Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35. Sąsiedzi są różni

Kyle i Luna postanowili udać się na spacer po okolicy. Chłopak miał nadzieję pokazać jej okolice, w których się wychował, a że ich rodzice nie mieli nic przeciwko temu, nic nie stało na przeszkodzie.

— Wróćcie za jakąś godzinę na obiad, Kyle — poprosiła Sienna.

— Nie martw się, mamo, wrócimy — zapewnił ją Kyle.

— Nie zapomnijcie zabrać ze sobą różdżek — dodał Andrew, posyłając synowi poważne spojrzenie.

Kyle zrozumiał aluzję. Nawet jeśli nie mógł używać czarów poza Hogwartem, to lepiej było zostać wyrzuconym ze szkoły niż polec, jeśli sytuacja byłaby niebezpieczna. Na szczęście rzadko spotykał Śmierciożerców w mieście Worcester - jeśli chodzi o ścisłość, w ostatnim czasie nie rzucił mu się w oczy żaden. Mimo to ostrożności nigdy nie było za wiele.

Po otulonym bielą śniegu mieście nie chodziło w tym momencie zbyt wielu ludzi. Kyle i Luna nie spotkali nikogo innego prócz sąsiadów Mayersów. Było to starsze i bezdzietne małżeństwo, mające zwyczaj ucinania sobie pogawędek ze swoimi sąsiadami. Kyle zdecydowanie nie był wyjątkiem - mili państwo przywitali się z nim i zapytali, jak mijają święta jemu i rodzicom. Odchodząc, życzyli miłego spaceru Kyle'owi i Lunie. Chłopak podejrzewał, że od razu wyciągnęli wniosek, że Luna jest jego dziewczyną. W tym aspekcie na pewno się nie pomylili.

— Masz bardzo miłych sąsiadów — zauważyła Luna, obejrzawszy się przez ramię na odchodzącą parę.

— Też tak uważam. Hughesowie to przemili ludzie — przytaknął Kyle. — Ale mieliśmy kiedyś gorszych sąsiadów. Strasznie byli ciekawscy, rodzice często musieli uważać na to, co mówią, aby nie wydać się z tym, że są czarodziejami. Wydaje mi się, że Clarke'owie szczególnie nas nie lubili — dodał ze śmiechem.

— To dziwne — stwierdziła Luna. — Nie myślałam, że to możliwe.

— Co takiego?

— To, że ktoś może was nie lubić — odrzekła Luna, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. — I ty, i twoi rodzice jesteście cudownymi ludźmi. Jak można was nie lubić?

— Cieszę się, że tak uważasz, Luna. — Kyle lekko uścisnął jej dłoń, którą trzymał w swojej. — Ale jak widać da się mnie nie lubić. Spójrzmy na takiego Malfoya czy Lowesta. Jeśli zechcesz, podadzą ci cały arsenał powodów, dla których nie warto mnie lubić.

— Nie chcę poznać tego arsenału — uznała Luna. — I uważam, że zaatakowały ich gnębiwtryski. Dlatego mają o tobie takie zdanie.

Kyle roześmiał się pod nosem.

— Nie no, Luna, ja cię naprawdę kocham... — powiedział, w ten sposób wywołując u niej uśmiech.

— I ja ciebie, Kyle — odpowiedziała, a po jej głosie dało się poznać, że mówi szczerze.

Kyle nie oczekiwał od niej takiego zapewnienia, ale przez to zrobiło mu się cieplej na sercu.

— Cieszę się, że się zgadzamy — oznajmił wesoło. — A jak ci się podoba w naszym mieście? Pewnie jest troszkę inaczej niż u was...

— Troszeczkę — przytaknęła Luna. — Bezpośrednio obok nas nie ma domów, co najwyżej w oddaleniu mieszkają Weasleyowie, Fawcettowie i państwo Diggory.

Kyle pokiwał głową. Będąc w Worcester podczas przerwy świątecznej czy też w wakacje miał kontakt z sąsiadami praktycznie za każdym razem, kiedy wychodził z domu. Luna miała zupełnie odwrotnie, bo jej sąsiedzi mieszkali nieco dalej, jednak to nie uniemożliwiało jej spotkań z Ginny, która poniekąd była jej sąsiadką.

Śnieg zaczął padać nieco mocniej, więc Kyle i Luna zdecydowali się na powrót do domu. Na szczęście nie natknęli się na żadne niebezpieczeństwo, jednak Kyle i tak do samego końca uważnie obserwował okolicę. Nie zamierzał pozwolić, aby ktoś skrzywdził Lunę.

• • •

— Jesteś jakiś dziwnie wesoły, Fin — stwierdził Kyle po tym, jak zajął miejsce w przedziale i wdał się w pogawędkę o świętach ze swoim przyjacielem. — Ognista jeszcze cię trzyma czy jak?

Święta były (albo chociaż powinny być) radosnym czasem, jednak w przypadku Finlaya nigdy się to nie sprawdzało - nie przepadał za świętami. Właśnie w Boże Narodzenie zjeżdżała się rodzina, której nie lubił. I to właśnie ta szczególnie wyczulona na czystość krwi i inne tego typu nieistotne dla Finlaya szczegóły. Kyle pamiętał, że Finlay wracał ze świąt nieszczególnie zachwycony, a już zwłaszcza od czasu, kiedy jego siostra na zawsze opuściła dom rodzinny, w ten sposób zostając na zawsze wykluczoną z rodziny Glowingów.

Tym razem jednak było inaczej. Po głosie Finlaya Kyle poznał, że coś musiało się wydarzyć podczas przerwy świątecznej - tylko co? Powrót Heather był mało możliwy. Podobnie jak to, że Glowingowie przestali być tak konserwatywni. Z drugiej strony szkoda byłoby od razu tracić nadzieję, skoro miała ona umrzeć jako ostatnia.

— Długa historia — stwierdził Finlay wymijająco.

— Która powstała w towarzystwie Ognistej Whisky? To by miało sens...

— Coś się tak tej Ognistej uczepił? — zdziwił się Finlay.

— Wybacz, Fin. Nie moja wina, że tak rzadko wracasz wesoły z przerwy świątecznej. — Kyle wzruszył ramionami. — Nie przywykłem jeszcze do tego.

— To nie zasługa Ognistej — zapewnił go Finlay.

— W takim razie czyja?

Brunet uśmiechnął się do siebie, co totalnie skonfundowało Kyle'a. Całą swoją siłą woli powstrzymał się od sprawdzenia temperatury swego przyjaciela.

— No, poznałem kogoś — oznajmił lakonicznie Finlay. — To znaczy, znałem ją już wcześniej, teraz... Poznałem ją bliżej.

— No, no, Fin, zaskakujesz mnie — odezwał się Kyle. — Kim ona jest?

— To... Parvati Patil — odpowiedział Finlay.

Kyle lekko uniósł brwi. Los bywał naprawdę psotliwy, bo naprowadził na siebie Gryfonkę oraz Ślizgona pochodzącego z rodziny, która zagorzale aprobowała ideologię czystej krwi i nie tolerowała Gryfonów. Cóż za zabawny zbieg okoliczności, pomyślał Kyle.

— Cieszę się, że kogoś poznałeś — powiedział szczerze Kyle, poklepując Finlaya po ramieniu. — Zasługujesz na to tak, jak każdy inny człowiek na Ziemi. A skoro Parvati doprowadza cię do takiej radości, to musi to być...

— Hej, Kyle, nie rozpędzaj się tak, bo czuję się, jakbyś składał mi życzenia z okazji zaręczyn czy coś — roześmiał się Finlay.

Kyle niewinnie wzruszył ramionami.

— Działaj, to może kiedyś ci je złożę...

Za to zdanie Finlay szturchnął go w żebra.

— Za bardzo się rozpędzasz. Nie zamierzam wdawać się w związki dopóki nie będę pewien tego, co czuję.

— I prawidłowo, Fin — pochwalił go Kyle. — Rzeczywiście z tym nie ma się co spieszyć. To jeszcze zdąży nadejść. Ale opowiadaj, jak to się stało, że się zgadaliście.

Blondyn naprawdę cieszył się, widząc, że Finlay jest weselszy po bliższym zapoznaniu się z Parvati Patil. Po tym nieudanym zakochaniu w Kathleen Finlay potrzebował czasu, aby to uporządkować i wyzbyć się tego uczucia. Kyle podejrzewał, że tego nie da się pozbyć w całości, jednak większa część tego nieszczęśliwego zakochania już przeminęła.

W pewnym sensie wesołość Finlaya po bliższym poznaniu Parvati przypominała Kyle'owi o tym, jak on zachowywał się po zapoznaniu się z Luną - ta ciekawość w stosunku do drugiej osoby, zafascynowanie nią, radość ze spędzonej z nią chwili... Ślizgon nie chciał z góry zakładać, że Finlay i Parvati na pewno zostaną parą, ale jeśli miało się tak stać, to Kyle szczerze życzył im powodzenia.

A jeśli nie, to Finlay zyska dobrą przyjaciółkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro