Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41. Walka z krawatem

Do wesela Billa i Fleur Kyle szykował się u Luny. Stojąc przed lustrem w jej pokoju zapinał mankiety, których nie zapiął w łazience. Zaraz potem popatrzył na żółty krawat, który miał założyć do koszuli. Co prawda nosił krawaty i zazwyczaj wiązanie ich było dla niego proste, jednak tym razem coś mu nie wychodziło. Może to przejęcie związane z tym, że idzie na wesele w towarzystwie Luny?

W tym momencie wiązanie krawatu nie było to tak proste, jak mógłby się spodziewać. Najpierw niechcący zawiązał supeł, potem wyszło mu z tego zupełnie nowe wiązanie, którego zapewne świat na oczy nie widział, a potem nawet przypominało to kokardę. Westchnął ciężko, patrząc na swoje dzieło, któreani trochę go nie zadowalało.

— Przeklęte krawaty — wymrotał pod nosem. — Kto je w ogóle wymyślił?

Usłyszał cichutkie kroki - czyjeś bose stopy delikatnie uderzały o podłogę. Kyle zerknął za siebie i zobaczył, że to Luna się do niego zbliża. Jej żółta sukienka ładnie na niej leżała, układając się falbankami na ciele Luny. Długie włosy Krukonki opadały jej na plecy i czekały na ułożenie oraz wpięcie w nie spinek ze słonecznikami, które Ksenofilius kupił jej specjalnie na tę okazję.

Kyle westchnął. Luna wyglądała pięknie, tymczasem on nie mógł poradzić sobie z krawatem. Jego zdaniem brzmiało to wprost komicznie - Kyle Mayers pokonany przez krawat.

— Coś się stało, Kyle? — zapytała Luna łagodnie.

— No cóż, twój chłopak właśnie został pokonany w walce z krawatem — wyjaśnił Kyle, pokazując Lunie krawat, który zdjął z siebie. Ozdoba wyprostowała się, ukazując się Lunie w całej swojej okazałości. Piękny, żółty krawat miał przynieść szczęście nowożeńcom, a tymczasem Kyle'a doprowadzał do szewskiej pasji.

— Mogę ci pomóc, jeśli chcesz — oznajmiła, wyciągając dłoń po krawat. Jej palce zetknęły się z dłonią Kyle'a, kiedy ten przekazał jej nieszczęsny krawat.

— Pomoc mi się przyda, w przeciwnym razie nie będę mógł z tobą iść — roześmiał się Kyle.

Luna uśmiechnęła się i przerzuciła krawat przez szyję blondyna, układając go pod kołnierzem granatowej koszuli. Dziewczyna musiała chwilę poeksperymentować z wiązaniami, zanim udało jej się doprowadzić krawat Kyle'a do porządku. Wreszcie, kiedy jej się to udało, Krukonka w milczeniu wygładziła koszulę Kyle'a na torsie.

Kyle obrócił się do lustra, by zobaczyć, jak teraz prezentuje się jego strój. Krawat został zgrabnie zawiązany pod jego szyją, co Kyle przyjął z ulgą, bo dosyć długo męczył się z zawiązaniem go. Dobrze, że Luna potrafiła wiązać krawaty, bo inaczej poszedłby bez niego i bez elementu w kolorze żółtym. Chociaż tak na dobrą sprawę to mógł po prostu zaklęciem zmienić kolor koszuli. Kyle skarcił się w myślach. Czemu na to nie wpadł?

— Zdolniacha z ciebie, Luna — roześmiał się Kyle,

Luna uśmiechnęła się i przytuliła Kyle'a od tyłu. Blondyn odwzajemnił uśmiech, który Luna posyłała mu przez lustro. Wychylała się nieco zza Kyle'a, aby móc to zrobić - jej chłopak był od niej odrobinę wyższy.

Dłonie Luny spoczęły na torsie Kyle'a, który ułożył własną na tej należącej do jego dziewczyny.

— Chyba powinniśmy się dalej szykować — zauważył Kyle. — Żebyśmy nie musieli potem zbierać się w pośpiechu.

— Masz rację, Kyle — przytaknęła Luna. Ostrożnie puściła Ślizgona, który zauważył, że zrobiła to nieco niechętnie. Kyle jeszcze na chwilę złapał jej dłoń i lekko uścisnął, co wywołało uśmiech na twarzy Luny.

• • •

Kyle nigdy nie czuł jakiejś specjalnej ekscytacji ślubami, ale sama ceremonia Billa i Fleur miała jakiś dziwnie magiczny klimatu. I Kyle podejrzewał, że nie była to tylko wina tej magii, której uczył się w Hogwarcie. To musiała być zupełnie inna, trudna do pojęcia magia. Wydawało się, że piękno, którym na co dzień tryskała i zachwycała panna młoda, tym razem upiększa każdego, na kogo tylko padł blask jej piękności.

Cały namiot, w którym odbywał się ślub i wesele, przystrojony był głównie złotymi i białymi ozdobami. Kwiaty w tych kolorach oplatały słupki, które podtrzymywały namiot, a gdzieniegdzie wisiały zlote balony.

Kyle widział wiele znajomych twarzy w czasie przyjęcia. Widział rzecz jasna całą rodzinę Weasleyów i rodzinę panny młodej, Lupinów (chociaż ich rodzina nie była aktualnie pełna), nawet spotkał się ze swoją kuzynką, którą pozwolił sobie porwać do tańca. Perfidnie, bo dosłownie sprzed nosa George'a, któremu Kathleen posłała nieco figlarny uśmieszek.

— A gdzie zgubiłeś Lunę, Kyle? — zapytała go, kiedy przybyli na środek parkietu. Dłoń Kathleen wylądowała na ramieniu Kyle'a, zaś jego dłoń wylądowała na talii kuzynki.

— Jakie tam zgubiłem... Luna chciała sobie porozmawiać z kuzynem Weasleyów, to ja przyszedłem sprzątnąć moją kuznkę sprzed nosa jej chłopaka — odrzekł Kyle, wzruszając ramieniem.

— Dobrze, że nie trzymasz jej na uwięzi — zauważyła Kathleen. — I nie sądzę, aby George zamierzał wybaczyć ci twój hsniebny występek.

Kyle westchnął dramatycznie.

— Trudno. Pora pogodzić się z faktem, że nie będę miał dobrej opinii w oczach szwagra...

— O to się nie martw, ja ci to zapewnię — zapewniła go brunetka. — A tak na marginesie, Luna nie rozmawia z kuzynem Weasleyów.

— Nie? — Kyle, który akurat teraz stał na dogodnej pozycji, spojrzał w kierunku, w którm wcześniej udała się Luna. Z daleka widział jej jasne włosy i żółtą sukienkę, tak odznaczającą się na tle namiotu. Rozmawiała z jakimś chłopakiem o rudych włosach. Jego aparycja podpowiadała Kyle'owi, że to kuzyn Weasleyów i tak właśnie został mu przedstawiony. — Przecież to ten Barny. Czy tam Henry...

— Nie. To Harry — wyjaśniła Kathleen. — W sumie nie powinieneś o tym wiedzieć, więc... Tyle ci mogę powiedzieć

Kyle zmrużył oczy. Rzecz jasna rozumiał kwestie bezpieczeństwa, ale lubił się podroczyć z kuzynką.

— Przebiegła jesteś, Kath — stwierdził, po czym obrócił Kathleen w tańcu.

Wreszcie, gdy piosenka się zakończyła, Kyle gestem prawdziwego dżentelmena odprowadził Kathleen prosto do George'a, zupełnie jakby chciał zaskarbić sobie jego przychylność. Widać było, że George tylko udaje focha i wychodzi mu to po mistrzowsku - słuchanie przekomarzanek Kathleen i George'a było dla Kyle'a całkiem ciekawym zajęciem.

Kyle dołączył do Luny - zbliżywszy się do niej i Harry'ego, delikatnie objął ją ramieniem, na co ona nie miała nic przeciwko. Uśmiechnął się do Harry'ego, nie zdradzając po sobie, że tak naprawdę zna jego prawdziwą tożsamość.

— Barny — przedstawił się Harry w odpowiedzi na przedstawienie się Kyle'a. — Chociaż... — Rozejrzał się dyskretnie, chcąc upewnić się, czy aby nikt ich nie podsłuchuje. — Tak naprawdę to jestem Harry. Harry Potter.

— Wiem. Kathleen mi wspomniała — odparł Kyle z uśmiechem. — Nie masz mi za złe, że cię wkręciłem, co?

Harry uśmiechnął się i zaprzeczył, a chwilę potem opuścił Lunę i Kyle'a w poszukiwaniu towarzystwa. Blondyn uśmiechnął się do Luny i wyciągnął dłoń w jej kierunku.

— Mogę panią prosić?

Luna roześmiała się i ujęła dłoń Kyle'a, który przybliżył do siebie dłoń blondynki i ucałował jej grzbiet.

Tańczyli nie tylko standardowe tańce. Kyle chętnie pokusił się też o taniec odstraszający nargle, nawet jeśli goście patrzyli na nich jak na niespełna rozumu. Z Luną czuł się szczęśliwy, opinia ludzi mało go obchodziła.

Kiedy do namiotu wdarł się srebrzysty ryś, zaniepokojony Kyle przyciągnął do siebie Lunę, obawiając się, że oto nadchodzi jakieś niebezpieczeństwo. I miał rację - ryś poinformował ich o upadku ministerstwa i śmierci ministra.

Chwilę później na wesele wtargnęli nieproszeni goście - Śmierciożercy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro