Rozdział 31. Jak niuchacz na otwarcie banku
— Chciałabyś pójść ze mną na przyjęcie do Slughorna, Luna? — To pytanie padło z ust Harry'ego jakiś czas po tym, jak Luna zgodziła się iść na to przyjęcie z Kylem. — Wiesz, tak jako przyjaciele...
Luna posłała Harry'emu lekko przepraszające spojrzenie.
— Kyle już mi to zaproponował — odparła blondynka. — I zgodziłam się, więc... Nie, Harry.
Gryfon kiwnął głową, zastanawiając się, kogo w takim razie miałby ze sobą zabrać. To akurat było już jego zmartwienie.
Tymczasem Finlay spojrzał krytycznym wzrokiem na swój esej z eliksirów, który Slughorn chciał dostać jeszcze przed świętami.
— Ciągle czegoś mi tu brakuje — stwierdził, na co Kyle wziął pergamin i zaczął czytać wypracowanie przyjaciela.
W miarę, jak zaczytywał się w eseju, zastanawiał się, jakim sposobem Finlay ogarnia te eliksiry. Wiedza Kyle'a o eliksirach była na poziomie podstawowym, natomiast tutaj widział już troszkę bardziej zawiłe rzeczy.
— Na Merlina, dawno nie miałem eliksirów i już nie wiem, co z czym się je — westchnął, oddając Finlayowi pergamin.
Ślizgon roześmiał się.
— Tak to z twoją pamięcią bywa. Starość nie radość.
Kyle spojrzał na niego z oburzeniem.
— Hej! Przypominam, że to ty jesteś starszy!
— Ale to ciebie biorą zaniki pamięci.
Blondyn wciąż udawał oburzonego, po czym uśmiechnął się.
— Cóż, winny nie jestem, więc co ja się będę tłumaczył.
Dłoń Finlaya spotkała się z jego czołem.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Święta zbliżały się naprawdę wielkimi krokami, a wraz z nimi nadchodził dzień, kiedy to miało odbyć się przyjęcie u Slughorna. Normalnie Kyle byłby raczej mało zachwycony faktem, że musi tam iść, bo niezbyt był chętny do przebywania w gronie ludzi, z którymi raczej nie rozmawiał. Jednak to, że Luna zgodziła się z nim pójść, zupełnie zmieniało postać rzeczy. Wizja pójścia na przyjęcie wraz z nią była dla Kyle'a czymś, co sprawiało, że znacznie chętniej wybierał się na to spotkanie.
Ostatnio dowiedział się, że Kathleen też idzie na przyjęcie do Slughorna. Została tam zaproszona przez Harry'ego, najprawdopodobniej po tym, jak Luna mu odmówiła. Kyle cieszył się, że zaprosił ją jako pierwszy.
— No, Mayers, nieźle się odwaliłeś na to przyjęcie do Slughorna — powiedział Finlay, kiedy Kyle był już przebrany w swoją szatę wyjściową.
Według Kyle'a była to dosyć zwyczajna, jednak wciąż ładna szata wyjściowa. Zupełnie inna od tej, którą miał na Balu Bożonarodzeniowym, bo od tamtego czasu zdążył trochę podrosnąć, przez co ubranie to zrobiło się nieco przykrótkie i przyciasnawe. Na nową szatę, uszytą przez jego ciotkę, która była wprawiona w szycie ubrań, składała się granatowa koszula oraz ciemnoszara szata, którą miał narzucić na wierzch, a także spodnie w kolorze szaty, która była podszyta od spodu granatowym materiałem, co nieźle współgrało z kolorem koszuli. Do tego miał czarne buty. Kyle zrezygnował z krawatu, bo uważał, że nie ma powodu, by się aż tak stroić. Szedł w końcu tylko na przyjęcie, a nie na wesele.
Blondyn przerwał poprawianie mankietów i posłał swojemu przyjacielowi zdegustowane spojrzenie.
— Raz na jakiś czas muszę wyglądać jak człowiek.
— Nie wychodzi ci to raz na jakiś czas — stwierdził Finlay — bo dużo dziewczyn dalej do ciebie wzdycha.
Kyle wzruszył ramionami.
— Cóż poradzę, że nie mają na co liczyć.
— Muszą sobie jakoś poradzić — przytaknął Finlay, po czym podniósł z kołdry książkę, którą wcześniej tam odłożył.
Kyle kiwnął głową, po czym opuścił dłonie, poprawiwszy już swoje mankiety. Wziął szatę, którą następnie na siebie narzucił i poprawił ją, jakby chciał się upewnić, czy leży tak, jak powinna.
— No dobra, Fin, powiedz szczerze, czy wyglądam jak człowiek, czy jak... Nieczłowiek.
Finlay parsknął śmiechem na to ostatnie określenie.
— Na pewno jak człowiek — zapewnił go. — Odwaliłeś się jak niuchacz na otwarcie banku, możesz iść.
Teraz to Kyle się roześmiał.
— Niuchacz na otwarcie banku? Ty jesteś niemożliwy, Finlay.
— Ostatnio Luna wspominała coś o niuchaczach, że lubią złoto i tak mi się powiedziało — odparł, wzruszając ramionami. — Ruszaj, Kyle, bo spóźnicie się na przyjęcie i Slughorn ci tego nie wybaczy.
Kyle znów się roześmiał, po czym opuścił dormitorium. Zmierzając w kierunku wyjścia z pokoju wspólnego, minął się z Elliotem, który zaszczycił go jedynie krótkim i jakże krytycznym spojrzeniem. Nie odezwał się do niego ani słowem, co akurat bardzo Kyle'owi odpowiadało. Elliot od incydentu z babeczkami albo traktował Kyle'a jak powietrze, albo rzucał jakieś wredne odzywki, które oczywiście od razu były miażdżone przez sarkazm Mayersa. Potem oczywiście Elliot znów ignorował Kyle'a i w ten sposób koło się dopełniało. Blondyn naprawdę nie rozumiał Elliota, ale uznał, że chyba woli nie poznawać.
Kiedy dotarł pod pokój wspólny Krukonów, nie musiał długo czekać na Lunę. Uśmiechnął się do niej szeroko, kiedy do niego podeszła. Miała na sobie szatę w kolorze srebrnym, w której wyglądała naprawdę ładnie zdaniem Kyle'a. Tym razem zrezygnowała ze swojego naszyjnika i kolczyków, co akurat zwróciło uwagę Mayersa. Nigdy nie miał nic przeciwko oryginalnej biżuterii Luny i teraz troszkę zastanawiało go to, dlaczego przyszła bez niej. Nie chciał jej o to od razu wypytywać.
— Hej, Luna — przywitał ją z uśmiechem, po czym wyciągnął ramię w jej kierunku. — Chodźmy, bo pewnie Slughorn będzie niepocieszony, jeśli się spóźnimy.
Luna przytaknęła z uśmiechem, po czym ułożyła dłoń na przedramieniu Kyle'a i razem ruszyli w kierunku gabinetu profesora Slughorna.
— Tak swoją drogą, to bardzo ładnie wyglądasz — powiedział w pewnym momencie Kyle.
Wcześniej Luna dosyć rzadko otrzymywała jakiekolwiek komplementy od rówieśników. Teraz, kiedy słyszała je od Kyle'a, musiała przyznać, że to naprawdę miłe uczucie, choć niekiedy robiło jej się cieplej na policzkach, jak na przykład teraz.
— Dziękuję, Kyle — odpowiedziała, lekko się uśmiechając. — Nie zakładałam dziś moich kolczyków i naszyjnika i trochę się martwię, czy nie dopadną nas nargle...
— O nic się nie martw, Luna, żadne nargle mi niestraszne — zapewnił ją Kyle. — Za pomocą mojej zabójczej perswazji przekonam je, by zaatakowały Elliota. — Uśmiechnął się, kiedy Luna roześmiała się cicho. — A tak właściwie, czemu ich nie wzięłaś? Ten naszyjnik i kolczyki do ciebie pasują...
— Wszyscy uważają to za dziwne — wyjaśniła Luna. — Nie chciałam... Hm, żeby potem o tobie plotkowali, bo pojawiłeś się na przyjęciu w towarzystwie tak dziwnie ubranej osoby...
W tym momencie Kyle zatrzymał się, po czym ująwszy dłonie Luny, zamknął je w swoich, na co blondynka patrzyła z zaskoczeniem.
— Luna, pamiętaj, że to, co wszyscy sobie o tobie myślą, nie ma dla mnie znaczenia. Wiem, jaką cudowną osobą jesteś ty i nikt nie zmieni mojego zdania. I... Nigdy nie wierz w to, co mówią o tobie te wszystkie oszołomy, dobrze?
Tego nie musiał Lunie mówić. Dziewczyna nigdy nie przejmowała się tym, co mówią o niej ludzie, opinia innych była dla niej mało ważna. Tylko tym razem uznała, że kolczyki ze śliwek i naszyjnik z kapsli po piwie kremowym to nie najlepszy pomysł, bo za nic nie chciała, aby ludzie zaczęli plotkować o Kyle'u. Ona nie przejmowała się tym, co mówią o niej ludzie, ale nie wszyscy tak do tego podchodzili.
Jednak Kyle nie miał nic przeciwko jej oryginalnemu ubiorowi i za to Luna była mu wdzięczna - uczuciem nie do opisania było dla niej posiadanie kogoś, kto kochał całą jej oryginalność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro