Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Czterdziesty Trzeci - Kolekcjoner

Gdy w końcu, pies się zatrzymał, czuł jakby od jego ostatniego stanięcia na nogi minęły wieki. Kości przyzwyczajone do nienaturalnej pozycji po kolei wystrzeliwały z charakterystycznym odgłosem, podczas gdy on znajdując chwilę przeczesał i odgarnął dłonią włosy.

- Chwila przerwy - Powiedział,  nawet nie odwracając się w stronę mężczyzny. Czy serio był na tyle pewny siebie, by nawet nie spojrzeć w jego stronę. Nawet jeśli, to był dobry znak.
Z każdej strony otaczał ich ciemny las. Gdyby nie ledwie świadome spojrzenia z całą pewnością nie rozpoznałby z którego kierunku przybyli. Głucha cisza panująca dokoła pozwalała usłyszeć jedynie wiatr szalejący miedzy liśćmi, no i oczywiście powolne kroki zakłócane co jakiś czas stuknięciem laski.
Chwilę później dołączył do tego odgłos trzeszczącego ogniska.

Shi Shuan korzystając z nie uwagi  mężczyzny bezszelestnie wyciągnął nóż. Nie był na tyle głupi aby go zaatakować będąc związanym. Nawet mimo marnych szans powodzenia, wystarczyłby ledwie sam lud szczęścia, aby pozostawiony sam na sam z psem zginał między jego zębami w zemście.
Najpierw liczyły się dłonie.

Niestety jakkolwiek by nie próbował, drobny materiał za nic nie chciał puścić. Jak tak krucha, ledwie wstażeczka może powstrzymywać ostry nóż? Przecież powinien puścić!
Zdenerwowany zaczął mocniej naciskać na materiał, powoli kończył mu się czas, mężczyzna mógł w każdej chwili się odwrócić.
Czując na sobie presje, w końcu nie wytrzymał i szybkim ruchem, schował jedyne ostre narzędzie jakie miał. Wyglądało na to, że musi znaleźć inny sposób na pozbycie się tego.

- Długo jeszcze zamierzasz tak stać? - Zirytowany głos dotarł do jego uszu, zaraz po nim pojawiło się spojrzenie z którym nie było co nawet dyskutować. Chwilę później, siedział już przy ognisku uważnie obserwując każdy ruch oprawcy. W gruncie rzeczy, nic podejrzanego. Od oskórowywanie zwierzęcia. Zaraz? Zwierzęcia? Kiedy on niby znalazł czas aby cokolwiek upolować?
Dziwów Byakko nie było końca. Czy naprawdę tak długo zajęła mu próba uwolnienia rąk? Niemożliwe. Dopiero po dłuższej chwili spoglądając na wielkiego psa doznał olśnienia, a mianowicie, dostrzegł ubrudzoną we krwi sierść. Konkretniej rzecz ujmując okolice pyska i gardła.
"Przerażające stworzenie"

Cicho od kaszlał. Głos nie używany już przez cały dzień zachowywał się jak gdyby nie rozmawiał z kimś co najmniej miesiąc. Mimo to, wciąż gotów był spróbować zawiązać jakąkolwiek rozmowę. Pytanie jednak na jaki temat?
"Hej, może powiesz jak ci minął dzień? Mi na przykład cholernie źle!"
"Jak tam rodzina? Wie czym się zajmujesz, a poza tym twój pies wygląda jak maszyna do zabijania"
"Możesz poluzować mi ręce? Nawet nie wiesz jak niewygodnie jest mieć je związane!"

Po prostu każde zdanie brzmiało okropnie. Nie ważne jak wypowiedziane, niemal natychmiast wszystko psuło. Mógł grać przynajmniej w jakieś visual novel w poprzednim życiu, na pewno w chociaż jednej znalazłby się wątek z porwaniem. O czym on w ogóle myślał, po prostu bardziej się pogrążał.

- Jeśli zamierzasz coś powiedzieć mów, tylko szybko - Mruknął, odkładając staranie wycięte organy zwierzaka. Płuca, żołądek, jelita. Tylko tyle był w stanie rozpoznać, widząc malutkie kawałki mięsa, konsystencją przypominające galaretkę. Dopiero chwilę później uderzył do jego nozdrzy odór się z nich wydobywający. Jeśli po takim widoku, ktoś nie zostaje wegetarianinem to z całą pewnością posiada silną wole.

- Kim jesteś? - Wypalił krótko, odsuwając się jak najdalej od flaków. Mężczyzna spojrzał się w jego stronę z lekkim pożałowaniem.

- Kolekcjonerem - Powiedział, ostrożnie dzieląc pozostałe mięso na kilka części.

"No to się rozgadałeś, naprawdę" - Pomyślał, po chwili zdając sobie sprawę, jak bardzo przypominało to słowa ducha studni. Jego niepokój nieco bardziej wzrósł.

- Chociaż, może bardziej myśliwym? - Dodał po chwili zastanowienia - Bardziej lubie zabijać niż drażnić się z zwierzęciem, przez kilka godzin  targając je w róże miejsca.

- Na co właściwie polujesz? - Byakko, powoli odwrócił wzrok w stronę ciemnego lasu.

- Miało być krótko - Rzucił w swoim najwyraźniej standardowym stylu, pozostawiając jedynie niesmak i bardziej rozkojarzone myśli.

Niedługo po tym bez żadnego słowa, podał mu upieczone nad ogniem mięso. Jednak nawet mimo głodu Shi Shuan za wszelką cene nie mógł przekonać się do  jedzenia, jedynie przyglądając się leżącym nieopodal organom, które z ogromnym zapałem pałaszował czarny pies, podczas gdy spływające z jego pyska krew i przeźroczysto żółta ciecz skutenicznie obrzydzały wzięcie choćby jednego gryza.

W pewnym momencie nawet zmuszając Byakko do wstania. Nie wytrzymywał już wstrzymywania kolejnych fal soków żołądkowych podchodzących do gardła. Był bliski zwymiotowania, ostrożnie opierając się o drzewo. Z każdą chwilą jedynie utwierdzał się w przekonaniu jak słaby i wrażliwy na bodźce był. Los naprawdę musiał sobie z niego żartować.
Niespodziewanie jednak, usłyszał głos dobiegający z wnętrza lasu. Znajomy krzyk, którego znacznie ciężko było rozpoznać. Zaraz. Czy nie był to duch studni?!
Nie wierząc, chwilę stał jak wryty, gdy w końcu usłyszał drugi głos z całą pewnością należący do demona. W jego oczach zapłoneła nadzieja. Jeśli chciał uciec to właśnie teraz.

Kątem oka spojrzał jeszcze na mężczyznę, który niczego się nie spodziewając jadł swoją porcje mięsa. Byakko westchnął, w myślach obierając już trasę, tak, że nim mężczyzna zdążył spojrzeć w stronę jasnowłosego ten, znajdował się już za okolicznymi drzewami biegnąc czym szybciej potrafił w stronę z której słyszał krzyki.

- Hej! - Zawołał raz, licząc że tyle wystarczy by zwrócić na siebie ich uwagę.
Za sobą słyszał już kroki mężczyzny, a za nimi szczekanie czarnego psa. Cholera jasna słyszeliście to?!

Niestety gdy dotarł do jak się wydawało miejsca z którego mógł dochodzić dźwięk niemal zamarł. Nie było tam nikogo, przesłyszało mu się?
Poczuł zimny pot spływający po skroni. Przecież był pewien, że słyszał ich głos!

---

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro