Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Pięćdziesiąty Pierwszy - Iskierki uczucia płonące w ogniu złości

Shen Yuan nie czekając wyszedł z pomieszczenia. Zaklęcie wiszące nad budynkiem zanikło, pozwalając na dokładne przyjrzenie się właściwemu rozkładowi pomieszczeń, z setek drzwi zostały jedynie dziesiątki, które dość łatwo było mu rozpoznać bo różniły się co nieco kolorem. Idąc w stronę z której przyszedł, nawet nie myślał o sprawdzaniu zamkniętych pokoi. W końcu skoro energia duchowa nie krążyła już po powietrzu, na pewno duch studni i Byakko musieli to zauważyć, może nawet znaleźli wyjście?
Niespodziewanie jednak zamiast znajomych sylwetek, dostrzegł jedynie ludzi wychodzących z początkowo zamkniętych drzwi. Nie było ich dużo, ledwie garstka, jednak każdy ubrany był w znamienite szaty i suknie w których dominującym kolorem była purpura ze złotymi elementami. Tradycyjne barwy szlacheckie królestwa zachodu nie były często spotykane, zwłaszcza w prowincjach księstwa, gdzie łatwo można było za to stracić głowę.
"Czym tak właściwie jest to miejsce?" - Zapytał sam siebie, szybko chowając się zza okolicznym murkiem. Kroki i rozmowy były słyszalne chyba na cały korytarz. Wiele z nich odbywało się w tradycyjnym języku co tylko bardziej utwierdzało demona w przekonaniu, że ma do czynienia z samą śmietanką towarzyską. Sama ta świadomość tylko bardziej rozbudziła jego chęć mordu.

- Ah cudownie! Tak cudownie! - Jedna z panien klasnęła w dłonie w akompaniamencie głośnego śmiechu - Nie sądziłam, że jak wiele pięknych rzeczy można znaleźć w tak obskurnym miejscu.

- Najmilsza, mówiłem ci to. Obiecałem, że zabiorę cię na najlepszą licytację jaką kiedykolwiek zobaczysz, czy kiedykolwiek cię zawiodłem? - Mówiąc to wziął ją ostrożnie w swoje ramiona. Niska i drobna panienka o jasnej skórze, była niemal nie widoczna, jednak mimo to wciąż można było usłyszeć jej szczebioczący śmiech.

- Oh dajże spokój! Jak niby mogłabym się spodziewać tak pięknych klejnotów jakie mi pokazałeś! Nie będę mogła zasnąć w nocy, ten czysty jadeit był zbyt piękny!

Ta oraz o wiele więcej rozmów toczyło się w najlepsze, podczas gdy Shen Yuan, sięgnął w stronę ostrza. Tak dobra okazja mogła się drugi raz nie trafić!
Podstawą władzy jest nie tylko król, królowa, książę czy księżniczka. Znaczącą role ustawodawczą w większości krajów pełni szlachta. Zakłamane, zamknięte hermetycznie potwory, dla których status jest wszystkim co mogą w sobie nazwać szlachetnym. O ironio! Określenie "szlachetne" nigdy nie pasowało do tych ludzi! Ci stojący przed nim nie byli nawet wyjątkiem od tej reguły. Co najmnjej  czwórkę z tych ludzi od ideologii przestępczej odróżniała jedynie jedna znacząca rzecz. Przez swoje pochodzenie, chronił ich immunitet nadany przez samą królową. Na samą myśl o tym jego dotychczas spokojna aura nabrała morderczych intencji.
Wystarczyłaby chwila. Niech tylko się odwrócą, czekał na to z niecierpliwością. Im mniej widzą tym lepiej. Od dawien dawna, dusze osób zmarłych nagle i w wielkiej złości mogły wywołać same problemy, jeśli nienawiść byłaby wystarczająco silna, zjawa z niej powstała, poświęciłaby nawet całą wieczność w pogoni za swoim oprawcą. Czy warto więc było jakkolwiek ryzykować?

W końcu się to stało. Ostatnia nierozważna głową, przechyliła się w bok. Dla niego był to sygnał. Wybijając się od podłogi w jednej chwili wprowadził poprzeczne cięcie, nie dają chwili na reakcję, tak samo z kolejnym i kolejnym, by w zaledwie trzy mrugnięcia, piątka głów leżała na ziemi w kałuży krwi. Dopiero wtedy jego puls się ustabilizował a na twarzy wróciła zimna powaga.
Ten drobny krok zbliżający go do swojego celu, ucieszył Shen Yuana jak nigdy. Przez ostatnie wydarzenia, nie mógł nic zrobić. Bawiąc się z Byakko w kotka i myszkę, zmuszony był porzucić swoją dzienną rutynę. To nie było tak, że kochał mordować szlachciców. Nie interesowały go życia ludzi, po prostu z każdym łbem odbijającym się od posadzki, miał świadomość; kolejny potwór w końcu doczekał swojego kresu.

Po raz kolejny został zmuszony do rozbryzgania krwi o ścianę, by przeczyścić swój miecz. Tym razem jednak, użył również niewielkiej chusteczki. Obrzydzenie do krwi arystokratów było zbyt wielkie, by pozostawił broń w takim stanie.

Para oczu, ostrożnie przyglądała mu się przez niewielką dziurkę od klucza. Nie będąc tego świadomym, nie myślał nawet o spojrzeniu w tamtą stronę, nie mówiąc już o otwarciu drzwi, jednak nie wiedząca o tym kobieta, niemal wstrzymała dech, gdy straciwszy go z oczu nie usłyszała kroków. Serce biło jej w dużo bardziej przyspieszonym rytmie, by w końcu po długim okresie oczekiwania na jakikolwiek szmer, z czasem wrócić do normalnego stanu.

- Kto by pomyślał - Szepnęła, bezgłośnie, gdy jej ciało ostrożnie zjechało po machoniowych drzwiach. Nie miała siły by wyjść, podobnie jak choćby uchylić drzwi. Życie wciąż było jej miłe, podobnie zresztą jak syn czekający na nią w domu, do którego z całą pewnością wolała wrócić żywa, nie martwa.

~~~

- Zaklęcie opadło - Duch studni, szybko odwrócił się w stronę Byakko, który również zauważył zmianę w układzie pomieszczeń.

- Wygląda na to, że jednak nie będziemy musieli dłużej jak błądzić - Odparł mężczyzna, zawracając z powrotem w głąb korytarza. Jednak nie widząc obok siebie płomyka, natychmiast się zatrzymał. Piwne oczy zamyślone wpatrywały się w ścianę, zupełnie jakby zastanawiając się, czy można by się było przez nią przebić. A przynajmniej takie wrażenie odniósł Shi Shuan, widząc jak ognik ostrożnie puka w ścianę, jakby sprawdzając jej grubość. Czy on był serio poważny?

- Chodźmy - Chwytając związanymi rękami jego dłoń, skutecznie odciągnął go od biednej konstrukcji, która pod wpływem głupich działań, zawaliłaby się szybciej niż domek z kart. Poza tym wciąż wypadało znaleźć demona!

- Robisz się zbyt arogancki - Warknął, zabierając rękę - Sam mogę iść.

- Po prostu chodź... Mam dosyć tego miejsca - Mruknął. Nawet jeśli się uspokoił, wciąż różne myśli krążyły po jego głowie. Chcąc czy nie chcąc zmuszony ich wysłuchiwać, szedł w ciszy. Nie było to złośliwe. Nie wiedział co powiedzieć aby rozpocząć rozmowę, nie mówiąc już o normalnym jej poprowadzeniu. Dodatkowo doszła do tego wszystkiego świadomość, że duch studni widział każde niewygodne wspomnienie z jego życia. Coś co chciał ukryć tak głęboko, by już nigdy nie ujrzało światła dziennego. Jak niby po takiej eksponacji wypowiedzieć choćby słowo? "Tak ten chłopak to ja z poprzedniego życia i tak na prawdę zabiłem się bo miałem dość wszystkiego. Nie żebym miał jakiekolwiek doświadczenie jako bóg. Po prostu to wszystko to była jedna wielka pomyłka".
Dla pewności odwrócił się w jego stronę. Na szczęście duch nawet na niego nie patrzył, jego wzrok utkwiony był w dosłownie wszystkim poza nim. Nie wyglądało też na to jakby cokolwiek słyszał, chociaż może udawał? To jedynie bardziej go dobijało.

W końcu, dotarli do krótszej części korytarza będącej najwyraźnjej wcześniej rozwidleniem, gdzie czekał na nich demon.

- I jak znalazłeś wyjście? - Zapytał niechętnie ognik.

- A wy? - Równie szybko odbił pytanie.

- Ha? Co to znaczy? Z twojej strony nie było wyjścia!? - Duch studni niemal krzyknął, zaplatając ręce na klatce piersiowej - Jesteś ślepy czy jak?!

- Znalazłem, coś czym możemy wyjść. Nie wyjście.

- A czy czasem nie do tego służy wyjście? - Płomyk warknął. Atmosfera była napięta, jednak demon nie odpowiedział na kolejną zaczepkę. Jego wzrok utkwił na Byakko, który nawet raz nie spojrzał na niego, zamiast tego wpatrując się w podłogę. Nie rozumiejąc co mogło się stać z wcześniej pełnym życia mężczyzną, Podszedł bliżej, licząc że znajdzie powód takiego stanu rzeczy. Rana? Może nawet dwie? Nie mniej jednak wszystko wyglądało na w porządku.

- Byakko? - Dopiero wtedy, bóg spojrzał na niego, z nieco bardziej wyraźną twarzą, której wyraz wyraził więcej niż tysiąc słów. Ubranie demona wciąż było przesiąknięte krwią.

- Dużo krwi miał ten mistrz mimezi - Zażartował cynicznie duch.

- To nie tylko jego.

To z całą pewnością nie była rzecz jaką Shi Shuan chciał usłyszeć, nie w takim stanie. Mimo wszystko, wciąż resztkami świadomości wciąż chciał sobie przemówić do rozsądku. To tylko krew zwierząt, besti. Cokolwiek. Na pewno nie człowieka.

- Pożycz miecz - Rzucił znowu duch studni. Shen Yuan spojrzał na niego pytająco, na co ognik powtórzył równie lekceważącym tonem.

- Pożycz miecz. Byakko ma dłonie związane bandażem wiążącym bóstwa i bez tego cacka się raczej nie uwolni.

Jasnowłosy spojrzał na ducha, jednak chwilę później czując na swoich rękach dotyk ponownie się odwrócił. Demon z dużą siłą naparł na materiał, przyprawiając Shi Shuana o kolejny zawał serca. Na szczęście mimo włożonej w to siły, jedyną rzeczą jaka spadła na podłogę był bandaż, nie obie jego ręce.

Po tym wszystkim całą trójką udali się w stronę z której wrócił demon. Jak sami się spodziewali, nie było tutaj nic niezwykłego, takie same białe ściany. Niespodziewanie jednak demon się zatrzymał.

- Jesteśmy już na miejscu? - Zapytał nieco apatycznie Byakko, jednak gdy chiał wyjrzeć zza pleców demona, ten szybko zakrył mu dłonią oczy.
- Coś się?-

Nie zdążył dokończyć. Niespodziewanie poczuł na swojej tali dotyk. Jedna z rąk demona niespodziewanie podniosła go na tyle wysoko, by jego nogi nie dotykały ziemi. Zszkokowany, nie rozumiejąc wiele z tego zaczął się wiercić, próbując zdjąć ze swoich oczy dłoń, oraz ponownie wrócić na ziemię.

- Nie wierć się, to dla twojego dobra - Mruknął. Jego głos zdecydowanie głośniejszy niż zazwyczaj, wywołał niewielkie ciarki.

- Ten raz zgodzę się z demonem. Nie otwieraj oczu - Głos ducha studni wydał mu się dziwny. Zdecydowanie było w nim mniej jadu niż zazwyczaj. To wszytsko sprawiło, że poczuł kolejne ciarki na plecach.
Mimo wszytsko zastosował się do ich słów, zamknął oczy oraz nawet nie drgnął. Idąc przez korytarz jedyne co pozostało mu ze zmysłów to zapach dotyk i słuch, które przez brak wzroku  bardziej się wyostrzyły. Metaliczny zapach krwi pochodzący z szaty demona, przyprawiał go o mdłości. Podczas gdy do jego uszu dochodził jedynie odgłos mokrych  kroków rozchodzący się echem po pustym korytarzu.

- Długo tak muszę? - Zapytał cicho, jedynie na tyle pozwalały mu mdłości.

- Jeszcze chwilę - Mówiąc to mocniej go chwycił. Mając obie ręce, dużo łatwiej było mu go trzymać, dlatego pozycja stała się dużo bardziej wygodna. Nawet jeśli był mężczyzną, to wciąż czuł się przyjemnie będąc noszony w taki sposób. Delikatne dłonie Shen Yuana już dawno temu pokazał, jak bardzo może mylić pierwsze wrażenie. Jak mógł istnieć morderca o miękkich opuszkach, tak również nie było chyba nic złego w mężczyźnie niesionego przez drugiego mężczyznę. Gdyby jednak było inaczej to nie była to jego wina. W końcu to demon go podnosił wbrew jego woli.

W końcu zatrzymali się przed czymś. Ledwie wyczuwalny wiatr ostrożnie muskał włosy Shi Shuana. Wyglądało na to, że w końcu ich wędrówka dobiegła końca. Nieco niechętnie był gotów wyjść z ramion demona, jednak gdy już miał postawić stopę na ziemi, po raz kolejny demon przytrzymał go. "Więc jednak nie chce abym schodził?"
Ta myśl była pierwszą jaka przyszła mu do głowy, gdy jednak dosłownie chwilę później, Shen Yuan zarzucił go na swoje ramie niczym worek ziemniaków, poczuł jak bardzo się mylił.

- Nie otwieraj oczu - Rzucił po raz kolejny - Będziemy skakać.

- Zaraz, co?! Jak skakać!? - Wystraszony otworzył oczy w momencie w którym demon bez większych skrupułów zeskoczył z ramy okiennej na drugim piętrze.
W jednej chwili przerażający ryk przeszył nocne niebo. Byakko nie mogąc poradzić sobie ze swoją chorobą wysokościową, niemal udusił demona łapiąc go za szyję. Nie trudno się było domyślić, że przez tak nagły ruch Shen Yuan stracił równowagę i zamiast z gracją stanąć na równych nogach, uderzył z impetem o ziemię wraz z Shi Shuanem.

- Mówiłem ci żebyś oczu nie otwierał! - Warknął rozzłoszczony demon, podczas gdy w tyle można było usłyszeć głośny śmiech ducha studni, który niemal popłakał się opierając się o ścianę budynku.

- P-przepraszam! - Jęknął bezradnie - To nie było celowe!

Czarnowłosy mężczyzna prychnął, zostawiając na ziemi Byakko po czym sam wstał.

- Nie istotne. Wstawaj zbieramy się. Do gór KuQi jeszcze daleka droga. Niedługo w końcu prawdziwy kapłan dowie się gdzie jesteś. Lepiej się na niego nie natknąć.

- Gór KuQi? - Shi Shuan spojrzał na niego zdziwiony, po czym szybko wstając kontynuował - Nie wracamy do złotego pałacu?

- Nigdzie z tobą nie idziemy demonie - Burknął duch studni, przerywając śmiech.

- Wolisz po raz kolejny zostać porwany? - Jego wzrok znowu podobny był do lodu - Złoty pałac wcale nie jest bezpieczny, podobnie jak większość miejsc w księstwie wschodu. Bezpieczniej będzie jak zostaniesz ze mną. Tamtego miejsca nikt nie zna. Twój dawny oprawca myśli, że nie żyjesz, więc dużo łatwiej będzie cię tam ukryć.

- Po prostu chcesz znowu wciągnąć go w swoją głupią ideologie zniszczenia tych krajów! - Zaprotestował ognik, wracając do swojej oryginalnej formy - Pieprzony egoisto!

- Nawet jeśli to co z tego? Powinien być świadomy, że to co robie jest słuszne.

- Zabijanie niewinnych ludzi jest słuszne? - Byakko głośno zaprotestował, przykuwając na siebie całą ich uwagę - Zróbmy tak, mam trzy pytania. Odpowiedz na nie szczerze bez wykrętów czy kłamstw i zdecyduje czy pójdę z tobą. Przekonaj mnie prawdą, nie obietnicami i przysięgami.

- I tak będziesz musiał pójść ze mną. Nie interesuje mnie, że się nie zgadzasz - Mruknął pewnie, na co Shi Shuan nieco się zirytował. Jego serce wciąż biło szybko przez upadek, dlatego dużo impulsywniej reagował na każdy bodziec, zwłaszcza na arogancję demona. W końcu ich było dwóch, nawet jeśli go nie pokonają zawsze mogą uciec.

- Pierwsze pytanie. Dlaczego zabiłeś tamtych ludzi. Mam na myśli tych z powozu w którym pierwszy raz się spotkaliśmy.

- Jakie to ma znaczenie, to byli twoi oprawcy tak? Co cie obchodzi ich los - Demonowi zostało niemal natychmiast przerwane.

- Odpowiedz!

- Na tej drodze prowadzono działania partyzanckie. Tą trasą przejeżdżał jedynie transport broni i zaopatrzenia. Dlatego zabijałem wszystkich, którzy przejeżdżali w okolicy. Nie spodziewałem się tam porywaczy i ofiary.

- Drugie pytanie, jeśli to nie ty porwałeś ducha studni, dlaczego zabroniłeś mi wchodzić do pokoju w którym go znalazłem?

Nad tym pytaniem demon musiał się dłużej zastanowić. Jakby rozważając czy na pewno chce powiedzieć choćby słowo. Byakko nie do końca wiedział co robić. Czy poruszył zbyt prywatny temat? Właściwie to co znajdowało się w środku? Nie pamiętał nawet! Jedyne co pamiętał to klatka z uwięzionym duchem studni. Czy więc znaczyło to, że jednak współpracował z tym całym Shen Hua?

- Są tam bardzo stare i ważne dla mnie rzeczy - Odparł w końcu, ledwie wypluwając słowa - Nie wejdziesz tam po raz kolejny, gwarantuje ci to.

- To nie tak, żeby nawet chciał - Wtrącił duch studni, co jak zwykle demon zignorował.

- Ostatnie pytanie - Na pomniał, już nieco zirytowany tym przesłuchaniem.

- Dlaczego właściwie chcesz to zrobić? Co zrobili ci ludzie z tych państw, że tak bardzo życzysz im najgorszego. Chociaż nawet nie tylko im! Ich rodzinom, przyjaciołom. To wszystko nie ma sensu. Powiedz mi - Mówiąc to podszedł bliżej - Co spowodowało te urazę?

- To już nie jest twój interes - Warknął poważnie zły - Mam dość tych pytań, odpowiedziałem na dwa, to ci powinno wystarczyć!

- Nie, nie wystarcza! Jak mam cię zrozumieć, skoro nie pozwalasz mi nawet dowiedzieć się czegokolwiek więcej. Zawsze uciekasz od tematu, wykręcasz się, kłamiesz a dodatkowo wysługujesz innym jako przykładem. Nie jesteś na tyle ckliwy aby tak bardzo poruszył cie los innych, którzy cierpieli więc co do cholery jest przyczyną takiego zachowania!?

W przypływie złości Shen Yuan chwycił mocno za szatę jasnowłosego, podnosząc go na tyle, by ich oczy były na tej samej wysokości. Złość płonąca w jego oczach niemal zupełnie nim zawładnęła, chcąc rzucić nim ścianę. Jednak duch studni w porę reagując zapobiegł prawdopodobnej tragedii.
Dopiero w tedy Byakko nieco ochłonął. Krzyczenie na demona nie było dobrym pomysłem.

- Shen Yuan. Przepraszam to... - Niemal natychmiast mu przerwał, puszczając jego szate.

- Idziemy - Odparł już z głosem zimnym jak lód.

---

Oh boże... To miało mi zająć 2 godziny a nie 3! Ale przynajmniej dostaliście rozdział. Hehe~
Jest wielkości dwóch zwykłych, więc myślę, że raczej się cieszycie. Zwłaszcza, że od teraz relacja bohaterów nabierze w końcu tempa!
(Tak dokładnie, dopiero od 51 rozdziału, ah... kocham te robotę)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro