Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4 - Czyli powiedz samo lot - feat. Zenek Martyniuk

Możecie mnie znowu kochać.

~~*~~

Większość paczki ogarnęła się z szoku szybciej od naszego głównego bohatera i na prędce szykowała się do podróży życia.
Marinette władowała do dwóch niedopinających się walizek "najpotrzebniejsze rzeczy" i biegła z nimi na złamanie karku pod rezydencję Agrestów.
No. Z tym, że dwa razy musiała się zatrzymywać by zbierać z ulicy swoje staniki. Przynajmniej znalazła przy okazji dziesięć euro na chodniku. 
Nino, zaraz po tym jak się wywrzeszczał z radości, obwąchał ciuchy leżące na podłodze w jego pokoju i zapakował te, które najmniej śmierdziały. Słuchawki i płyty wybierał nieco staranniej... Ale skończyło się na tym, że i tak wszystkie wylądowały w plecaku. Potem podjechał samochodem pod blok Alyi. 
Dziewczyna była równie mocno podekscytowana. Biegała w tę i z powrotem zupełnie jak Trixx gdy da mu się trochę kawy. Nino pomógł jej z walizką i razem pojechali pod hawirę Adriena.
Byliby pierwsi gdyby Kagami nie miała nawyku bycia przygotowaną na wszystko. Zawsze.
Tylko kto ją zaprosił?
Najspokojniej do tematu podszedł Luka. Dopił poranną kawę, i przełożył trochę ciuchów z szuflady do walizeczki. Naszykował sobie bagaż podręczny do samolotu, dokumenty... Jako jedyny pomyślał o apteczce... Zadzwonił do swojej dziewczyny, a raczej próbował, bo odebrała jej mama. Kobieta powiedziała, żeby się nie martwił, bo po prostu podrzuciła córce swój telefon, kiedy Marinette nie mogła znaleźć własnego. Odnotował tę wiadomość, zmieniając nazwy kontaktów w telefonie. Potem już złapał autobus i zmierzał w miejsce spotkania.
Zaraz za nim dotarła i Marinette. Tym razem nie można jednak było powiedzieć, że się spóźniła, albo że była ostatnia.
Nigdzie nie było Chloe.
Ale powiedzmy sobie szczerze, któż z nich by się z tego nie cieszył?

Problem w tym, że i samego Agresta nie było. Ojciec osobiście władował go w limuzynę i bez ogródek kazał szoferowi wywieźć go na lotnisko.
Na to nawet Kagami nie była przygotowana. Adrienowi wyładował się telefon, toteż dowiedzieli się o zmianie miejsca spotkania dopiero gdy po pół godziny siedzenia pod bramą rezydencji wrócił szofer Adriena.

Skołowany blondyn stał taki sam jak palec (albo coś tam), wokół swoich bagaży na środku parkingu pod Paris-le Bourget.
Z jakiegoś powodu czuł się jakby ktoś go wyrzucił z domu.
A zaraz... Przecież tak właśnie było. 

Jednak dopiero odkąd Adrien zobaczył samochód Nina zaczął się prawdziwy chaos.
Cała piątka wyskoczyła z pojazdu na jeden gwizdek i dopadła go z mnóstwem pytań. 

A on biedny nie mógł rano nic zjeść, ani nie dano mu spać. Nic nie rozumiał, a oni jeszcze wymagają od niego żeby im wyjaśnił zachowanie jego ojca. A kto by to wiedział co mu odbiło? Może zrozumiał, że z Adriena nic już nie będzie, że jest mu całkowicie zbędny. Że go wcale nie kocha, tak samo jak Biedronka... 

- Ej stary? Ty płaczesz? - Wybałuszył oczy mulat. 

- Nie, to tylko ze wzruszenia - stęknął blondyn i dodał niemrawo - no wiesz, właśnie wyrzucili mnie z domu. 

- Tym lepiej co nie? STARY! Zwiedzimy cały świat! JESTEŚ WOOOLNYYY! 

- Taa... 

- No dobra! To gdzie lecimy? - klasnęła w dłonie Alya, zadając to fundamentalne pytanie. 

- I na ile? - dodała Marinette.

- Na koniec sierpnia mam pokaz mody, myślę że do tego czasu możemy... Ojciec kazał mi jechać i nie wracać do tego czasu... NIE WIEM COŚCIE MU POWIEDZIELI OSTATNIO, ALE JA WCALE NIE CHCĘ ZOSTAĆ WYDZIEDZICZONY NINO! - zielonooki przeszedł z fazy niedowierzania i smutku do gniewu - OH TY I TE TWOJE POMYSŁY! - krzyczał rozgoryczony, wszyscy ludzie wokół zaczęli się na niego gapić - CHOLERA. BY. CIĘ! - wbijał w przyjaciela palec za każdym słowem. 

Darł by się dalej, a może nawet i rzucił na Nina, gdyby nie Kagami i Luka, którzy załapali go za ramiona i odciągnęli. Lekko zestrachany mulat schował się za skonfundowaną Alyą.

- Adrien, oddychaj. Przecież zawsze chciałeś gdzieś się wyrwać i zabawić bez zbędnego nadzoru - mówiła spokojnie Kagami. 

- Poza tym, ojciec cię wcale nie wyrzucił, po prostu zrozumiał, że należy ci się trochę odpoczynku i zabawy. Dba o ciebie! - dodał Luka. 

Po kilku minutach klepania po pleckach i dostaniu lizaczka w kształcie biedronki (hit w sklepiku obok punktu odpraw), Adrien w końcu nadawał się do ustalania planu na najbliższe tygodnie. 

Ustalili, że zaczną od zrobienia czegoś konstruktywnego i lizną trochę kultury, potem przeniosą się do Stanów Zjednoczonych na gorące plaże Miami i zaszaleją w mieście, być może zahaczą jeszcze o Vegas?
Najpierw jednak - trochę kultury. 
Tylko tak właściwie to... Jakiej?

- Proponuję Włochy - powiedziała Alya. 

- Absolutnie nie. Za bardzo mi się kojarzą z gadaniem Lili - ucięła Marinette. 

- Przecież sama mówiłaś, że nie ma w tym krzty prawdy? - Wtrąciła pytająco Kagami.

- Nie ważne. Gdziekolwiek, ale nie do Włoch.

- Hiszpania? - Zaproponował Luka.

- O! Festiwal rzucania się pomidorami! Brzmi ekstra ziom!

- To dopiero na koniec sierpnia... - powiedział trochę kwaśno Adrien. 

- A może skierujemy się bardziej w stronę wschodu? Benelux? - Zapytała Kagami. 

- A co tam takiego jest? -  mulatka zrobiła sceptyczną minę.

- Hymm... To nie jest taki głupi pomysł! Kraj piwa i mercedesów! - podekscytował się Nino.

- Niemcy nie wchodzą w skład Beneluxu. Ale czemu nie? Podobno zachowały się tam piękne zamki - odparła Azjatka. 

- I pochodzi stamtąd wielu znanych kompozytorów... - mruknął zadowolony Luka - Co ty na to kochanie? - zwrócił się do Marinette.

- No nie wiem... Zresztą wiesz, że nie przepadam za muzyką klasyczną, a po akcji z "Bajkopisarzem" mam dość zamków. 

- Nah, ten zaakumanizowany nie był taki straszny... "Księżniczko" - Zaśmiał się Adrien, przypominając w sobie zamkniętą w wierzy Marinette. I Lilę zaklętą w drzewo. I jego starego znajomego, rzeźbiarza w dybach... I Biedronkę w lśniącej zbroi na jej przystojnym jednorożcu... Ahhh...

- Stary. On cię zrobił w konia, nie pamiętasz? DOSŁOWNIE W KONIA! ZIOM!

- Nie było tak źlee... 

Po blondynie było widać w jakim stopniu to pamięta. Po innych też można było poznać że pamiętają. Poza biedną, nieświadomą Marinette. Gdyby tylko wiedziała... 

- Niemcy odpadają - powiedział sucho Luka, sprowadzając tym Agreste'a na ziemię.  

- A to czemu nadworny bardzie? - zmarszczył brwi. 

- Mi też zamki się źle kojarzą - "ośle" dodał w myślach.

Marinette widząc zagęszczoną atmosferę postanowiła rozładować napięcie kolejną propozycją - Anglia. Jednak tą propozycję odrzucił Adrien, który nie chciał się natknąć aby na nikogo z rodziny od strony matki. Potem padały kolejne propozycje, aż wymienili połowę krajów europy. 

I W końcu - Dlaczego właściwie trzymamy się krajów europejskich? - zapytała Kagami. 

I tak doszło do pierwszego większego sporu.

- JAPONIA. NIE ODPUSZCZĘ. Jeśli mam zrobić cokolwiek po czym można będzie mnie wydziedziczyć to TYLKO W JAPONII. 

- Tylko ty chcesz tam lecieć! NAWET KAGAMI NIE CHCE! 

- URUSAI!

- Przegłosowany! Chiny, nadchodzimy!

- O nie! ŻADNE CHINY. W CHINACH NIE BĘDZIE KONCERTU BTS. 

- CHYBA OCIPIAŁAŚ. Tylko Black Pink!

Stanęło na zaciąganiu obrażonego Adriena do samolotu do Seulu. Po drodze bredził coś o za słonej zupie. 

Za to Alya i Kagami przestały się do siebie odzywać. Do reszty też wiele nie mówiły. Zostały bowiem zmuszone do kompromisu - koncertu Seventeen i Stray kids. 

W sumie mieli zabawić w Seulu półtora tygodnia, a potem? Blondyn nadal miał nadzieję na zwiedzanie Kioto albo Tokio. 

I Wszystko byłoby już dobrze... Gdyby nie bilety.
Kupowane na ostatnią chwilę dawały miejsca rozrzucone po całej klasie ekonomicznej. 

Tak oto Kagami wylądowała na miejscu przy oknie, ale obok matki z małym dzieckiem. A tak właściwie to obok samego dziecka.
Adrien siedział między między dwoma gadatliwymi, acz niedosłyszącymi staruszkami.
Marinette, Alya i Nino trafili tuż obok łazienki.
A Luka trafił na obrażonych na siebie kochanków. Na tyle obrażonych, że kazali mu zamienić się miejscami, tak by on był w środku. Z jakiegoś powodu chłopak się zgodził. I to był jego błąd.

Ledwie samolot zaczął starować już wszyscy mieli dość.

Biedna Kagami miało w głowie tylko jedno pytanie - Jak do tego doszło? - kiedy mały smarkacz, cały czas bił ją piąstką gdzie sięgnął, a ona została paskudnie zwyzywana przez jego matkę kiedy zwróciła jej uwagę. 

Adrien z kolei, słuchając wywodów przekrzykujących się staruszek, nic już nie wiedział.
Pech dał mu o sobie znać jak już rozpoznały w nim sławnego na cały świat modela i rozkrzyczały to na cały samolot. 

- I CO PORADZIĆ MOGĘ NA TO? - powiedział wściekły mąż nachylając się nad wystraszonym Luką, żeby spojrzeć swojej żonie w oczy.

- Że też przyszło właśnie dziś... - mruknęła obrażona i ostentacyjnie się odwróciła w stronę przejścia. Przy okazji zamiatając włosami twarz naszego bruneta. 

Odwróćmy jednak na chwilę naszą kamerę w kierunku  Alyi i Nina, bo tam też dzieją się ciekawe rzeczy.
Mianowicie Nino z nudów wymyślał nowy "bit".

- Kochanie, gdy na ciebie patrzę, w sercu mym jest lato, jednakże, CZY MÓGŁBYŚ Z ŁASKI SWOJEJ przestać walić TYM GŁUPIM ŁAPSKIEM w ten głupi podłokietnik?!

W myślach siedzącej obok Marinette były tylko te cudowne słuchawki których zapomniała wsiąść z domu.

Po chwili Alya nie wytrzymała i złapała swojego chłopaka za kołnierz, zmuszając go by spojrzał prosto w jej oczy - Zaraz kurwa oszaleję - wycedziła.

Tak się zaczynała wielka przygoda naszej paczki... Ale zaraz, czyżbym o czymś zapomniała? 
A może o kimś?

- Pani Bourgeois, nie możemy zawrócić dla Pani samolotu, który już poleciał, jednak jeśli Pani poczeka, jutro wieczorem jest następny lot do Seulu.

- NIE MOŻE BYĆ JUTRO! MAM ZADZWONIĆ DO MOJEGO TATULKA?!

-  Proszę Pani, to absolutnie nic nie da - powiedział stanowczo, zmęczony już rozmową z blondynką kierownik lotniska. 

I faktycznie tym razem telefon do burmistrza na nic by się nie zdał, bowiem ten jest przeciwny tej wycieczce. Chloe musiała pogodzić się z tym, że akurat dziś musi wziąć sprawy we własne ręce. 

- Teraz Pani wybaczy, ale mam obowiązki i muszę już Panią opuścić. 

Chloe była na skraju wściekłości. Jednak... Czego się nie robi dla ukochanego? Zaświtała jej w głowie pewna myśl.

Gdzie diabeł nie może, tam blondynkę pośle. 

Uśmiechnęła się triumfalnie, jakby już siedziała w pierwszej klasie obok Adrieńskiego i pociągnęła za sobą walizkę do toalety.
Tam poprawiła włosy i makijaż, po czym wpięła sobie we włosy mały grzebyczek i przytuliła się do swojej walizki wymawiając słowa przemiany. 

Tak oto po chwili z pasu startowego rozpędzała się do lotu Królowa Pszczół. 
I wiecie co? Dogoniła ich. 
Naprawdę dogoniła samolot. Uwaga, nie użyła astro-kostiumu. Dogoniła samolot.
Proszę Państwa, to się nazywa motywacja!

Kojarzycie jak to za dzieciaka jeździło się na rowerze zdecydowanie za szybko i ze zdecydowanie za szeroko rozwartą gębą z radości? W takich sytuacjach bywało natknąć się na jakiegoś pechowego robala, czy to muchę, komara, motyla... Pszczołę?

Takie wspomnienie odezwało się w pilotach naszego samolotu do Seulu, kiedy na szybie ukazała im się paskowana bohaterka Paryża.

- Proszę Państwa, nastąpiły pewne okoliczności, w których to jesteśmy zmuszeni zawrócić do Paryża i uzupełnić zapasy paliwa. Przepraszamy za niedogodności i prosimy o cierpliwość.

~~*~~

Proszę Państwa, orzeł wylądował. Powtarzam, orzeł wylądował.

Nikt się nie spodziewał? Ja też nie. Jeśli w porównaniu do poprzednich rozdziałów jest drętwo to przepraszam i proszę o cierpliwość... Staram się rozkręcić, ale wiecie... Tamta szalona Lunka chyba się trochę zmieniła... Zmieniła otoczenie, znajomych i zmieniło się podejście do Lunki i na nią samą też to wywarło pewne zmiany. 

Chciałabym móc kliknąć reset emocjonalny i wrócić do kopii zapasowej z np 2019. Może właśnie liczę, że watt mi w tym pomoże? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro