Rozdział Ósmy - Studnia Zjadacza kości część 1
- Daozang! Daozang! - Krzyk rozlegał się po okolicy, przykuwając uwagę wszystkich.
Nie minęła chwila więc gdy w końcu dotarł do samego zainteresowanego.
- Tak? - Zapytał, idąc szybkim krokiem w stronę mężczyzny, który widząc go, poczuł niebywałą ulgę.
- Daozang, w moim domu zalęgł się zły duch! Proszę, pomóż mi go wypędzić. Obiecuje zapłacić! Proszę, tylko pomóż mi!
Shi Shuan stanął jak wryty. On? Wypędzić ducha? Przecież nawet się na tym nie znał! Jak u licha miałby się nim zająć?
Z każdą chwilą czuł na sobie presję. Mężczyzna czekał na jego odpowiedź, cały czas w dłoni trzymając drobne zawiniątko, najpewniej jego oszczędności.
- Skąd pewność, że zalęgł się u ciebie duch? - Zapytał ostrożnie. W europie ludzie często uważali kwaśnięcie mleka za przejaw działania złej czarownicy, może po prostu mężczyzna zbyt spanikował?
- Chodź za mną. Pokaże co ta okrutna kreatura zrobiła - Mówiąc to ruszył przed siebie. Jak na starszą osobę jego ruchy były całkiem zwinne i żwawe. Przez chwilę nawet zerkał na Byakko, chcąc się upewnić czy aby na pewno za nim idzie. Kroki Shi Shuana bowiem były bezgłośne. Stawiał on stopy powoli i ostrożnie a przez swoją dość lekką jak na mężczyznę wagę z łatwością przychodziło mu skradanie się.
Niestety ku jego zdziwieniu, gdy dotarli na miejsce, mężczyzna nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Całe podwórko domu mężczyzny wyglądało jak pobojowisko. Wszędzie walały się narzędzia, a same drzwi ledwo trzymały się w zawiasach.
- Może to robota dzikich zwierząt? - Zasugerował, dokładnie się przyglądając - Czasem w poszukiwaniu jedzenia zostawiają bałagan.
- Ah nie! To nie jest wszystko! - Zawył, wchodząc do domu. Shi Shuan ostrożnie kroczył za nim. Cały dom wyglądał wyjątkowo normalnie w porównaniu do podwórka. Skromny wystrój nie wyglądał na ani trochę naruszony. W Czym więc leżał problem?
- Niech Daozang spojrzy - Powiedział, pokazując pusty kuferek. Nie do końca rozumiejąc spojrzał w oczy mężczyzny, aż ten w kocńcu kontynuował.
- Tutaj spoczywały prochy mojej córki, mojej kochanej córki! - Zawył ponownie.
Jakkolwiek dziwnie by nie było, tak teraz zrobiło się z całą pewnością jeszcze dziwniej.
Mężczyzna patrzył na niego z nadzieją w oczach, podczas gdy on sam próbował z trudem zebrać wszystkie myśli, jakie kłębiły się w jego głowie. Prochy? Po co komukolwiek byłyby prochy? Do czego w ogóle duch by ich potrzebował?
- Nie usłyszałeś niczego poprzedniej nocy? Czegokolwiek co wzbudziłoby twoją podejrzliwość?
- Ah! Było! Gdy spałem w nocy, obudziło mnie dziwne stukanie! Na początku myślałem, że to szczur przedarł się do mojego domu, jednak po chwili ustało i z powrotem położyłem się spać.
- Stukanie - Mruknął pod nosem.
~~~
Nie mając więcej poszlak, Shi Shuan kręcił się koło pobliskiej studni, rozmyślając. Czy było za późno, aby odmówić mężczyźnie?
Shi Shuana nigdy nie interesowały sprawy duchowe, zawsze uważał je za bajki podobne do tych, które czytało się dzieciom na dobranoc, jednak w tym świecie "magia" istniała normalnie. Co więc broniło duchom samotnie egzystować?
Nie mając pomysłu, usiadł. Nie minęła jednak chwila, jak chcąc się oprzeć, zrozumiał, jak wielki błąd popełnił.
Pod swoimi dłońmi nie wyczuł nic, przechylając się na drugą stronę. Przez co, wpadłdo studni, uderzając o solidne dno.
Z całą pewnością była to rekompensata za wcześniejsze szczęście!
Musiała minąć dłuższa chwila, nim cały obolały otworzył oczy.
- Niech to szlag... - Zaklął cicho.
Mieć takiego pecha, aby wpaść do studni. Czego innego można było się spodziewać po gościu, który reinkarnował się jako bóstwo wojenne nie znając się nawet na wojskowości. W końcu jednak spojrzał w górę. Studnia nie była na szczęście tak głęboka, jakby się spodziewał po bólu towarzyszącym przy upadku.
- Halo! Pomocy! Ktoś mógłby rzucić mi linę!? - Zawołał.
- To bezskuteczne - Odezwał się głos za nim przyprawiając go o ciarki.
Czym prędzej odsunął się od źródła dźwięku i odwrócił, jednak za nim nikogo nie było. Teraz zaczynał czuć się coraz bardziej zmieszany. Czyżby upadek tak bardzo namieszał mu w głowie?
Niespodziewanie jednak głos ponownie się pojawił.
- Ludzie i tak cię nie usłyszą z tej studni. Bariera na to nie pozwoli - Kierując głowę w stronę dźwięku, zobaczył jedynie niebieski ognik, który płonął żarliwie, jedynie metr od jego nogi. Jasny błękitny blask, był prawie niedostrzegalny wśród ciemności panujących przy samym dnie studni.
- Kim jesteś? - Zapytał nieco mniej pewnie - i jaka bariera?
Ognik z Cichym trzaśnięciem zapłonął nieco jaśniej.
- Ja? Opiekunem tej studni - Rzucił, zbliżając się na wysokość twarzy Byakko - Zresztą, czy ma to jednak znaczenie? Pewnie i tak zginiesz jak wszyscy pozostali, którzy tu wpadli - Burknął płonąc ciemniej.
Rzeczywiście, jeśli dźwięk stąd nie mógł się wydostać z pewnością prędzej czy później zginie z głodu lub pragnienia.
- Jeśli byli tu jacyś przede mną to dlaczego nie ma tu ich kości? - Zapytał, strzepując brud i pył z długiej szaty z całą pewnością niedługo to ubranie nie będzie w ogóle nadawało się do użytku - Nawet po latach powinny się jakieś zastać.
- Zjadacz kości je zabrał - Odparł duch - Gdy i ty zginiesz, przyjdzie i po twoje.
Ciarki przeszły po plecach Shi Shuana.
- Zjadacz kości?
- Nie słyszałeś o zjadaczu kości Daozang? - Dopytał duch, iskrząc się nieco głośniej - To zjawa żywiąca się pozostałościami po zmarłych. Naprawdę przebiegła i bezczelna - Burknął wydłużając się i kurcząc - Mieć czelność przekopać całą studnię! Barbarzyństwo!
Język ognia zaczął dużo głośniej strzelać, a jego błękitny płomień zaczął zmieniać barwy oraz natężenie, podczas gdy on przeklinał zjadacza kości w każdy możliwy sposób. Naprawdę osobliwy widok.
Przez ten czas Shi Shuan rozejrzał się po bokach. Mimo że wcześniej tego nie zauważył, to teraz przed jego oczami roiło się od ogromnych tuneli, które najwyraźniej przecinały się w miejscu studni. Szerokie na trzy i wysokie na cztery metry z tej perspektywy wydawały się być nawet bardziej podobne do jaskinnych wejść, a nie tuneli pod wioską. Aż dziwne czemu do tej pory się nie zawaliły.
- Duchu? Znasz może sposób, aby się stąd wydostać? - Zapytał, przerywając niebieskiemu ognikowi monolog nienawiści.
- Stąd nie ma wyjścia. Jedyne, jakie istnieje, prowadzi górą, jednak przez tę barierę nikt cię ani nie zobaczy, ani nie usłyszy.
Byakko pomyślał przez chwilę, dotykając ściany. Była śliska i wilgotna, nie byłoby nawet możliwości wspięcia się na górę.
- Ten zjadacz kości z pewnością znalazł sobie naprawdę dobre miejsce - Murknął spoglądając w górę.
- Znalazł?! - Oburzył się ognik - Bezczelnie zagarnął moją studnię, pozbywając się z niej wody! Znalazł! Pf! Dobre żarty! Kiedyś jednak zapłaci mi za to z nawiązką!
Wyglądało na to, że ten duch rzeczywiście nie trawił tej zjawy. Gdy tylko Shi Shuan wspomniał o niej, jego temperament od razu ulegał zmianie.
- Daleko znajduje się ta zjawa? Ten cały zjadacz kości? - Shi Shuan zaczął czegoś szukać.
- Na końcu tuneli w swoim gnieździe. Gnida nawet nie pofatyguje się, aby cię dobić, tak jest tłusty! Bezczelny, ograniczony i-
- Zaprowadzisz mnie tam? - Gdy tylko Byakko się odezwał, mógł niemal poczuć na sobie wzrok ducha.
- Chcesz iść na śmierć? Naprawdę aż tak życie ci niemiłe?! - Nim jednak ognik zapłonął mocniej, Shi Shuan odwrócił się w jego stronę.
- Zabijając go, zniszczymy barierę prawda? - Dopytał, chcąc potwierdzić swoje przypuszczenia, na co ognik odpowiedział głośnym piskliwym śmiechem.
- Trzymajcie mnie, bo spadnę! Taoista nieznający się na duchach chce zabić zjadacza kości! Dobra komedia!
Shi Shuan nieco zirytowany, wyciągnął nóż, wpatrując się w ognik.
- Co szkodzi spróbować? I tak prędzej czy później umrę, a z twoją pomocą może jednak jakoś się uda? - Mówiąc to zdanie, jednak czuł, jak strach trzeszczy w jego kościach. Czy naprawdę zawsze wszystko musi się tak komplikować?
---
Miłego dnia życzę
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro