✧*・゚✧Nienazwana część 5✧・゚*✧
Gabinet Moody'iego był wypełniony tyloma rzeczami (albo opcjonalnie gratami), że Mateo trudno było się w nim skupić na czymkolwiek. Na przykład nieumieraniu ze strachu. Stał przed dębowym biurkiem kręcąc nerwowo nogą i ledwie powstrzymując się od setnego poprawienia na nosie okularów.
Moody spojrzał na niego niechętnie.
- Zanim przejdziemy do twojej kary, mam do ciebie pytanie. Co to twoim zdaniem jest? Mężczyzna wskazał wysuniętym palcem szkarłatny zeszyt leżący tuż przy krawędzi biurka. Mateo nie do końca rozumiał o co mu chodzi.
- Mój zeszyt do nauki czarnej magii, profesorze - odpowiedział najspokojniej jak umiał. Dopiero, gdy zobaczył jak Moody mruży oczy, zrozumiał swój błąd. - Chciałem powiedzieć obrony przed czarną magią!
Moody nadal się na niego gapił.
- Zeszyt do nauki czarnej magii - powtórzył. Mateo poczuł zimny pot spływający mu po plecach. - Dobrze ujęte. Chciałbym wiedzieć, jakim prawem odważyłeś się przynieść rękopis celtyckich klątw goblinów na moją lekcje. I do tego niszczyć go swoimi bazgrołami!
Mateo otworzył szerzej oczy. Dzienniczek matki, tak?
- Panie profesorze, ja to mogę wyjaśnić!
- Wszyscy tak mówią o wszystkim.
Chłopak zaczął pośpiesznie opowiadać o kradzieży plecaka, o rosyjskim pamiętniczku pani Malfoy, o meczu z Krumem, suszących się w całym dormitorium zeszytach i wpadnięciu jego rzeczy do jeziora z wysokości jakiś dwudziestu stóp. Mniej więcej w takiej kolejności.
Moody gapił się na niego z mieszanką zażenowania i zirytowania na twarzy, przez co Ślizgon jeszcze bardziej gubił się w zeznaniach.
- Twoja wymyślona na poczekaniu historyjka nie trzyma się kupy - podsumował. - A miałeś dobre parę godzin na dopracowanie jej. Nawet tego nie umiesz.
- Ale to prawda!
- Taak, a ja na dnie tamtego kufra trzymam kopię samego siebie.
Mateo chciał jeszcze się bronić, ale szczerze mówiąc, nie miał pojęcia jak. Zacisnął tylko mocno pięści, bo nic innego mu nie pozostało. Malfoy na pewno wiedział. Zrobił to specjalnie. Tym razem mu za to zapłaci, może mówił to sobie już setki razy, ale teraz był poważny. Malfoy zapłaci za ten i wszystkie wcześniejsze razy.
- Jeszcze będziesz miał okazję się potłumaczyć, nie martw się. Przed dyrektorem. A jeśli chodzi o twoją karę za ściąganie... Zbliża się okres świąteczny, nawet Rada Pedagogiczna to wykorzystała, by przełożyć remont sufitów, ten okres zawsze cechuje się zwiększoną liczbą wypadków na drodze. Masz wymyślić rozwiązanie dla tego problemu.
Ślizgon spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego.
- Co? - zapytał niezbyt elokwentnie.
- To co słyszałeś.
- Ale to bez sensu! Nie będę się tym zajmował.
Grymas na twarzy nauczyciela podpowiedział mu, że to nie była odpowiednia rzecz do powiedzenia.
- Nie będziesz, hę? - Moody wstał zza biurka i chwycił do ręki swoją różdżkę. Z niejasnych przyczyn to zaniepokoiło Mateo. - A ja mówię, że będziesz!
Moody wycelował swoją różdżkę. Chłopak nie miał gdzie uciec. Fioletowy promień trafił go prosto w pierś. Przed oczami opadła mu kurtyna ciemności. Ostatnie słowa, które usłyszał brzmiały:
- Ładny z ciebie sygnalizator, McCaffrey.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro