Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6. Lekcja życia dla Malfoya

Następnego dnia przy śniadaniu sowa Mayersów przysiadła na ramieniu Kyle'a, podając mu list od rodziców. Chłopak roześmiał się, po czym pogłaskał Opala po brązowych piórach. Po chwili ptak poderwał się z ramienia blondyna i pofrunął w kierunku najbliższego okna.

Siedzący obok niego Finlay na chwilę oderwał wzrok od otrzymanego od siostry listu, by spojrzeć na odlatującą sowę, która trzepotem skrzydeł narobiła sporo hałasu, po czym z powrotem zatopił się w lekturze, wciąż trzymając w dłoni niedojedzoną grzankę. Kyle również zabrał się za czytanie listu od rodziców, przerywając jedzenie swojej jajecznicy.

W liście rodzice przypomnieli chłopakowi, że powinien uważać na to, co mówi do profesor Umbridge, bo za niewyparzony język mógłby nabawić się kłopotów. Z tym jednak Kyle nie miał kłopotów. Poinformowali go także, że tegoroczne święta spędzają u ciotki Elise i jej męża, a po przeczytaniu tej informacji Ślizgon aż musiał zapytać Finlaya, jaki mają teraz miesiąc.

— Dzisiaj mamy czternasty października, Kyle — poinformował go Finlay, składając na pół list od Heather. — Dlaczego pytasz?

— Rodzice mi napisali, że w tym roku spędzamy święta z ciotką Elise i wujkiem Syriuszem. No, i z Kathleen. Zastanawiałem się, czy w takim wypadku nie przespałem października.

Po tych słowach jego przyjaciel parsknął śmiechem, którego nie był w stanie pohamować.

— W twoim przypadku wcale nie tak trudno o przespanie całego miesiąca — powiedział, na co blondyn posłał mu zdegustowane spojrzenie.

— Bardzo śmieszne, Glowing.

Finlay przestał się śmiać, po czym szturchnął przyjaciela łokciem.

— Już się nie obrażaj, Mayers. Musisz przyznać, że czasami na obronie to ciężko cię dobudzić.

Kyle wzruszył ramionami i uśmiechnął się.

— Myślę, że gdyby Umbrigde posiedziała sama ze sobą przez godzinę, to zrozumiałaby, że sen jest bardzo ważny.

Po usłyszeniu słów przyjaciela Finlay nie mógł pohamować śmiechu, o mały włos nie wypluwając herbaty, którą akurat pił.

Tego samego wieczoru miało miejsce kolejne spotkanie Gwardii Dumbledore'a. Kyle postanowił pomóc swojej kuzynce w doćwiczeniu rzucania zaklęcia Flipendo, użytecznego przy pojedynkach.

— Wyobraź sobie, że jestem Malfoyem, Kathleen — powiedział, na co ona skrzywiła się.

— Trudne zadanie, bo nie jesteś aż tak irytujący, jak on — odparła, opuszczając różdżkę. — A zresztą, nie ma mowy, żebym spróbowała rzucić to zaklęcie na ciebie, Kyle.

— Może wolisz trenować na poduszce? — zapytał blondyn.

— Na początek nawet to stanowi dobrą alternatywę.

Kyle ułożył z poduszek sporą wieżę oraz unieruchomił ją zaklęciem, by nie rozwalała się zanim jego kuzynka zdążyłaby machnąć różdżką. Choć Kathleen znała już to zaklęcie, to po kilku próbach opanowała je prawie do perfekcji. Ślizgon był pewien, że podczas rozprawiania się z poduszkową wieżą Puchonka wyobraziła sobie, że to nie poduszki, a Malfoy. Najwyraźniej każda motywacja była dobra.

Luna również chętnie uczyła się zaklęć obronnych. Kyle był z niej dumny, kiedy pomyślnie rzuciła zaklęcie Petrificus Totalus. Chciał ją za to pochwalić, jednak przeszkadzał mu w tym fakt, że leżał na podłodze unieruchomiony przez własną przyjaciółkę. Rzecz jasna, nie miał jej tego za złe.

Finite — powiedziała Luna, dzięki czemu Kyle mógł już się swobodnie poruszać. Podniósł się z podłogi i uśmiechnął się do blondynki.

— Naprawdę dobrze ci idzie — uznał, otrzepując swoją szatę.

Na twarzy jego przyjaciółki rozkwitł delikatny uśmiech.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Kiedy nadszedł chłodny listopad, nadszedł też czas na mecz Quidditcha. Pewnej soboty od rana wszyscy rozprawiali o meczu, w którym mieli zagrać Gryfoni przeciwko Ślizgonom. Kyle po cichu kibicował Gryffindorowi, gdyż nie podobała mu się taktyka drużyny jego domu - za każdym razem podchodzili do gry nieuczciwie. Jego mama była zawodowym graczem w Quidditcha i zawsze powtarzała, że na oszukiwaniu nikt daleko nie zajedzie. Choć chłopak był dumny z bycia Ślizgonem - bo trafił tam głównie przez swoją ambicję - to ten jeden szczegół, związany z Quidditchem, wyjątkowo mu się nie podobał.

Zauważywszy Lunę, która weszła do Wielkiej Sali, blondyn od razu się uśmiechnął. Kapelusz Krukonki od razu zwracał uwagę - osadzona na nim naturalnej wielkości głowa lwa wskazywała na to, że dziewczyna otwarcie kibicuje Gryffindorowi.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie śmiechy i wytykanie Luny palcami przez innych uczniów, przez co w Kyle'u aż się zagotowało.

— Ona nawet tego nie zauważa — powiedział Finlay od niechcenia. Nie żeby przepadał za Luną, ale starał się zrozumieć swojego przyjaciela.

Kyle prychnął z rozdrażnieniem.

— Wiem, że nie zauważa, Fin. Luna uważa, że każdy zasługuje na wybaczenie i powtarza mi, żebym też się tym nie przejmował, ale ja nie potrafię.

Jakkolwiek nie próbowałby zapobiec kpinom ze strony uczniów, nijak nie potrafił tego osiągnąć. Niestety, jeden głos nie był w stanie nic zdziałać. Opcjonalnie dwa głosy, bo niekiedy Kathleen również się do tego dorzucała. Niestety, bez skutku.

Mimo że Luna powtarzała mu, by się tym nie przejmował, jak zresztą ona, to jemu ciężko było to spełnić. Postanowił jednak być dla niej jak najlepszym przyjacielem, a akurat to udawało mu się spełnić.

— Bardzo stylowy kapelusz — skomplementował jej nakrycie głowy, kiedy wyszli z Wielkiej Sali.

Luna uśmiechnęła się, po czym wyjęła różdżkę, którą miała zatkniętą za ucho.

— Zobacz, co jeszcze potrafi — powiedziała i stuknęła różdżką w kapelusz. Lew na nim otworzył paszczę i wydał z siebie ryk, bardzo podobny do tego, które wydawały prawdziwe lwy.

Kyle rozchylił usta ze zdumienia, ale szybko je zamknął.

— Łał — skomentował krótko. — Po prostu... Łał.

Kąciki ust blondynki ponownie się usiosły.

— Finlay już poszedł? — zainteresowała się. Ślizgon pokiwał głową.

— Tak. Powiedział, że będzie czekał na nas przy wejściu na trybuny.

Glowing nie musiał długo czekać na przyjście Kyle'a i Luny. Kiedy już się zjawili, cała trójka zajęła miejsca na trybunach po stronie, gdzie siedzieli głównie Krukoni.

Z zainteresowaniem obserwowali przebieg meczu. Ślizgoni najwyraźniej postanowili umilić wszystkim oglądanie meczu, bo zaczęli wyśpiewywać wymyśloną przez siebie piosenkę, prawdopodobnie mającą na celu rozproszenie obrońcy Gryffindoru, czyli Rona.

Weasley wciąż puszcza gole,
Oczy ma pełne łez,
Kapelusz mu zjadły mole,
On naszym królem jest! — podopieczni Snape'a pokazywali swoje umiejętności śpiewu, ale przede wszystkim chcieli udaremnić wygraną Gryffindorowi.

— Nie mają za knuta talentu do śpiewania — powiedział Kyle, krzywiąc się. — Nawet jeśli piosenka nie ma zbyt ambitnego tekstu, to jestem pewien, że Kath zaśpiewałaby ją o wiele lepiej.

Doskonale pamiętał, że często w czasie świąt spędzał czas przy pianinie ze swoją kuzynką, kiedy to ona śpiewała, a on jej przygrywał. Był ciekawy, czy w tym roku również w całym domu będzie rozbrzmiewał dźwięk pianina i głos Kathleen.

Slytherin zbierał kolejne gole, co spotkało się z triumfalnymi okrzykami Ślizgonów oraz niezadowolonych Gryfonów.

Wszystko jednak uległo zmianie - Harry'emu udało się złapać znicza i zewsząd usłyszeli radosne okrzyki Gryfonów. Lew na kapeluszu Luny zaryczał, co przywołało uśmiech na twarz Kyle'a.

Draconowi Malfoyowi najwyraźniej ciężko było pogodzić się z porażką, więc rzucił, że to on wymyślił tekst piosenki, którą wyśpiewywali Ślizgoni. Drużyna Gryffindoru zignorowała jego zaczepkę, wciąż ciesząc się ze zwycięstwa. Wszystko zmieniło się, kiedy Malfoy posunął się nieco dalej, bo zaczął obrażać państwa Weasley i matkę Harry'ego. Poskutkowało to tym, że Harry'ego i George'a puściły nerwy i rzucili się z pięściami na Ślizgona.

Kyle spojrzał na Malfoya, który kulił się na boisku z krwią cieknącą z nosa.

— No to teraz Malfoy się doigrał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro