Rozdział 39. Dusze artystów
Pokój Luny był dosyć osobliwy. Kyle widział go wiele razy, ale zawsze, kiedy tam wchodził, zadzierał głowę do góry, aby zobaczyć portrety narysowane przez Lunę. Był tam też jego portret.
Sam pokój zbudowany był na bazie koła, biorąc pod uwagę fakt, że cały dom wyglądem przypominał wieżę jako figurę szachową. Spore okno zapewniało Lunie dużą ilość światła - Kyle nieraz widział, jak Krukonka siedzi przy owym oknie i rysuje przy dziennym świetle. Twierdziła, że dzienne światło było do tego najlepsze i trudno było jej się dziwić, bo światło lampy nie pokazałoby jej wszystkich szczegółów, które należało podkreślić.
Na suficie w pokoju Luny widniały narysowane przez nią portrety, przedstawiające jej przyjaciół. Był tam nie tylko Kyle, ale i Ginny, Neville, Harry, Ron, Hermiona, Kathleen, Caleb i Finlay. Blondyn podejrzewał, że pozostali nie wiedzieli, że zostali sportretowani przez Lunę.
Luna napiła się nieco naparu, po czym odstawiła kubek na stolik. Wszystko było na nim ładnie poukładane, nie było mowy o żadnym artystycznym nieładzie.
— Wiesz co, Luna? — powiedział, siadając przy stoliku. — Myślę, że oboje mamy dusze artystów.
— Tak uważasz?
— No pewnie. Popatrz tylko - ty pięknie rysujesz, ja pozostawiam po sobie artystyczny nieład.
Luna roześmiała się.
— To fakt, twój bałagan jest bardzo artystyczny.
— Ty jedna mnie rozumiesz — zaśmiał się Kyle. — Finlay zawsze mi mówi, że powinienem tam posprzątać, ale ten bałagan to odzwierciedlenie mojej duszy. — Uśmiechnął się, kiedy ponownie usłyszał chichot Luny. — A co wydarzyło się od moich ostatnich odwiedzin? Czyli... Przez trzy dni?
— Dostaliśmy zaproszenie na wesele — oznajmiła Luna.
— O. Kto się żeni?
— Bill Weasley — wyjaśniła Luna. — Przyszedł razem ze swoją narzeczoną, by zaprosić nas na wesele. Przepraszał za to, że daje nam tak mało czasu, ale biorą ślub w naprawdę przyspieszonym tempie.
— Kiedy dokładnie?
— Pierwszego sierpnia.
Kyle pokiwał głową. Nie było co się dziwić temu pośpiechowi - wojna robiła swoje. Najwyraźniej Bill i jego przyszła żona chcieli powiedzieć sobie Tak jeszcze w czasach pokoju. Kyle wcale się temu nie dziwił, bo gdyby on brał ślub, też wolałby wziąć go w spokoju, nie martwiąc się, że w każdej chwili na przyjęcie mogą wtargnąć Śmierciożercy. Andrew kiedyś opowiadał mu o weselu swojej siostry, kiedy to jakiś Śmierciożerca zaniepokoił ich swoją obecnością. Na szczęście nikomu nie stało się nic poważnego - tylko Andrew rozciął sobie łuk brwiowy gałęzią.
— Kyle — powiedziała do niego Luna. Wyrwany z zamyślenia blondyn przeniósł na nią wzrok. — Chciałbyś iść ze mną na wesele?
Kyle uśmiechnął się lekko do Luny.
— Pewnie — przytaknął. — Jeśli ty chcesz, abym tam z tobą poszedł, to bardzo chętnie.
Luna odwzajemniła uśmiech, ukrywając go za kubkiem, kiedy piła napar z tykwobulwy.
— Bardzo chcę — zapewniła go. — Z tobą na pewno będę się lepiej bawić... Mogę ci teraz pokazać moją szatę, jeśli chcesz.
— No pewnie. — Kyle się uśmiechnął.
— Zamknij oczy — poprosiła go, a Ślizgon spełnił jej prośbę.
Przez dłuższą chwilę siedział z zamkniętymi oczami, słysząc tylko tupot bosych stóp Luny. Potem nie słyszał jej, bo zeszła na dół, jednak zgodnie z danym jej słowem nie otwierał oczu. Czekał na jej powrót.
I się doczekał - ponownie usłyszał kroki Luny, a następnie jej głos:
— Teraz możesz patrzeć.
Rozchylił powieki. Jego oczom ukazała się Luna - stała na środku pokoju, ubrana w żółtą szatę wyjściową. Sukienka miała falbanki zaczynające się poniżej biustu i ciągnące się warstwami przez całą długość. Kyle musiał przyznać, że Lunie było bardzo do twarzy w tej sukience.
— Ślicznie wyglądasz, Luna — powiedział Kyle z uśmiechem. — Żółty bardzo ci pasuje. Jesteś pewna, że Tiara nie wahała się pomiędzy Hufflepuffem a Ravenclaw, kiedy cię przydzielała?
Luna roześmiała się.
— Dziękuję, Kyle. Tatuś mówi, że żółty przyniesie szczęście nowożeńcom.
— Więc Bill i jego żona będą razem bardzo szczęśliwi — stwierdził Kyle. — Będę musiał poszukać sobie jakiegoś żółtego krawatu...
— Też chcesz przynieść szczęście nowożeńcom?
— Tak — przytaknął Kyle. — I pasować kolorystycznie do ciebie.
Podniósł się z miejsca i podszedł do Luny, by następnie wyciągnąć do niej dłoń w geście proszenia jej do tańca.
— Nie mamy wprawdzie muzyki — powiedział — ale może zacznijmy już teraz naukę tańca?
— Umiesz tańczyć, Kyle — zauważyła Luna, ujmując wyciągniętą do niej dłoń.
— Przećwiczyć nigdy nie zaszkodzi — odparł Kyle, po czym jak przystało na dżentelmena, ucałował wierzch dłoni Luny przed rozpoczęciem tańca. Dziewczyna zachichotała.
— Muzyka może grać w naszych sercach — stwierdziła. — Nie musimy jej słyszeć.
— Też tak uważam — przytaknął Kyle. Drugą dłoń ułożył na talii Luny, ona położyła swoją na ramieniu Kyle'a.
Rozpoczęli swój taniec w rytmie tylko im znanej muzyki. Była to oczywiście melodia, którą w Noc Duchów Kyle zagrał Lunie w dowód miłości. Noc Duchów nigdy nie kojarzyła się Kyle'owi z romantycznością, ale cieszył się, że Luna to zmieniła, bo była to zmiana na lepsze.
Ich bose stopy lekko uderzały w tańcu o podłogę, tworząc swego rodzaju muzykę. Kyle obrócił Lunę, przypominając sobie, jak tańczyli razem na Balu Bożonarodzeniowym. Teraz robili to jako para bez żadnej okazji - tak po prostu.
Kyle'owi wydawało się, jakby godzinami wirowali na środku pokoju Luny. Musiał przyznać, że mu to odpowiadało - taniec z Luną był czystą przyjemnością.
Po raz ostatni obrócił Lunę, po czym przechylił ją, przytrzymując, aby nie upadła i w ten sposób wieńcząc taniec. Uśmiechnął się do niej, co ona odwzajemniła. Szare oczy Luny lekko rozbłysły radością. Wyciągęła dłoń w kierunku twarzy Kyle'a, opierając ją o jego policzek. Opuszkiem kciuka dotknęła jego ust, które pod jej dotykiem wygięły się w uśmiechu.
Kyle gotów był pochylić się i złączyć ich wargi w pocałunku i już szykował się do uczynienia tego, jednak przeszkodziły mu w tym oklaski, które dobiegły do jego uszu. Kyle uniósł wzrok i zobaczył, że to Ksenofilius Lovegood oklaskuje ich z takim zapałem.
— Brawo, drogie dzieci! Tańczycie wspaniale, dawno nie widziałem lepszych tancerzy!
Kyle spojrzał na Lunę, która lekko się zarumieniła, przyłapana przez tatę na tańcu z Kylem. Plus to, że prawie się pocałowali...
— Przepraszam, niepotrzebnie wam przerywam... Ale podgrzałem zupę z plumpek słodkowodnych, może jesteście głodni? — zapytał.
Koniec końców Luna i Kyle zasiedli do obiadu razem z Ksenofiliusem. Przez cały posiłek mężczyzna gawędził z nimi wesoło, opowiadając o najciekawszych artykułach, które opublikował w Żonglerze. Po obiedzie zaproponował, aby razem napili się naparu z tykwobulwy, na co Kyle i Luna się zgodzili. Przez chwilę Kyle został sam z Ksenofiliusem, kiedy Luna opuściła ich celem wyjścia do toalety.
Wtedy Ksenofilius spojrzał na niego, a w spojrzeniu tym kryło się coś zagadkowego. Zupełnie jakby Lovegood miał mu coś do przekazania. Wiedząc, do czego zmierzają rozmowy ojców z chłopakami ich córek, Kyle aż się przeraził. Niby pan Lovegood wyglądał niepozornie, ale cicha woda brzegi rwie...
— Już dawno chciałem z tobą o czymś porozmawiać, Kyle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro