Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Pięćdziesiąty Dziewiąty -Im bardziej kochasz tym bardziej boli część 3

Niemal natychmiast po tym, Byakko podbiegł do leżącego na trawie demona. Ogromna kałuża krwi stale się powiększała, proporcjonalnie niszcząc jego szanse. Na całe szczęście demon był wciąż przytomny.

- Trzymaj się, zaraz wrócimy do wioski - Mówił, mimo że tak na prawdę sam potrzebował się uspokoić. Jego dłonie się trzęsły, podobnie zresztą jak całe ciało pod wpływem ciężaru mężczyzny. Czy w ogóle zdąży z nim dotrzeć do wioski?

- Zapomnij - Mruknął - Odstaw mnie na ziemię.

Shi Shuan patrzył na niego niczym na wariata.

- Nigdy cię nie zostawię! - Mówiąc to próbował znów stanąć z nim na nogi. Tym razem z nieco lepszym rezultatem, który jednak nie trwał dłużej niż trzy kroki.

- Nie zostawisz, odstaw mnie na ziemi - Irytacja wzrastała w jego głosie, nawet jeśli nie był w stanie choćby poruszyć ręką, to wciąż chłodny i nieco ostry głos działały niczym skuteczna groźba. Tym razem przystosował się do jego słow ostrożnie odkładając go na ziemię.
- Pod moją wierzchnią warstwą ubrań po lewej stronie jest niebieskawo wyglądająca roślina, pod palcami wyczujesz jakby ciernie, podaj mi to.

- To ci pomoże? - Demon nie musiał nawet odpowiadać, sam Byakko dość szybko zrozumiał jak głupie pytanie zadał. Więc wedle polecenja sięgnął ręką zza ubranie mężczyzny, jednak jedyne co poczuł to ciepłą i wilgotną skórę.

- Nie pod ubranie, tylko wierzchnią warstwę - Warknął, jego głos wciąż był słaby. Jasnowłosy szybko naprawił swój błąd zabierając rękę z jego klatki piersiowej. Mimo szybkiej reakcji, jego twarz i tak okryła się czerwienią, którą Shen Yuan nawet nie zamierzał komentować, zamiast tego spojrzał leniwie w bok. Po ciele ducha nie było śladów, ani kropli krwi czy tym bardziej kawałka ciała. Wyglądało na to, że Byakko poprowadził wyborowy egzorcyzm, co dla niego samego było nie małym szokiem. Do tej pory myślał, że mężczyzna nie potrafi sam o siebie zadbać, nie mówiąc już nawet o eksterminacji ducha klasy wyższej, dla Shen Yuana coś takiego byłoby niemożliwie, jego limitem były duchy klasy średnie, wyższe zawsze sprawiały zbyt dużo zachodu, wśród ludzi można było je porównać do jednosobowej armii, która doskonale opracowywała strategie na bieżąco. Skąd więc nagłe zwycięstwo? Czyżby cały czas mylił się co do oceny bóstwa? Czy może po prostu coś się zmieniło? Nie zależnie od powodu, skutki takich decyzji były niedoodwrócenia. Jego ręka przepadła wraz z całym żołądkiem ducha runa leśnego, co jedynie bardziej komplikowało sprawę.
Po dłuższej chwili błądzenia ciepłych rak po jego ciele, mężczyzna w końcu wyciągnął zioło. Jego kolor z całą pewnością był odpowiedni jednak...

- Chcesz mnie otruć? Mówiłem abyś szukał po lewej stronie - Rzucił zmęczony - To trujące.

Mina mężczyzny była nie do opisania, zwłaszcza gdy zdając sobie sprawę z pomyłki, szybko odłożył zieloną łodygę na swoje miejsce. Teraz nieco szybciej przeszukiwał kieszenie po lewej stronie wykrwawiajacego się demona. Tak właściwie ile czasu zostało? Nawet Shen Yuan tego nie wiedział, jednak z całą pewnością nie było go dużo.
W końcu Byakko wyciągnął właściwą roślinę, czyli jednak nie wszystko stracone.

- Daj mi ją do ust - Odparł spokojniej. Gdy na języku poczuł ostre niemal nie dostrzegalne kolce, powoli zaczął dokładnie przeżuwać roślinę. Jej gorzki smak dość szybko roszedł się po języku i gardle a zmieszany z krwią powstałą z drobnych ran dość szybko został połknięty. Hinnege było dość popularnym sposobem zatrzymania krwawienia w organizmie. Za sprawą łatwego wchłaniania się już po kontakcie z krwią. Zdrowego człowieka niemal zupełnie by sparaliżowało, obniżyło jego ciśnienie i zatrzymało akcje serca, jednak w przypadku szerokich ran i odciętych kończyn, hinnege było jedynym ratunkiem, a przynajmniej dla zwykłych ludzi stwarzało okazję do ratunku, Shen Yuan jako pół duch pół człowiek nie musiał się martwić większością ran, jego ciało dość szybko zasklepiało otwarte naczynia krwionośne, zadrapania czy nawet złamane kości.
Niedługo po tym tak jak przewidywał krwawienie ustało. Jego ciśnienie już wcześniej było wyjątkowo niskie, teraz niemal zupełnie zanikło, powodując ból głowy. Niewątpliwie jednak, dużo bardziej wolał ból głowy od śmierci z wykrwawienia.
Ledwie słyszalnie westchnął

- Dobra, mamy trochę czasu powinnismy...

Nie zdążył dokończyć, gdy Byakko niespodziewanie opadł na jego klatkę piersiową.
- Hej! - Zawołał na tyle głośno na ile mógł, na szczęście mężczyzna nie zemdlał, ani nie przestał oddychać. Shen Yuan czuł na swojej klatce piersiowej ciepły skraplający się oddech. Twarz mężczyzny przysłaniała ogromna burza jasnych włosów, która przez te wszystkie wydarzenia naruszyła się jeszcze bardziej niż zazwyczaj.

- Dzięki bogu - Odparł po chwili przerywając ciszę. Cóż za ironia, aby bóg wzywał boga, jednak nie zamierzał się na tym dłużej skupiać, bo Byakko szybko dodał - Myślałem, że i ciebie stracę.

To były dość niespodziewane słowa, zwłaszcza wypowiedziane od osoby, która przy pierwszym spotkaniu niemal przez ciebie zginęła. Czy jednak ktokolwiek jest w stanie przewidzieć koleje losu?

- Tak szybko nie umrę - Odparł chłodno, ale szczerze - Nie dopóki nie wykonam swojej misji.

Jasne oczy powoli spojrzały na niego z pomiędzy kosmyków włosów. W połowie leżąc na ledwo żywym demonie wyglądało to zapewne z perspektywy trzeciej osoby wyjątkowo komicznie. Zwłaszcza gdy Byakko niespodziewanie przybliżył się do jego twarzy, nieśmiale unikając kontaktu wzrokowego.

- Obiecałem - Rzucił krótko.

- Co obiecałeś? - Dopytał, patrząc jak jego źrenica wciąż mu ucieka. Jeśli mówisz coś do kogoś przynajmniej patrz mu w oczy!

- Obiecałem komuś, że zapieczętuje swoje wspomnienia, gdy zstąpię z niebios - Mówił cicho, jakby był ledwo pewien swoich słów - Dopiero teraz to sobie przypomniałem, gdy walczyłem z tym potworem...

- Rozumiem - Mruknął ciszej, przymykając oczy, a gdy je ponownie otworzył w końcu był w stanie dojrzeć srebrne źrenice Byakko spoglądające na niego z uwagą.

- Powiesz mi więc dlaczego tak bardzo chcesz zniszczyć te państwa? - Ah tak, przecież zawarli umowę. Nawet teraz demon ledwie o tym pamiętał.

- Najpierw wróćmy do KuQi. Tam będzie łatwiej to wyjaśnić.

Nieśmiały uśmiech ozdobił zmęczoną twarz Byakko. Jego również to wszystko dużo kosztowało, jednak wcale nie czuł o to żalu, przynajmniej teraz mógł w końcu być jakkolwiek użyteczny. Gdyby jednak był szybszy... Mogłoby nie dojść do tych wszystkich tragedii...

- Daozhang! - Głos ducha studni dotarł do obu mężczyzn, niedługo później błękitny ognik wyłonił się zza jednego z drzew.
- Demon zdechł? - Zapytał nieco zdziwiony. Zarówno Byakko jak i Shen Yuan nie czuli się na siłach do żartów.
- Dlaczego właściwie nie ma ręki? - Jego płomień mocniej zamigotał - Co się tutaj wydarzyło?

- Pomóż mi go zanieść proszę - Jasnowłosy ostrożnie chwycił za zdrową rękę mężczyzny.

- Nie mogę - Rzucił bez większych ogródek - kończy mi się energia, ostatnimi czasy nie miałem jak jej nawet uzupełnić, więc postać ludzka odpada.

Dopiero teraz gdy o tym wspomniał Shi Shuan zrozumiał jak ostatnie dni musiały być ciężkie dla ducha studni. Rzeczywiście, od incydentu z kolekcjonerem nie pozwolił mu nawet na chwilę odpocząć w swoim ciele. Sprawiło to, że poczuł się jeszcze gorzej.
Niewiele więc myśląc podszedł do ducha przekazując mu dość sporą ilość energii duchowej.
- Musimy szybko przenieść go do wioski, tam ci wszystko wyjaśnię.

Nie mogąc nic na to poradzić duch studni westchnął z jego pomocą przeniesienie demona było dużo prostrzę, zwłaszcza gdy jak się okazało duch był znacznie silniejszy od Byakko. Co prawda trochę go to zdołowoało, ale jednoczenie ułatwiło zadanie, przez co już trzydzieści minut później mogli na spokojnie odetchnąć w mieście.

Kto by się jednak spodziewał, że na to wszystko nawinie się pijany mężczyzna?

- Gdzie Luo? Nie ma jej nigdzie! - Mówił z lekkim bełkotem. Przez śmierć ducha, całą okolica wyzbyła się mgły więc doskonale można było dostrzec jego niezbyt pewną posturę. Chwiejąc się wciąż spoglądał na mężczyzn. Głównie na demona, którego wzrok kierował się w zupełnie inną stronę, konkretnie w kierunku jasnowłosego.

Serce Byakko niemal wyskoczyło mu z piersi, gdy biorąc głębszy wdech musiał wypowiedzieć to jedno zdanie. Dlaczego to musi być takie trudne? Czy to dlatego, że obiecał mu pomóc? A może dlatego, że czuł się cholernie winny i przytłoczony całą tą sytuacją?

- Nie żyje. Nie udało jej się uratować - Mówił spokojnie, nawet jeśli jego głos co raz bardziej grzązł w gardle.

- Co? - Początkowy szok zupełnie sparaliżował mężczyznę - O czym ty mówisz?! GDZIE ONA JEST GADAJ! - Jego głos roznosił się echem po całym mieście. Był zły, wręcz rozwścieczony niczym drażniony przez dzieci byk.

- Mówi prawdę - Zapewnił duch studni, wciąż podtrzymując demona.

- Słuchaj, ja na prawdę... - Nie zdążył dokończyć, niespodziewanie szybkie uderzenie dosięgnęło jego policzka, niemal przewracając mężczyznę. Musiała minąć chwila nim zdołał ponieść wzrok z ziemi.

- MIAŁEŚ JEJ POMÓC! - Jego głos się łamał, podobnie zresztą jak on sam niemal upadając na ziemię w bezsilności. Przeraźliwy ryk żalu przeszył całą okolicę, ale największe zamieszanie zrobił w sercu Shi Shuana. Po co w ogóle obiecywał coś czego nie mógł zrobić? To nie gra, gdzie po złych wyborach ponownie wczyta "save'a" i dostanie drugą szansę. Wydawało mu się, że przez cały czas to wiedział, jednak najwyraźniej musiał zderzyć się z ogromną ścianą by teraz zrozumieć, jak głupi był.

- Wynoście się! - Zdarte gardło mężczyzny nie pozwalało na nic więcej jak ledwie słyszalny krzyk - Zabije was! Zabije rozumiecie!?

Z całą pewnością nie żartował, jego oczy biły szaleństwem, jednak w przeciwieństwie do Luo, było ono prawdziwe. Nie chcąc ryzykować, zmuszeni byli oddalilć się czym prędzej od miasta w akompaniamencie głośnego płaczu.

- Nie bierz tego do siebie - Powiedział duch studni przerywając ciszę - Ludzie to niewdzięczne stworzenia, a przede wszystkim egoiści. Nawet jeśli zrobiło się wszystko, wciąż będą obwiniać się cię za najgorsze.

Byakko nie potrzebował jednak takiego pocieszenia. Jego serce wciąż się kołatało, podobnie jak myśli, które odpędzał co jakiś czas spoglądając w niebo. Była północ, a przynajmniej tak mu się wydawało....
Kolejną część nocy zostali zmuszeni przenocować pod starym dębem, gdzie duch studni podleczył rozerwane naczynia krwionośne Shen Yuana, gwarantując mu tym samym przeżycie do poranku.
Demon zasnął niemal natychmiast, nie trawiony żadnymi myślami, podczas gdy Shi Shuan, nie zasnął na choćby kilka minut.

---
Trochę przydługawy ten wątek co?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro