Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Dwudziesty Ósmy - Znajomy głos w głowie

Wyruszyli w drogę, która dla Shi Shuana, zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Żadnych znajomych obrazów, co najwyżej kula potoczków płynących niezależnie wąskimi korytami dawnych rzek. Nie był to specjalnie interesujacy widok, zwłaszcza gdy po kilku godzinach drogi, czuł że plecy już dawno odmówiły mu posłuszeństwa, wręcz cudownie!
Nie było jednak co narzekać, wśród żołnierzy znajdowały się całe jednostki poruszające się pieszo. Bardziej niż współczuć, Byakko czuł do nich ogromny szacunek, w końcu jak wielu zdecydowałoby się iść choćby kilkanaście kilometrów? Nie mówiąc już o takiej odległości. Wedle słów jednego z dowóców, a właściwie to był to mężczyzna z charakterystycznyn wąsikiem. Twierdził, że do królewskiej stolicy zostało nieco ponad tydzień jazdy konnej, czu jednak uwzględnił w swoich obliczeniach również idących żołnierzy? Wszystko miało okazać się w praktyce, zwłaszcza gdy pierwsi ludzie zaczęli zgłaszać dyskomforty i porblemy z bolącymi nogami. Można było zignorować dwa czy osiem, jednak gdy sprawa zaczynała dotyczyć kilku tuzinów, wszyscy zadecydowali o godzinnym postoju, który miał mieć miejsce przy samotnym wzgórzu.

- Najwyższy czegoś potrzebuje? - Miły głos wyrwał go z zamyślań. Dopiero wtedy zauważył znajomą sylwetkę kapłana uśmiechającą się w jego stronę - Zawsze można  też...

Shi Shuan pokiwał przecząco głową. Prawdę mówiąc jedynym czego chciał, to chociaż jednej luźnej rozmowy bez jakichkolwiek tytułów. Czy tak ciężko jest zrozumieć, jak bardzo nienawidził takiego zwracania się do niego? Zwłaszcza gdy ani trochę nie zasługiwał na żadno z rzeczonych słów, najwyższy? Bóstwo? Byakko? Które z tego było w ogóle adekwatne do niego? Mentalnie dalej był jedynie chłopaczkiem z liceum, dodatkowo takim nieciekawym, którego każdy unikał jak ognia. Teraz to wszystko jedynie go przytlaczało.

Niedługo później, przed jego twarzą pojawiło się nieduże naczynie. Gdy podniósł wzrok, zobaczył białowłosego, który uśmiechał się do niego, wciąż podając mu wode.
Nie mając wyboru, jedynie chwycił za naczynie przytakuąjąc w geście podziękowania, mimo że wcale nie zamierzał nawet zamoczyć ust. Wciąż czuł jak rana nieco rozciągała się przy każdym ruchu głowy powodując ból. Strach było myśleć co w takim razie stałoby się gdyby wypił choćby łyk.

Mężczyzna widząc jego reakcję, nieco się zmartwił, ostrożnie siadając obok niego, przez co Byakko, jedynie lekko odwrócił wzrok.

- Jeśli najwyższy pozwoli, mogę zobaczyć. Mamy silne leki, więc możliwe, że da się to szybko wyleczyć - Shi Shuan znowu pokręcił głową w myślach się ganiąc. Właściwie dlaczego się nie zgadza? Nie ma powodu by specjalnie kryć co stało się ostatniej nocy! Właściwie to, kapłan nawet powinien o tym wiedzieć!

Niestety jednak, nawet gdyby chciał, opowiedzenie pełnej historii kapłanowi nie wchodziło w grę. Napicie się wody go przerażało, nie mówiąc już nawet o wypowiedzeniu choćby pełnego zdania. Gdyby tylko znał zaklęcie mogące uleczyć ranę to wszytsko byłoby dużo prostrze.

Siedzieli tak w ciszy puki to kapłan nie został wezwany przez księcia z jakiegoś  "ważnego" powodu.
Dopiero gdy został sam po raz kolejny, zaczął rozważać podjęcie kolejnej próby przesłania energii duchowej do ducha studni. Teraz czuł się znacznie lepiej, więc czy nie przyniosłoby to lepszego rezultatu?
Nic nie szkodziło spróbować. W końcu i tak nie miał lepszego zastosowania dla mocy duchowej.

Znajdując nieco cichsze miejsce, niemal od razu podjął pierwszą próbę. Tym razem wszystko wydawało się być znacznie prostrze, zwłaszcza gdy po pierwszej minucie nie odpłynął. Wyglądało na to, że poza poziomem energii duchowej, znaczną role w tym wszystkim odgrywał stan organizmu. Kontynuował tak jeszcze dobre kilkanaścir minut, nim w końcu poczuł się na limicie. Jego oczy chciały się same zamknąć a głowa zaczęła szumieć.
Czy znowu przesadziłem? - Zapytał sam siebie w myślach, po czym oparł się o pień pobliskiego drzewa. Taki stan napewno wyda się wszystkim podejrzany.

- Jesteś idiotom - Cichy, ale wciąż  słyszalny głos odbił się echem w jego umyśle, rozbudzając go.
Chwilę później, ten sam głos znowu się odezwał
- Oszczędzaj energię zamiast jak głupi nią szastać. Wiesz ile potrwa nim w końcu wydobrzejesz? Po prostu zero wyobraźni.

Ciężko było ukryć ogromne szczęście jak i uglę jaką odczuł słysząc znajomy głos. Wyglądało na to, że jego statania się opłaciły. Po tym wszystkim co wydarzyło się choćby wczoraj, nie mógł być pewny czy jeszcze kiedyś usłyszy ten złośliwy ton.
"Jak się czujesz?" - Pomyślał, licząc że jego myśli dotrą do ognika zamiast zwykłych słów, niestety po tym zapadła jedynie cisza. Nie słyszał go? A może zwyczajnie nie chciał odpowiadać?
Nawet jeśli to wciąż te kilka zdań mocno go uspokoiło, pozwalając odpocząć w cieniu drzewa, dopuki nie usłyszał sygnału do dalszej drogi.

O ile udawanie, że wszystko było z nim dobrze nie było ciężkie, tak wciąż jego aura pozostawiała wiele do życzenia. Dawniej przepełniona, wręcz wylewająca się z jego ciała, pozwalała łatwo rozróżnić go w tłumie ludzi. Teraz jednak, gdy już niemal po raz trzeci dotarł do limitu ciężko było mówić o mniej widocznych zmianach. Kapłan niemal od razu spostrzegł, jak drastyczna była zmiana. Mimo, że już wczensiej poziom energii Byakko wydawał się wyjątkowo nisko, tak teraz był ledwie wyczuwalny.
Próbując znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie, wciąż przyglądał się mężczyźnie co jakiś czas zmniejszając nawet dystans między ich końmi, pod różnymi pretekstami. Jednak za każdym razem będąc jedynie zbywanym krótkim potrząśnięciem głowy. Naprawdę ciężko było mu wyczytać co się stało.
Zrezygnowany w pewnym momencie opuścił wzrok, bezgłośnie wzdychając. Czuł się źle gdy nie mógł pomóc, jednak wciąż nie miał na tyle prawa by kwestionować jakiekowliek zaprzeczenia czy zachowania kogoś z boskim statusem.

- Najwyższy kapłanie? - Robrzmiał głos gdzieś z przodu. Wyglądało na to, że książe znowu go potrzebował. Niewiele myślac, po raz kolejny spojrzał na Byakko oddając się od niego, co nie umknęło jego uwadze. Prawdę mówiąc Shi Shuan czuł na sobie jego spojrzenie już od dłuższego czasu, ale przez ogóle zmęczenie nawet nie spojrzał w jego stronę. Jego myśli ciągle błądziły, dając więcej pytań jak odpowiedzi.

- Kapłan coś podejrzewa - Głos w jego głowie niemal wyszeptał - Lepiej uważaj.

Po czym po raz kolejny zamilkł. Tym razem na resztę dnia.

---
Jedliście śniadanie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro