Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4. Odwrotny podpis

Lekcje obrony przed czarną magią wciąż przebiegały podobnie, wręcz rutynowo - Harry dalej toczył otwartą wojnę z Umbridge, ona odejmowała kolejne punkty Gryfonom, a znudzony lekcją Kyle po prostu zasypiał. Teoria nie była dla niego, o wiele bardziej wolał lekcje praktyczne, których w tym roku niestety miało nie być. Wobec tego jedyną atrakcją dla Mayersa (oprócz spania) było słuchanie, jak Harry argumentuje, że powinni uczyć się czegoś więcej, niż tylko teorii.

Kyle uważał, że nie traci nic podczas spania na lecjach z Umbridge, bo z teorii i tak by nic nie wyniósł. Niestety, owa nauczycielka uważała inaczej.

— Nie sądzi pan, że klasa nie jest miejscem do spania, panie Mayers? — zapytała, podchodząc do niego. W Kyle'a od razu uderzył piekielnie słodki zapach perfum nauczycielki, a kiedy podniósł wzrok, nadmiar różowego omal nie wypalił mu oczu.

— Ma pani rację, trochę tu za głośno — niechętnie przyznał jej rację. — Wobec tego może powinienem pójść do dormitorium, by móc kontynuować moje zajęcie?

— Nie ma takiej opcji — odparła Umbridge. Wciąż utrzymywała swój fałszywie milutki głos. — Proszę zająć się lekcją. Właśnie mówiliśmy o...

— Jaki sens ma wkuwanie teorii, pani profesor? — zapytał Kyle, siląc się na uprzejmy ton. — To nie jest ani ciekawe, ani praktyczne.

— Ale za to bezpieczne! — zauważyła nauczycielka. Kyle chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zrezygnował, bo skoro Harry Potter jej nie przekonał, to on tym bardziej tego nie dokona.

Zaklęcia obronne podgonię sobie w wolnej chwili, pomyślał, po czym utkwił wzrok w podręczniku do obrony przed czarną magią, starając się ze wszystkich sił nie zasnąć. Siedzący obok niego Finlay zakaszlał, by powstrzymać śmiech.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Wielkimi krokami zbliżało się wyjście do Hogsmeade. Kyle był już tam wiele razy i nawet jeśli znał już tam praktycznie wszystkie zakątki, to stanowiło to o wiele ciekawszą alternatywę od rutynowego przesiadywania w dormitorium lub pokoju wspólnym, ewentualnie bibliotece i zgłębiania dalszych tajemnic przeróżnych zaklęć.

— Zamierzasz iść na spotkanie, które organizuje Harry? — zapytała Luna, na co Kyle zmarszczył brwi.

— Spotkanie? Harry organizuje jakieś spotkanie?

— Tak, z tego, co wiem, to chce uczyć nas zaklęć obronnych — wyjaśniła Luna. — Zawsze to jakaś praktyka, profesor Umbridge nas tego nie nauczy...

— Nie wiem, czy powinienem tam iść, Luna — zawahał się blondyn. — Wiesz, jestem Ślizgonem, a praktycznie wszyscy tam to będą Gryfoni...

— Nie jesteś taki, jak większość Ślizgonów — zauważyła Krukonka. — Nie obnosisz się ze swoim pochodzeniem, ani nie przezywasz mugolaków od szlam i nędznych szumowin. Jesteś... No, po prostu jesteś sobą.

Kyle przekrzywił głowę i uśmiechnął się lekko do przyjaciółki. Nie spodziewał się takich słów i czuł się nimi mile zaskoczony. Wiedział, że w społeczności Ślizgonów nieco odstaje od reszty, ale niezbyt go to obchodziło - w końcu uczniowie Slytherina byli znani nie tylko z nietolerancji mugolaków, ale również z ambicji, sprytu i braterstwa.

— Cóż, miło, że tak uważasz — odrzekł, obejmując przyjaciółkę ramieniem. — Przesłyszałem się, czy Harry zamierza uczyć zaklęć obronnych?

— Nie przesłyszałeś się — Luna pokręciła głową i uśmiechnęła się. — To jak, pójdziesz?

— Wciąż nie jestem pewien, czy to dobry pomysł — zaczął Kyle - ale zaufam ci i pójdę z tobą.

Twarz Krukonki rozjaśnił jeszcze szerszy uśmiech.

— Miałam nadzieję, że się zgodzisz. Myślisz, że Finlay chciałby pójść z nami?

— Dzisiaj raczej nie. Umówił się ze swoją siostrą, że przy najbliższym wypadzie do Hogsmeade się spotkają. Tylko w taki sposób mogą się ze sobą zobaczyć.

Po tym, jak Heather wyniosła się z domu, rodzice jej i Finlaya postanowili ograniczyć im kontakt, mając nadzieję, że chłopak wciąż będzie podtrzymywał rodzinną ideologię. Tyle że sam Finlay już dawno przestał kierować się ideologią czystej krwi, ale Glowingowie tego nie zauważyli. Podejrzewał, że kiedy już osiągnie pełnoletność, to pójdzie w ślady siostry, bo miał dość tych poglądów.

Przed spotkaniem w Gospodzie pod Świńskim Łbem Kyle i Luna zdążyli jeszcze obejść okoliczne sklepy (obowiązkowo Miodowe Królestwo), pospacerować i porozmawiać. Na spotkanie dotarli idealnie przed rozpoczęciem.

Ledwo zdążyli wejść, a już zostali poczęstowani kremowym piwem. Kyle nie był pewien, czy picie czegokolwiek w tym barze było mądrym pomysłem, ale podejrzewał, że barman nie chciałby otruć ponad trzydziestu osób naraz.

Hermiona Granger od razu zaczęła wyjaśniać zgromadzonym cel spotkania. Z początku nieśmiało, a po chwili mówienia szastała słowami jak z rękawa.

— Pomyślałam, że byłoby dobrze, gdybyśmy wzięli sprawy w swoje ręce, bo Umbridge nie nauczy nas niczego użytecznego — wyjaśniała, a pozostali słuchali jej w milczeniu. — Powinniśmy umieć się obronić, choćby dlatego, że... Voldemort wrócił.

Reakcja nie stanowiła niespodzianki - na dźwięk imienia wywołującego strach w czarodziejach większość zebranych w gospodzie uczniów wzdrygnęło się ze strachu. Na Kyle'u to imię nie robiło większego wrażenia.

— Jaki mamy dowód na to, że Voldemort wrócił? — zapytał jadowicie jakiś blondyn z Hufflepuffu.

Kathleen prychnęła cicho.

— Naprawdę, Smith, czasami mógłbyś się nie odzywać.

— Akurat to samo tyczy się ciebie, Black — odpowiedział zadziornie. Fred, George i Caleb wyglądali tak, jakby mieli zamiar bronić przyjaciółki, ale brunetka cicho powiedziała, że nie ma co marnować sobie na niego czasu, na tyle głośno, by usłyszał to Zachariasz. Ten tylko dodał: — Uważam, że mamy prawo wiedzieć, dlaczego on twierdzi, że Sami-Wiecie-Kto wrócił.

— Widziałem go — wyjaśnił Harry, patrząc prosto na Zachariasza. — W zeszłym roku Dumbledore opowiedział przy całej szkole o tym, co się wydarzyło, i skoro nie wierzycie jemu, to mi tym bardziej nie uwierzycie.

— Jedynym, co powiedział nam Dumbledore, było to, że Cedrik został zabity przez Sam-Wiesz-Kogo i że sprowadziłeś jego ciało z powrotem — odparł Puchon. Kyle musiał przyznać, że Zachariasz Smith jest nadzwyczaj irytujący. — Nie znamy żadnych szczegółów.

— Jeśli przyszliście tu tylko po to, by poznać szczegóły dotyczące śmierci Cedrika, to możecie już iść, bo nie zamierzam o tym rozmawiać — Harry widocznie powoli tracił cierpliwość.

Po słowach Gryfona nikt nie podniósł się z miejsca i nie wyszedł z gospody. O dziwo, nawet Zachariasz Smith siedział na swoim miejscu.

Hermiona powzięła temat ustalenia miejsca spotkań oraz ich częstotliwości, jednak przerwała jej Susan Bones, która bardzo chciała się upewnić, czy Harry naprawdę potrafi wyczarować cielesnego patronusa. I w ten sposób posypały się pytania o poprzednie zasługi Pottera. Choć ten odpowiadał nieco wymijająco i zapewnić, że to wszystko nie było tylko jego zasługą, pytań pojawiało się coraz więcej.

— Nikt nie pomagał ci w rozprawieniu się z tymi dementorami — zauważyła Susan Bones.

— Nie — odpowiedział Gryfon. — W porządku, trochę zrobiłem bez pomocy, ale chciałem powiedzieć wam, że...

— Próbujesz się wymigać od nauczenia nas czegokolwiek? — dokończył Zachariasz, tym samym działając na nerwy nie tylko przyjaciołom Pottera, ale i Kyle'owi.

— Wiesz, Smith, że nikt cię tu nie trzyma? — zauważył Mayers. — Skoro coś ci nie odpowiada, to w każdej chwili możesz stąd wyjść.

Niektórzy Gryfoni (w tym oczywiście Ron Weasley) spojrzeli na Kyle'a ze zdumieniem. W końcu nieczęsto zdarza się, by Ślizgon stanął w obronie Gryfona.

Smith tylko wymamrotał coś pod nosem, ale nikt już tego nie usłyszał.

— Myślę, że Umbridge uważa, że jeśli uczylibyśmy się zaklęć obronnych, to Dumbledore mógłby zmobilizować nas przeciwko Ministerstwu — Hermiona podjęła kolejny temat, tym razem o nauczycielce obrony przed czarną magią. — Coś jak jego własna, prywatna armia.

Nikt nie wiedział, co odpowiedzieć na tę opinię. Jedynie Luna wyrwała się do odpowiedzi:

— To ma sporo sensu. Przecież Knot też ma swoją własną armię.

Zebranych uczniów nieco zaskoczyła wypowiedź blondynki. Zaraz potem dziewczyna zaczęła opowiadać o owych duchach ognia, które przemieszczając się, paliły wszystko na swojej drodze. Choć nikt jej w to nie uwierzył, a Hermiona dodatkowo zażądała dowodu na istnienie tychże duchów, to Luna nie poczuła się w żaden sposób urażona. Miała w końcu swojego przyjaciela, który uważał, że nie na wszystko musi być racjonalne wyjaśnienie, a zwierzęta, w które wierzy Luna, z pewnością istnieją gdzieś na świecie. Dodatkowo Kyle uważał, że bez wiary w te stworzenia jego przyjaciółka nie byłaby sobą.

Pod koniec spotkania osoby zainteresowane dołączeniem do tej grupy miały złożyć swój podpis na liście. Pod zamaszystym podpisem kuzynki Kyle'a pojawił się również podpis Luny. Co ciekawe - napisany do góry nogami. Widząc to, Kyle uśmiechnął się i zapisał swoje imię i nazwisko na pergaminie. W dodatku do góry nogami, tak, jak zrobiła to Luna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro