Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5. Wbrew Umbridge

Kyle doskonale pamiętał, w jaki sposób zaprzyjaźnił się z Luną. Nie chciał, by ten dzień kiedykolwiek umknął z jego pamięci.

Tamtego dnia Kyle szybkim krokiem przemierzał korytarze Hogwartu. Spieszył się, ponieważ był już spóźniony na lekcję zaklęć, jednak nawet lekcje ulubionego przedmiotu nie były tak ważne, jak przyjaciel, który przebywał w skrzydle szpitalnym i należało go odwiedzić.

Nie tylko on zmierzał tym korytarzem na lekcje. Przed nim szedł inny Ślizgon, który przechodząc obok jasnowłosej Krukonki, przypadkiem potrącił rzeczy, które niosła, a te rozsypały się na ziemię. Następnie odszedł jakby nigdy nic, zaśmiewając się do rozpuku.

Widząc to, Kyle przyspieszył kroku, po czym przykucnął i pomógł dziewczynie pozbierać drobiazgi, które jej wypadły. Były to książki do transmutacji, a spomiędzy ich stron wyfrunęły pojedyncze kartki z rysunkami przeróżnych stworów. Kiedy obydwoje stanęli już prosto na nogach, Kyle uśmiechnął się do Krukonki i podał jej rzeczy, patrząc prosto w jej szare oczy. Teraz już wiedział, że miał przyjemność pomóc Lunie Lovegood - wiele razy słyszał, jak uczniowie Hogwartu nazywali ją Pomyluną. On sam był temu przeciwny, natomiast Luna o to nie dbała.

— Dziękuję — podziękowała mu, a kąciki jej ust uniosły się.

Nie rozmawiali długo, gdyż obydwoje byli już spóźnieni na lekcje. Po lekcjach jednak ponownie na siebie wpadli i tym razem Luna dowiedziała się, jakie imię nosił jej "wybawca".

Od tamtego czasu rozmawiali coraz częściej, na co pozostali uczniowie byli zdziwieni i nie uważali, by ich relacja mogła wypalić, bo bardziej widzieliby Kyle'a jako dręczyciela Luny, niż jako jej przyjaciela. Krukonka podchodziła do niego z wielką ufnością, a blondyn był zafascynowany nową znajomą, jej pasjami i podejściem do życia. Uważał ją za niezwykle wartościową osobę. Jakież było zdziwienie uczniów Hogwartu, kiedy Kyle i Luna z dnia na dzień stawali się sobie bliscy i zostali przyjaciółmi.

W tym samym roku miał odbyć się Bal Bożonarodzeniowy, a Kyle postanowił zaprosić na niego swoją rok młodszą przyjaciółkę. Luna przyjęła zaproszenie i Kyle musiał przyznać, że bawił się z nią doskonale. Nie musieli zbyt dużo tańczyć, by dobrze się bawić, a fakt, że blondynka dużo opowiadała mu o magicznych stworzeniach, nie niszczył mu wieczoru, a wręcz przeciwnie - umilał go.

I pomyśleć, że ta dwójka przyjaźniła się od ponad roku, bez względu na to, jakie zdanie mają o tym pozostali uczniowie. Kyle nie żałował, że wtedy spóźnił się na swoje ulubione zaklęcia, by pomóc Lunie. Nawet poprosił Freda i George'a Weasleyów, by wywinęli jakiś dowcip Ślizgonowi, który dokuczał jego przyjaciółce. Bliźniacy zrobili to z czystą przyjemnością.

W październiku wśród uczniów, którzy pojawili się na spotkaniu w Gospodzie pod Świńskim Łbem, podniósł się niewielki niepokój, że profesor Umbridge może wie o tym, że zamierzają w tajemnicy uczyć się obrony przed czarną magią. Niepokoiło ich to, ponieważ wydany został dekret edukacyjny, w którym zostały zakazane wszelkie grupy uczniowskie, a nawet drużyny Quidditcha. Hermiona jednak uspokoiła wszystkich, tłumacząc, że gdyby ktoś z członków ich grupy doniósł do Umbridge, wtedy łatwo by się o tym dowiedzieli. To stanowiło jakiś rodzaj pocieszenia.

Tego dnia lekcja eliksirów zapowiadała się nieco inaczej, niż zazwyczaj, bo Umbridge miała ją wizytować.

Mieli za zadanie dokończyć ważenie eliksiru dodającego wigoru. Kyle ze znudzeniem dodawał kolejne składniki, usiłując powstrzymać ziewanie. Kątem oka widział, że Finlay najwyraźniej jest wypoczęty i gotowy na wchłanianie kolejnych porcji wiedzy, bo o wiele mniej niechętnie wsypywał do kociołka sproszkowany pazur gryfa.

— Uważaj, bo wlejesz za dużo krwi salamandry — zauważył Finlay i przerwał przyjacielowi wlewanie krwi do eliksiru, odsuwając od kociołka jego dłoń, trzymającą butelkę z krwią salamandry.

Kyle dosyć głośno odstawił butelkę na ławkę i uśmiechnął się.

— Całe szczęście, że mnie nadzorujesz.

Brunet wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.

— Ktoś musi.

Umbridge z wielkim zaciekawieniem próbowała wydobyć z profesora Snape'a informacje dotyczące jego przeszłości, tłumacząc, że tego wymaga Ministerstwo. Nauczyciel odpowiadał jak najbardziej wymijająco, a po chwili Umbridge postanowiła przepytać uczniów. Na nieszczęście Kyle'a, jej wybór padł właśnie na niego.

— Uczy się pan eliksirów od początku nauki w Hogwarcie, zgadza się?

Kyle przytaknął. Musiał przerwać dodawanie sproszkowanego pazura gryfa, by odpowiedzieć na to pytanie. Miał tylko nadzieję, że nie zaważy to na właściwościach eliksiru.

— Jak ocenia pan lekcje z profesorem Snapem? — pytała dalej, zapisawszy coś w swoim notatniku.

Kyle zerknął na Snape'a. Stał tyłem do niego, jednak zapewne wszystko doskonale słyszał.

— Bardzo dobrze — odpowiedział, starając się, by jego wypowiedź brzmiała wiarygodnie. — Wszystkiego, co teraz umiem, nauczyłem się na lekcjach z profesorem Snapem.

Gdyby Kyle chciał pogorszyć relacje z opiekunem swojego domu, z pewnością poruszyłby temat faworyzowania przez Snape'a uczniów ze Slytherinu, jednak chłopak uznał, że wojna z nauczycielem nie była mu potrzebna. Tym bardziej, że rzeczywiście cała wiedza o eliksirach była przekazana mu właśnie przez Snape'a, więc powiedział prawdę.

Kobieta pokiwała głową i znów zapisała coś w swoim notatniku. Wyglądała tak, jakby chciała zapytać o coś jeszcze, jednak zrezygnowała, więc uśmiechnęła się do Kyle'a i Finlaya i odwróciła się, by porozmawiać z Pansy Parkinson. Blondyn odetchnął z ulgą.

— Nareszcie poszła — szepnął do Finlaya. — Już myślałem, że uduszą mnie te jej perfumy. I nadmiar różowego.

— Ale przynajmniej twój eliksir się nie zmarnował — zauważył Finlay, wskazując na ciecz w kociołku Kyle'a. Nie zmieniła barwy na niewłaściwą i wyglądało na to, że krótka przerwa się przydała.

Kyle uśmiechnął się.

— Tyle szczęścia w nieszczęściu — powiedział i zajął się kończeniem warzenia eliksiru.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Trzy dni później Luna i Kyle dowiedzieli się od Kathleen, że wieczorem ma odbyć się pierwsze spotkanie ich grupy przeciwko Umbridge. Jako że Harry nie miał nic przeciwko temu, by Finlay się do nich przyłączył, to nazwisko Ślizgona również pojawiło się na liście. Dla Rona był to oczywiście szok, że kolejna osoba z wrogiego domu okazała się być przeciwnikiem Umbridge.

— Moi rodzice nie byliby z tego zadowoleni, ale moja siostra i dziadkowie mają o Umbridge takie samo zdanie, jak my wszyscy tutaj — wyjaśnił mu Finlay, a Kathleen, która akurat przechodziła obok, dodała:

— Nie każdy Ślizgon jest taki sam, jak Malfoy, Weasley.

Brunet uśmiechnął się pod nosem, a Kyle aż przyklasnął słowom kuzynki. Ron nie odpowiedział ani słowem.

— W końcu jakaś praktyka — powiedział blondyn, obracając różdżkę w dłoni. — Ta teoria na obronie nie dość, że bezużyteczna, to jest też potwornie nudna!

Pierwszym zaklęciem, którego mieli się nauczyć podczas spotkań Gwardii Dumbledore'a, było zaklęcie Expelliarmus. Z każdej strony słychać już było wypowiedziane lub też wykrzyczane formuły zaklęcia. Nie zabrakło też słów pełnych irytacji, kiedy zaklęcie nie zadziałało tak, jak należy.

Expelliarmus! — wołał Finlay raz po raz, próbując rozbroić Kyle'a. Harry, który akurat przechodził obok, dał mu kilka przydatnych rad.

Kyle dosyć szybko poradził sobie z tym zaklęciem obronnym, jednak uważał, że odrobina praktyki podczas następnego spotkania nie zaszkodzi. Przy okazji pomagał jak mógł Lunie i Finlayowi, by również i oni opanowali to zaklęcie.

— Jak się czujesz z myślą, że robisz coś wbrew swoim rodzicom, Fin? — zapytał go Kyle, kiedy odprowadzili Lunę pod pokój wspólny Ravenclawu.

Finlay roześmiał się.

— Wspaniale. Już zapomniałem, jaka to frajda robić coś, co rodzice uważaliby za skandal — po tych słowach westchnął, jednak szybko na jego twarz wkradł się uśmiech. — Ale przynajmniej Heather będzie dumna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro