Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8. Muzyczny duet

Rozwieszona przez Zgredka jemioła wisiała nad głowami uczniów, którzy po raz ostatni przed feriami ćwiczyli zaklęcia obronne. Według Luny w jemiole często siedziały nargle.

Wszystkie zaklęcia  których dotychczas nauczył ich Harry, wychodziły wszystkim na tyle dobrze, że po feriach mieli przejść do trudniejszych, takich jak Zaklęcie Patronusa.

Kyle nie spodziewał się, że na świętach u jego wujostwa będzie wielu gości. Kiedy jednak przekroczył próg domu przy Grimmauld Place 12, okazało się, że Weasleyowie też będą tam gościć w czasie świąt. Nie żeby on miał coś przeciwko, bo jeśli już to Ron błędnie oceniał Kyle'a, głównie w oparciu o stereotypy.

Mayersowie zostali bardzo ciepło przywitani przez pana domu - Syriusz od razu objął ich wszystkich kolejno na powitanie, a przywitawszy się z Kylem, uśmiechnął się.

— No skóra zdjęta z ciebie, Andrew — powiedział, na co rodzice Kyle'a się roześmiali, a on sam tylko uśmiechnął się do wuja. Często mówiono mu, że jest bardzo podobny do ojca i co do tego nie miał nic przeciwko, jednak zaczynał mieć, kiedy ludzie chcieli układać mu życie i mówili, że z jego ambicją z pewnością będzie pracował w Ministerstwie Magii. Tyle że Kyle'a nie kręciła monotonna praca w biurze - o wiele bardziej wolałby zajmować się czymś związanym z zaklęciami lub różdżkami.

Nie było mowy, by Kyle i jego kuzynka zrezygnowali ze swojej świątecznej tradycji, jaką była gra na pianinie. Tym razem jednak Kathleen postanowiła też spróbować swoich sił w grze na pianinie.

— Wiem, że rzadko gram, ale ty zawsze robisz to z takim oddaniem, że aż muszę spróbować — wyjaśniła, na co Kyle skinął głową.

— No pewnie, Kath, musisz zdobywać nowe umiejętności — powiedział, po czym ułożył palce na klawiszach i zagrał krótką melodię. — Dasz radę to powtórzyć?

Kathleen posłusznie spróbowała powtórzyć to, co zagrał jej kuzyn, jednak nie poszło jej tak dobrze, jak jemu.

— Nie mam do tego takiej smykałki, jak — westchnęła. Kyle pokręcił głową.

— Bo naciskasz C zamiast D — wyjaśnił rozbawiony, wskazując na dłoń Kathleen, której palce spoczywały ułożone na nie tych klawiszach, co trzeba. — I A zamiast G.

Brunetka roześmiała się.

— Do tych klawiszy też trzeba mieć wyczucie...

Kyle wzruszył ramionami.

— Kwestia nauki. Ja nie umiem śpiewać, a ty umiesz, dlatego nasz muzyczny duet się uzupełnia — odpowiedział i uśmiechnął się, po czym przycisnął jeden z klawiszy, który wydał z siebie długi dźwięk. — No to niech tradycji stanie się zadość, co, Kath?

— Koniecznie.

Z salonu niosły się dźwięki pianina, do których po chwili dołączył melodyjny głos Kathleen. Kyle w skupieniu uderzał w poszczególne klawisze, wydobywając z instrumentu piękną melodię. Jego kuzynka natomiast polegała na własnym instrumencie - głosie.

— Mamy bardzo utalentowane dzieci — stwierdził Syriusz, kiedy Kyle zakończył grę, a Kathleen zamilkła. Obydwoje obrócili się na swoich miejscach, by spojrzeć na swoich rodziców, stojących w drzwiach i uśmiechających się do nich.

— Widzisz, Syriuszu, ominęło cię tak wiele koncertów — zaśmiał się Andrew, na co jego szwagier pokiwał głową z rozgoryczeniem.

— Zbyt wiele.

W tej sytuacji Kathleen i Kyle uśmiechnęli się do siebie, po czym z powrotem odwrócili się do pianina, by zafundować Syriuszowi najlepszy koncert, jaki mógłby w życiu usłyszeć. Słysząc głos swojej właścicielki, Artemis, kot należący do Kathleen, przysiadł u jej stóp i zaczął mruczeć. Syriusz słuchał tego z wielkim uśmiechem na twarzy.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Kyle i jego rodzice opuścili dom Blacków kilka dni przed zakończeniem roku. Miło było spędzić z nimi święta, ale przecież nie ma lepszego miejsca na ziemi, niż własny dom.

Salon Mayersów był chyba ulubionym pomieszczeniem Kyle'a (nie licząc jego pokoju, gdzie mógł w spokoju przesypiać całe dekady), głównie dlatego, że w jego wystroju każdy z trojga domowników mógł znaleźć coś dla siebie. W kącie, tuż przy oknie, stało pianino, na którym Kyle wygrywał swoje melodie. Na komodzie leżały pozostałości po pierwszej miotle Sienny, których za nic nie potrafiła wyrzucić. Jej mąż często powtarzał z irytacją, że przy najbliższej okazji pozbędzie się tej sterty patyków zaśmiecających salon, ale nigdy tego nie zrobił, bo prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że owe patyki ukształtowały Siennę, którą tak bardzo kochał. Wiszące na brązowych ścianach półki wprost uginały się od hodowanych przez Andrewa zielonych roślin, których gałązki zwisały prawie do komody, na której spoczywały szczątki miotły, muszelki zebrane na plaży i nieczęsto zapalane, ozdobne świeczki.

Było jeszcze coś, czego nie brakowało w żadnym domu rodzinnym - zdjęcia. Głównie przedstawiały Kyle'a, bo jego rodzice uważali, że jest bardziej fotogeniczny od nich, choć było i zdjęcie z nimi, zrobione w dniu ich ślubu. Na reszcie fotografii był Kyle w różnych sytuacjach i w różnym wieku - od niemowlęcego, aż do szkolnego. Maleńki Kyle, patrzący w obiektyw swoimi niebieskimi oczami. Trzyletni Kyle zbierający muszelki na plaży. Czteroletni Kyle o wiele bardziej zainteresowany różdżką Andrewa niż miotłą Sienny, a na następnym zdjęciu uciekający z tą różdżką. Pięcioletni Kyle ze swoim pradziadkiem, Newtem, który posadził go sobie na barkach, a zachwycony chłopiec obserwował świat z jeszcze większej wysokości, niż dotychczas. Sześcioletni Kyle ze swoją kuzynką, razem z nią bawiący się z pufkami. Wśród wielu zdjęć dało się zauważyć również Kyle'a w szacie Hogwartu, dzień przed pierwszym wyjazdem do szkoły.

Popołudnie blondyn spędził na pakowaniu i wysyłaniu prezentów dla swoich przyjaciół. Finlayowi wysłał torbę słodyczy, podobnie przyjaciel jemu, natomiast Lunie podarował nowy szkicownik wraz z zestawem kredek i ołówków, by mogła wciąż uwieczniać zwierzęta na rysunkach.

Kiedy sowa Mayersów zapukała do okna Lovegoodów, Luna była w salonie razem ze swoim ojcem. Mężczyzna podniósł się z miejsca, by podejść do okna i odebrać paczkę od sowy. Następnie podał ją córce i patrzył z uśmiechem, jak dziewczyna odpakowuje prezent od swojego przyjaciela.

— To od tego miłego chłopca, z którym się przyjaźnisz? — zapytał z ciekawością. Usłyszał od niej coś niecoś o Kyle'u, a dodatkowo potret Ślizgona mógł zauważyć na suficie w pokoju córki, obok portetu Ginny Weasley, podpisany słowami Przyjaciele. Ksenofiliusa cieszył fakt, że Luna ma w Hogwarcie przyjaciół, o których zawsze marzyła.

— Tak, od Kyle'a — odpowiedziała, również się uśmiechając. Było jej miło, że Kyle i w tym roku o niej pamiętał, co kiedyś byłoby dla niej nie do pomyślenia.

Ksenofiliusowi uśmiech nie znikał z twarzy, kiedy Luna zaczęła z pasją rysować w nowym szkicowniku coś, co po powrocie do szkoły zamierzała dać Kyle'owi w ramach prezentu świątecznego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro