Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9. Świąteczny kontrast

Kyle lubił święta Bożego Narodzenia, czego raczej nie dało się powiedzieć o Finlayu - dla niego świętowanie było równoznaczne ze spędzaniem czasu z rodziną ojca, bo od tej ze strony matki rodzice już dawno się odcięli. Stanowiło to dla chłopaka mało zachęcający czas, bo nawet jego siostra nie widywała się już z rodzicami.

— Dobrze, że Boże Narodzenie jest raz w roku — westchnął Finlay, kiedy Kyle wszedł do zajmowanego przez niego przedziału.

Blondyn opadł na siedzenie naprzeciwko przyjaciela.

— Nie zapominaj, że mamy jeszcze Wielkanoc. I wakacje.

Finlay przewrócił oczami.

— Na wakacje nie zjeżdża się połowa rodziny — odparł. — Podobnie jak na Wielkanoc. Gorzej z Bożym Narodzeniem i wysłuchiwaniem, jaka to Heather jest niewdzięczna.

— Ja jej się nie dziwię, że od was uciekła. Nie wiem, czy chciałbym mieszkać z takim maniakiem czystości — widząc zdegustowane spojrzenie, jakim obdarzył go Finlay, zaśmiał się. — Żartuję, Fin. Pewnie gdyby Heather mogła, to zabrałaby cię ze sobą, ale... No, nie może.

— Nie może — przytaknął Finlay, a po dłuższym patrzeniu na swojego przyjaciela na jego usta wpłynął uśmiech. — Ja to współczułbym twojej przyszłej dziewczynie, Kyle. Zostawiasz po sobie taki bałagan, że z czasem po waszym domu trzeba by chodzić z łopatą do odśnieżania, by móc przejść z pokoju do pokoju.

— Albo z różdżką, Fin, nie zapominaj, że jesteśmy czarodziejami — pouczył go Kyle, na co brunet zmrużył swoje szarozielone oczy.

— A jesteś w stu procentach pewien, że na tym wysypisku znalazłbyś różdżkę?

— Nie, dlatego mam nadzieję, że moja dziewczyna będzie bałaganiarą tak jak ja i że będziemy wspólnie i na nowo sprzątać ten artystyczny nieład.

Finlay spojrzał na niego z rozbawieniem.

— Jaki ty się zrobiłeś romantyczny, Mayers.

Blondyn wzruszył niewinnie ramionami.

— Jeden z nas musi.

Jego przyjaciel parsknął z rozbawieniem. Drzwi przedziału otworzyły się i stanął w nich Elliot Lowest, którego chłopcy raczej woleli nie widzieć.

— Macie coś przeciwko, że się do was dosiądę? — zapytał. Kyle'a kusiło, by odpowiedzieć "Tak", ale postanowił nie zniżać się do aż takiego poziomu.

Usłyszawszy słowa zgody, Elliot wszedł do przedziału i zaczął z nimi rozmawiać, choć tak naprawdę był to bardziej monolog, bo jedyne, co usłyszał od Kyle'a i Finlaya, to "Yhym" lub "Interesujące".

Kyle miał wrażenie, jakby siedział w przedziale z Umbridge - niezbyt miał ochotę słuchać o tym, w jaki sposób Elliotowi udało się oczarować prześliczną córkę francuskiej przyjaciółki jego matki podczas świątecznego spotkania, a dodatkowo wątpił, by jego kolega takowy urok osobisty posiadał. Finlay patrzył w okno, raz na jakiś czas przenosząc wzrok na Elliota i słuchając urywków jego jakże interesującej opowieści.

Czując, że zaraz może niechcący zasnąć, Kyle wstał i podszedł do drzwi przedziału, tłumacząc, że musi rozprostować nogi. Elliot parsknął śmiechem.

— Rozprostowanie nóg to marna wymówka — stwierdził, na co Kyle wywrócił oczami.

— W takim razie idę wydłubać oczy moim wrogom, by następnie zrobić z nich breloczki do toreb i sprzedawać je w zamian za kandyzowane ananasy. Brzmi lepiej?

— Owszem, ale oczy wrogów są droższe niż kandyzowane ananasy — odparł Elliot, na co Kyle wzruszył ramionami.

— Wtedy nie byłoby zabawy — odparł i wyszedł, zostawiając śmiejącego się do okna Finlaya i Elliota, który po krótkiej chwili ponownie podjął swoją wspaniałą opowieść, ku wewnętrznym rozbawieniu Finlaya.

Kyle szedł korytarzem pociągu, poszukując przedziału, w którym siedziała Luna. Minął ten zajęty przez Harry'ego i jego przyjaciół oraz kolejny, zajmowany przez Kathleen, Caleba i bliźniaków Weasley. Kuzynka wychwyciła jego przelotne spojrzenie i uśmiechnęła się.

Chwilę później Ślizgon odnalazł przedział, w którym siedziała Luna. Ledwo zdążył przekroczyć próg, skierowały się na niego dwie pary oczu. Te szare należały oczywiście do Luny, natomiast brązowe - do Ginny Weasley.

— Cześć — powiedział Kyle i uśmiechnął się. — Szczęśliwego nowego roku.

— Wzajemnie — Ginny kiwnęła głową, po czym podniosła się z miejsca. — Może ja was zostawię, co? Hermionie przyda się towarzystwo, ja na jej miejscu zwariowałabym z Ronem w jednym przedziale...

— Nie musisz — odpowiedział Kyle uprzejmie. — Przechodziłem obok i wcale nie było tak źle, przedział jeszcze jest cały.

Ginny się roześmiała.

Jeszcze.

Po tych słowach uśmiechnęła się do przyjaciółki i wyszła z przedziału.

Kyle usiadł obok Luny z uśmiechem na twarzy.

— Jak święta? — zapytał.

— Spokojne. Miłe. Takie, jakie powinny być — odpowiedziała z rozmarzonym uśmiechem.

— Dobrze słyszeć, że przynajmniej ty jesteś zadowolona ze swoich świąt.

— U ciebie coś nie tak? — Luna odrobinę się zmartwiła.

Kyle pokręcił głową.

— U mnie wszystko jest tak. Tylko... Finlay ma coroczny problem z rodzinnymi świętami, czego mu współczuję, ale niestety nie mogę nic na to poradzić — westchnął, po czym uśmiechnął się do niej. — Mam nadzieję, że prezent przypadł ci do gustu.

Krukonka pokiwała głową, wprawiając w ruch swoje kolczyki z rzodkiewek.

— Dziękuję, że o mnie pomyślałeś.

Kyle nie mógł się bardziej nie wyszczerzyć.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Następnego dnia rano Kyle tradycyjnie był niewyspany. Już zdążył przywyknąć do wiecznego niewyspania, ale ponieważ zaraz po podwójnych eliksirach mieli zaklęcia, to mógł się poczuć trochę bardziej rozbudzony po swoich ulubionych zajęciach - w końcu mógł poczarować. Co prawda w czasie ferii niechcący dorwał się do różdżki i rzucił zaklęcie unieruchamiające na niuchacze, które uciekły jego pradziadkowi. Niewiele myśląc, złapał za różdżkę, krzyknął Immobulus i zatrzymał zwierzaki, ale dopiero po chwili przypomniał sobie, że nie jest w szkole, więc nie wolno mu używać zaklęć. Na szczęście Ministerstwo nie pozakładało kamer w domu Scamanderów.

Po drodze z sali, w której mieli zaklęcia, Kyle i Finlay spotkali Lunę. Finlay uprzejmie stwierdził, że poczeka na niego pod klasą do obrony przed czarną magią, choć był zapewniany, że nie musi iść.

Kyle doskonale wiedział, że Finlay nie przepada za Luną, bo go ona denerwuje, jednak był w tej kwestii bezradny - nie mógł ich zmusić do polubienia się. Choć tak naprawdę to Luny nie musiałby do niczego zmuszać, bo ona nie oceniała nikogo i była przyjaźnie nastawiona do całego świata. Finlay natomiast unikał osób, których nie lubił i Kyle to rozumiał.

Kiedy sylwetka Finlaya zniknęła za zakrętem korytarza, Luna wygrzebała z torby szkicownik, w którym Kyle rozpoznał dokładnie ten, który podarował jej na święta. Ze środka Krukonka wyjęła białą kartkę przewiązaną granatową wstążeczką, odwróconą, by dawała jakiś efekt niespodzianki.

— A to twój prezent świąteczny — powiedziała z uśmiechem, podając Kyle'owi kartkę.

Ślizgon również się uśmiechnął i przyjął prezent. Po odwróceniu kartki na przód zobaczył tam swoją podobiznę, siedzącą na testralu. Widocznie odbywali podniebny lot, bo jego jasne włosy były rozwichrzone. Choć nie był to idealny portret, to Kyle był w stanie rozpoznać w nim siebie.

— Na Merlina, Luna, z ciebie to jest artystka — powiedział z uznaniem, odrywając wzrok od kartki. — Dziękuję.

Teraz to Luna nie mogła powstrzymać się od szerszego uśmiechu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro