Zatrute jabłko
Pewnie większość z was zastanawiała się jakim sposobem osiągnąłem tak potężny sukces. Miliony pesos na koncie, kolejne w portfelu, kilka stówek w skarpecie. Historia, która wam opowiem tym razem jest bardziej udogodnieniem w moja stronę i łaskawością losu, kto by pomyślał. Wiem, że jesteście tutaj aby poznać tajniki bogactwa a wiec przybywam, może komuś z was także natrafi się taka soczysta okazja. A mianowicie zanim zacząłem wieść życie multimilionera i nosić buty z autentycznej skory węża, byłem ubogim studentem informatyki. Opowiadałem już jakie męczące było wtedy życie, ale do rzeczy. W mojej rodzinnej miejscowość z pokolenia na pokolenie tradycja było uprawianie jabłoni, co prawda nie była to praca moich marzeń dlatego opuściłem miasto, żeby studiować jakże przyszłościowy kierunek- informatykę. Któregoś dnia ojciec wysłał do mnie list, w którym streścił swoje wymagania co do mnie jako swojego potomka. Miałem stworzyć stronę internetową firmy sadowniczej(tak, kurwa teraz chcą sprzedawać jabłka przez internet tak staremu ojebalo na starość), ze to takie innowacyjne i z perspektywami. Mam zająć się reklamą, logotypem i cała reszta zbędnych pierdół. Jako iż nie było mi dane skończyć moich studiów(byłem na 1 roku) z moimi wątpliwymi umiejętnościami założyłem jakiegoś tandetnego bloga na blogspocie, miało być innowacyjne i światowo, wiec nazwa oczywiście musiała być w języku angielskim. Nie jestem zbytnio kreatywny wiec najlepsze na co wpadłem to po prostu jabłko, jestem geniuszem. Strona wyglądała jak te pierwsze pornosy z lat 70, pare zdjęć i duży napis z logiem „firmy". Tak się złożyło, ze dostałem wtedy swojego pierwszego laptopa i nie do końca wiedziałem jak z niego korzystać dlatego tez całkowicie przypadkiem dodałem na bloga zdjęcie swojej twarzy zrobione przednia kamerka, a bóg uznał, ze nie jestem jeszcze godzien posiadania umiejętności edycji zawartości strony i jako nieszczęśnik widnialem na stronie głównej niesamowitego bloga „Apple". Niestety strona nie cieszyła się powodzeniem i skończyło się na 3 wyświetleniach(prawdopodobnie wszystkie były z i inicjatywy mojego ojca). Minęło pare lat i całkowicie o tym zapomniałem. Do czasu. Do czasu aż nie zajrzałem do skrzynki pocztowej i nie zauważyłem pozwu sądowego. Zgadza się, ironio losu ja, który pozywalem sam pozwany zostałem. Tak nie może być. Przeczytałem uważnie pozew od firmy „Apple", która zarzuciła mi naruszenie praw autorskich. Kurwa, czyli nie wydawało mi się, ze gdzieś wcześniej już widziałem te nadgryzione jabłko. Oczywiście się odwołałem. Napisałem kilkustronicowe odwołanie, ze jestem biednym studentem, nie mam jak zapłacić kary, poza tym nawet nie interesowałem się najnowsza technologia i nie bardzo miałem pojęcie o ich firmie, trochę jeszcze im nasciemnialem, a ze miałem jeszcze pieniądze za odszkodowanie od księdza wynająłem jednego z lepszych prawników w kraju. Koniec końców pozwałem ich, za uszczerbek na zdrowu psychicznym, stres i utratę majątku. Nie pytajcie jak, bo sam nie wiem. Pieniądze same przyszły, jak góra do Mahometa. Właśnie dlatego jestem bogaty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro