około czternaście metrów prostej drogi, potem zaczynały się schody, których nawet nie widział, to aż prosiło się o katastrofę!
Biegł przed siebie cały czas z zamkniętymi oczami, cały czas słysząc kroki za sobą. Niewiele myśląc, postanowił podpalić część drogi za nim. Ku jego szczęściu chyba to zadziałało, bo kroki ustały.
- Byakko! - Shen Yuan wykrzyknął, próbując przedostać się przez wysoki pas płomieni.
Niestety jednak Shi Shuanowi, nie udało mu się poprawnie wyliczyć, ile metrów zostało i po chwili już był bliski spotkania z podłogą. Niespodziewanie jednak czyjaś ręka powstrzymała go od upadku. Wystraszony spojrzał w końcu, tylko by zobaczyć tam znajomą twarz mężczyzny z biblioteki.
- Chodź za mną - Mówiąc to, pociągnął go za sobą, przez co nawet nie zdążył skupić się na tym gdzie się znajdował, próbując rozpaczliwie nadążyć za niemożliwym tempem czarnowłosego, który w jednej chwili znalazł się z mężczyzną w jakimś lesie. Nie mogąc w to uwierzyć, mężczyzna mocniej ścisnął klatkę, rozglądając się wokoło.
- Przepraszam, że tak nagle zmniejszyłem odległość, jednak ten demon szybko by nas dogonił - Odparł z uśmiechem odwracając się w stronę Byakko.
- Nie, to nic - Mruknął wciąż będąc pod wrażeniem zaklęcia.
- Cieszę się, że najwyższemu nic już nie grozi - Dodał przyjaźnie - Teraz możemy wrócić do kapłana Ming!
Shi Shuan momentalnie poczuł, jak w jednej chwili opuszczają go wszystkie siły.
---
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro