Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29. Demimozy na przestrzeni lat

— Zawsze w ciebie wierzyłem, Mayers — powiedział Finlay, kiedy Kyle wrócił na kolację w Noc Duchów, po czym cicho powiedział mu szczęśliwą nowinę.

— Nawet wtedy, kiedy ja powoli przestawałem — zaśmiał się Kyle. — I za to ci dziękuję.

— Od czego masz przyjaciela — Finlay wyszczerzył zęby.

Kyle uśmiechnął się. Wcześniej Finlay niezbyt lubił Lunę, a w tym roku na szczęście się to zmieniło. Ba, w tym roku Finlay dosłownie popychał go do Luny, więc to była naprawdę spora zmiana.

Związek Kyle'a i Luny nie nabierał na prędkości aż tak szybko, jak by się wydawało - w każdym razie niewielu wiedziało o tym, że oni właściwie są razem. Jedynymi, którzy dostąpili zaszczytu dowiedzenia się tego, byli Finlay, Kathleen z Calebem, kuzynki Kyle'a oraz Ginny. Głównie dlatego, że Luna i Kyle zgodnie stwierdzili, że na razie chcą sami się z tym oswoić i nacieszyć faktem, że praktycznie nikt o tym nie wie.

— Gdyby kiedykolwiek te dziewczyny z Gryffindoru się do ciebie czepiały, to o wszystkim mi powiedz — poprosił ją, kiedy któregoś wieczoru siedzieli na tym samym co zawsze parapecie. Luna opierała głowę o ramię Kyle'a, natomiast Kyle obejmował ją ramieniem.

— Ludziom trzeba wybaczać, Kyle — odparła Luna spokojnie.

— Wiem, przecież ja cały czas wybaczam ludziom — odparł, po czym dodał po chwili namysłu: — No, przynajmniej się staram. Ale nie chcę, żeby czepiały się do ciebie przeze mnie!

— Na pewno nie będą. — Luna jak zwykle patrzyła na wszystko optymistycznym okiem.

Kyle uśmiechnął się i wolną ręką ujął dłoń Luny, po czym zaczął pocierać kciukiem jej wierzch.

— Mam taką nadzieję. — Po tych słowach westchnął. — Szkoda tylko, że w dzisiejszych czasach niczego nie możemy być pewni... Znaczy, jestem pewny, że cię kocham, ale...

— Chodzi ci o wojnę — domyśliła się Luna, obserwując, jak Kyle bawi się jej dłonią, przykładając ją do swojej, jakby porównywał ich wielkość.

Blondyn kiwnął głową.

— Tak. — Splótł swoje palce z palcami Luny. — Nie chciałbym, by kiedykolwiek groziło ci niebezpieczeństwo...

— Trzeba być dobrej myśli — skwitowała Luna, na co Kyle lekko się uśmiechnął i pocałował ją w policzek.

Naprawdę trudno było wyprowadzić ją z równowagi i pozbawić nadziei. Zawsze miała w sobie tyle pokładów spokoju, że aż czasami zadziwiało to Kyle'a.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Przy najbliższym wyjściu do Hogsmeade Kyle aż zabrał swoją kuzynkę do Trzech Mioteł, w podziękowaniu za radę, której mu udzieliła.

— Tak szczerze, to nie za bardzo po was widać, że jesteście razem — stwierdziła brunetka, zdejmując czapkę ze swoich czarnych loków.

— Ten, kto ma wiedzieć, wie — stwierdził Kyle. — A kto nie, to... Cóż, przykro mi, ale najwyraźniej nie musi o tym wiedzieć już teraz.

Kathleen uśmiechnęła się.

— Taki związek w ukryciu, co? Romantycznie i uroczo.

— Nie jestem uroczy — stwierdził Kyle niezadowolony jak dziecko, któremu jakaś ciotka zaczęła mówić, jak bardzo wyrósł od ostatniego spatkania.

— Myślę, że kilka dziewczyn od Romildy Vane uważa inaczej. — Kathleen wzruszyła ramionami, unosząc do ust kufel z piwem kremowym.

Tym razem to Kyle wzruszył ramionami.

— Jakoś mnie to nie obchodzi, dopóki nie czepiają się Luny — odparł Kyle. — A swoją drogą naprawdę dzięki za radę, której mi udzieliłaś. Gdyby nie ty i Finlay, pewnie jeszcze długo bym się martwił i w ogóle...

— Drobiazg, Kyle. — Brunetka uśmiechnęła się. — Wiesz, że zawsze chętnie pomagam mojemu młodszenu kuzynowi, kiedy ten tego potrzebuje.

Kyle spojrzał na swoją kuzynkę ze zdegustowaniem.

— Ile jeszcze będziesz wypominać mi te osiem miesięcy?

— Nie pozwolę ci o tym zapomnieć — zaśmiała się Kathleen.

Blondyn westchnął z udawanym zrezygnowaniem. Mimo wszystko bardzo lubił swoją kuzynkę i cieszył się, że ją ma.

Jakiś czas później Kyle i Kathleen opuścili pub i ruszyli przez wioskę w poszukiwaniu Luny i Caleba. Finlay akurat spotkał się ze swoją siostrą, więc jak zapowiedział nie zanosiło się na to, by szybko wrócił - czasami potrafił się z nią tak zagadać, że ledwo zdążał wrócić na czas. Blondyn wcale mu się nie dziwił, bo Finlay tylko w ten sposób mógł na żywo porozmawiać ze swoją siostrą. Heather nie mogła tak po prostu wparadować sobie do domu, z którego uciekła. To znaczy, nic nie stało jej na przeszkodzie, ale wiadome było, że nie wyglądałoby to normalnie. Tym bardziej, że do domu Glowingów raczej nie miała już wstępu po tym, jak z niego uciekła.

Kyle i Kathleen dosyć szybko spotkali się z Luną i Ginny. Kyle nie zauważył, jak jego kuzynka oraz Ginny posyłają sobie porozumiewawcze spojrzenia.

— Widziałyście może po drodze Caleba? — zapytała je Kathleen.

— Ostatnio był przy sklepie z piórami... — powiedziała Luna. — Ale czy dalej tam jest?

— Fakt, mogło go już stamtąd wywiać. — Kathleen pokiwała głową.

— Nie martw się, pomogę ci go znaleźć — zapewniła ją Ginny, po czym lekko popchnęła Lunę w stronę Kyle'a.

Krukonka zaśmiała się, patrząc, jak Kathleen i Ginny machają im dłońmi po drodze.

— Nie martw się, na pewno nie mają zamiaru cię obgadywać — zapewnił ją Kyle. — Uplanowały sobie, że zostawią nas samych i dopięły swego.

Luna pokiwała głową.

— Wiem, że by tego nie zrobiły — przytaknęła. — Ginny to moja przyjaciółka.

Kyle uśmiechnął się i lekko splótł palce z palcami swojej dziewczyny.

— Swoją drogą w wakacje moja ciotka opowiadała mi o takim zwierzaku, którego widziała kiedyś niedaleko Hogsmeade... Nie wiem tylko, jak się nazywał, ale podobno umie znikać.

— To demimoz — odpowiedziała swoim wiecznie rozmarzonym głosem. — One potrafią znikać.

Kyle uśmiechnął się do niej.

— Skoro ty tak mówisz, to nie mam wątpliwości, że to demimoz — powiedział, po czym zapytał: — Może chcesz się na niego przyczaić? Jeśli poczekamy, prędzej czy później na pewno przyjdzie...

Luna przystała na jego propozycję, więc obydwoje ruszyli w miejsce, które ciotka Kyle'a opisała mu na tyle szczegółowo, że udało mu się je znaleźć.

Miejsce to znajdowało się nieopodal lasu przy wiosce, pod sporym drzewem, które zapewne pamiętało przeszłe już lata, które w Hogwarcie spędziło wielu, wielu uczniów, często nawet par.

— Ciekawe, jak długo będziemy na niego czekać — westchnął Kyle, przykucając na ziemi.

Luna przykucnęła obok niego i uśmiechnęła się.

— Może nie aż tak długo...

— Postaram się nie zasnąć — zapewnił ją Kyle ze śmiechem.

Co prawda czekali dosyć długo, ale w tym czasie rozmawiali ze sobą szeptem. Czas, kiedy powinni już wracać do zamku niebezpiecznie się zbliżał.

— Chyba powinniśmy... — zaczął Kyle i już miał podnieść się z miejsca, ale Luna złapała go za nadgarstek, nie pozwalając mu na to.

— Jest — powiedziała cicho i uśmiechnęła się.

Kyle powiódł wzrokiem tam, gdzie Krukonka zobaczyła demimoza i też zobaczył owo zwierzę. Było to stworzenie przypominające szympansa o srebrzystej sierści. Nie był to jednak jedyny demimoz, którego zobaczyli - zaraz za nim szła trójka młodych demimozów, a cały ten pochód zamykał drugi dorosły demimoz.

Ślizgon uśmiechnął się. Zapewne nie był to ten sam demimoz, którego widziała jego ciotka, jednak warto było wiedzieć, że kolejne pokolenia demimozów żyją sobie nieopodal Hogwartu równolegle z kolejnymi pokoleniami uczniów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro