Rozdział 47. Pranie mózgu
— Nic mi nie jest. — Kyle raz po raz zapewniał Lunę i Finlaya, że wizyta u Carrowa w żaden sposób nie wpłynęła na jego samopoczucie.
Dziewczyna wyglądała na szczerze zaniepokojoną. Zakradła się pod gabinet Amycusa Carrowa wraz z Finlayem - wszyscy uważali, że samotne szwendanie się po Hogwarcie w godzinach wieczornych nie było dobrym pomysłem w obecnej sytuacji. Wydawało się, jakoby rodzeństwo Carrow miało ich tylko uczyć, a nie torturować swoimi poglądami, jednak mimo to każdy wolał mieć się na baczności.
— Jesteś pewien? — zapytał go Finlay.
Kyle skinął głową, kiedy zmierzali w drogę powrotną.
— Tak, Fin. Nie musicie się martwić.
— Czemu profesor Carrow chciał cię widzieć? — zapytała Luna.
Problem tkwił w tym, że w pamięci Kyle'a powstała spora luka po wizycie u Carrowa. Nie przypominał sobie, co konkretnie się tam działo. Pamiętał tylko, że obudził się ze snu z przeświadczeniem, że jeśli czegoś nie zrobi, Voldemort może dorwać jego bliskich. Nie chciał popierać poglądów Śmierciożerców, ale co, jeśli kiedyś zostanie do tego zmuszony, aby jego bliscy byli bezpieczni? Może wtedy to jedyna słuszna droga?
Pokręcił głową, chcąc odrzucić od siebie te myśli. Nie zamierzał przyłączać się do Śmierciożerców.
— Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia — odparł Kyle, na co Finlay aż przystanął.
— Jak to nie masz pojęcia? — zapytał ze zdziwieniem. — On ci coś podał?
— Oszalałeś? Nie wziąłbym niczego od Carrowa — żachnął się Kyle. — Chyba że podałby mi coś siłą.
— To bardzo prawdopodobne — odpowiedział Finlay.
— Gdyby coś się z tobą działo, to nie bój się nam o tym powiedzieć, Kyle — poprosiła Luna, na co Kyle się do niej uśmiechnął.
— Jasna sprawa, Luna — odpowiedział i lekko uścisnął jej dłoń, którą trzymał przez całą drogę powrotną.
Po kilku dniach Hogwart obiegła nieco dziwna historia o Krukonie z szóstego roku, który na lekcji obrony przed czarną magią bez mrugnięcia okiem spełnił polecenie Carrowa co do torturowania sprowadzonej przezeń na lekcję przestraszonej pierwszoklasistki, która, jego zdaniem, wymagała ukarania. Ten sam Krukon na samym początku odmawiał ukarania innego delikwenta, za co otrzymał szlaban u nauczyciela obrony przed czarną magią. Teraz jednak z zimną krwią wymierzył dziewczynce ból, choć wcześniej się tego wypierał. Zaskakujący był fakt, jak szybko zmieniło się jego podejście. Kyle dowiedział się o tym od samej Luny, która to była z owym Krukonem na jednym roku.
— To jest chore — stwierdziła Kathleen, która od początku roku coraz częściej obracała się w towarzystwie Kyle'a i Finlaya. Stało się to głównie za sprawą Kyle'a - wprawdzie dziewczyna nie chciała tak po prostu narzucać im swojego towarzystwa, ale blondyn powtarzał jej, że nie powinna snuć się samotnie po szkolnych korytarzach. W obecnej sytuacji po prostu się o nią martwił, jako że nie było przy niej jej przyjaciela, Caleba, który z uwagi na bycie mugolakiem nie pojawił się w Hogwarcie na ostatnim roku. Przybycie tam byłoby dlań pójściem prosto w paszczę lwa. — Jak to się stało, że nagle postanowił ich popierać?
— Wierz mi, nie tylko dla ciebie jest to nienormalne — westchnął Kyle. — Luna była wprost roztrzęsiona, kiedy mi to opowiadała.
Była to prawda. Choć Luna starała się nie pokazywać po sobie, jak bardzo dotknęła ją sytuacja, w której się znalazła, nie udało jej się to. Kyle widział wówczas, jak trzęsą jej się dłonie. Ujął je wtedy w swoje, zamykając je w swoich. Przytulił ją mocno, nie bacząc na to, że dookoła nich byli ludzie. W jego ramionach Luna nieco się uspokoiła.
— Biedna... — westchnęła Kathleen. Nie dodała nic więcej, gdyż została zaczepiona przez jakąś drugoklasistkę. — Co się stało?
Dziewczynka patrzyła na nią ze łzami w oczach. Kathleen z jakiegoś powodu od razu wiedziała, co się święci. Przeprosiła Kyle'a i Finlaya, po czym oddaliła się wraz z dziewczynką, po drodze ostrożnie pytając ją, co jest powodem jej płaczu.
Kyle musiał przyznać, że z lekka nie poznawał swojej kuzynki. Jego zdaniem zmieniła się nie do poznania - niegdyś odrzucająca od siebie każdego i nieufna, dziś znana młodszym rocznikom z Hufflepuffu jako starsza koleżanka, która nie miała nic przeciwko wysłuchaniu ich lamentów co do tego, jak są traktowani przez Carrowów. Najmłodsze roczniki znosiły to szczególnie źle - ich przygoda z Hogwartem dopiero co się rozpoczęła, a już doświadczyli tak wiele złego. Nie pamiętali Hogwartu takim, jakim pamiętał go Kyle - przystanią, w której każdy czarodziej mógł nauczyć się magii bez obawy, że będzie traktowany nierówno (no, prawie bez obawy). Mieli zapamiętać Hogwart jako zamek zimny i okryty mrokiem Śmierciożerców, którzy przejęli nad nim kontrolę.
Ciężko było uwierzyć, że jakiś cud miałby oczyścić Hogwart z ogarniającego go mroku.
• • •
Zdaniem Kyle'a lekcje obrony przed czarną magią wyglądały teraz strasznie monotonnie - praktycznie na każdą z nich Carrow przyprowadzał ucznia, który, jego zdaniem, musiał otrzymać karę. Na początku zawsze pytał o ochotników - Crabbe i Goyle zgłaszali się praktycznie na każdej lekcji. Tyle że Carrow to nie ich miał ochotę tego dnia wywołać do odpowiedzi...
— Mayers — powiedział do Kyle'a. — Zapraszam do mnie, chłopcze.
Kyle podniósł się niechętnie i zbliżył się do profesora, który uśmiechał się do niego przebiegle. Blondyn już wiedział, co za chwilę usłyszy. Miał torturować biednego pierwszoklasistę, który, według Carrowa, musiał zostać ukarany. Kyle wiedział, że nie zamierza tego zrobić. Kim był, aby torturować Merlinowi ducha winnego ucznia?
— No, Mayers — odezwał się Carrow. — Pokaż mi, co umiesz. Pokaż mi, że potrafisz używać Cruciatusa.
To jedno słowo zadziałało na Kyle'a w dziwny sposób. Kyle wiedział, co ono znaczy - Cruciatus był czarnomagicznym zaklęciem, niewybaczalnym nie bez powodu. Powodował u ofiary naprawdę ciężkie rany, niemożliwe do wyleczenia. Jednak to jedno słowo powodowało, że do Kyle'a powracały obrazy ze snu, który ostatnio miał - jak wszyscy, których kochał najbardziej na świecie, cierpieli tylko dlatego, że blondyn upierał się przy swoich poglądach. Skoro poświęcam własnych bliskich dla poglądów, czyż nie jestem takim tchórzem, jak Pettigrew?, ta myśl przebiegła przez głowę Kyle'a. W tamtym momencie chłopak nie miał pojęcia, co robi. Carrow, jak przebiegły animator, zdecydowanie pociągał za sznurki marionetki, którą miał być Kyle, zmuszając go do posłuszeństwa. Nikt nie widział, jak pod wpływem prania mózgu, które przeprowadził na nim Carrow, a które uaktywnił przez samo słowo Cruciatus oczy Kyle'a nabiegają bielą. Widzieli tylko, jak Ślizgon unosi różdżkę, i, ku zgrozie Finlaya i Kathleen, wypowiada okrutną klątwę.
— Cruciatus.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro