Rozdział 45. Opętany Hogwart
Pociąg już zmierzał do Hogwartu. Widok za oknami szybko się zmieniał, kiedy do przedziałów po kolei wchodzili Śmierciożercy. Nawet nie kusili się o pukanie - wchodzili tam, nie zastanawiając się nad tym, czy przypadkiem komuś w czymś nie przeszkodzą, po czym lustrowali wzrokiem uczniów, którzy akurat znajdowali się w danym przedziale.
Właśnie tak Śmierciożercy patrzyli na Kyle'a, Finlaya i Kathleen.
— Nie ma tu Harry'ego Pottera? — zapytał jeden ze Śmierciożerców, marszcząc brwi.
— Jak widać nie ma — odpowiedział spokojnie Kyle. Zupełnie jakby któreś z nim mogło przewozić Harry'ego w swoim kufrze! Choć tak naprawdę nie było to wcale takie bezsensowne wyjście. Skoro pradziadek Kyle'a zdołał przewieźć stado zwierząt w zwykłej walizce, to dlaczego Kyle nie zrobiłby tego samego z Harrym?
Jednak lepiej, aby Śmierciożercy o tym nie wiedzieli...
Mężczyzna popatrzył na nich po raz ostatni spod zmarszczonych brwi, aż wreszcie uznał, że dalsze przebywanie w towarzystwie uczniów nie ma sensu, gdyż Harry'ego Pottera i tak nie było w tym przedziale. Wobec tego opuścili przedział, a na korytarzu spojrzeli niechętnie na kogoś, kto zamierzał wejść do przedziału, w którym siedzieli Kyle, Finlay i Kathleen.
Tym kimś była Luna. Nie zbaczając na niechętne względem niej spojrzenia Śmierciożerców, wśliznęła się do przedziału. Widząc ją, Kyle aż poderwał się na równe nogi.
— Luna — powiedział, wyciągając otwarte w jej kierunku ramiona. Luna od razu padła w jego uścisk, odwzajemniając go. — Dobrze cię widzieć.
— Też się cieszę, że cię widzę, Kyle — odpowiedziała Luna. — Przed chwilą i u nas byli Śmierciożercy...
— Taak, szukają Harry'ego — przytaknął Kyle. — Czy oni naprawdę myślą, że Harry będzie tak po prostu jechał do Hogwartu? Przecież to jak pakowanie się w samą paszczę lwa...
— Jak by nie patrzeć, to najciemniej pod latarnią, ale Śmierciożercy jednak nie wykazują się inteligencją — stwierdziła Kathleen. — To jasne, że w tym roku nie znajdą Harry'ego w szkole.
Chwilę później do przedziału przybyła również Ginny w towarzystwie Neville'a.
— Cześć. — Gryfonka przywitała się z obecnymi w przedziale, z którymi jeszcze nie zdążyła się zobaczyć. Zajęła miejsce obok Kathleen, która nie miała nic przeciwko uściskowi od niej. Ze swoją prawie bratową Ginny utrzymywała bardzo przyjazne stosunki.
— Trudno sobie teraz wyobrazić, jak ma teraz wyglądać Hogwart — westchnęła Luna, siadając obok Kyle'a.
— Cokolwiek by się nie działo, nie możemy pozwolić, aby Śmierciożercy nas zdominowali — wypalił Neville, który jeszcze nie zdążył zająć miejsca w przedziale. Gdy spojrzenia wszystkich zwróciły się ku niemu, dodał nieco nieśmiało: — To znaczy... To nieważne...
Wszyscy patrzyli na Neville'a z lekkim zaskoczeniem. Było to jednak miłe zaskoczenie - Neville Longbottom przez wiele lat w Hogwarcie jawił się jako chłopak, który raczej krył się w cieniu innych. Teraz jednak pokazał, że nie jest mu obojętny los Hogwartu ani uczniów, którzy się w nim uczą. W końcu razem byłoby łatwiej poradzić sobie ze Śmierciożercami, którzy mieli zaprowadzić nowy ład w szkole.
— To wcale nie jest nieważne, Neville — zauważyła Ginny. — Nawet tak nie mów.
— Ginny ma rację — przytaknęła Kathleen. — Jeśli pozwolimy im się zdominować, szybko przejmą nad nami kontrolę. A wtedy tylko zgodzimy się na to piekło, które zapewne chcą nam zgotować w Hogwarcie.
• • •
Na pierwszy rzut oka Hogwart ani trochę nie różnił się niczym od miejsca, które Kyle opuścił w czerwcu. Wszystko było na swoim miejscu - Wielka Sala, dziedziniec, stoły w Wielkiej Sali również były ustawione tak, jak zawsze. Każdy jednak wiedział, że nic już nie jest takie samo, jak kiedyś. Przy stole nauczycielskim nie było już Albusa Dumbledore'a ani Charity Burbage, poprzedniej nauczycielki mugoloznawstwa. Teraz jej miejsce zajmowała zgarbiona czarownica, zaś miejsce nauczyciela obrony przed czarną magią zajął jakiś inny czarodziej, również zgarbiony i o rozbieganym spojrzeniu. Można było spekulować, że są oni rodzeństwem.
Największym zaskoczeniem był fakt, że Snape zajmował miejsce dyrektora. Pewne rzeczy jednak się nie zmieniły - najpierw czekała na nich tradycyjna uczta, dopiero później dyrektor miał powiedzieć parę słów uczniom. Mimo wszystko najwyraźniej nowe władze szkoły postanowiły uszanować tradycję i najpierw pozwolić uczniom się posilić, aby nie musieli słuchać przemowy na pusty żołądek.
Kyle'owi jakoś marnie szło jedzenie. Wizja Hogwartu pod kontrolą Śmierciożerców sprawiało, że z trudem przełykał pieczeń, którą sobie nałożył. Obok niego Finlay jadł w zamyśleniu, wpatrując się w jakiś punkt daleko przed sobą. Sama atmosfera panująca w Wielkiej Sali była przytłaczająca. Niegdyś zewsząd słychać było gwar rozmów, którego nauczyciele nawet nie próbowali uciszać, pozwalając uczniom nacieszyć się towarzystwem swoich szkolnych przyjaciół. Teraz jednak rozmowy przycichły i Kyle słyszał brzęczenie sztućców o talerze. Wyglądało to trochę jak oczekiwanie na najgorsze... Może w istocie tak było?
— Fin, dla ciebie też ta cisza jest... Niepokojąca? — zapytał Kyle szeptem.
Finlay pokiwał głową, z nietęgą miną przesuwając widelcem ziemniaki po talerzu.
— Trudno tego nie zauważyć... Ja się zastanawiam, czy to w ogóle jest Hogwart.
— Ciężko stwierdzić — wymamrotał Kyle, po czym spojrzał na stół nauczycielski, u szczytu którego siedział Snape, a dwa zwolnione miejsca nauczycieli mugoloznawstwa i obrony przed czarną magią zajmowało rodzeństwo Carrow. — Ja myślę, że dalej jesteśmy w Hogwarcie, tyle że opętanym przez złych ludzi.
Jak się okazywało, teoria Kyle'a miała wiele sensu. Przekonali się o tym już następnego dnia. Przy śniadaniu Kyle i Finlay przestudiowali swoje plany lekcji. Nie zmieniło się w nich prawie nic - wciąż były na nich lekcje, które wybrali w zeszłym roku. Było jednak coś, czego nigdy wcześniej tam nie było - mugoloznawstwo.
— Jak Snape wczoraj powiedział, że mugoloznawstwo jest od teraz obowiązkowe, to myślałem, że tylko sobie żartował — powiedział Finlay.
— To tylko udowadnia, że Snape naprawdę nie zna się na żartach — skwitował Kyle. — Zastanawiam się tylko, jak ta Carrow ma nas uczyć mugoloznawstwa. Wyobrażasz to sobie?
— Masz rację, Mayers, ciężko to sobie wyobrazić — odezwał się Elliot Lowest, który siedział naprzeciwko Kyle'a i Finlaya. Patrzył na nich, mrużąc oczy z niechęcią. — Chyba nawet sam Voldemort nie byłby w stanie nauczyć cię, że mugole to szumowiny.
— Za to ciebie nawet najbardziej kulturalna osoba na świecie nie zdołałaby nauczyć, że nie podsłuchuje się prywatnych rozmów — odpowiedział Finlay.
— Powiedział ten, który ciągle wcina się się w cudze rozmowy — prychnął Elliot.
— Yhym, przyganiał kocioł garnkowi — skwitował Kyle, posyłając koledze spojrzenie spod oka.
Elliot skrzywił się. Wątpliwa sprawa, aby on i Kyle z Finlayem kiedykolwiek odnaleźli wspólny język. Nawet trudna sytuacja w Hogwarcie nie była w stanie sprawić, aby ta trójka w jakiś sposób się zjednoczyła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro